czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 77

JUSTIN

Mój dzień był świetny, do czasu... Cały czas od rana byłem w studiu, nagrywałem nową płytę. Miałem nadzieję, że spodoba się fanom, i przebije resztę.
Wypuściłem jedną piosenkę, i od razu otrzymała same pozytywy, pierwsze miejsce na Itunes.

Był to dla mnie po części pewien sukces. Był to taki wstęp do płyty, a reakcje były przychylne. Nie martwiłem się zbytnio, bo wiedziałem, że ta płyta to będzie coś specjalnego. Coś takiego co wywoła
 w mediach szał, coś co każdy będzie chciał mieć.

Chciałem pochwalić się Kate tą całą sytuacją. Wieczorem, niestety dopiero wtedy wypuścili mnie ze studia.
Płyta była prawie gotowa, miałem nadzieję, że Katherine podzieli ze mną entuzjazm.

Pożegnałem się ze Scooterem, Ryanem, Tomem. Przed budynkiem czekało na mnie kilka fanek. Pewnie tweetowały, stąd wiedziały gdzie jestem. Podpisałem im koszulki, zdjęcia, telefony. Zrobiłem sobie trochę zdjęć, i porozmawiałem chwilę. Pożegnałem je i usprawiedliwiłem się rodziną. Zrozumiały to. Wsiadłem do auta, z myślą, że za chwilę zobaczę swoją córkę i narzeczoną.

Pojechałem skrótami, i około dwudziestu, może trzydziestu minut później byłem na miejscu. Zgasiłem silnik i wysiadłem, zamknąłem za sobą auto i skierowałem się do środka.  W domu światło paliło się tylko od lampki nocnej mojej córeczki. Wszedłem do środka, było cicho... Nawet za cicho.

Poszedłem wpierw do małej. Płakała i obracała się z boku na bok. Wziąłem ją na ręce i chwilę z nią pochodziłem. Pobujałem ją, pośpiewałem, przytuliłem. Od razu się uspakajała, gdy słyszała mój głos.
Pogłaskałem ją po głowie i położyłem w łóżeczku.  Była taka spokojna, mały aniołek.

Wyszedłem po cichu, na palcach. Katherine nie wyszła nawet z pokoju, by się ze mną przywitać. Pomyślałem, że ma bardzo mocny sen. Widocznie była przemęczona, nie budziłem jej specjalnie głośno się zachowując, dałem jej spokojny sen.

Poszedłem do łazienki by umyć zęby, nie miałem sił na mycie się. Wszedłem do łazienki i zobaczyłem rozsypane pudełko z tabletkami. Nie wierzyłem, że Katherine nadal je brała nie mówiąc mi nic. Poszedłem do jej pokoju chcąc jej powiedzieć wszystkie swoje wyrzuty, na temat tych tabletek.

Wszedłem do pokoju, Kate leżała lekko uśmiechnięta na łóżku, była blada. Uklęknąłem obok niej i cicho wyszeptałem do ucha jej imię. Nie reagowała, lekko szturchnąłem ją w ramię, nadal nic. Przyłożyłem rękę do jej odkrytego brzucha, poraziło mnie jej zimno. Ciało miała blade, zimne... Mój oddech stał się ciężki, bo wiedziałem co się stało. Moje oczy zapełniły się łzami, a ciało całe jakby zrobiło się sztywne, nerwowe.

Drżałem niemalże z nerwów. Nigdy nie sądziłem, że do tego dojdzie, gdybym tylko mógł coś zrobić. Przytuliłem ją mocno do siebie, oddając trochę ciepła, przyłożyłem dłoń do jej ręki, by wyczuć puls, ledwo co mogłem go poczuć.

Zadzwoniłem po karetkę i do swojej mamy , zjawili się natychmiastowo.  I karetka i mama. Została z Natalie, ja wsiadłem z Kate do karetki. Złapałem ją za ręce, ratownicy starali się cokolwiek jeszcze z niej wykrzesać. Niby otworzyła oczy i spojrzała na mnie.

Miała jakby zapłakane oczy, zero świadomości. Uklęknąłem przy niej i pocałowałem ją w zimną dłoń.
Jej wzrok mówił, że mnie kocha... Nie radziłem sobie kompletnie z tą sytuacją.
Kocham Cię wyszeptałem jej to do ucha i pocałowałem w zimne, stające się sinymi wargi.

Ratownicy dojeżdżając do karetki, nadal udawali, że coś z nią robią. Wiedziałem jednak, że nic to nie daje, chciałem spędzić  z nią życie, a tymczasem zostałem sam z córką. Jedyną pamiątką po Kate. Wychodząc z karetki dostrzegłem lekarza, który przepisał tabletki Kate.

Podszedłem do niego i zapytałem jeszcze wtedy grzecznie

- Panie doktorze, co za świństwo przepisał Pan Katherine?

- Katherine?

- Gomez, mojej narzeczonej.

- Nie mogę powiedzieć. Tajemnica lekarska mnie obowiązuje.

- Niech Pan mi tu ściemy nie wciska. Ona umiera, chcę tylko wiedzieć.

- Zwykłe tabletki na ból. Może wzięła ich za dużo, jednak jakiś limit w tym wszystkim powinna zachować. Jeśli była przemęczona, to sen, nie tabletka. Powinna wiedzieć.

- Mógł Pan powiedzieć, że te tabletki ją zabiją  - powiedziałem ze łzami w oczach

- Ona już miała słaby organizm, nic by nie pomogło. Ta ciąża i poród naturalny ją dobiło. Niestety nikt nic nie mógłby zaradzić. Przykro mi.

- Mi także - powiedziałem uderzając go pięścią w twarz

Upadł na ziemię, z jego nosa zaczęła sączyć się krew. Podbiegło do niego kilku lekarzy i pielęgniarek.
Ja zaś ze łzami w oczach wróciłem do swojej narzeczonej. Byłem wściekły na cały świat.

- Zadzwonimy na policję, za atak na niewinnego człowieka - krzyknęła pielęgniarka

- Nie, nie róbcie tego, rozumiem to co przeżywa, tak młody człowiek - odparł lekarz

Podziękowałem mu jedynie zapłakanym wzrokiem. Nie wiedziałem sam co ze sobą zrobić. Wszystko wydawało mi się już takie bezsensowne. Jedyną osobą dla której jeszcze sobie nic nie zrobiłem była Natalie. Gdyby nie Ona to wszystko byłoby pozamiatane, mnie by nie było. Odszedłbym z Katherine.

Lekarz stwierdził zgon. Nie! Nie! Nie chcę być sam, ja nie umiem być sam... Już nie umiem tak. Kiedyś było łatwiej, a teraz? Bez miłości swojego życia, nie!

Zacząłem się rzucać w szpitalu po wszystkich. Nie umiałem się opanować, chciałem iść do niej i ostatni raz ją mieć w swoich ramionach. Nie pozwolili mi, powiedzieli stanowczo nie. Nie miałem już nikogo.
Kiedyś było mi łatwiej, a teraz? Płaczę jak mały chłopiec. Nawet gdy nie byliśmy razem, wiedziałem, że gdzieś tam jest. Mogliśmy nie rozmawiać ze sobą trzy tygodnie, ale wiedziałem, że jest, żyje...

W szpitalu siedziałem do szóstej nad ranem dnia następnego... Nie wiem czemu, chyba miałem nadzieję, że coś się zmieni, że odżyje... Sam siebie oszukiwałem. Wiem, że zawsze będzie żywa w moim sercu i, że nie zwiążę się już z żadną inną kobietą, nie umiałbym.

Kiedy o szóstej dotarło do mnie to co się stało, ponownie się rozpłakałem, płakałem jak małe dziecko. Wszystko załatwiłem ze szpitalem, i pogrzeb i jej strój w którym ma być pochowana. Wyszedłem ze szpitala i skierowałem się na naszą plażę.

Tak bardzo wtedy chciałem umrzeć, chciałem żeby mnie coś rozjechało, potrąciło, nie myślałem racjonalnie. Mimo tego, że w domu czekała na mnie córeczka. Tak bardzo podobna do Katherine.
Sam jak palec siedziałem na naszej plaży, rozmyślając o tym jak sobie poradzę, jak potoczy się dalej moje życie bez tak bliskiej mi osoby u boku.

Siedziałem chyba do dziesiątej na tej plaży, czując jak słońce lekko pieści me policzki. Tak bardzo chciałem się cofnąć w czasie i sprawić by te wszystkie wydarzenia, te złe, rozstania, oszustwa, nie miały miejsca. Chciałbym móc z nią spędzić więcej czasu, chociaż jeszcze jeden dzień... Czułem jej obecność, czułem jakby siedziała obok mnie.

Ale nie mogłem z nią porozmawiać ani jej przytulić, nigdy więcej. A przecież wczoraj, jeszcze wczoraj byliśmy jednością. Przeglądając wszystkie nasze wspólne zdjęcia, nie dochodziło do mnie to, że wszystko się rozsypało, jednego z nas już nie było... Tej ważniejszej części mnie.

Wolałbym nigdy z nią nie być, nigdy jej nie poznać niż teraz ją stracić i tak cierpieć. Mógłbym się z nią rozstać, tylko gdybym wiedział, że będzie żyła, zniósłbym to, że nie jesteśmy razem, ale nie to, że jej w ogóle nie ma.

Kolejne dwa dni spędziłem leżąc w domu, pod kołdrą, miałem wyłączony telefon, leżałem i wtulałem się w poduszkę Kate, czułem jeszcze jej zapach, jej ciepło. Wszystko leżało w pokoju tak jak tamtego dnia, nie ruszyłem nic, chciałem by tak zostało. Leżałem, płakałem, nie jadłem, nie spałem. Cały czas rozmyślałem
o niej, o nas...

Dlaczego ja zawsze mam takiego cholernego pecha, zawsze tracę najbliższych. Dlaczego? Jestem jakiś inny? Nie jestem ich wart? Moja mama przez dwa dni opiekowała się Natalie. Oczywiście codziennie jej mówiłem, że ją kocham i to ja ją usypiałem. Nie chciałem nigdy tak mamy obarczyć, ale nie dałbym sobie sam teraz rady. Cieszyłem się, że rzuciła wszystko i była przy mnie. Rodzice Kate... Załamani tak samo jak ja, nie wiedzieli sami co ze sobą zrobić, bo moim telefonie i po poinformowaniu ich o tej tragedii.

Dzisiaj był najgorszy dzień ze wszystkich, dzień pogrzebu. Wstałem rano z łóżka, całą noc miałem zarwaną, leżałem tylko o kawie.  Poszedłem do łazienki, umyłem swoje włosy, ogoliłem się, umyłem ciało.
Opłukałem twarz i umyłem zęby. Pogrzeb był na dwunastą, a zegarek dopiero wskazywał dziesiątą.
Fakt, chciałem być wcześniej.

Ubrałem się w pokoju, w czarny garnitur, i założyłem czarne okulary na oczy, by nikt nie widział podpuchniętych oczu. Moją córeczkę, zabrałem ze sobą. Wiem, że nic nie będzie wiedziała co się dzieje. Bo nawet nie wie gdzie ma nosek, ale chciałem by pożegnała mamę ostatni raz.

Ubrałem jej czarną sukienkę, rajstopki, i różową opaskę na główkę. Pogoda jeszcze rozpieszczała, póki mogła. Założyłem jej różowe buciki na nogi i wsadziłem do swojego samochodu do nosidełka.
Moja mama poszła dzisiaj około ósmej do domu, też chciała pożegnać Kate, i wyglądać przy tym dobrze.

Wyjechaliśmy z domu z Natalie około jedenastej. Na miejscu byliśmy już piętnaście minut później.
Ludzi jeszcze nie było. Za to była kaplica, w której leżała Kate. Musiałem tam wejść, przecież cały czas tam będę. Mała była cały czas cichutko, wziąłem ją na swoje ręce, przytuliła się do mnie, jakby się zupełnie czegoś bała.

Weszliśmy do środka, Katherine leżała tak spokojnie, taka blada, zimna. Po chwili za nami do kaplicy weszli rodzice Kate. Mama zapłakana, ojciec przygnębiony, siostra z narzeczonym, zapłakani. Przywitali się z nami. Jej mama i ojciec przytulili mnie mocno, widząc, że cierpię.
Mama Kate nie myśląc wpierw o sobie, wzięła na ręce Natalie i pozwoliła mi ostatni raz pożegnać Kate.

Podszedłem bliżej i czułem jak nogi pode mną się uginają. Jak moje oczy wypełniają się łzami, jak ręce zaczynają drżeć. Podszedłem całkowicie blisko i ponownie się rozpłakałem. Kate.. Moja Kate. Leżała tak bezbronna. Upadłem przy tej trumnie, nie zniosłem tego wszystkiego. Upadłem na kolana i błagałem by mi ją zwrócono. Prosiłem, błagałem, płaszczyłem się przed Bogiem. Nic mi to nie dawało.

Ojciec Kate pomógł mi wstać, przytulił mnie do siebie i rozpłakał się równo ze mną. Wiedziałem, że mogę na nich liczyć zawsze, że są moim oparciem, tak jak ja ich.  Ucałowałem ostatni raz Kate i poszedłem do swojej córeczki. Wziąłem ją na ręce by mama Kate mogła iść do niej.

Wahała się z początku, bo nienawidziła takich uroczystości. Ale zapłakana poszła pożegnać córkę. Ludzie powoli się zbierali, przyszła cała szkoła, ludzie z Los Angeles także się zjechali by pożegnać ją. Harry też był. Cieszyłem się, że tyle ludzi ją pamięta, i pamiętać będzie.  Przyjechał każdy kto chociaż raz w życiu miał z nią kontakt. Zebrało się ponad trzystu ludzi.

Ksiądz w kaplicy odprawił mszę za Katherine, pozwolił się chętnym pożegnać z nią. Wszyscy składali nam kondolencje, i dziwili się, że Natalie jest... Nie wiedzieli o niej wcześniej więc to zrozumiałe. Na pogrzebie pojawiła się Vanessa.

- Wiesz co Justin, myślę, że to powinnam Ci dać - podała mi kopertę - Zobacz po wszystkim.

Podziękowałem jej i dalej przyjmowałem kondolencję. Przyszedł czas zamknięcia trumny i przejścia na cmentarz i pochowania najlepszej istoty na świecie. Przytuliłem ją ostatni raz i czułem jak rozrywa mi się serce. Ksiądz i panowie którzy mieli zamknąć trumnę kazali mi odejść.

Nie chciałem odchodzić, ani trochę. Chciałem zostać jak najdłużej. Nawet przy takiej Kate, ale chciałem zostać. Moja mama mnie do siebie przyciągnęła i podała mi Natalie. Wiedziała, że z nią na rękach nic nie zrobię. Szliśmy za trumną powoli, słuchając jak śpiewają pieśń.

Doszliśmy do miejsca wyznaczonego na cmentarzu dla Katherine. Nie wierzyłem nadal, że to dzieje się na prawdę, pieprzona fikcja, tak realna. Doszliśmy do tego miejsca, wszyscy płakali, mi to także się udzieliło. Miałem na sobie te okulary, ale łzy przeciekały. Mała nie wiedziała co się dzieje, ale cały czas tuliła się do mnie. Wyglądała tak ślicznie jak mama kiedyś.

Pastor pomodlił się za Kate, wszyscy zebrani także, trumna została spuszczona w dół, kolejna fala łez zalała moje wysuszone poliki, mała starała się jakby je otrzeć, przynajmniej tak to wyglądało. Wszyscy wrzucili po czerwonej róży do środka, ostatni podszedłem ja z małą, nawet Ona puściła mamusi różyczkę.

Odeszliśmy stamtąd, wszyscy złożyli kwiaty i ponowne kondolencje. Rozeszli się, byli z nami tylko chwilę po pogrzebie. My z mała i rodzicami Katherine zostaliśmy tam jeszcze trochę, gdy już grób został zasypany piaskiem, uklęknąłem przy nim i pomodliłem się jeszcze.

Dopiero później poszedłem, wziąłem małą od mamy Kate i pojechałem stamtąd. Zabrałem małą na naszą plażę, chciałem jej opowiedzieć co nieco, mimo, że nic nie zrozumie.  Siedziałem z nią na tej plaży zdając sobie sprawę, że nawet Natalie nie będzie jej pamiętała, ma tylko kilka zdjęć z mamą, będę jej opowiadał o niej, będę przypominał, nie dam jej pomyśleć, że nigdy nie miała mamy. Miała, taką która oddała jej całe swoje serce.

Przypomniało mi się o kopercie, którą dała mi Vanessa. Posadziłem małą między nogami i dałem jej smoczek. Sam wyjąłem kopertę z kieszeni i otworzyłem ją. W środku znalazłem bransoletkę należącą do Katherine, natychmiast założyłem ją na rękę. Znalazłem jeszcze kartkę z długim tekstem. Jakby wyznanie, piosenka... Natychmiast czytając to w głowie zrodziła mi się i melodia i zmiana kilku słów.

Tak powstała moja piosenka One Life, specjalnie dedykowana dla mojej narzeczonej Katherine.
Piosenka zupełnie opisywała nas. Zastanawiałem się tylko kiedy miała zamiar mi to sama Kate pokazać...




Więc dziewczyno
Bądź ze mną szczera, wiem, że może nam wyjść
Kocham Cię

Wiem, że się boisz, kochanie
Ale nie musisz być uratowana, kochanie
Potrzebujesz po prostu kogoś kto zrozumie
I myślę, że potrzebuję tego samego, kochanie
Pokaż mi gdzie jesteś, bądźmy szczerzy
Dom jest tam, gdzie ty i to obietnica
Otwórz się i nigdy nie ukrywaj tego przed nami
Nic nie zostało pomiędzy nami, kochanie, nic
Powiedz mi czego chcesz, trzymajmy to po gangstersku
Powiedz mi kto Cię stworzył, podziękuję Jej
Otwórz się i nigdy nie ukrywaj tego przed nami
Nic nie zostało pomiędzy nami, kochanie, nic

Przy odrobinie szczęścia dasz mi szansę
Jedyne czego chcę to miłość i romans
Chcę wszystko dać, chcę wszystko dać Tobie

Chcę śnić o tym, co ty
Iść, tam gdzie idziesz
Mam jedynie jedno życie
I chcę je przeżyć z Tobą
Chcę spać, tam gdzie ty
Złączyć się z twoją duszą
Jedyna rzecz, którą chcę w życiu
Chcę je tylko przeżyć z Tobą
Oh yeah, oh yeah
Chcę je tylko przeżyć z Tobą
Tylko przeżyć z Tobą

Powiedz mi co czego chcesz, nie mogę w to uwierzyć
Wiem, że gdy to zrobimy jest powód
Czasami słońce świeci, kochanie
Czasami nie jest wietrznie
Mam nadzieję, że może tym razem będzie inaczej
Mówiłem Ci, że stworzę to zobowiązanie
Yeah, strzeliłaś i nie spudłowałaś
Nie ma nic bardziej atrakcyjnego niż misja

Przy odrobinie szczęścia dasz mi szansę
Jedyne czego chcę to miłość i romans
Chcę wszystko dać, chcę wszystko dać Tobie

Chcę śnić o tym, co ty
Iść, tam gdzie idziesz
Mam jedynie jedno życie
I chcę je przeżyć z Tobą
Chcę spać, tam gdzie ty
Złączyć się z twoją duszą
Jedyna rzecz, którą chcę w życiu
Chcę je tylko przeżyć z Tobą
Oh yeah, oh yeah
Chcę je tylko przeżyć z Tobą
Tylko przeżyć z Tobą

Gdybym przyszedł do twojego domu czy otworzyłabyś drzwi?
Nie chcę iść tą drogą nigdy więcej
Powiedziałaś, że bardzo tego chcesz, ale dziewczyno ja chciałem więcej
Jesteś jedyną, z którą chcę być, yeah

Chcę śnić o tym, co ty
Iść, tam gdzie idziesz
Mam jedynie jedno życie
I chcę je przeżyć z Tobą
Chcę spać, tam gdzie ty
Złączyć się z twoją duszą
Jedyna rzecz, którą chcę w życiu
Chcę je tylko przeżyć z Tobą
Oh yeah, oh yeah
Chcę je tylko przeżyć z Tobą
Tylko przeżyć z Tobą



W domu postanowiłem poszukać jeszcze po pamiętnikach Katherine innych tekstów. I wtedy całkowicie moja płyta zmieniła się. Powstało wiele innych piosenek, dzięki Kate...
W pokoju u Natalie przywiesiłem w ramkach wszystkie jej zdjęcia z mamą. Nazajutrz zrobiłem jej fototapetę ze zdjęciem Kate z Natalie.  Na wszystkie spotkania z fanami miałem wiele koszulek z jej wizerunkiem, by zawsze była przy mnie. Sama bransoletka mi przypominała, nigdy jej nie ściągałem.Na mojej ścianie w pokoju także pojawiło się zdjęcie z Katherine.
Miałem na rękach małą gdy akurat panowie od remontu wieszali nasze zdjęcie.

- Widzisz skarbie, mama już zawsze będzie z nami...


_________________________________________________

Tak dobrnęliśmy do końca. Chciałam Wam bardzo podziękować!
Za wsparcie, za czytanie tego bloga, za komentowanie, i za samą obecność!
Może to i koniec tego opowiadania, ale na pewno powrócę z nowym!
Śledźcie mojego fanpage  i twittera , tam będą pojawiały się informację dotyczące nowego opowiadania, i trailera, który właśnie szykuję dla Was!


http://www.youtube.com/watch?v=3I4OV63dEnI NOWY TRAILER, DO NOWEGO OPOWIADANIA, ZAPRASZAM! <3

ASK PRYWATNY : http://ask.fm/NewYorkDream_s

KOMENTUJCIE! <3
















wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział 76

KATHERINE


Nie wiedziałam nigdy, że poród akurat o tej godzinie będzie mnie tak bolał. Wiedziałam, że tak będzie, bo lekarka mnie ostrzegała, za każdym co trzytygodniowym USG. Mówiła, żebym lepiej rodziła przez cesarskie cięcie, ale nigdy nie chciałam tym sposobem. Choćbym miała jedno dziecko, to tylko naturalnie, mimo wszystko.

Tak sobie z góry założyłam i tak się stało. O trzeciej zaczęłam rodzić, a około piątej, szóstej nad ranem była nasza córeczka, jak ją później nazwaliśmy Natalie.  Na świecie pojawiła się najśliczniejsza dziewczynka, najcudowniejsze dziecko, takie kochane, niewinne, śliczne. Miała oczy za nami, w końcu oboje mieliśmy brązowe.

Ciemne włosy, zdecydowanie po mnie, nos za Justinem, i uśmiech, zdecydowanie za swoim tatusiem. Była taka drobna, i taka szczęśliwa od urodzenia. Wyglądała tak jakby się do mnie przytulała, i wtedy otrzymała swoje imię. Cieszyłam się jak małe dziecko, że właśnie na to imię zareagowała.

Lekarze, później zabrali mi ją, by zrobić kilka badań i żeby sobie słodko spała. Justin siedział całą noc przy mnie. Moja mama nawet poszła, a Justin wytrwale siedział ze mną, gdy robiono mi badania, gdy spałam i gdy nie spałam, Justin był przy mnie cały czas. Co jakiś czas odczuwałam lekki ból, więc gdy tylko Justin znikał do toalety czy po moją herbatę, kawę dla siebie brałam tabletki.

Nie chciałam przy nim tego robić, bo zawsze go to denerwowało. Uważał, że lepiej zaleczyć wszystko naturalnie, nie popierałam go w tym, bo akurat z tym nic nie szło zrobić. Już tak mam, taki organizm, nie zmienię tego. Lekarz przepisał tabletki, więc chyba wiedział co robić.

W szpitalu spędziliśmy dwa dni, po czym tylnym wyjściem szpitala przemknęliśmy z Natalie do auta, by żadne paparazzi nie zdołało uchwycić jej na zdjęciu. Wsadziliśmy ją ze mną na tył, bujałam ją, usypiałam, w nosidełku niczym śpiąca królewna, słodko spała.

Justin już w domu, zajechał bardzo blisko wejścia, i wjechał do garażu. Żaden z czyhających na nas paparazzich nie miał dostępu w nasze prywatne życie jakim była Natalie. Księżniczka dalej słodko spała, jak to maluszki, bezproblemowo przesypiała cztery pięć godzin w nocy. Jadła i znów spała. Justin, zachowywał się jak typowy tatuś. Bujał ją, bawił, łaskotał, ćwiczył nawet z nią.

Jak? To proste. Mieliśmy taką matę na miękkim podłożu, gdzie Natalie bawiła się wiszącymi w górze motylkami, podnosiła do nich łapki i śmiała się. Justin zaś, mógł komfortowo zajmując się córeczką, pilnując jej robić sobie pompki.

Natalie przyglądała się wszystkiemu co ją otaczało, obserwowała wszystko co się w okół niej dzieje. Bacznie obserwowała i swojego tatę i mnie. Po trzech miesiącach spędzania dzień w dzień ze swoim maluszkiem, nadal nie mieliśmy dość, niestety, Justin musiał wyjechać, i powierzyć mi małą na trzy dni, dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Justin musiał lecieć na Florydę, by nagrać kilka piosenek w studiu, z tamtejszym producentem. Cieszył się, był podekscytowany pracą ze znanym producentem. Cieszyłam się jego szczęściem, wiedziałam, że za trzy dni będzie.

Gdy wychodził z domu, obie z Natalie mu pomachałyśmy, oczywiście, ja sterowałam jej rączką, ale tak czy tak wywołało to uśmiech na twarzy Justina. Wiem, że nie chciał wyjeżdżać, chciał pobyć ze swoją córką mimo, że już trzy miesiące minęły, nadal nie miał jej dość.

Wstawał o trzeciej nad ranem by dać jej butelkę, a później ja by ją nakarmić z piersi. I znów Justin, bym mogła wypocząć.  Bawił się w idealnego tatusia, zabierał ją na spacery, niemalże codziennie, kupował jej ubranka. W moje urodziny, cały czas byliśmy razem, zabraliśmy małą, która miała ponad miesiąc na spacer, pierwszy dłuższy na świeżym, ciepłym i rześkim powietrzu. Oczywiście, poszliśmy z ochroną. Nie miałam odwagi by iść sama z Justinem. Bałam się o Natalie.

Mimo wszystko, mimo ludzi, tłumów wręcz, była spokojna, kochana, i cały czas uśmiechnięta. Jednak schowaliśmy się do samochodu, za dużo aparatów, strzelania zdjęć i za dużo pisków, dla mnie.
I nadszedł dzień w którym tatuś musiał nas zostawić. Justin ucałował małą na pożegnanie, po czym mnie, namiętnie.

Zostałam z małą na trzy dni sama, moja pierwsza próba jakby samodzielności. Justin dawał radę zdecydowanie lepiej ode mnie. Ale w końcu jestem mamą, muszę działać lepiej niż sam Justin. Moja próba zaczęła się równo o godzinie szesnastej.

Bawiłam małą, bujałam ją, zabierałam na spacery. Przy dłuższym spacerze, miałam strasznie płytki oddech, wtedy musiałam brać dwie tabletki... Kiedyś mnie to wykończy, wiem to, ale nie dałabym rady bez nich.
Mała już powoli zaczynała swoje gaworzenie. Dzwoniłyśmy co wieczór do Justina ze skype, by z nim pogadać i dać mu posłuchać małej.

Jego uśmiech był bezcenny. Nie mogłam się doczekać dnia powrotu, aż w końcu, nadszedł trzeci dzień, Justin wrócił. Stęskniłam się za nim bardzo, a jeszcze bardziej za jego czułym, nocnym dotykiem...
Nie chciałam już dłużej czekać.

Justin wrócił w sobotę o osiemnastej, byłam akurat w trakcie kąpania naszej córeczki, która pluskała się w wodzie i chlapała na boki. Justin wystraszył mnie, mówiąc głośno księżniczki moje. Uklęknął obok mnie i pocałował w usta, a małą w główkę.

- Golasek się kąpie - mówił do niej dziecięcym głosem

Mała śmiała się cały czas i wpatrywała się w niego. Justin nie pozwolił mi dokończyć kąpieli Natalie.
Sam spłukał jej szampon z włosków i wziął na rączki, zaniósł do nas na łóżko, gdzie czekał wcześniej przygotowany rożek dla małej. Włożył ją do środka i wytarł, mała nie przestawała się śmiać.

Uwielbiała gdy Justin był w pobliżu i zajmował się nią. Wtedy cała uwaga skupiała się właśnie ja jego księżniczce. Razem wyglądali tak słodko.

JUSTIN


Uwielbiam swoją małą córeczkę. Jej śmiech jest taki szczery, ciepły, prawdziwy. Potrafi rozweselić człowieka. Tak jak słodko się wtula, nie umie żadna inna dziewczynka. Jej malutkie pulchne rączki tak położone na moich barkach, rozłożone delikatnie a Ona sama zwinięta w kuleczkę.

Usypiała w mig, nie było szans by leżała dłużej kręcąc się niż pięć, dziesięć, ewentualnie do piętnastu minut, a to tylko w przypadku, gdy była bardzo rozbudzona. Albo długo spała w ciągu dnia.

Nikt nie zrozumie naszego zachwytu córką, wiem, dla innych może to być nudne, ale dla nas, to temat do godzinnych rozmów. Nasza córka przysłoniła nam cały świat, to było w sumie błogosławieństwo, że ją mamy. Nie było dla nas to łatwe.

Całe życie przed nią, nie było ani trochę proste, było raczej...skomplikowane, zmieszane, trudne, ciężkie.
Przecież tak ciężko jest lekko żyć. Tak ciężko jest szybować z kimś kogo się kocha, w tym samym kierunku.


Katherine przyglądała się mi jak owijałem małą w rożek, i zanosiłem do przewijania. Założyłem jej pieluszkę, dałem butelkę i smoczek. Położyłem w łóżeczku, owinąłem kołderką, nakręciłem kołysankę, włączyłem lampkę nocną,  która pokazywała różne kolory, od niebieskiego, poprzez róż do zieleni. Mała uwielbiała się w nią patrzeć i przysłuchiwać się kołysankom jakie leciały. Po chwili spojrzeliśmy razem z Katherine na nią. Przytulała już swojego ulubionego misia, pieluszkę i zasypiała.


Około dwudziestej trzeciej obydwoje położyliśmy się z Kate do łóżka. Pełni energii, nabuzowani, spięci seksualnie. Tej nocy, ponownie stała się między nami magia. Tym razem ładnie z gumeczką, póki co nie chcieliśmy dla Natalie rodzeństwa.

Kate jak zwykle była doskonała. Staraliśmy się zachować spokój, bo przecież niedaleko nas spało nasze serduszko, jednak ostatecznych jęków żadne z nas nie mogło powstrzymać. Ani ja nie pozostałem jej dłużny, ani Ona mi.

Padłem ze zmęczenia, po seksie który trwał około trzech godzin. Katherine też nie była już całkowicie energiczna. Nawet nie wstaliśmy by wziąć prysznic, wiedzieliśmy, że i tam by  mogło do czegoś dojść.
Zasnęliśmy wtuleni w siebie pod ciepłą kołdrą. W nocy około czwartej usłyszałem płacz. Kate przebudziła się i chciała wstać do małej, odmówiłem jej. Powiedziałem, że ja wstanę, a Ona ma spokojnie spać.

Założyłem więc bokserki, umyłem w łazience ręce i poszedłem do swojej małej księżniczki. Gdy podchodziłem płacz znacznie cichł.


KATHERINE

Cieszyłam się, że mam tak opiekuńczego chłopaka przy sobie. Justin wziął Natalie do nas na łóżko i położył ją na środek. Mała miała już tyle energii w sobie. Justin musiał zabawiać ją przez godzinę i dać butelkę  z mlekiem, by spała jeszcze ze trzy godzinki.  I byśmy my choć troszkę się wyspali.

Mała usnęła, Justin jeszcze ją trochę bujał i tulił do siebie.  To był przesłodki widok, mała leżała na brzuchu Justina i spała spokojna. Dopiero około dziewiątej nad ranem, całą naszą trójkę obudził telefon od Scootera - managera Justina, że musi jechać nagrać coś.

Tym razem tutaj, więc będzie wieczorem. Justin dał mi małą do rąk, nakarmiłam ją trochę, dałam smoczek, przebrałam i posadziłam ze mną na łóżko. Tatuś przebierał się, mył włosy, zęby i postawił swoją fryzurkę.
Zjadł na szybko płatki z mlekiem, po czym ucałował nas dwie i pojechał do studia.

Zostałam z małą w domu, dzisiaj miała nas odwiedzić babcia. Tak też się stało, około czternastej przyszła moja mama z pluszakiem dla swojej kochanej wnuczki. Posiedziała z nami kilka godzin, pobawiła swoją wnusię, nakarmiła ją nawet butelką, zjadła z nami obiad, porozmawiała ze mną. I około osiemnastej poszła do domu.

Umyłam małą, przebrałam jej pieluszkę, nakarmiłam do snu mlekiem z piersi. Utuliłam ją, włączyłam kołysankę i lampkę nocną. Wyszłam z pokoju, by mogła spokojnie zasnąć. Ale była dzisiaj zdecydowanie bardziej nerwowa, nie chciała zasnąć. Przewracała się w łóżeczku, z jednego boku na bok.

Mój oddech ponownie stał się płytki. Ciężko mi było nabrać powietrza, poszłam więc do łazienki i wyciągnęłam z szafki swoje tabletki, pech chciał, że akurat rozsypałam wszystkie pigułki. Nie miałam siły nawet ich zbierać. Zostawiłam je na ziemi i przeczołgałam się do pokoju, po czym położyłam się na łóżku. Mała była cicho, melodyjka grała, czułam się bardzo senna.
Zamknęłam oczy...

__________________________________________________________


 TWITTER : https://twitter.com/NewYorkDream_s
INSTAGRAM : http://instagram.com/newyorkdream_s
ASK : http://ask.fm/KatherineAnnGomez
FBL : http://www.photoblog.pl/youbringoutmywildside/162751543/


KOMENTUJCIE! <3 










sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział 75

KATHERINE 

Myślałam, że reakcja mojej mamy będzie gorsza, ale o dziwo zaskoczyła mnie pozytywnie. Zbiegła do nas i zaczęła rzucać śniegiem. Przerwało nam moje kuzynostwo. Przyszli do nas i powiedzieli, że czekają pod domem, bo brama się nie otwiera.

Mama oznajmiła o zmianie kodu na bramę wjazdową. I machnęła ręką na nas. Poszła wpuścić naszą rodzinę, ja z Justinem prędko wbiegliśmy na górę i przebraliśmy się. Nie mogli nas przecież zastać w takim stanie. Przebrałam się w białą koszulę z czarnymi wstawkami, i legginsy, by nie opinać zbytnio brzucha na spodniach. Justin zaś założył koszulę w kratkę i luźne spodnie.

Justin złapał mnie za rękę i poprowadził na dół gdzie zebrała się cała rodzina. Justin najwyraźniej wydawał się speszony, ale pogłaskałam go delikatnie po ramieniu by się nie bał. Mojej rodziny nigdy w tak licznym gronie nie widział.

Przedstawiłam go, i opowiedziałam trochę, kim jest, co robi, i oczywiście, że będzie tatą. Wszyscy słysząc te słowa zaczęli się cieszyć jak małe dzieci. Moje kuzynki oczywiście młodsze, znały Justina, z telewizji, i internetu. Uwielbiały go. Każda zrobiła sobie zdjęcie i dostała autograf.

Dziewczynki przez cały dzień były pod wielkim wrażeniem. Słuchały go uważnie, prowadziły dyskusje, każda by najchętniej czymś zabłysnęła, byleby Justin się zakochał. Niestety nic nie wskórały.

Zjedliśmy razem śniadanie, po czym Justin niestety musiał iść. Chciał iść do mamy, żeby sama ze swoją nową rodziną nie była, chciał być częścią tego. Pożegnałam go ciepłym pocałunkiem i przytuleniem.

- Wrócę jeszcze, na kolacji już będę.  Na pewno nie idziesz ze mną?

- Nie mogę, muszę posiedzieć trochę z nimi, długo się nie widzieliśmy. Wiesz co o tym sądzę. Ale mama prosi bym została. Trudno, jakoś sobie dam radę bez Ciebie do wieczora.

- Koło osiemnastej powinienem już być.

- Będę wyczekiwała, kocham Cię.

- Ja Ciebie też - pocałowałam go.

Justin uśmiechnął się i wziął mój samochód. Wyjechał sprzed garażu  i pojechał w kierunku domu swojej mamy. Zamknęłam drzwi. Paparazzi oczywiście znów się kręcili w okół domu, gdzie Justin, tam i paparazzi. Wszystko o dupę rozbić.

Wróciłam do domu i zostałam zasypana pytaniami od moich kuzynek. Jaki Justin jest prywatnie, czy dobrze całuje, jak się poznaliśmy, jaki jest w łóżku - co było przesadą oczywiście, zareagowałam odpowiednio - czy jest taki słodki jak w telewizji, jak się z nim mieszka.

Pytały dosłownie o wszystko co przyniosła im ślina na język. Nie chciało mi się ich słuchać. Już lepiej byłoby mi przebić sobie bębenki  niż słuchać bzdur jakie mówią.  Przewróciłam tylko oczami i poszłam na górę do swojego pokoju. Brzuch zaczął mnie niemiłosiernie boleć, położyłam się na łóżku z nadzieją, że gdy zasnę ból przejdzie.

Myliłam się. Ból się nasilał, ledwo co mogłam się ruszyć, ale byłam na tyle silna, dla siebie i dziecka, że wstałam do łazienki i poszłam wziąć tą cholerną tabletkę na ból. Jak ręką odjął, po dziesięciu minutach całkowicie nie czułam bólu. Położyłam się do łóżka i jeszcze na chwilkę przed przyjściem Justina zasnęłam.


JUSTIN


Dojechałem w końcu do swojego rodzinnego domu. Mama jak zwykle ciepło mnie przywitała, jej mężczyzna także, i dziecko. Mama wpuściła mnie do domu i podzieliła się ze mną opłatkiem.

Zasiadłem z nimi do stołu i zjedliśmy razem obiad. Moja mama opowiedziała mi co ostatnio robiła, gdzie była, jak się czuła. Jej drugie dziecko pokazało mi swoje prezenty z wczoraj, udawałem zainteresowanego. Bo mimo wszystko, lalki nadal mnie nie interesują. Gdy tylko poszła odłożyć swoje prezenty moja mama oznajmiła mi, że mnie Święty także odwiedził.

Po czym podała mi dwa prezenty, pierw kazała otworzyć ten zapakowany w czerwoną paczkę. W środku były nasze zdjęcia i koszulki dla mnie. Ucieszyłem się, bo zapamiętała jakie bym chciał. Drugiego prezentu kompletnie bym się nie spodziewał. Mama dała mi najlepszy prezent jaki mogłem wymarzyć.

Albo i nie, nawet o tym nie marzyłem, to było poza moimi kanonami. Dostałem swój stary pamiętnik... Nie nie pamiętnik, notatnik, coś gdzie wylewałem swoje myśli, piosenki, wspomnienia.
Przytuliłem się do mamy, po czym wyszedłem do swojego starego pokoju, gdzie wisiały koszulki hokejowe.
Wszystko stało takim jak to pozostawiłem kilka lat temu wyjeżdżając.

Usiadłem na swoim łóżku i skupiłem się na wpisach.

Powiedz coś bo poddaję się i pozwalam Ci odejść. Jeśli zechcesz będę tym jedynym dla Ciebie
Przecież podążałbym wszędzie za Tobą. Powiedz coś bo rezygnuję z Ciebie

I czuję się taki mały.To mnie przerosło, nie potrafiłem tego pojąć. Nic nie wiem i nie rozumiem
Potknę się i upadnę, wiem, bo wciąż uczę się kochać. Jak małe dziecko dopiero zaczyna uczyć się chodzić

Powiedz coś bo poddaję się i rezygnuję z Ciebie. Przykro mi, że nie mogłem do Ciebie dotrzeć
Przecież podążałbym wszędzie za Tobą, powiedz coś bo poddaję się i pozwalam Ci odejść

I przełknę swoją dumę, bo jesteś jedyną, którą kocham
I z Tobą się żegnam

Powiedz coś bo przestaje mi zależeć na Tobie. Przepraszam, nie umiałem do Ciebie dotrzeć
A mogłem podążać dokądkolwiek aby tylko z Tobą, ach, powiedz coś bo poddaję się i pozwalam Ci odejść. 
Powiedz coś bo rezygnuję z Ciebie
Powiedz coś 


Było tego znacznie więcej... Ten wpis akurat wiązał się z dziewczyną. Nie Kate, ale jednak w tamtym okresie dla mnie bardzo ważną jak widać.

Pewnie gdybym wtedy nie wyjechał, nie miałbym tego co mam dzisiaj. Możliwe, że nigdy bym się z Katherine nie spotkał, nigdy bym jej nie poznał, nie chciałbym się ożenić...

Wpisy były dość stare więc nic takiego nie oznaczały. Już... Chociaż to było całe moje życie na papierze. Wszystko co zdarzyło się przed wyjazdem. Tak Katherine  mogłaby się dowiedzieć kim jestem. Sam nie wiem czy to byłoby dobre czy raczej masakryczne.

Wszystkie imprezy, dziewczyny, seks opisany w jednym notatniku... To mogłoby ją zabić, widząc, że codziennie miałem inną. Ale przecież nie liczy się to co było, lecz to co jest, prawda?
Może powinienem jej pokazać? A co jeśli to znów zniszczy nasz związek?

Nie wiedziałem co zrobić, chciałem jej pokazać, ale wiem jaka jest, wszystko by wzięła do siebie. Ten czas co teraz mamy nie może być zachwiany. Nie możemy teraz zniszczyć tego co tak długo budowaliśmy. Postanowiłem zawieźć swój pamiętnik do swojego domu i dopiero pojechać do Kate.

Kilka miesięcy później. 

Wszystko nam się tak doskonale układa, niebawem rodzi się nasza córka. Jesteśmy w trakcie przemyśleń jakby ją nazwać. Myślałem o Emily, Tifanny, Natalie. Wszystkie trzy brzmią podobnie, ale jednak są zupełnie inne. Postanowiliśmy z Katherine, że będziemy wymieniać imiona po urodzeniu się małej.
I to na które zareaguje, te otrzyma.

Kate dokładnie o trzeciej nad ranem zaczęła rodzić. Zawiozłem ją do najbliższego szpitala, gdzie od razu została przyjęta, jej mama przyjechała z popakowanymi wcześniej rzeczami. I kilkoma ubrankami dla dziecka, babcia - znaczy mama Katherine - była przygotowana  na to już od dwóch tygodni.

Kupiła z nami wszystko, ale niestety załamała ją wiadomość, że Katherine, mała i ja, zamieszkamy w moim domu a nie z nimi. Ostrzegała mnie przed wszystkim, powiedziała co powinienem a czego nie mogę.
Wiem, że przestrzegała mnie dla naszego dobra.

Weszliśmy do sali gdzie była Kate, dali jej znieczulenie i oznajmili, że dziecko niebawem będzie z nami. Dopiero wtedy poczułem presję i to jak się denerwuje. Złapałem Katherine za rękę i pocałowałem w czoło.
Była dzielna, wiedziała, że ma dwie opcje do wyboru, i mogła albo urodzić przez cesarkę albo naturalnie.

Wszyscy mówili, że cesarskie dla niej będzie bezpieczniejsze, ale uparła się przy naturalnym. Skoro tak chce, to niech tak będzie. Lekarka sprawdziła rozwarcie Kate, które było już najszersze. Tak więc zaczął się poród naszej księżniczki.

Kate parła i parła. Trzymałem ją za rękę, czułem wszystko jak na sobie, tak mocno ściskała moją dłoń.  Dobre dwie godziny później pojawiła się na świecie moja córeczka. W oczach pojawiły mi się łzy, była taka idealna, taka mała. Miała ciemne włoski na głowie, miała 2800 wagi, i 50 cm. Pozwolono mi odciąć pępowinę. Po czym zabrano małą do opłukania i sprawdzenia wszystkich parametrów.

Pocałowałem Katherine i pogratulowałem jej, że była taka dzielna tego nigdy bym się nie spodziewał. Wiem jaki to musiał być ból i zmęczenie. Po chwili podano nam małą. Aniołek! Cichutko leżała na rękach Kate, i co chwila otwierała oczka by sprawdzać czy jesteśmy.

Wsłuchiwała się w bicie serca swojej mamusi.

- To co wybieramy imię? - zapytałem

- Tak, już.

Katherine przytuliła małą i przełożyła na swoje ramie, lekko podtrzymując pod główką, plecami i pupcią.
Po czym zaczęła wymieniać wszystkie imiona jakie były możliwe.

- Megan, Andrea, Emily, Natalie...

I w tym właśnie momencie mała uśmiechnęła się do nas. Najpiękniejszy uśmiech pod słońcem, najśliczniejsza buźka. Od dzisiaj w naszym domu zagości nowa księżniczka, Natalie.

____________________________________________

I jak 75?  Przyspieszam akcję, to konieczność.


 TWITTER : https://twitter.com/NewYorkDream_s
INSTAGRAM : http://instagram.com/newyorkdream_s
ASK : http://ask.fm/KatherineAnnGomez



KOMENTUJCIE! <3 

























wtorek, 17 grudnia 2013

Rozdział 74

JUSTIN

- Wiesz, że jesteś bardzo niegrzeczną dziewczynką?

- Wiem, a Ty jesteś bardzo niegrzecznym chłopcem - wyjęczała

To był idealny wieczór wigilijny, a dopiero się zaczynał. Czułem, że to było coś w stylu przepraszam. Tak mogę częściej, jeśli to ma się tak skończyć. Oczywiście Katherine nie pozostała mi dłużna, mimo, że wysuszyła włosy, ukucnęła i dała przyjemność mojemu przyjacielowi i ponownie zmoczyła włosy.

Tak, zrobiła mi dobrze. Nikt nie robił tego tak doskonale jak moja kobieta, żadna nie potrafiła doprowadzić mnie do takiego szaleństwa. Ponownie podarowałem jej ciepłą dawkę siebie. Po czym obydwoje razem wzięliśmy prysznic. Zawinięty w szlafrok poszedłem do samochodu po swoją koszulkę i spodnie. Przy okazji wziąłem prezent dla Katherine. Ona zaś poszła wysuszyć włosy i się ubrać.

Postawiłem go pod choinką gdy Katherine jeszcze się ubierała. Wbiegłem na górę by zatrzeć różnicę czasu, i wszedłem do jej pokoju. Kate była właśnie w trakcie zapinania swojej sukienki. Podszedłem do niej i zapiąłem jej sukienkę obejmując w pasie.

- Wyglądasz pięknie - pocałowałem ją w szyję

- Mógłbyś?


Zapytała mnie Katherine podając naszyjnik.

- Oczywiście


Zapiąłem jej naszyjnik po czym odwróciła się do mnie.

- Wyglądasz nieziemsko - złapałem ją za pośladki

- Dziękuję, ale Justin, moi rodzice za chwile będą. Może później, chociaż nie wiem czy my tak powinniśmy, z naszym krasnalkiem w brzuchu.

- Ponoć wtedy czuje się szczęśliwsze.

- Tak i na pewno mówi Mamusiu tak, tatusiu, więcej - roześmiała się

- Musi mieć to po mnie - zaśmiałem się głupawo i klepnąłem ją w pośladek

Na co usłyszałem ciche odkaszlnięcie, w progu stała mama Katherine, która się śmiała.

- Kochani, skoro wszyscy się już zebraliśmy, to może i Wy pojawicie się na dole za dziesięć minut?

- Dobrze mamo - odparła Kate

Oboje z Katherine się zawstydziliśmy, ale tylko odrobinkę. Kate wzięła prezenty dla wszystkich i schodząc na dół, gdy ja zagadałem jej rodziców Ona podłożyła upominki pod drzewkiem, jak nakazuje tradycja.
Po czym wszyscy spojrzeliśmy w niebo, jakby to było ustalone, dokładnie z naszym spojrzeniem pojawiła się pierwsza gwiazdka.

Wszyscy przełamaliśmy się opłatkiem, składając sobie życzenia przy dźwiękach kolęd. Po czym zasiedliśmy do stołu, i zajadaliśmy się przepysznym przygotowanym przez mamę Kate jedzeniem, fakt, teraz było odgrzane, ale jednak wciąż dobre, nie było czasu by cały czas ktoś stał przy garnkach.
Ale przez ostatnie dwadzieścia minut tata Katherine nadrobił wszystko i przygotował całą zastawę.

Zajadałem się pierogami, rybą, nie pogardziłem także barszczem, czy pasztecikami z farszem. Kate również jadła podobne rzeczy te co ja.

- Już nie mogę - powiedziała kończąc zupę

- Nic prawie nie zjadłaś - dodała jej mama

- Zjadłam znacznie za dużo, mamuś nie mam takiego spustu jak faceci, nawet teraz nie zjem tyle co Justin czy tata.

- Mogłabyś jeść więcej, i lepiej, niż przez ostatnie dwa tygodnie.

- Kate, jadłaś mniej, przeze mnie? - zapytałem

- Nie, mama wydziwia, nawet jej nie było. Prawda tato?

Tata Katherine spojrzał speszony popijając wino z kieliszka. Przełknął ciężko i spojrzał na nas wszystkich.

- To co, czas na prezenty.  Pozwólcie, że ja rozdam, jako Pan domu - zaśmiał się

Po czym poszedł do choinki pod którą stała sterta prezentów pięknie popakowanych swoją drogą.

KATHERINE

Miałam nadzieję, że Justinowi spodoba się prezent wybrany przeze mnie. Miał pod spodem wygrawerowane nasze imiona. Miałam nadzieje, że to będzie ulubiony zegarek Justina.

Chciałam by mnie miał wszędzie ze sobą, zawsze o każdej porze. Bym tylko mu się przypominała gdy spojrzy w zegarek. Mój tata podawał pakunki do każdego, kilka dla mnie, kilka dla Justina, oczywiście, moi rodzice nie mieli prawa o nim zapomnieć. Ja dostałam przepiękną złotą bransoletkę z zawieszką, na której były nasze inicjały w wielkim serduszku.

- Oo, dziękuję Justin! - przytuliłam się do niego

- To ja dziękuję skarbie, piękny zegarek

Uśmiechnęłam się do niego. Bransoletka jaką mi podarował... Nie do opisania, widać było, że jest niepowtarzalna, jedyna w swoim rodzaju, i tylko taka dla mnie. Justin musiał długo się o nią starać by wyglądała tak jak ostatecznie wygląda.

Nasz wieczór? Zaliczam do najlepszych wieczorów w tym roku. W pokoju, u mnie, gdy już zapadł zmrok po tym udanym dniu, położyliśmy się do łóżka. Moi rodzice jeszcze siedzieli na dole przed telewizorem i oglądali wigilijną telewizję, tak można to nazwać.

Zaś ja z Justinem położyliśmy się u mnie na łóżku. Można powiedzieć, że Panowała cały czas romantyczna atmosfera. Zdjęłam z siebie sukienkę i założyłam na siebie bluzkę, wcześniej lekko zmoczoną przez romantyczny prezent pod prysznicem.

Ułożyłam się wygodnie na ramieniu Justina, po czym lekko się wtuliłam. Justin cały czas bawił się moimi włosami, patrzał na mnie. Boże jak On pięknie pachnie, jak ten zapach roznosi się w pokoju. Magia, kompletna magia. To jakby utknąć w sklepie z zapachami, wszystko delikatnie w Ciebie tak uderza i zaspokaja.

Jak już wcześniej wspomniałam, wtuliłam się w Justina i ułożyłam wygodnie na ramieniu. Spojrzałam na niego w górę i otrzymałam delikatny całus w  nos, jeszcze raz zerknęłam na niego w górę i dostałam więcej całusów w usta.

Justin uśmiechnął się seksownie i zamknął oczy. Nie musiałam długo czekać by usłyszeć jak słodko śni. Słyszałam jak mówi przez sen, nie budziłam go, bo nie przeszkadzało mi to, nie w jego wykonaniu.
Obróciłam się w drugą stronę i spojrzałam w okno.  Śnieg prószył z nieba, żaden płatek opadający na parapet nie będzie taki sam, nigdy.

Ważne są tylko te chwile, dla nich właśnie żyje, właśnie dziś, dla nich odnalazłam życia sens. Jeśli tylko się chce, drugiemu coś od siebie dać. Bo prawdziwy życia sen dla nas brzmi... To co sam byś dostać chciał.

Wstałam delikatnie z łóżka i poszłam do okna. W domach pogasły już światła, jedyne światło dawały lampki mieniące się różnymi kolorami. Spojrzałam na swoją dłoń, na której wisiała bransoletka od Justina. Okazały się to być najlepsze święta jakie miałam do tej pory. Nie zamieniłabym tego co do tej pory przeżyłam na nic innego. Może to nas czegoś nauczy, na przyszłość, ponoć wspólną.

Zaczęłam się zastanawiać jak to ma wyglądać, jak mamy wieść życie, będąc ciągle w rozjazdach, nie mówię, że mi przeszkadza praca Justina. Ale... Z drugiej strony, jakoś optymistycznie nastawiona nie jestem. Nazwałabym to lepiej strachem przed byciem samą z dzieckiem. Nie chciałam tego dla niej, czy dla niego.

Wróciłam do łóżka, dopiero wtedy gdy zaczęłam ziewać. Nie czułam wcześniej zmęczenia, aż do teraz. Położyłam się obok Justina i wtuliłam się w niego, czując ten zapach lekko drażniący moje nozdrza.
Na dworze nadal było biało, zupełnie jakby pory dnia się ze sobą starły. Biel, wszędzie, pokryła cały świat, to co mi się najbardziej w święta podobało.

Myśląc o samych pozytywnych rzeczach usnęłam w objęciach swojego mężczyzny. Obejmował mnie tak mocno, czułam się tak bezpieczna, wiedziałam, że nic mi nie grozi.  Spaliśmy w takiej pozie, podobnej jak co wieczór, ale prawie identycznie ubrani w pierwszy dzień, gdy ze sobą spaliśmy.

Moja mama zapukała około dziewiątej nad ranem delikatnie i weszła do pokoju. Na paluszkach, by żadnego z nas nie budzić. Niestety, chcąc nie chcąc przebudziłam się i spojrzałam na nią.

- Mamo? Co tu robisz?

- Kochanie, około dziesiątej będzie śniadanie, i rodzina przyjedzie, jakbyście mogli wstać, to proszę Was bardzo, wstańcie i ubierzcie się.

- Ćś, nie budź Justina, zrobię mu inną pobudkę.

Uśmiechnęłam się łobuzersko, następnie wstałam z łóżka i po wyjściu z mamy otworzyłam okno.Założyłam na siebie świąteczny szlafrok, który wczoraj dostałam od rodziców oraz kompletowe skarpetki. Wzięłam w rękę śnieg i ulepiłam z niego śnieżkę. Spojrzałam na Justina wahając się tego rzutu, ale w końcu, przemyślałam sprawę i zamykając głośno okno rzuciłam w niego śnieżką.

Justin potrząsnął głową i zleciał z łóżka na podłogę. Na jego twarzy wymalował się grymas.

- Co kochanie, coś się stało? - powiedziałam zmartwionym głosem

- Kurwa, Kate - zaśmiał się - To nie było zabawne. Chcesz żebym padł na zawał?


Justin podszedł do mnie i przełożył mnie przez ramie. Zszedł ze mną ze schodów.

- Dzień dobry Państwu - przywitał moich rodziców

- Justin postaw mnie.

- Za chwilę.

Justin otworzył drzwi od tarasu, ubrał swoje klapki i wyszedł ze mną na zewnątrz i rzucił mną we śnieg. Nie miał tak dobrze, bo pociągnęłam do za sobą.

- Masz szczęście, że nie jestem na samej koszulce, bo zabiłabym Cię. Jestem w ciąży!

- To nie choroba maleńka - zaśmiał się

Spojrzałam na niego z przekąsem.

- Rozchmurz się słonko.


Na te słowa automatycznie pojawił się uśmiech na mojej buzi. Kompletne rozpromienienie.
Justin obrócił się i ujrzał miny moich rodziców.

- Kate, prosiłam Cię byście się ubrali, rodzina przyjedzie.

- To nie było planowane mamo.

- Na górę, już.

- Tak, tak, dobrze.

Roześmiałam się i wstałam ze śniegu pomagając Justinowi. Nie chciałam tego robić ale coś mnie podkusiło. Mój tata akurat był w domu, a moja mama stała do nas odwrócona.

 - Tato, czy mama będzie bardzo wkurzona jeśli w nią rzucę śnieżką?

- Oj tak, będzie. Ale co z tego? Mamy święta rzucaj.


Zaśmiałam się, mama usłyszała to i obróciła się w moją stronę. Moje śnieżka była właśnie w trakcie lotu do niej. Po czum trafiła ją prosto w sam środek twarzy.

JUSTIN

Powiedz coś bo poddaję się i pozwalam Ci odejść. Jeśli zechcesz będę tym jedynym dla Ciebie
Przecież podążałbym wszędzie za Tobą. Powiedz coś bo rezygnuję z Ciebie

I czuję się taki mały.To mnie przerosło, nie potrafiłem tego pojąć. Nic nie wiem i nie rozumiem
Potknę się i upadnę, wiem, bo wciąż uczę się kochać. Jak małe dziecko dopiero zaczyna uczyć się chodzić

Powiedz coś bo poddaję się i rezygnuję z Ciebie. Przykro mi, że nie mogłem do Ciebie dotrzeć
Przecież podążałbym wszędzie za Tobą, powiedz coś bo poddaję się i pozwalam Ci odejść

I przełknę swoją dumę, bo jesteś jedyną, którą kocham
I z Tobą się żegnam

Powiedz coś bo przestaje mi zależeć na Tobie. Przepraszam, nie umiałem do Ciebie dotrzeć
A mogłem podążać dokądkolwiek aby tylko z Tobą, ach, powiedz coś bo poddaję się i pozwalam Ci odejść. 
Powiedz coś bo rezygnuję z Ciebie
Powiedz coś 


_____________________________________________________

I jak 74?
Jak myślicie skąd się wzięły ostatnie słowa Justina?

 TWITTER : https://twitter.com/NewYorkDream_s
INSTAGRAM : http://instagram.com/newyorkdream_s
ASK : http://ask.fm/KatherineAnnGomez



KOMENTUJCIE! <3 
























piątek, 13 grudnia 2013

Rozdział 73

JUSTIN

Dnia dwudziestego czwartego grudnia  znaleźliśmy się oboje gdzie mieliśmy się znaleźć od początku naszej drogi. Byłem od rana w kościele gdzie mieliśmy się spotkać... Znaczy spotkanie nie było ustawione, po prostu znałem Kate na tyle dobrze, że wiedziałem, że się pojawi.

Ten pocałunek, dotknięcie warg, było tym czego potrzebowałem od tak dawna. Poczułem tę miłość, wiedziałem przecież, że mnie kocha, ale nie może być ze mną, bo wszystko schrzaniłem, jak zawsze ja.

Na szczęście kilka dni wystarczyło by ściągnąć tu moją "żonę" i papiery, które robią z nas znów wolnych ludzi. Mimo, że każde z nas miało własne życie, musiałem ją tu sprowadzić dla Katherine, by udowodnić jej to, że jest tylko Ona, zawsze.

Wiem, była zdziwiona stojąc na zewnątrz widząc moją przeszłość tak przed sobą, tak twarzą w twarz.

- Katherine to właśnie jest ta o której Ci opowiadałem Darcy. Ze swoim mężem Seanem.

- Co? Nic nie rozumiem.

- Mówiłem Ci, że nasz związek to tylko formalność w papierach, nieaktualnych tutaj.

- Nie Justin, nie rozumiem skąd w ogóle się wzięliśmy wszyscy tutaj w tym samym czasie. Zaplanowałeś to?

- Jak mogłem to zaplanować skoro jesteś tu w piżamie? Gdybym ja planował byłabyś w białej sukni.

- Nie to miałam na myśli.

- To co? Czy specjalnie na Ciebie tu czekałem, bo wiem jaka jesteś sentymentalna, i wiedziałem , że będziesz tutaj. Wiedziałem, że będziesz czuła jakąś pustkę tego dnia, bo mówiłem o ślubie a w nocy wspominałem właśnie o tym kościele?  Nie nie zrobiłem tego specjalnie.

- Justin - powiedziałam uśmiechając się

- Każdy jeden dzień, i każde słowo, które wypowiesz Każdą grę w jaką grasz. Każdą noc, na którą zostajesz, będę Cię pilnował. Och, czy nie widzisz, że należysz do mnie?
Tak boli moje biedne serce . Z każdym twoim krokiem, z każdym twoim ruchem, z każdą złamaną przysięgą
Każdym uśmiechem, który udajesz, każdą twoją skargą .Będę Cię obserwować.

- Czy Ty właśnie zacytowałeś piosenkę, która ma urzec me serce?  - zaśmiałam się

- Nie Kate, powiedzmy, niech będzie, sprowadziłem Cię tu by Ci pokazać kobietę, dzięki której żyje

- Myślałam, że dzięki mamie żyjesz.

- Kurwa, Kate, zamknij się i posłuchaj.  Ona ma męża, nasze małżeństwo nie jest już zawarte, masz ten papier co chciałaś, więc proszę Cię uwierz mi, kocham Ciebie, tylko Ciebie, te trzy tygodnie... Były marne, wciąż pracowałem, szukałem jej by mieć ten papier i tak w kółko - zwrócił się do niej - Możesz iść, już sobie poradzę, dziękuję. Kate nie rozumiesz, że należę tylko do Ciebie? Od kiedy odeszłaś przepadłem bez śladu.Marzę nocami, by móc ujrzeć twoją twarz, rozglądam się, ale nie potrafię Cię nikim zastąpić
Jest mi tak zimno i tęsknię za Twoimi objęciami, wciąż płaczę, kochanie, proszę.

- Justin...


Katherine chwilę się zastanawiała, ale nie była to tak długa chwila, że nie dało się wytrzymać, Kate uśmiechnęła się i pocałowała mnie w usta. Po czym ja gdy tylko się otrząsnąłem wpiłem się w jej wargi i odwzajemniłem. Kate objęła mnie swoimi dłońmi i uśmiechnęła się.

Dosłownie czułem jej uśmiech na swoich ustach, był taki szczery i prawdziwy, taki dla mnie. Kate spojrzała się na mnie swoimi pięknymi wielkimi oczami.

- Kate, jesteś w stanie mi to wybaczyć?

- A to na co wyglądało, na nie?

- Nie. Ale może...

- Żadnych ale Justin, powiedz mi po prostu wszystko o sobie, wszystko czego nie wiem.

- Wszystko już wiesz.

- Żadnych ukrytych dzieci, żadnych pięciu żon, rodzeństwa, nic, kompletnie nic?

- Nic.


Kate zamilkła na chwilę, po czym wstrząsnęła głową i spojrzała na mnie.

- Justin, muszę już iść, mam nadzieję, że będziesz na Wigilii?

- Mogę?

- Zapraszam, bądź na osiemnastą.


KATHERINE


Kompletnie zapomniałam o prezencie dla swojego mężczyzny. Miałam zamiar zahaczyć jeszcze chociażby o jakiś sklep, jeszcze nie było za późno, nawet nie było dwunastej. Nie marnowałam czasu na przebieranie się, malowanie, krzątanie po domu.

Spod kościoła pojechałam do domu, w domu wzięłam swój portfel i pojechałam po zegarek dla Justina, wiem jak bardzo go chciał, a z tego co wiem, nie miał zamiaru sobie kupować, bo twierdził, że ma za dużo... Ale trudno, chciał dostanie, zwłaszcza z takim gestem ode mnie, będzie nosił.

Kupiłam mu bardzo ładny, złoty zegarek, z nadzieją, że przyjmie taki prezent. Moi rodzice będą dopiero w domu około dwudziestej, więc między ich powrotem a przyjściem Justina do mnie minie troszkę czasu, będę miała okazje się wyszykować.

Gdy tylko wróciłam do domu, zastałam już nakryty stół, mama wszystko przygotowała zanim pojechała do rodziny. Jedzenie wystarczyło podgrzać, choinka w rogu stała wystrojona, cieszyłam się na ten dzień zawsze jak małe dziecko, bo przecież nie chodzi tylko o prezenty, a o bycie z bliskimi, tymi których się kocha.

Dobiegał wieczór, Justin zapukał w momencie kiedy suszyłam swoje mokre, brązowe  przed chwilą myte włosy. Justin wszedł do środka.

- Hej kochanie - wyszeptał i podszedł do mnie obejmując mnie w pasie z tyłu.

Spojrzałam w lustro, w którym oboje się odbijaliśmy i dalej zajmowałam się suszeniem włosów. Justin ucałował mnie w szyję gdy tylko przerzuciłam włosy na jedną stronę. Po czym zakończyłam czynność.

- Dobry wieczór - uśmiechnęłam się w stronę lustra

Obróciłam swoją głowę w jego stronę i obdarowałam pocałunkiem.

- Kochanie, zanim usiądziemy do stołu, mógłbym wziąć prysznic? Przyniosłem swoje ubranie, leży w samochodzie z tyłu, nie zdążyłem nic zrobić, mógłbym?

- W porządku Justin, mamy czas.

Uśmiechnęłam się, po czym Justin zaczął iść, ciągnąc dłoń po moich plecach. Justin wszedł do łazienki, po czym zamknął drzwi za sobą i puścił cicho wodę.

Poszłam do swojego pokoju, obok łazienki, by wyjąć swoją sukienkę na ten wieczór. Póki co byłam ubrana w czerwoną bluzkę i legginsy, nic specjalnego. Usiadłam na łóżku by przy lusterku spokojnie dokończyć makijaż. Długo mi nie zajęło myślenie nad tym co Justin tam robi, wydając takie dźwięki z łazienki. Prawdopodobnie Justin nie zdawał sobie sprawy z tego, że ściany są cienkie.

Zadecydowałam, że zabawię się w szpiega i podejrzę go, co robi. Spojrzałam się przez drzwi w pokoju, które były lekko uchylone, by dojrzeć go w łazience, i pozostać niezauważoną. Jego jęki stawały się coraz głośniejsze i głośniejsze, Justin stanął profilem w moją stronę, i mogłam już wtedy dojrzeć jego dużego penisa.

Justin obejmował go ręką i "jeździł" w przód i z powrotem, jego jęki stawały się coraz bardziej intensywne, gdy zaczął ręką poruszać coraz szybciej. Justin odgiął głowę w tył i obrócił się lekko w moją stronę i dał mi pełny widok.

Skradłam się ciut bliżej, czego pożałowałam, bo zahaczyłam nogą o stolik który stał obok drzwi niedaleko łóżka. Stolik upadł na ziemię, wraz ze mną. Ja niestety upadłam nieszczęśliwie na drzwi rozchylając je, przy czym otwierając szerzej przestrzeń Justina.

Zaczęłam się coraz głośniej śmiać, siedząc na podłodze w łazience, przy Justinie.

- Ups? - przygryzłam wargę i dostrzegłam, że Justin nie przestał robić tego co robił.

Justin podarował mi uśmiech, ten niegrzeczny uśmiech.

- Próbowałaś mnie podejrzeć?

Przygryzłam lekko w ustach swój palec, co zawsze oznaczało, że jestem napalona.

- Próbowałam, ale nie udało mi się, jak sam widzisz.

- Chodź tu - skinął głową


Dopełzałam się do prysznica w swoich ubraniach, moja koszulka stawała się coraz bardziej mokra, przez co było widać stanik, Justin przygryzł swoje wargi i zatrzymał się na tym widoku.
Justin wciąż poruszał swoją ręką wartko, prawie zmuszając się do orgazmu.

- Otwórz usta

Justin nakazał, ze swoim zadziornym uśmieszkiem. Uwielbiałam gdy był stanowczy, ale się tak uśmiechał, to był jeden z najlepszych uśmiechów jakie mi dawał. Justin naprężył swoje ciało, gdy tylko lekko rozwarłam usta. Woda spływała po jego całym ciele, wprowadzając ciepłą dawkę Justina.

Justin przyglądał mi się jak smakuję jego soki, jego oczy wpatrywały się w moje. Postanowiłam mu zrobić przyjemność i podarowałam mu seksowny wzrok jednocześnie oblizując swoje usta.

Jus podniósł mnie z kolan na których klęczałam, przycisnął mnie do ściany. Ubrania kleiły mi się do ciała, stając się jeszcze bardziej mokre. Justin pocałował mnie w usta stanowczo, jestem pewna, że mógł poczuć siebie liżąc i eksplorując moje usta. Zupełnie jakby to był nowy świat.

Cicho jęknęłam czując to seksualne uczucie jego języka w moich ustach. Mogłam poczuć penisa Justina wznoszącego się ponownie, błagającego mnie o uwagę, błagającego mnie o więcej. Zaczęłam pocierać dłońmi główkę jego członka, robiąc go twardszym.

Justin lekko odsunął się od moich ust, by móc je lekko skubać, kąsać.

- Czas by Tobie sprawić przyjemność.

Jego usta zaczęły wędrować po mojej szyi, Justin rozpiął moją czerwoną bluzkę i zaczął pocierać dłońmi moje piersi. Justin całował każdy nowy cal mojego ciała, rzucił moją bluzkę na podłogę i uklęknął.

Justin całował od początku, od moich piersi - lekko je skubał i ssał, po czym kontynuował czynność na moim brzuchu. Justin obmacał moje legginsy, które niemalże przykleiły się do moich nóg. Starał się je delikatnie ściągnąć, niestety ta próba nie powiodła się, więc zdarł je ze mnie, pozostawiając mnie w samej bieliźnie.

- Nie przejmuj się skarbie, kupie nowe - uśmiechnął się głupawo

Spojrzałam się w dół do niego, a jego oczy spojrzały się seksownym wzrokiem na mnie, zupełnie jakby chciały powiedzieć Zerżnę Cię tak ostro... To spojrzenie wywoływało dreszcze.

- Kogo to obchodzi - cicho jęknęłam, ciągnąc go lekko za włosy

Justin w końcu pozbył się moich legginsów, jego usta były niemalże przyczepione do mojego ubrania, i linii bikini. Spojrzał się ponownie na mnie i posłał swoje spojrzenie, po czym jego oczy skierowały się na moje fioletowe majteczki. Jego ulubiony kolor to fiolet, więc wiedziałam, że doprowadzą go do szaleństwa.

- Wiesz, że to mnie kręci - wyszeptał

- Więc lepiej się ich pozbądź - odparłam namiętnie

Justin zaczął ściągać je swoimi zębami, ale to zabierało mu za dużo czasu. Więc jego dłonie miały powinność ściągnąć je do końca.  Justin głaskał wnętrze moich ud, a jego usta całowały obszar w okół mojej kobiecości, co sprawiało, że stawałam się coraz bardziej wilgotna dla niego.

Mój mężczyzna zauważył to, i włożył jeden palec do środka, po czym wsuwał go głębiej jakby szukał ukrytego skarbu.

- Tak! - wyjęczałam

Justin zaczął poruszać swoim palcem, co sprawiało, że nie do końca kontrolowałam swoje ciało, oddawałam się ukrytej przyjemności jaką mi sprawiał.

- Mm, lubisz to skarbie? - zapytał z uśmieszkiem na twarzy, ten uśmiech był taki seksowny.

- Tak! - wydyszałam

Justin pchał palec, lekko rozciągając moją dziurkę, spojrzałam w dół by zobaczyć jego reakcję, dostrzegłam jego ogromnego penisa, który stawał się większy niż kiedykolwiek, a to wszystko przeze mnie. Justin odnalazł mój czuły punkt, który zaczął lekko lizać i ssać. Nasze oczy nie zrywały ze sobą kontaktu ani na chwilę. Jego uśmiech z twarzy spłynął, a zastąpił go uśmieszek mówiący Jestem niegrzecznym chłopcem...

Co oczywiście było prawdą. Justin nadal ssał moją łechtaczkę, i lizał ją doprowadzając mnie do szaleństwa, w nowej sensacji.

- Tak dobrze Justin!

- Kurwa! Kochanie sprawiasz, że jestem taki napalony.


Justin jęknął, drgania jego głosu niemalże wysłały mnie na krawędź, Justina palce poruszały się w stałym tempie, ale moje jęki stawały się coraz bardziej intensywne i coraz częstsze, poruszał palcami coraz szybciej.

- Justin! Szybciej, szybciej! Tak, tak - zaczęłam wyjękiwać rozkazy

Powoli zaczęłam wszystko wykrzykiwać, a mój brzuch stawał się coraz bardziej napięty, a moja głowa coraz szybciej zaczęła się jakby kręcić, Justin przyspieszał i przyspieszał, delektując się mną w największy sposób.

- Och, tak! Justin, tak - zaczęłam mówić piskliwym głosikiem

Całym ciałem reagowałam na jego wykwalifikowane palce, nie mogłam opuścić tego napięcia jakie budował w moim żołądku. Justin zacisnął swoje usta w okół mojej łechtaczki i zaczął ją ssać, co sprawiało, że krzyczałam z rozkoszy. Napięcie w brzuchu zniknęło natychmiastowo, mogłam czuć  jak moje mięśnie zaciskają się w okół, że odpoczywał we mnie. Justin wyciągnął swoje palce i je oblizał.

- Wiesz, że jesteś bardzo niegrzeczną dziewczynką?

- Wiem, a Ty jesteś bardzo niegrzecznym chłopcem - lekko wyjęczałam, moja głowa wciąż kręciła się od najlepszego orgazmu na świecie



_________________________________________________

Ach, która by nie chciała być na miejscu Kate...
Niebawem 74! :)


 TWITTER : https://twitter.com/NewYorkDream_s
INSTAGRAM : http://instagram.com/newyorkdream_s
ASK : http://ask.fm/KatherineAnnGomez



KOMENTUJCIE! <3 

































środa, 11 grudnia 2013

Rozdział 72

JUSTIN

Katherine nie wpuściła mnie, po prostu, nie odzywała się. Zamilkła z nadzieją, że sam pójdę, ale nie kazałem jej się męczyć, poszedłem. W końcu dałem jej wolność, nie wiem co będzie. Dni będą płynąć wolno, będę widział ją wszędzie, ale wiem, że muszę zakończyć to fikcyjne małżeństwo by ją odzyskać.

Poszedłem na górę do swojego pokoju, wiem, że to jeszcze nie jest koniec związku z Kate, ale póki co to nie widzę przyszłości dla nas, przeze mnie, przez moje głupie zachowanie, nieodpowiedzialność.

Chciałem by to wszystko się zakończyło, chce po prostu ją kochać, już z nią być, do końca naszych dni, bez zbędnych ludzi w naszym związku. Nie byłem nigdy tak nieuczciwy, kłamliwy jak do niej, nie wiem co to spowodowało. Strach, że ją stracę? Pewnie tak, gdy co dzień budzisz się z myślą, że możesz stracić tak bliską Ci osobę, myśli się zupełnie inaczej.

Wizja, że kiedyś może jej zabraknąć jest przerażająca, ale wiem co zrobiłem, a czego nie powinienem robić, i tak właśnie nie powinienem się z nią wiązać mając  "tą drugą". Powinienem to przemyśleć.

Byłem wieczorem na kolacji, ciężko było mi cokolwiek przełknąć, cofnąłem się do pokoju po kartę kredytową, która leżała w sypialni. Zjadłem kolacje, wróciłem do pokoju, dostałem sms od Kate. Zacząłem szukać swoich kluczyków od auta, ale nie było ich...

Podejrzewałem, że Kate mogła je wziąć gdy wychodziła, nie wiedziałem, miałem się dowiedzieć. Więc od razu popędziłem do niej, wziąłem swoje rzeczy, zapłaciłem za kasę Scootera za pobyt, wsiadłem w taksówkę  i pojechałem do Katherine. Widziałem te obrazy, które czekają mnie...

Pusty dom, zero dźwięku, echo.  Dojechałem pod jej dom. Paparazzi stali na zewnątrz i czaili się na mnie. Przetarłem dłońmi twarz zastanawiając się czy wyjść czy jednak odjechać.

Zdobyłem się na odwagę i wyszedłem, przebrnąłem dzięki kierowcy do bramy wejściowej, wbiłem kod i wszedłem. Podszedłem do jej drzwi i zapukałem.




- Kate?

- Tu jestem

Wszedłem do środka trochę przygnębiony, ale jednocześnie wdzięczny, że nie jest tak chamska by kazać mi stać na mrozie wśród paparazzich. Nie pozwoliła im patrzeć na to jak się kłócimy... Mimo, że wtedy nie wiedziałem jeszcze jak to wszystko będzie wyglądać.


- Justin, wiesz, że nie będziemy razem, tak?

- To po co mnie tu ściągnęłaś?

- Tylko po to byś wziął swoje rzeczy.

- Kate . Gdy zakończę tamten związek, będę mógł wrócić?

- Nie wiem. Nie myślałam jeszcze o tym, ale jednak uprzedzam, że gdy urodzę, będziesz mógł odwiedzać dziecko, jeśli będziesz chętny. I znajdziesz czas, ze swoją żoną.

- Kate, to było potrzebne tylko dla mojego bezpieczeństwa.

- To tak bliska przeszłość, Justin, wciąż nie jest do końca zakończona.

- Jest zakończone. Tutaj nawet ten ślub nie jest ważny.

- Dla mnie jest, w związku nie liczą się papiery, tylko to co zaszło. Proszę Cię, zapomnij, że istniałam. Wymaż mój numer, wymaż mnie ze swoich wspomnień. Ach i jeszcze jedno.

- Tak?


- Kate, nie proszę Cię, tylko nie to. On należy do Ciebie - dodałem

- Nie, do Ciebie, mi przywołuje za dużo wspomnień

W tym momencie włączył mi się instynkt, przytuliłem ją, pogłaskałem. Kate pocałowała mnie swoimi idealnymi wargami w polik. Niemalże i ja bym rozpłakał się jak małe dziecko, czując ostatni pocałunek.

- Pa Justin

- Do zobaczenia, mam nadzieję.


- Kocham  Cię, i tylko Ciebie

- Zamknij drzwi za sobą jak wyjdziesz, i bramę też. Powiedz im, żeby za mną nie chodzili.

- Przepraszam.


Wziąłem swoją walizkę i skierowałem się do czekającej na mnie taksówki. Przekazałem paparazzim, że ten dom nie jest publiczny, ani osoba będąca w nim także, nie mają prawa jej fotografować, jeśli nie chcą mieć kłopotów z prawem.

Wsiadłem do taksówki i pojechałem do domu. Gdy już przy nim byłem, wszedłem do środka chowając się przed paparazzi i przed całym światem. Wszedłem do domu i postawiłem walizki na korytarzu.

Rozejrzałem się dookoła i kopnąłem w jedną, zupełnie z niemocy. Poszedłem do największego w domu okna, gdzie rozpościerał się widok na Nowy Jork. Nigdy już nie zobaczę go z tej samej perspektywy co kiedyś. Nie będzie już taki sam, skoro nie ma się przy sobie tej osoby, która pokaże jednak te uroki. Które istnieją, mimo, że kiedyś byś się zapierał, że jest wręcz przeciwnie.

Było późno, nie miałem ani ochoty na myślenie, ani na zadręczanie się. Jedyne czego chciałem i pragnąłem to sen, wszystko czego chciałem to kilka chociażby minut snu. Ściągnąłem z siebie  ubrania, i w bokserkach schowałem się pod kołdrą. Otuliłem się nią cały, czułem jeszcze perfumy swojej kobiety... No niegdyś mojej. Od razu odpłynąłem w krainę snów. 


KATHERINE

Siedziałam jeszcze chwilę na schodach. Marzłam, ale... Właściwie nie wiem na co czekałam. Myślałam, że wróci, otworzy je, powie, że wszystko jest okej i załatwione.

Niestety miałam mylne pojęcie, a tak bardzo chciałam by wszystko okazało się snem. Miało być fikcją, miało być tak pięknie, miało jak mawiali, nie wiać w oczy nam.  Nie chciało mi się już myśleć, pragnęłam tylko snu, jak zwykle wtuliłam się w jego poduszkę. Teraz nie miał już kto się na mnie wkurzać o kradnięcie poduszki.

Mimo wszystko to miłe wspomnienia, zawsze jak podkradałam jego poduszkę, uśmiechał się i rzucał na łóżko, łaskotał, po czym brał ją do siebie.  Dlaczego tak musiało się stać?

Nie wiem kompletnie czy sobie z tym poradzę. Totalny dołek, dno, iluzja. Pieprzona iluzja, z której tak bardzo chciałabym wyjść. A nie umiem, chcę mieć z nim kontakt, a jednocześnie nie chcę. Kocham a nienawidzę. To normalne?

Zasnęłam... Następne dni, nie mieliśmy ze sobą kontaktu, Justin nie pisał, ja nie pisałam.
Byłam zajęta kupowaniem prezentów, urządzaniem świątecznej atmosfery. Justin z tego co wiem był zajęty koncertowaniem, rodziną, także swoim światem.

Jednak, dwudziestego czwartego grudnia, obudziłam się podekscytowana. Ale czułam jakby brak czegoś. To miało dzisiaj się stać, miałam dzisiaj za niego wyjść, i być bezpieczna już zawsze. Wiedziałam gdzie mieliśmy wziąć ślub, Justin także. Nie wiem czy załatwił już te papiery, które miały spowodować nasz powrót, ale nie dzwonił, nie pisał, więc sama odpowiedź się nasuwała.

Wstałam z łóżka, przejrzałam się w lustrze i zobaczyłam swój coraz większy brzuch... Wydawało się dziwne nosić w sobie małego człowieka, a z jego ojcem, nienawidzić się?  Poszłam do łazienki i przemyłam twarz, umyłam zęby i nałożyłam lekki makijaż. Spojrzałam na zegarek, była jedenasta... Każdego dnia o 11;11 Justin wysyłał mi sms, jeśli był daleko, a jeśli blisko, mówił tę godzinę i dawał całusa.

Zbiegłam na dół, założyłam na siebie kurtkę i buty emu, w buty włożyłam sobie piżamę, wiem pewnie źle wyglądałam, ale trudno. Zbiegłam na dół, wzięłam telefon i kluczyki. Wsiadłam do auta, i pojechałam do kościoła gdzie miałam z Justinem dzisiaj się związać. Dojeżdżając na miejsce, zadzwoniłam do niego.

- Halo?

- Jedenasta jedenaście.

- Pamiętałaś?

- Zawsze pamiętam, dzień w dzień...

Mówiąc te słowa weszłam do środka kaplicy. Nie przeszkadzał mi wzrok ludzi. Mogli się w tym momencie wypchać.

- Mówisz to w takich spodniach? - zapytał

- Jakich?

- Od piżamy.

- Co? To są moje domówki!


Poczułam klepnięcie na swoim ramieniu. Odwróciłam się.

- Justin! - przytuliłam się mocno i wpiłam w jego usta

Wiedziałam, że tak nie powinnam robić, zwłaszcza w tym miejscu, trudno. To był impuls, ale Justin nie przerwał tego pocałunku, przeciągnął go, tak by moje usta chciały więcej. Justin opuścił mnie w dół i poprowadził do pierwszej ławki. Usiedliśmy w niej razem.

Było cicho, milczeliśmy, żadne z nas nie chciało wychodzić przed drugie i cokolwiek wspominać. Ani o sytuacji sprzed trzech tygodni, ani sprzed chwili. Siedzieliśmy razem... Wyobrażałam sobie to jak mogłoby być, kiedyś... Jakbym kroczyła tutaj w swej pięknej białej sukni, Justin czekający na mnie przy ołtarzu.

Niestety, to za nami, nie ma nas, nie ma niczego. Justin siedział cicho, kompletnie nie wiedzieliśmy jak zacząć temat, cokolwiek byleby do siebie coś powiedzieć, nic, siedzieliśmy cicho, była wigilia, a my? Udawaliśmy obcych.

- Justin - usłyszałam krzyk w kościele

Obróciłam się i zobaczyłam niską blondynkę , całkiem podobną do mnie z rys twarzy , niebieskie oczy, około metra sześćdziesięciu. Weszła do kościoła, znalazła wzrokiem Justina i usiadła z nim w ławce.

- Po co mnie ściągałeś do USA?  - zapytała - Mieliśmy spotkać się na święta.

W tym momencie zdałam sobie sprawę, że to jest jego kobieta, o której dowiedziałam się przez sms. Czułam, że cała zalewam się rumieńcem, nie chciałam nigdy jej widzieć. Miałam ochotę ją uderzyć, w dodatku poznała mnie w takim stroju.

Justin wstał i wyprowadził ją przed kościół, po chwili wstałam i poszłam za nimi, liczyłam, że mnie już nie zaczepią, głupie paradoksy. Justin złapał mnie za dłoń i przedstawił swoją żonę.

- Katherine to właśnie jest ta o której Ci opowiadałem Darcy. Ze swoim mężem Seanem.

- Co? Nic nie rozumiem.

- Mówiłem Ci, że nasz związek to tylko formalność w papierach, nieaktualnych tutaj.

- Nie Justin, nie rozumiem skąd w ogóle się wzięliśmy wszyscy tutaj w tym samym czasie. Zaplanowałeś to?

- Jak mogłem to zaplanować skoro jesteś tu w piżamie? Gdybym ja planował byłabyś w białej sukni.

- Nie to miałam na myśli.

- To co? Czy specjalnie na Ciebie tu czekałem, bo wiem jaka jesteś sentymentalna, i wiedziałem , że będziesz tutaj. Wiedziałem, że będziesz czuła jakąś pustkę tego dnia, bo mówiłem o ślubie a w nocy wspominałem właśnie o tym kościele?  Nie nie zrobiłem tego specjalnie.

- Justin - powiedziałam uśmiechając się

Każdy jeden dzień, i każde słowo, które wypowiesz
Każdą grę w jaką grasz. Każdą noc, na którą zostajesz, będę Cię pilnował. 
Och, czy nie widzisz, że należysz do mnie?
Tak boli moje biedne serce . Z każdym twoim krokiem, z każdym twoim ruchem, z każdą złamaną przysięgą
Każdym uśmiechem, który udajesz. każdą twoją skargą
Będę Cię obserwować.

- Czy Ty właśnie zacytowałeś piosenkę, która ma urzec me serce?  - zaśmiałam się

- Nie Kate, powiedzmy, niech będzie, sprowadziłem Cię tu by Ci pokazać kobietę, dzięki której żyje

- Myślałam, że dzięki mamie żyjesz.

- Kurwa, Kate, zamknij się i posłuchaj.  Ona ma męża, nasze małżeństwo nie jest już zawarte, masz ten papier co chciałaś, więc proszę Cię uwierz mi, kocham Ciebie, tylko Ciebie, te trzy tygodnie... Były marne, wciąż pracowałem, szukałem jej by mieć ten papier i tak w kółko - zwrócił się do niej - Możesz iść, już sobie poradzę, dziękuję. Kate nie rozumiesz, że należę tylko do Ciebie? Od kiedy odeszłaś przepadłem bez śladu.Marzę nocami, by móc ujrzeć twoją twarz, rozglądam się, ale nie potrafię Cię nikim zastąpić 
Jest mi tak zimno i tęsknię za Twoimi objęciami, wciąż płaczę, kochanie, proszę.




______________________________________________________________________

i jak 72? :)

Musiałam zrobić krótszy bo w następnym na pewno się wiele zadzieje.



 TWITTER : https://twitter.com/NewYorkDream_s
INSTAGRAM : http://instagram.com/newyorkdream_s
ASK : http://ask.fm/KatherineAnnGomez



KOMENTUJCIE! <3 














niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 71

KATHERINE


nie musisz udawać, że jesteś silny. nie musisz udawać, że wszystko jest dobrze. nie martw się tym co pomyślą inni. jeśli musisz, płacz - to dobrze wypłakać łzy do końca, tylko wtedy wróci uśmiech.



Wróciłam do domu niedługo po tej wiadomości, do domu... Do hotelu. Do tej pieprzonej pułapki bez wyjścia. Winda, którą chciałam pojechać była zajęta, a druga nieczynna. Wbiegłam po schodach na swoje piętro. Otworzyłam drzwi od apartamentu, w którym siedział Justin.

Byłam wściekła, zła, obrażona... Mój oddech zdecydowanie przyspieszył. Był intensywny, zabójczo zły.
Gdybym mogła, zabiłabym wszystkich którzy stanęli mi na drodze. Czułam się jakby ktoś pociął moje serce, w drobne kawałki, rozbił je, rozerwał.

- Co to kurwa ma znaczyć?! - krzyknęłam

- Co ma znaczyć?

- Spójrz w telefon palancie.

Justin spojrzał w telefon i jego wzrok od razu skierował się na mnie. Kolory odpłynęły z jego twarzy a uśmiech zniknął i zamienił się w grymas.


- Kate, ja Ci wszystko wyjaśnię. Na prawdę... Tylko jeszcze nie wiem tak.

- Może tak, Kate oszukałem Cię, nigdy Cię nie kochałem?! Co kurwa było rok temu?

- Kate chodzi o to, że ja gdzieś tam w oddali, za granicami naszego kraju... Gdy byłem jeszcze innym sobą, wziąłem ślub, mam żonę... Ale to była tylko formalność, nigdy jej nie kochałem. Musiałem, żeby żyć. Ożeniłem się z nią, tylko dla swojego bezpieczeństwa. Kate, nie chciałem Cię zranić, u nas ten ślub nie jest już ważny.


Miałam ochotę go uderzyć, ale zdałam sobie sprawę z tego, że tym nic nie osiągnę. Był na tyle przybity, że nic go by nie dobiło tak mocno. Bolałyby go bardziej słowa, że to koniec, że nigdy go nie kochałam niż to, że go uderzyłam. Wierzę, że wolałby to niż te słowa.

Justin stał niczym sparaliżowany. Wyszłam z pokoju chwytając torebkę, telefon. Nie pożegnałam się, nie miałam na to sił. Windą zjechałam do recepcji, po czym wyjaśniłam sytuację recepcjonistce. Zgodziła się dać mi pokój.

Justin nie dał za wygraną, chwilę później też był na dole. Musi być taki uparty, byleby dowieść swojej racji?
Niepotrzebnie. Nie słuchałam go, nie chciałam robić awantur w hallu, ale nie było innej możliwości porozmawiania. Nawet szczerze mówiąc nie chciałam rozmawiać.


- Kate, na prawdę, to nic nie znaczy. Uwierz mi, to było tylko dlatego, że Ona była w tym wszystkim jedyną która mogła mnie uratować.

- Zamknij się już. Nie słucham Cię, dla Ciebie mnie nie ma.

- Co?

- Zapomnij, że dla Ciebie istniałam.

 Niestety na moje nieszczęście, nie zabrałam ze sobą  kluczyków od samochodu. Żałowałam tego, mogłam zabrać, leżały niedaleko torebki. Trudno, zadzwonię w najbliższym czasie po swoją mamę... Nie było jej teraz w domu, więc do jutra byłam skazana by być tutaj.

Na szczęście mogłam się łatwo ulotnić. Justin zagadał się ze swoim managerem, nie wiem skąd tu był, ale cieszyłam się pierwszy raz tak szczerze, że jest.

Wbiegłam do pokoju, usiadłam na łóżku, schowałam głowę w swoje dłonie i zaczęłam płakać, rzewnymi łzami... Leciały po policzkach niczym strugi rzeki. Tak bardzo chciałabym móc się do niego przytulić, wiedzieć, że jest tylko i wyłącznie cały mój.

Tak nie było... Nigdy. Okazało się, że muszę go dzielić z jakąś kobietą, która, ech no właściwie Ona dzieli go ze mną, to jego żona. Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Ktoś zapukał do drzwi, wstałam z łóżka, otarłam łzy i poszłam otworzyć. Nawet nie chcę myśleć o tym jak wtedy wyglądałam.

Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Justina, zdyszanego, zmęczonego... Tak bardzo chciałam go przytulić. Ale zamiast tego nim rzekł słowo zamknęłam mu przed nosem drzwi.

Wiedząc, że nigdy nie poczuję już jego ciepła ciała, ciepła delikatnych warg, jego spojrzenia na mnie, tego ciepła jakie nas otaczało, załamałam się...

- Kate wpuść mnie - uderzał w drzwi z pięści

- Idź stąd, nie chcę Cię znać.

- Kate wpuść mnie! Mam coś co należy do Ciebie.

- Co życie!?


Odwróciłam się do drzwi i usiadłam na ziemi płacząc w niebo głosy. Nie miałam siły ani chęci na nic.
Płakałam siedziałam przy tych drzwiach, póki Justin nie odszedł. Wsunął pod drzwiami mój dowód osobisty. I po co mi to teraz? To miał być pretekst bym wróciła, czy co?

Mógł mi przynieść kluczyki do samochodu, byłabym bardziej optymistyczna. Chciałam natychmiast wrócić do domu. Chciałam przestać płakać, chciałam mieć spokój, co okazuje się nie być do końca łatwym zadaniem. Tak ciężko jest lekko żyć.

Nie chciałam znać Justina, przebywać z nim w jednym hotelu, a co dopiero później... Gdy wrócimy do miasta. Co to będzie, mijać się, wiedzieć, że sypiałam z tą osobą, z nim jestem w ciąży, czułam pocałunki, czułam dotyk... Tak ciężko będzie mi się powstrzymać od tego wszystkiego, ale jestem zmuszona.

Czekałam aż Justin opuści pokój, czekałam aż zejdzie na hotelową kolację. Umówiona byłam z recepcjonistką, że gdy tylko wyjdzie zadzwoni do mojego pokoju i poinformuje mnie o tym. Nie pytała dlaczego, nie ciągnęła tematu, tylko to zrobiła. Tak więc, gdy o godzinie dziewiętnastej Justin opuścił swój pokój, i gdy recepcjonistka go dostrzegła wchodzącego do restauracji, dała mi znać.  Wzięłam swoją torebkę, dokumenty i telefon, opuściłam pokój.

Wzięłam kartę do zeszłego apartamentu i weszłam do windy. Pojechałam na piętro gdzie znajdował się pokój. Oddech miałam ciężki, powietrze można było kroić nożem, moje zdenerwowanie sięgało zenitu.
Usłyszałam dźwięk stopu i wyszłam z windy. Otworzyłam apartament. To co zobaczyłam kompletnie mnie zdezorientowało.

Justin zdemolował wszystko, poprzewracał krzesła, rozbił lustro, pozrywał zasłony. Wszystko obróciło się jakby w proch, pobojowisko. Zobaczyłam na stoliku nocnym w jego sypialni kluczyki, wzięłam je. Nie zamierzałam tu zostać. Powrzucałam swoje rzeczy do torby. Zapięłam ją i postawiłam przy drzwiach. Usłyszałam tylko szarpnięcie za klamkę. To na pewno był Justin. Schowałam się do szafy w korytarzu. Bałam się, że mnie zauważy, ale nie miałam pod ręką lepszej kryjówki.

Justin wszedł do środka, rozejrzał się po pokoju, podniósł ramiona w geście obojętności i poszedł do sypialni. Nie wiem czy się po coś wrócił, ale w każdym bądź razie, nie wracał przez długi okres czasu, a mojej walizki nie zauważył. Cichaczem wymknęłam się ze swoją torbą z pokoju. Pobiegłam do windy i nacisnęłam przycisk piętra po czym szybkie zamykanie drzwi.

Cieszyłam się, że Justin nie usłyszał mnie, a może po prostu nie chciał usłyszeć. Gdy tylko wyszłam na dół, kartę od swojego pokoju pozostawiłam miłej recepcjonistce. Podziękowałam jej i wyszłam prędko z hotelu. Skierowałam się na hotelowy parking gdzie stało auto. Otworzyłam je i torbę wrzuciłam na tył samochodu, po czym sama usiadłam na miejscu kierowcy.

Odpaliłam silnik i wyjechałam spod hotelu. Moje łzy, wciąż płynęły. Ale to nie były już łzy smutku, raczej bezsilności, tej cholernej niemocy. Jechałam do domu rozpamiętując każdą chwilę naszego związku, każdą chwilę straconego czasu, straconego przy Justinie. Wszystko zaczęło być takie fikcyjne.

Nawet nie zdążyłam przeliczyć wszystkich zmarnowanych chwil, gdy dojechałam do domu. Auto pozostawiłam przed domem, przed bramą do niego. Zza rogu wyskoczyli paparazzi kręcąc mnie, i robiąc mi zdjęcia. Tak, dziękuję Justin. Za zrobienie ze mnie teraz maskotki mediów. Zawsze chciałam by moje życie znali wszyscy.

Wzięłam swoją walizkę, i przemknęłam za bramę zasłaniając cały czas twarz swoją dłonią. Nie chciałam by widzieli rozmazany tusz, kompletnie rozwalony makijaż. Zamknęłam bramę i pobiegłam do domu. Odsłoniłam dopiero wtedy swoją twarz i dostrzegłam w lustrze, że wyglądam jak kompletna masakra.

Moich rodziców nie było w domu. Jak wcześniej wspomniałam, byliby po mnie dopiero jutro. Poszłam więc na górę, spakowałam wszystkie rzeczy Justina, nasze zdjęcia wrzuciłam do jego walizki. W niektórych koszulkach wycięłam dziury, musiałam jakoś się  wyżyć.  Obejrzałam się w pokoju czy wszystko wrzucone jest do toreb... Było,w  pewnym sensie. Nasze życie spakowane w trzech walizkach w ciągu czterdziestu minut.

Spojrzałam na komodę pod telewizorem, stało tam pudełko od pierścionka zaręczynowego. To On przywoływał najwięcej wspomnień, na szczęście nie było jeszcze za późno.  Może tak miało być?
Napisałam do Justina sms, gdzie jestem. Chciałam by tu się pojawił, chciałam mu oddać rzeczy. I dokładnie pięć minut później, usłyszałam dzwonek do drzwi. Schowałam pierścionek w pudełko, a pudełko do kieszeni spodni.

Spojrzałam przez wizjer. Przed domem stała taksówka, a przed drzwiami Justin. Za nim stali paparazzi, nie wiedziałam czy go wpuścić czy jednak kazać mu stać i się kompromitować. Odkluczyłam drzwi i stanęłam na schodach.

- Wejdź.

Justin znał kod do bramy, może dlatego tak łatwo było mu się tu dostać. Za taksówkę musiał zapłacić majątek. Trudno, nie było mi szkoda.

- Kate? - zapytał otwierając drzwi.

- Tu jestem - odpowiedziałam stanowczo.

Justin wszedł do środka ze smutną miną, odwróciłam na chwilę wzrok by się uspokoić i uświadomić sobie to co ze mną robił. Wzięłam pięć głębokich wdechów i wydechów. Odwróciłam się do niego. Stał nadal przy drzwiach.

- Justin, wiesz, że nie będziemy razem, tak?

- To po co mnie tu ściągnęłaś?

- Tylko po to byś wziął swoje rzeczy - w połowie zdania głos załamał mi się

- Kate - dotknął mojego policzka, z którego spłynęła łza - Gdy zakończę tamten związek, będę mógł wrócić?

- Nie wiem. Nie myślałam jeszcze o tym, ale jednak uprzedzam, że gdy urodzę, będziesz mógł odwiedzać dziecko, jeśli będziesz chętny. I znajdziesz czas, ze swoją żoną.

- Kate, to było potrzebne tylko dla mojego bezpieczeństwa.

- To tak bliska przeszłość, Justin, wciąż nie jest do końca zakończona.

- Jest zakończone. Tutaj nawet ten ślub nie jest ważny.

- Dla mnie jest, w związku nie liczą się papiery, tylko to co zaszło. Proszę Cię, zapomnij, że istniałam. Wymaż mój numer, wymaż mnie ze swoich wspomnień - poleciała mi kolejna łza - Ach i jeszcze jedno.

- Tak?

Z kieszeni wyciągnęłam pudełeczko ze swoim pięknym pierścionkiem.

- Kate, nie proszę Cię, tylko nie to. On należy do Ciebie - dodał

- Nie, do Ciebie, mi przywołuje za dużo wspomnień - rozpłakałam się

Justin przytulił mnie do siebie mocno, pogłaskał mnie po plecach. Dałam mu całusa w policzek, wiedząc, że to koniec. Koniec wszystkiego. Jak nasze losy się potoczą... Zobaczmy, przecież to nie koniec życia.

- Pa Justin

- Do zobaczenia, mam nadzieję.

Justin odpowiedział mi ze smutkiem w oczach.

- Kocham  Cię, i tylko Ciebie - dodał

- Zamknij drzwi za sobą jak wyjdziesz, i bramę też. Powiedz im, żeby za mną nie chodzili.

- Przepraszam.


To było ostatnie słowo, które usłyszałam od Justina. Justin zabrał swoją walizkę i wyszedł. Gdy tylko usłyszałam zatrzaśnięcie drzwi, usiadłam na schodach i rozpłakałam się. Tym razem to był płacz smutku, niestety. Zakochałam się w nim, kocham go z całego serca, aż do bólu.

Zrobili mu kilka zdjęć, światło fleszy doleciało aż do moich okien. Usłyszałam trzaśnięcie bramy, rozmowę Justina z fotografami. Po czym wsiadł do taksówki i odjechał. A biały puch... Ponownie przykrywał ziemię, czułam zimę mojego życia.

Noszę w pamięci łzy spływające po twej twarzy, gdy rzekłam: "Nigdy nie pozwolę ci odejść",
Gdy te wszystkie cienie niemalże zgasiły twe światło.Tkwi w mej pamięci to, jak powiedziałeś: "Nie zostawiaj mnie tu samego". Lecz to wszystko umarło i dobiegło końca , i przeminęło dzisiejszego wieczoru.

Po prostu zamknij oczy, słońce chyli się ku zachodowi
Nic Ci się nie stanie. Nikt już nie może Cię skrzywdzić
Przybądź poranna jutrzenko, Ty i ja będziemy cali i zdrowi

Nie waż się wyjrzeć przez okno, najdroższy, świat stoi w płomieniach
Wojna wciąż szaleje pod naszymi drzwiami. Trzymaj się tej kołysanki,
Nawet gdy muzyka ucichnie... Ucichnie




______________________________________________________
 I jak 71?


 TWITTER : https://twitter.com/NewYorkDream_s
INSTAGRAM : http://instagram.com/newyorkdream_s
ASK : http://ask.fm/KatherineAnnGomez



KOMENTUJCIE! <3