czwartek, 5 grudnia 2013

Rozdział 70




KATHERINE

Gdy tylko dojechaliśmy do hotelu, zameldowałam nas i od razu poszliśmy do pokoju. W końcu, ciepły prysznic i spanie. Nie wyspałam się, ani trochę. Miałam podkrążone oczy, coraz większy brzuch, rosłam w szerz. Nigdy wzwyż.

Doszliśmy do pokoju. Gdy tylko bagażowi odnieśli torby, wzięłam z nich swoją piżamę, znaczy się legginsy i luźną koszulkę. Poszłam do łazienki i zdjęłam z siebie wszystko. Puściłam ciepłą wodę i weszłam do środka.

Gorące strużki wody spływały po moim zmarzniętym ciele. Czułam jak dopiero zaczyna nabierać odpowiedniej temperatury, jak się nagrzewa, i ociepla mnie coraz bardziej.
Dopiero w tym momencie nałożyłam żel pod prysznic, o zapachu brzoskwiń. Namydliłam ciało i zmyłam zbędne mydło.

Po czym do łazienki zapukał Justin, pozwoliłam mu wejść do środka, kończyłam brać prysznic, jeszcze tylko umyłam włosy, i byłam gotowa.


- Już kończę, dwie minuty i będziesz mógł wejść.

- Zaproszenie?

- Do kabiny tak, do mnie, nie - roześmiałam się


Po czym zmyłam szampon z włosów. Wyszłam z kabiny, ucałowałam go. Owinęłam się ręcznikiem i poszłam do lustra. Zmyłam makijaż, pamiątkę dnia wczorajszego z twarzy, po czym nałożyłam krem nawilżający i odżywkę do rzęs.

Umyłam zęby, po czym ubrałam się w swoją wcześniej wyszykowaną piżamkę. Na chwilę wyszłam z łazienki i poszłam do minibaru po butelkę wody, ponownie wróciłam do łazienki. Wyciągnęłam z pudełka swoją pigułkę i połknęłam ją, popijając wodą.



- Kate na co to?

- Na ból.

- Boli Cię coś?

- Profilaktycznie biorę, żeby nie bolało.

- Kate, w ciąży jesteś. Nie powinnaś.

- Wiem co powinnam, a czego nie.



Justin zamknął się w kabinie i nie odezwał się do mnie. Wyszłam więc z łazienki i ubrałam sweterek i wygodne emu. Wyszłam na balkon i podziwiałam widok oddychając świeżym powietrzem.

Takie coś robiło dobrze na myślenie, na odstresowanie się. Wolałam to niż uderzanie w poduszkę czy kłócenie się z Justinem o pierdoły. Tak, najczęściej się kłócimy o takie błahe rzeczy, nie widząc, że na świecie jest gorzej niż nam. 


Robimy to, co musimy, kiedy się zakochujemy Gdy to nie wystarcza, mówimy, co trzeba i się wymigujemy.
Czy to dla siebie, czy dla kogoś innego.

Wszyscy kłamią, czasem to jedyna prawda. Nie ma znaczenia, czy szczerość gdzieś drzemie czekając na ujawnienie, lub została głęboko pogrzebana. Będąc szczerymi, gramy na korzyść obojga.
Łatwo jest nam oszukiwać, gorzej, gdy to nasze zaufanie zostanie zawiedzione.
Na dobre i na złe- szczęśliwi czy zranieni.





Tak dokładnie tak jak opisane jest wyżej, tak się czułam. Czułam, że i Justin i ja wzajemnie się okłamujemy mówiąc, że wszystko jest w porządku, że jest okej, że będzie dobrze. A przecież żadne z nas w tym związku w tym momencie nie czuło się dobrze.

Przebywaliśmy ze sobą zdecydowanie za często, za długo. Za dużo rozmów i sekretów, za dużo tajemnic wychodziło na zewnątrz, pokazywało swoje szpony w ciągu dnia.

Ciągle pada śnieg, niech zasypie nas... W zimowy sen mogłabym zasnąć, nie zwracać na nic uwagi. To byłoby pożyteczne. Mogłabym się żywić kroplówką, a obudzić się dopiero wtedy gdy zacznie się poród. Przecież wiem, że teraz zacznie się dla nas najgorszy okres... Okres buntu moich hormonów.

Wróciłam do pokoju, nie było jeszcze w nim Justina. Nie chciałam ciągnąć rozmowy o tabletkach, o tym co mi dolega, czy cokolwiek mi jest. Przecież nic nie było... Profilaktycznie.  Wzięłam swój telefon, założyłam emu, sweterek, kurtkę i wyszłam z pokoju nim Justin wyszedł z łazienki.

Wchodząc do windy zawinęłam szalik na swojej szyi. I założyłam na głowę nauszniki. Zjechałam piętra w dół, i wyszłam koło recepcji. Podeszłam do recepcjonistki, była ta sama co wcześniej.

- Dzień dobry. Chciałabym się dowiedzieć, czy gdzieś w okolicy są jakieś sklepy, stoiska, cokolwiek gdzie można coś kupić?

- Oczywiście, od razu gdy wyjdzie się z hotelu, trzeba skręcić w prawo i iść prosto około sześciuset metrów, będzie wielki rynek, z choinką na środku, obok są stoiska z różnymi ozdobami, słodkościami, czy upominkami. A jeśli przejdzie Pani przez ten właśnie rynek, znajdzie Pani market, ten świątecznie oświetlony. Jest tam w środku kilka sklepów z odzieżą, i restauracji.

- Dziękuję bardzo.

- Nie ma za co, miłego spaceru życzę.

Podziękowałam tej kobiecie uśmiechem i powędrowałam we wskazaną mi drogę. Zdałam sobie sprawę, że mamy grudzień, i w końcu będę musiała dać Justinowi prezent od Mikołaja. Który przecież istnieje.

Postanowiłam iść na ten rynek i kupić jednak mu coś z okazji świąt. Stanęłam przy wejściu, a dech w piersiach mi zatkało... Był to najpiękniejszy obraz jaki widziałam. Piękna wielka choinka z milionem lampek, bombek, cukrowych lasek, bałwanków, gwiazdorków. Wszystko jednak się ze sobą zgrywało.

Oczy na ten widok  zeszkliły się, serce jakby... Zmiękło i powiększyło się. W mojej kieszeni rozbrzmiał dzwonek telefonu. Wyciągnęłam go i odebrałam.

Śnieg spada na ziemię, widzę jak pada. Dookoła wielu ludzi, kochanie, proszę, wróć do domu
Kościelne dzwony w mieście, wszystkie dzwonią naszą melodię
Pełną szczęśliwych dźwięków . 
Śpiewają "Deck the Halls"
Ale w ogóle nie czuć świąt, pamiętam, kiedy tu byłeś
I ile zabawy mieliśmy rok temu. Piękne lampki na choince
Patrzę jak świecą. Powinieneś być tu ze mną



- Słucham? Pomyłka...

- Justin, to Ty? - usłyszałam w telefonie

Rozłączyłam się. Zorientowałam się, że nie mam swojego telefonu, a Justina. Że ten telefon nie był do mnie, a do niego... Zrozumiałam, że może mieć jeszcze kogoś.

Starałam się to wyrzucić z głowy, nie wierzyć w to co usłyszałam. Jaki rok... Jakie lampki na choince. Nie wiedziałam kompletnie co o tym myśleć. Nie miałam już nawet sił na kupowanie czegokolwiek. Chciałam po prostu skryć się i schować pod kołdrą, pod ciepłym kocem, gdziekolwiek.





JUSTIN


Czy kiedykolwiek kochałeś kogoś tak bardzo, że dałbyś sobie uciąć za niego rękę? Nie, nie w przenośni, 
dosłownie - czy oddałbyś za niego rękę? Kiedy wiedzą, że są twoim sercem. I ty wiesz, że byłeś ich zbroją. I zniszczysz każdego, kto spróbowałby je skrzywdzić. Lecz co gdy twa karma się odwraca i cię kąsa. I wszystko, o co walczyłeś, obraca się przeciwko Tobie? Co, gdy stajesz się głównym źródłem bólu?




Pod prysznicem nachodziło  mnie wiele myśli. Nie miałem ochoty rozmawiać z Kate, przecież i tak nic do niej nie dochodziło. Cokolwiek bym nie powiedział z myślą o niej, zawsze wychodziło, że dbam przecież tylko o siebie.

Starałem się udawać , że mnie to już nie rusza. Niestety nie było tak łatwo. Wiedziałem, że wyjdzie, pierdolnie focha i będzie miała mnie dość.  Wiedziałem też jednak, że wróci, i przestanie się gniewać.

Umyłem się dokładnie, i osuszyłem ciało ręcznikiem, włosy wysuszyłem suszarką i  ułożyłem je odpowiednio. Po czym wróciłem do pokoju, i ubrałem bokserki. Na to spodenki i białą luźną koszulkę z nadrukiem.
Poszedłem do naszego aneksu kuchennego, czyli imitacji prawdziwej kuchni. Wziąłem sobie z lodówki puszkę coli Dr. Peppera i usiadłem w salonie przed telewizorem.

Przełączałem kanały, przełączałem, nic ciekawego na żadnym kanale nie leciało. Zdecydowałem się wejść na laptopa. Sprawdziłem swoją pocztę, na której był mail od Scootera, że jutro to jest 5 grudnia, mam być w studiu. Wrócimy bliżej naszych domów.  Odpisałem mu, że oczywiście, obowiązkowo będę, a być może nawet z Kate.

Na co Scooter odpisał mi, że będzie dokładnie za dwadzieścia minut w hotelu, bo musi mi pokazać nowe projekty, które mamy do zrealizowania. Wziąłem do ręki telefon by zadzwonić do Kate, ale zobaczyłem na tapecie siebie, a przecież nie mam siebie na tapecie, nie jestem takim narcyzem.

Wiedziałem, że zabrała mój telefon. Chciałem zadzwonić do Scoota i powiedzieć mu, żeby mi dzisiaj odpuścił, ale trudno, widocznie tak miało być. Zaczekałem aż wróci do hotelu. I owszem była po dziesięciu minutach w hotelu. Wpadła do pokoju niczym rakieta, ze wzrokiem szatana, jakby miała kogoś zabić.

Kate oddychała szybko, nerwowo. W oczach miała łzy, wściekłość, wkurzenie, jakby miała wszystko rozbić, spalić. Spojrzała na mnie i rzuciła we mnie telefonem.

- Co to kurwa ma znaczyć?! - krzyknęła

- Co ma znaczyć?

- Spójrz w telefon palancie.


Spojrzałem na wyświetlacz i zobaczyłem zdradliwy sms... Wiedziałem, że powinienem powiedzieć jej wszystko od początku, to miałem na myśli mówiąc o problemach, o sobie prawdziwym.

- Kate, ja Ci wszystko wyjaśnię. Na prawdę... Tylko jeszcze nie wiem tak.

- Może tak, Kate oszukałem Cię, nigdy Cię nie kochałem?! Co kurwa było rok temu?

- Kate chodzi o to, że ja gdzieś tam w oddali, za granicami naszego kraju... Gdy byłem jeszcze innym sobą, wziąłem ślub, mam żonę... Ale to była tylko formalność, nigdy jej nie kochałem. Musiałem, żeby żyć. Ożeniłem się z nią, tylko dla swojego bezpieczeństwa. Kate, nie chciałem Cię zranić, u nas ten ślub nie jest już ważny.


Kate nie odezwała się ani słowem. Podeszła do stołu chwyciła swoją torebkę, telefon, i wybiegła z pokoju.
Nie miałem siły jej łapać, ale przecież nie pozwolę jej odejść. Wyszedłem za nią z pokoju, wsiadła do windy, która zdążyła się zamknąć nim dobiegłem.

Poczekałem chwilę na windę, wiedząc, że na tym czasu nie zyskam, pobiegłem do schodów i zbiegłem z samej góry aż do recepcji przy której stała właśnie Kate. Podszedłem do niej i starałem się jej wyjaśnić.

- Kate, na prawdę, to nic nie znaczy. Uwierz mi, to było tylko dlatego, że Ona była w tym wszystkim jedyną która mogła mnie uratować.

- Zamknij się już. Nie słucham Cię, dla Ciebie mnie nie ma.

- Co?

- Zapomnij, że dla Ciebie istniałam.


Kate zdążyła się już przenieść do innego pokoju. Nie miała póki co jak się dostać do domu. Wzięła pokój na dole, z dala od mojego apartamentu. Czułem się winny, miałem ochotę sobie podciąć żyły, ale przecież mam dwie osoby dla których muszę być. Kate, dziecko... Ewentualnie trzy, licząc z moją mamą.

Do hotelu wszedł Scooter. Podszedł do mnie, dzięki czemu pozwolił uciec Kate do jej pokoju. Nie wiedziałem w jakim zamieszkała...
Wieczorem jednak gdy Scooter pojechał do domu, zszedłem na dół by powiedzieć recepcjonistce, że mam coś dla Katherine, i chciałbym wiedzieć w jakim pokoju jest. Na początku nie mówiła mi gdzie jest, przecież nie mogła. Ale gdy dowiedziała się, że mam jej dowód, skruszyła się i dowiedziałem się, że jest w pokoju 216.

Podziękowałem jej, po czym poszedłem do windy i wjechałem na drugie piętro gdzie znajdował się pokój Kate. Zapukałem do jej drzwi. Otworzyła je, po czym zrobiła wystraszoną minę i od razu zatrzasnęła drzwi.

- Kate wpuść mnie - zacząłem walić w drzwi pięściami

- Idź stąd, nie chcę Cię znać.

- Kate wpuść mnie! Mam coś co należy do Ciebie.

- Co życie!?

 ________________________________________________________

I jak 70?

Powoli zbliżamy się do końca opowiadania.

 TWITTER : https://twitter.com/NewYorkDream_s
INSTAGRAM : http://instagram.com/newyorkdream_s
ASK : http://ask.fm/KatherineAnnGomez



KOMENTUJCIE! <3 









W

12 komentarzy:

  1. Jej...świetne ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. No No jestem w szoku :D Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  3. Super!!! nie chce końca :'(

    OdpowiedzUsuń
  4. Super , Super z nie cierpliwością czekam na kolejny dział ♥♥♥♥♥ UWIELBIAM *-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja prdl. Zajebista zajebistosc. ..nie chce konca ; ((
    ~Adminka Elwira

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale cham z Jusa hahah jestem belieber i tak gadam haha taki tam szczegol niech Kate go chociaz wyslucha i niech nie idzie szukac pocieszenia u Dustina chociaz pewnie wlasnie tak bedzie haha

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny! Czekam na nn <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  8. końca COOOO ??????????? NIEEEE ;_; CZEMU ;CC. Mam nadzieje że rozpoczniesz nowe opowiadanie <33

    OdpowiedzUsuń
  9. Ooo świetne zakonczenie <33 KOCHAM :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zostałaś nominowana do Libster Award Blog :)
    Więcej tu :http://bigandcenturylove.blogspot.com/2013/12/libster-award-blog.html

    OdpowiedzUsuń
  11. Zostałaś nominowana do Libster Award Blog!
    Więcej tu: http://danger-love-bieber-brooklyn.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  12. KJFNKDJFLSJFLDDFSLNG *_________* ŚWIETNY < 3 Ja nie chcę końca ;c kocham twojego bloga :*

    OdpowiedzUsuń