nie musisz udawać, że jesteś silny. nie musisz udawać, że wszystko jest dobrze. nie martw się tym co pomyślą inni. jeśli musisz, płacz - to dobrze wypłakać łzy do końca, tylko wtedy wróci uśmiech.
Wróciłam do domu niedługo po tej wiadomości, do domu... Do hotelu. Do tej pieprzonej pułapki bez wyjścia. Winda, którą chciałam pojechać była zajęta, a druga nieczynna. Wbiegłam po schodach na swoje piętro. Otworzyłam drzwi od apartamentu, w którym siedział Justin.
Byłam wściekła, zła, obrażona... Mój oddech zdecydowanie przyspieszył. Był intensywny, zabójczo zły.
Gdybym mogła, zabiłabym wszystkich którzy stanęli mi na drodze. Czułam się jakby ktoś pociął moje serce, w drobne kawałki, rozbił je, rozerwał.
- Co to kurwa ma znaczyć?! - krzyknęłam
- Co ma znaczyć?
- Spójrz w telefon palancie.
Justin spojrzał w telefon i jego wzrok od razu skierował się na mnie. Kolory odpłynęły z jego twarzy a uśmiech zniknął i zamienił się w grymas.
- Kate, ja Ci wszystko wyjaśnię. Na prawdę... Tylko jeszcze nie wiem tak.
- Może tak, Kate oszukałem Cię, nigdy Cię nie kochałem?! Co kurwa było rok temu?
- Kate chodzi o to, że ja gdzieś tam w oddali, za granicami naszego kraju... Gdy byłem jeszcze innym sobą, wziąłem ślub, mam żonę... Ale to była tylko formalność, nigdy jej nie kochałem. Musiałem, żeby żyć. Ożeniłem się z nią, tylko dla swojego bezpieczeństwa. Kate, nie chciałem Cię zranić, u nas ten ślub nie jest już ważny.
Miałam ochotę go uderzyć, ale zdałam sobie sprawę z tego, że tym nic nie osiągnę. Był na tyle przybity, że nic go by nie dobiło tak mocno. Bolałyby go bardziej słowa, że to koniec, że nigdy go nie kochałam niż to, że go uderzyłam. Wierzę, że wolałby to niż te słowa.
Justin stał niczym sparaliżowany. Wyszłam z pokoju chwytając torebkę, telefon. Nie pożegnałam się, nie miałam na to sił. Windą zjechałam do recepcji, po czym wyjaśniłam sytuację recepcjonistce. Zgodziła się dać mi pokój.
Justin nie dał za wygraną, chwilę później też był na dole. Musi być taki uparty, byleby dowieść swojej racji?
Niepotrzebnie. Nie słuchałam go, nie chciałam robić awantur w hallu, ale nie było innej możliwości porozmawiania. Nawet szczerze mówiąc nie chciałam rozmawiać.
- Kate, na prawdę, to nic nie znaczy. Uwierz mi, to było tylko dlatego, że Ona była w tym wszystkim jedyną która mogła mnie uratować.
- Zamknij się już. Nie słucham Cię, dla Ciebie mnie nie ma.
- Co?
- Zapomnij, że dla Ciebie istniałam.
Niestety na moje nieszczęście, nie zabrałam ze sobą kluczyków od samochodu. Żałowałam tego, mogłam zabrać, leżały niedaleko torebki. Trudno, zadzwonię w najbliższym czasie po swoją mamę... Nie było jej teraz w domu, więc do jutra byłam skazana by być tutaj.
Na szczęście mogłam się łatwo ulotnić. Justin zagadał się ze swoim managerem, nie wiem skąd tu był, ale cieszyłam się pierwszy raz tak szczerze, że jest.
Wbiegłam do pokoju, usiadłam na łóżku, schowałam głowę w swoje dłonie i zaczęłam płakać, rzewnymi łzami... Leciały po policzkach niczym strugi rzeki. Tak bardzo chciałabym móc się do niego przytulić, wiedzieć, że jest tylko i wyłącznie cały mój.
Tak nie było... Nigdy. Okazało się, że muszę go dzielić z jakąś kobietą, która, ech no właściwie Ona dzieli go ze mną, to jego żona. Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Ktoś zapukał do drzwi, wstałam z łóżka, otarłam łzy i poszłam otworzyć. Nawet nie chcę myśleć o tym jak wtedy wyglądałam.
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Justina, zdyszanego, zmęczonego... Tak bardzo chciałam go przytulić. Ale zamiast tego nim rzekł słowo zamknęłam mu przed nosem drzwi.
Wiedząc, że nigdy nie poczuję już jego ciepła ciała, ciepła delikatnych warg, jego spojrzenia na mnie, tego ciepła jakie nas otaczało, załamałam się...
- Kate wpuść mnie - uderzał w drzwi z pięści
- Idź stąd, nie chcę Cię znać.
- Kate wpuść mnie! Mam coś co należy do Ciebie.
- Co życie!?
Odwróciłam się do drzwi i usiadłam na ziemi płacząc w niebo głosy. Nie miałam siły ani chęci na nic.
Płakałam siedziałam przy tych drzwiach, póki Justin nie odszedł. Wsunął pod drzwiami mój dowód osobisty. I po co mi to teraz? To miał być pretekst bym wróciła, czy co?
Mógł mi przynieść kluczyki do samochodu, byłabym bardziej optymistyczna. Chciałam natychmiast wrócić do domu. Chciałam przestać płakać, chciałam mieć spokój, co okazuje się nie być do końca łatwym zadaniem. Tak ciężko jest lekko żyć.
Nie chciałam znać Justina, przebywać z nim w jednym hotelu, a co dopiero później... Gdy wrócimy do miasta. Co to będzie, mijać się, wiedzieć, że sypiałam z tą osobą, z nim jestem w ciąży, czułam pocałunki, czułam dotyk... Tak ciężko będzie mi się powstrzymać od tego wszystkiego, ale jestem zmuszona.
Czekałam aż Justin opuści pokój, czekałam aż zejdzie na hotelową kolację. Umówiona byłam z recepcjonistką, że gdy tylko wyjdzie zadzwoni do mojego pokoju i poinformuje mnie o tym. Nie pytała dlaczego, nie ciągnęła tematu, tylko to zrobiła. Tak więc, gdy o godzinie dziewiętnastej Justin opuścił swój pokój, i gdy recepcjonistka go dostrzegła wchodzącego do restauracji, dała mi znać. Wzięłam swoją torebkę, dokumenty i telefon, opuściłam pokój.
Wzięłam kartę do zeszłego apartamentu i weszłam do windy. Pojechałam na piętro gdzie znajdował się pokój. Oddech miałam ciężki, powietrze można było kroić nożem, moje zdenerwowanie sięgało zenitu.
Usłyszałam dźwięk stopu i wyszłam z windy. Otworzyłam apartament. To co zobaczyłam kompletnie mnie zdezorientowało.
Justin zdemolował wszystko, poprzewracał krzesła, rozbił lustro, pozrywał zasłony. Wszystko obróciło się jakby w proch, pobojowisko. Zobaczyłam na stoliku nocnym w jego sypialni kluczyki, wzięłam je. Nie zamierzałam tu zostać. Powrzucałam swoje rzeczy do torby. Zapięłam ją i postawiłam przy drzwiach. Usłyszałam tylko szarpnięcie za klamkę. To na pewno był Justin. Schowałam się do szafy w korytarzu. Bałam się, że mnie zauważy, ale nie miałam pod ręką lepszej kryjówki.
Justin wszedł do środka, rozejrzał się po pokoju, podniósł ramiona w geście obojętności i poszedł do sypialni. Nie wiem czy się po coś wrócił, ale w każdym bądź razie, nie wracał przez długi okres czasu, a mojej walizki nie zauważył. Cichaczem wymknęłam się ze swoją torbą z pokoju. Pobiegłam do windy i nacisnęłam przycisk piętra po czym szybkie zamykanie drzwi.
Cieszyłam się, że Justin nie usłyszał mnie, a może po prostu nie chciał usłyszeć. Gdy tylko wyszłam na dół, kartę od swojego pokoju pozostawiłam miłej recepcjonistce. Podziękowałam jej i wyszłam prędko z hotelu. Skierowałam się na hotelowy parking gdzie stało auto. Otworzyłam je i torbę wrzuciłam na tył samochodu, po czym sama usiadłam na miejscu kierowcy.
Odpaliłam silnik i wyjechałam spod hotelu. Moje łzy, wciąż płynęły. Ale to nie były już łzy smutku, raczej bezsilności, tej cholernej niemocy. Jechałam do domu rozpamiętując każdą chwilę naszego związku, każdą chwilę straconego czasu, straconego przy Justinie. Wszystko zaczęło być takie fikcyjne.
Nawet nie zdążyłam przeliczyć wszystkich zmarnowanych chwil, gdy dojechałam do domu. Auto pozostawiłam przed domem, przed bramą do niego. Zza rogu wyskoczyli paparazzi kręcąc mnie, i robiąc mi zdjęcia. Tak, dziękuję Justin. Za zrobienie ze mnie teraz maskotki mediów. Zawsze chciałam by moje życie znali wszyscy.
Wzięłam swoją walizkę, i przemknęłam za bramę zasłaniając cały czas twarz swoją dłonią. Nie chciałam by widzieli rozmazany tusz, kompletnie rozwalony makijaż. Zamknęłam bramę i pobiegłam do domu. Odsłoniłam dopiero wtedy swoją twarz i dostrzegłam w lustrze, że wyglądam jak kompletna masakra.
Moich rodziców nie było w domu. Jak wcześniej wspomniałam, byliby po mnie dopiero jutro. Poszłam więc na górę, spakowałam wszystkie rzeczy Justina, nasze zdjęcia wrzuciłam do jego walizki. W niektórych koszulkach wycięłam dziury, musiałam jakoś się wyżyć. Obejrzałam się w pokoju czy wszystko wrzucone jest do toreb... Było,w pewnym sensie. Nasze życie spakowane w trzech walizkach w ciągu czterdziestu minut.
Spojrzałam na komodę pod telewizorem, stało tam pudełko od pierścionka zaręczynowego. To On przywoływał najwięcej wspomnień, na szczęście nie było jeszcze za późno. Może tak miało być?
Napisałam do Justina sms, gdzie jestem. Chciałam by tu się pojawił, chciałam mu oddać rzeczy. I dokładnie pięć minut później, usłyszałam dzwonek do drzwi. Schowałam pierścionek w pudełko, a pudełko do kieszeni spodni.
Spojrzałam przez wizjer. Przed domem stała taksówka, a przed drzwiami Justin. Za nim stali paparazzi, nie wiedziałam czy go wpuścić czy jednak kazać mu stać i się kompromitować. Odkluczyłam drzwi i stanęłam na schodach.
- Wejdź.
Justin znał kod do bramy, może dlatego tak łatwo było mu się tu dostać. Za taksówkę musiał zapłacić majątek. Trudno, nie było mi szkoda.
- Kate? - zapytał otwierając drzwi.
- Tu jestem - odpowiedziałam stanowczo.
Justin wszedł do środka ze smutną miną, odwróciłam na chwilę wzrok by się uspokoić i uświadomić sobie to co ze mną robił. Wzięłam pięć głębokich wdechów i wydechów. Odwróciłam się do niego. Stał nadal przy drzwiach.
- Justin, wiesz, że nie będziemy razem, tak?
- To po co mnie tu ściągnęłaś?
- Tylko po to byś wziął swoje rzeczy - w połowie zdania głos załamał mi się
- Kate - dotknął mojego policzka, z którego spłynęła łza - Gdy zakończę tamten związek, będę mógł wrócić?
- Nie wiem. Nie myślałam jeszcze o tym, ale jednak uprzedzam, że gdy urodzę, będziesz mógł odwiedzać dziecko, jeśli będziesz chętny. I znajdziesz czas, ze swoją żoną.
- Kate, to było potrzebne tylko dla mojego bezpieczeństwa.
- To tak bliska przeszłość, Justin, wciąż nie jest do końca zakończona.
- Jest zakończone. Tutaj nawet ten ślub nie jest ważny.
- Dla mnie jest, w związku nie liczą się papiery, tylko to co zaszło. Proszę Cię, zapomnij, że istniałam. Wymaż mój numer, wymaż mnie ze swoich wspomnień - poleciała mi kolejna łza - Ach i jeszcze jedno.
- Tak?
Z kieszeni wyciągnęłam pudełeczko ze swoim pięknym pierścionkiem.
- Kate, nie proszę Cię, tylko nie to. On należy do Ciebie - dodał
- Nie, do Ciebie, mi przywołuje za dużo wspomnień - rozpłakałam się
Justin przytulił mnie do siebie mocno, pogłaskał mnie po plecach. Dałam mu całusa w policzek, wiedząc, że to koniec. Koniec wszystkiego. Jak nasze losy się potoczą... Zobaczmy, przecież to nie koniec życia.
- Pa Justin
- Do zobaczenia, mam nadzieję.
Justin odpowiedział mi ze smutkiem w oczach.
- Kocham Cię, i tylko Ciebie - dodał
- Zamknij drzwi za sobą jak wyjdziesz, i bramę też. Powiedz im, żeby za mną nie chodzili.
- Przepraszam.
To było ostatnie słowo, które usłyszałam od Justina. Justin zabrał swoją walizkę i wyszedł. Gdy tylko usłyszałam zatrzaśnięcie drzwi, usiadłam na schodach i rozpłakałam się. Tym razem to był płacz smutku, niestety. Zakochałam się w nim, kocham go z całego serca, aż do bólu.
Zrobili mu kilka zdjęć, światło fleszy doleciało aż do moich okien. Usłyszałam trzaśnięcie bramy, rozmowę Justina z fotografami. Po czym wsiadł do taksówki i odjechał. A biały puch... Ponownie przykrywał ziemię, czułam zimę mojego życia.
Noszę w pamięci łzy spływające po twej twarzy, gdy rzekłam: "Nigdy nie pozwolę ci odejść",
Gdy te wszystkie cienie niemalże zgasiły twe światło.Tkwi w mej pamięci to, jak powiedziałeś: "Nie zostawiaj mnie tu samego". Lecz to wszystko umarło i dobiegło końca , i przeminęło dzisiejszego wieczoru.
Po prostu zamknij oczy, słońce chyli się ku zachodowi
Nic Ci się nie stanie. Nikt już nie może Cię skrzywdzić
Przybądź poranna jutrzenko, Ty i ja będziemy cali i zdrowi
Nie waż się wyjrzeć przez okno, najdroższy, świat stoi w płomieniach
Wojna wciąż szaleje pod naszymi drzwiami. Trzymaj się tej kołysanki,
Nawet gdy muzyka ucichnie... Ucichnie
______________________________________________________
I jak 71?
TWITTER : https://twitter.com/NewYorkDream_s
INSTAGRAM : http://instagram.com/newyorkdream_s
ASK : http://ask.fm/KatherineAnnGomez
KOMENTUJCIE! <3
aż się popłakałam,jejku to nie może sie tak skończyć :(((
OdpowiedzUsuńKurcze.. No płacze.. No i co dalej.?? tak po prostu to wszystko sie skończy.? :( Powiedz, ze wszystko sie ułoży...
OdpowiedzUsuńŚwietne ! Jak zawsze :) Po prostu sie popłakałam :'( Tylko jest tu jedno zdanie takie ...dziwne "Wyszłam z pokoju chwytając torebkę,telefon i wyszłam z pokoju." może lepiej by brzmiało bez tego ostatniego "I wyszłam z pokoju" ?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
masz racje, nawet nie zauważyłam, że tak napisałam ;p
UsuńOoo zaaal a ja juz se myslalam ze bedzie dobrze... BŁAGAM CIE w nastepnym rozdziale zrob tak zeby na mojej twarzy zamias smutku i lez pojawil sie usmiech :)
OdpowiedzUsuńnie, nie, nie! Oni muszą do sb wrócić ;(
OdpowiedzUsuńoni muszą być razem! kocham parę Jate <3 proszę :C poplakalam sie ;*
OdpowiedzUsuńSmutny , ale nadal świetny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na nn <3
Jeju wyłam jak bóbr :( Justin nie powinien zostawiać tak Kate . Cipa z niego . Powinien jej o tym powiedzieć . Mam nadzieję że do siebie wrócą :'( Kocham tego bloga :*
OdpowiedzUsuńBoże popłakałam się normalnie to nie może się tak skończyć oni są dla siebie stworzeni , tak nie może być ...
OdpowiedzUsuń:') piękne
OdpowiedzUsuńCOOOOOOOO!!!??? popłakałam się jak małe dzieckooo ...
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Libster Award Blog :)
OdpowiedzUsuńWięcej tu:http://beauty-and-a-beat-swaggy.blogspot.com/2013/12/libster-award-blog.html
Gratuluję ! Zostałaś nominowana do Libster Award Blog ! Więcej tu http://believe--in--my--dreams.blogspot.com/2013/12/libster-award-blog.html
OdpowiedzUsuńJA RYCZE ;( Ale rozdział jest cudowny, bo wzbudził tyle emocji <333!
OdpowiedzUsuńCześć :)
OdpowiedzUsuńKocham czytać twojego bloga, dlatego nominowałam go do Liebster Award Blog. :)
Więcej : http://believejinbyourdreams.blogspot.com/2013/12/liebster-award-blog.html
Ryczę ;( . Oni muszą być razem .
OdpowiedzUsuń<3 uwielbiam to opowiadanie, ale czy nie za dużo tych dramatów? zawsze jak jest dobrze to nagle coś się dzieje i się rozstają... to się powoli robi nudne i męczące...
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Award Blog
OdpowiedzUsuńWięcej tutaj: http://themysteriesofthenightlove.blogspot.com/2013/12/liebster-award-blog.html :)
Zostałaś nominowana do Liebster Award Blog :) Więcej: http://themysteriesofthenightlove.blogspot.com/2013/12/liebster-award-blog.html
OdpowiedzUsuńco za paradoks
OdpowiedzUsuń