środa, 11 grudnia 2013

Rozdział 72

JUSTIN

Katherine nie wpuściła mnie, po prostu, nie odzywała się. Zamilkła z nadzieją, że sam pójdę, ale nie kazałem jej się męczyć, poszedłem. W końcu dałem jej wolność, nie wiem co będzie. Dni będą płynąć wolno, będę widział ją wszędzie, ale wiem, że muszę zakończyć to fikcyjne małżeństwo by ją odzyskać.

Poszedłem na górę do swojego pokoju, wiem, że to jeszcze nie jest koniec związku z Kate, ale póki co to nie widzę przyszłości dla nas, przeze mnie, przez moje głupie zachowanie, nieodpowiedzialność.

Chciałem by to wszystko się zakończyło, chce po prostu ją kochać, już z nią być, do końca naszych dni, bez zbędnych ludzi w naszym związku. Nie byłem nigdy tak nieuczciwy, kłamliwy jak do niej, nie wiem co to spowodowało. Strach, że ją stracę? Pewnie tak, gdy co dzień budzisz się z myślą, że możesz stracić tak bliską Ci osobę, myśli się zupełnie inaczej.

Wizja, że kiedyś może jej zabraknąć jest przerażająca, ale wiem co zrobiłem, a czego nie powinienem robić, i tak właśnie nie powinienem się z nią wiązać mając  "tą drugą". Powinienem to przemyśleć.

Byłem wieczorem na kolacji, ciężko było mi cokolwiek przełknąć, cofnąłem się do pokoju po kartę kredytową, która leżała w sypialni. Zjadłem kolacje, wróciłem do pokoju, dostałem sms od Kate. Zacząłem szukać swoich kluczyków od auta, ale nie było ich...

Podejrzewałem, że Kate mogła je wziąć gdy wychodziła, nie wiedziałem, miałem się dowiedzieć. Więc od razu popędziłem do niej, wziąłem swoje rzeczy, zapłaciłem za kasę Scootera za pobyt, wsiadłem w taksówkę  i pojechałem do Katherine. Widziałem te obrazy, które czekają mnie...

Pusty dom, zero dźwięku, echo.  Dojechałem pod jej dom. Paparazzi stali na zewnątrz i czaili się na mnie. Przetarłem dłońmi twarz zastanawiając się czy wyjść czy jednak odjechać.

Zdobyłem się na odwagę i wyszedłem, przebrnąłem dzięki kierowcy do bramy wejściowej, wbiłem kod i wszedłem. Podszedłem do jej drzwi i zapukałem.




- Kate?

- Tu jestem

Wszedłem do środka trochę przygnębiony, ale jednocześnie wdzięczny, że nie jest tak chamska by kazać mi stać na mrozie wśród paparazzich. Nie pozwoliła im patrzeć na to jak się kłócimy... Mimo, że wtedy nie wiedziałem jeszcze jak to wszystko będzie wyglądać.


- Justin, wiesz, że nie będziemy razem, tak?

- To po co mnie tu ściągnęłaś?

- Tylko po to byś wziął swoje rzeczy.

- Kate . Gdy zakończę tamten związek, będę mógł wrócić?

- Nie wiem. Nie myślałam jeszcze o tym, ale jednak uprzedzam, że gdy urodzę, będziesz mógł odwiedzać dziecko, jeśli będziesz chętny. I znajdziesz czas, ze swoją żoną.

- Kate, to było potrzebne tylko dla mojego bezpieczeństwa.

- To tak bliska przeszłość, Justin, wciąż nie jest do końca zakończona.

- Jest zakończone. Tutaj nawet ten ślub nie jest ważny.

- Dla mnie jest, w związku nie liczą się papiery, tylko to co zaszło. Proszę Cię, zapomnij, że istniałam. Wymaż mój numer, wymaż mnie ze swoich wspomnień. Ach i jeszcze jedno.

- Tak?


- Kate, nie proszę Cię, tylko nie to. On należy do Ciebie - dodałem

- Nie, do Ciebie, mi przywołuje za dużo wspomnień

W tym momencie włączył mi się instynkt, przytuliłem ją, pogłaskałem. Kate pocałowała mnie swoimi idealnymi wargami w polik. Niemalże i ja bym rozpłakał się jak małe dziecko, czując ostatni pocałunek.

- Pa Justin

- Do zobaczenia, mam nadzieję.


- Kocham  Cię, i tylko Ciebie

- Zamknij drzwi za sobą jak wyjdziesz, i bramę też. Powiedz im, żeby za mną nie chodzili.

- Przepraszam.


Wziąłem swoją walizkę i skierowałem się do czekającej na mnie taksówki. Przekazałem paparazzim, że ten dom nie jest publiczny, ani osoba będąca w nim także, nie mają prawa jej fotografować, jeśli nie chcą mieć kłopotów z prawem.

Wsiadłem do taksówki i pojechałem do domu. Gdy już przy nim byłem, wszedłem do środka chowając się przed paparazzi i przed całym światem. Wszedłem do domu i postawiłem walizki na korytarzu.

Rozejrzałem się dookoła i kopnąłem w jedną, zupełnie z niemocy. Poszedłem do największego w domu okna, gdzie rozpościerał się widok na Nowy Jork. Nigdy już nie zobaczę go z tej samej perspektywy co kiedyś. Nie będzie już taki sam, skoro nie ma się przy sobie tej osoby, która pokaże jednak te uroki. Które istnieją, mimo, że kiedyś byś się zapierał, że jest wręcz przeciwnie.

Było późno, nie miałem ani ochoty na myślenie, ani na zadręczanie się. Jedyne czego chciałem i pragnąłem to sen, wszystko czego chciałem to kilka chociażby minut snu. Ściągnąłem z siebie  ubrania, i w bokserkach schowałem się pod kołdrą. Otuliłem się nią cały, czułem jeszcze perfumy swojej kobiety... No niegdyś mojej. Od razu odpłynąłem w krainę snów. 


KATHERINE

Siedziałam jeszcze chwilę na schodach. Marzłam, ale... Właściwie nie wiem na co czekałam. Myślałam, że wróci, otworzy je, powie, że wszystko jest okej i załatwione.

Niestety miałam mylne pojęcie, a tak bardzo chciałam by wszystko okazało się snem. Miało być fikcją, miało być tak pięknie, miało jak mawiali, nie wiać w oczy nam.  Nie chciało mi się już myśleć, pragnęłam tylko snu, jak zwykle wtuliłam się w jego poduszkę. Teraz nie miał już kto się na mnie wkurzać o kradnięcie poduszki.

Mimo wszystko to miłe wspomnienia, zawsze jak podkradałam jego poduszkę, uśmiechał się i rzucał na łóżko, łaskotał, po czym brał ją do siebie.  Dlaczego tak musiało się stać?

Nie wiem kompletnie czy sobie z tym poradzę. Totalny dołek, dno, iluzja. Pieprzona iluzja, z której tak bardzo chciałabym wyjść. A nie umiem, chcę mieć z nim kontakt, a jednocześnie nie chcę. Kocham a nienawidzę. To normalne?

Zasnęłam... Następne dni, nie mieliśmy ze sobą kontaktu, Justin nie pisał, ja nie pisałam.
Byłam zajęta kupowaniem prezentów, urządzaniem świątecznej atmosfery. Justin z tego co wiem był zajęty koncertowaniem, rodziną, także swoim światem.

Jednak, dwudziestego czwartego grudnia, obudziłam się podekscytowana. Ale czułam jakby brak czegoś. To miało dzisiaj się stać, miałam dzisiaj za niego wyjść, i być bezpieczna już zawsze. Wiedziałam gdzie mieliśmy wziąć ślub, Justin także. Nie wiem czy załatwił już te papiery, które miały spowodować nasz powrót, ale nie dzwonił, nie pisał, więc sama odpowiedź się nasuwała.

Wstałam z łóżka, przejrzałam się w lustrze i zobaczyłam swój coraz większy brzuch... Wydawało się dziwne nosić w sobie małego człowieka, a z jego ojcem, nienawidzić się?  Poszłam do łazienki i przemyłam twarz, umyłam zęby i nałożyłam lekki makijaż. Spojrzałam na zegarek, była jedenasta... Każdego dnia o 11;11 Justin wysyłał mi sms, jeśli był daleko, a jeśli blisko, mówił tę godzinę i dawał całusa.

Zbiegłam na dół, założyłam na siebie kurtkę i buty emu, w buty włożyłam sobie piżamę, wiem pewnie źle wyglądałam, ale trudno. Zbiegłam na dół, wzięłam telefon i kluczyki. Wsiadłam do auta, i pojechałam do kościoła gdzie miałam z Justinem dzisiaj się związać. Dojeżdżając na miejsce, zadzwoniłam do niego.

- Halo?

- Jedenasta jedenaście.

- Pamiętałaś?

- Zawsze pamiętam, dzień w dzień...

Mówiąc te słowa weszłam do środka kaplicy. Nie przeszkadzał mi wzrok ludzi. Mogli się w tym momencie wypchać.

- Mówisz to w takich spodniach? - zapytał

- Jakich?

- Od piżamy.

- Co? To są moje domówki!


Poczułam klepnięcie na swoim ramieniu. Odwróciłam się.

- Justin! - przytuliłam się mocno i wpiłam w jego usta

Wiedziałam, że tak nie powinnam robić, zwłaszcza w tym miejscu, trudno. To był impuls, ale Justin nie przerwał tego pocałunku, przeciągnął go, tak by moje usta chciały więcej. Justin opuścił mnie w dół i poprowadził do pierwszej ławki. Usiedliśmy w niej razem.

Było cicho, milczeliśmy, żadne z nas nie chciało wychodzić przed drugie i cokolwiek wspominać. Ani o sytuacji sprzed trzech tygodni, ani sprzed chwili. Siedzieliśmy razem... Wyobrażałam sobie to jak mogłoby być, kiedyś... Jakbym kroczyła tutaj w swej pięknej białej sukni, Justin czekający na mnie przy ołtarzu.

Niestety, to za nami, nie ma nas, nie ma niczego. Justin siedział cicho, kompletnie nie wiedzieliśmy jak zacząć temat, cokolwiek byleby do siebie coś powiedzieć, nic, siedzieliśmy cicho, była wigilia, a my? Udawaliśmy obcych.

- Justin - usłyszałam krzyk w kościele

Obróciłam się i zobaczyłam niską blondynkę , całkiem podobną do mnie z rys twarzy , niebieskie oczy, około metra sześćdziesięciu. Weszła do kościoła, znalazła wzrokiem Justina i usiadła z nim w ławce.

- Po co mnie ściągałeś do USA?  - zapytała - Mieliśmy spotkać się na święta.

W tym momencie zdałam sobie sprawę, że to jest jego kobieta, o której dowiedziałam się przez sms. Czułam, że cała zalewam się rumieńcem, nie chciałam nigdy jej widzieć. Miałam ochotę ją uderzyć, w dodatku poznała mnie w takim stroju.

Justin wstał i wyprowadził ją przed kościół, po chwili wstałam i poszłam za nimi, liczyłam, że mnie już nie zaczepią, głupie paradoksy. Justin złapał mnie za dłoń i przedstawił swoją żonę.

- Katherine to właśnie jest ta o której Ci opowiadałem Darcy. Ze swoim mężem Seanem.

- Co? Nic nie rozumiem.

- Mówiłem Ci, że nasz związek to tylko formalność w papierach, nieaktualnych tutaj.

- Nie Justin, nie rozumiem skąd w ogóle się wzięliśmy wszyscy tutaj w tym samym czasie. Zaplanowałeś to?

- Jak mogłem to zaplanować skoro jesteś tu w piżamie? Gdybym ja planował byłabyś w białej sukni.

- Nie to miałam na myśli.

- To co? Czy specjalnie na Ciebie tu czekałem, bo wiem jaka jesteś sentymentalna, i wiedziałem , że będziesz tutaj. Wiedziałem, że będziesz czuła jakąś pustkę tego dnia, bo mówiłem o ślubie a w nocy wspominałem właśnie o tym kościele?  Nie nie zrobiłem tego specjalnie.

- Justin - powiedziałam uśmiechając się

Każdy jeden dzień, i każde słowo, które wypowiesz
Każdą grę w jaką grasz. Każdą noc, na którą zostajesz, będę Cię pilnował. 
Och, czy nie widzisz, że należysz do mnie?
Tak boli moje biedne serce . Z każdym twoim krokiem, z każdym twoim ruchem, z każdą złamaną przysięgą
Każdym uśmiechem, który udajesz. każdą twoją skargą
Będę Cię obserwować.

- Czy Ty właśnie zacytowałeś piosenkę, która ma urzec me serce?  - zaśmiałam się

- Nie Kate, powiedzmy, niech będzie, sprowadziłem Cię tu by Ci pokazać kobietę, dzięki której żyje

- Myślałam, że dzięki mamie żyjesz.

- Kurwa, Kate, zamknij się i posłuchaj.  Ona ma męża, nasze małżeństwo nie jest już zawarte, masz ten papier co chciałaś, więc proszę Cię uwierz mi, kocham Ciebie, tylko Ciebie, te trzy tygodnie... Były marne, wciąż pracowałem, szukałem jej by mieć ten papier i tak w kółko - zwrócił się do niej - Możesz iść, już sobie poradzę, dziękuję. Kate nie rozumiesz, że należę tylko do Ciebie? Od kiedy odeszłaś przepadłem bez śladu.Marzę nocami, by móc ujrzeć twoją twarz, rozglądam się, ale nie potrafię Cię nikim zastąpić 
Jest mi tak zimno i tęsknię za Twoimi objęciami, wciąż płaczę, kochanie, proszę.




______________________________________________________________________

i jak 72? :)

Musiałam zrobić krótszy bo w następnym na pewno się wiele zadzieje.



 TWITTER : https://twitter.com/NewYorkDream_s
INSTAGRAM : http://instagram.com/newyorkdream_s
ASK : http://ask.fm/KatherineAnnGomez



KOMENTUJCIE! <3 














14 komentarzy:

  1. Jak zawsze cudownyy *-* <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zawsze rewelacyjny i normlanie nie mogę się doczekać następnego rozdziałuu. ; D Czekam ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny ♥_♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Zostałaś nominowana do Libster Awards ! Więcej szczegółów u mnie na blogu:
    http://justinbieber-valentina-lovestory.blogspot.com Zarówno pierwsza jak i druga część opowiadania ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojek ja cie kocham. Nareszcie moze przez chwile bedzie dobrze ( mam nadzieje ) chce zebys wiedziala ze to jedno z najlepszych opowiadan jakie kiedykolwiek czytalam. Niecierpliwie czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę super czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  7. Woow! Jeestes cudowna. Masz wielki talent!!! Naprawdę kocham Cb i to opowiadanie. Czuje, że z Justinem i Kate łączy mnie pewna więź! KC! :*
    Też pisze opowiadanie ;D
    Wpadnij jesli chcesz. Byloby mi bardzo milo ;D
    danger-love-bieber-brooklyn.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. O matko jeden z lepszych <333!

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak zawsze genialny!!!!! <3

    OdpowiedzUsuń