czwartek, 31 października 2013

Rozdział 57

JUSTIN


Ta sobota była dla mnie najlepszą od ponad miesiąca. Siedzieliśmy w swoich ramionach, jedząc słodycze i jak dzieci oglądając bajki.

To co teraz oglądamy, na pewno kiedyś pokaże swoim synom, czy też córce. Nasze dzieci będą na pewno najsłodszymi dziećmi na świecie. Z takiego połączenia genów przecież nie może wyjść nic innego jak pełne słodkości maleństwa.

Siedzieliśmy cały dzień tak wtuleni w siebie i mocno złączeni. Od nowa miałem swój mały świat w ramionach. Od nowa budowałem z nią wszystko. Przez miesiąc tyle rzeczy potrafi się zmienić, obrócić do góry nogami. Potrafi zburzyć się, zniknąć.

Ale teraz? Cieszyłem się z tego co mam. Od teraz nikt i nic nie ma prawa przeszkodzić mi w byciu szczęśliwym. Tak wesoły jak za dnia, tak położyłem się spać.

Kate wydawała się być czymś zestresowana. Może coś chciała mi powiedzieć? Nie miałem nawet siły z niej tego wymusić. Położyłem się i usnąłem z dłonią w jej tali.

Spałem bardzo dobrze, pierwszy raz od miesiąca wyspałem się. Czułem zapach jej perfum, który mnie koił.
Czułem jak bezpieczna była w moich ramionach. Obudziłem się o dziesiątej godzinie, i spojrzałem na swojego anioła.

Miała tak delikatnie wyrysowane szczęście na swojej twarzy, uśmiechała się. Do czasu... Wstała gwałtownie do pozycji siedzącej i spojrzała na mnie.



- Justin, muszę Ci coś powiedzieć.

- Zrywasz ze mną? Poznałaś kogoś? Kate...

- Nie głupku. Nie poznałam, nie zrywam. Nie bój się.

- Zdradziłaś mnie? Harry coś zrobił?

- Nie nie zdradziłam. Tak Harry.

- Co? Co ten chuj zrobił. Zabije gnoja, co Ci zrobił?

- Justin! Uspokój się, bo zaczynam się bać.

- Przepraszam, przepraszam, już no.. Jestem spokojny. Mów. Co zrobił.

- W szkole... Powiedział wszystkim, że nie było mnie tu, bo przez te wakacje, niby byłam z nim w ciąży, skrobanka, że go zdradziłam, dlatego to zrobiłam, mówił, że jestem z nim.

- Dopiero mi teraz to mówisz? Mogłaś powiedzieć od razu jak się dowiedziałaś. Przyjechałbym szybciej. Zabiłbym go, ach, teraz też to zrobię. Nie zawaham się użyć pistoletu.

- Nie martw się, powiedziałam mu, że się z nim policzysz. Do dzisiaj unika mnie gdziekolwiek idę.

- Gdzie On mieszka?

- Nie, nie pójdziesz do niego.

- Pójdę, jak najbardziej. Powiedz mi gdzie

- O tam, hen daleko - pokazała ręką.

- Kate, pytam poważnie. Gdzie?

- Muszę Ci powiedzieć?

- Skoro mnie kochasz to musisz.

Katherine wyjaśniła mi dokładnie gdzie ten idiota mieszka. Bez wahania ruszyłem do niego. Przebiegłem przez stronę łóżka Kate i ubierając spodnie, koszulkę zszedłem na dół. Ubrałem buty i wybiegłem z domu chwytając kluczyki od auta, które stało pod domem.

Katherine już po dwóch minutach była za mną na dole. Zatrzasnęła dom i zakładając okulary przeciwsłoneczne wsiadła do samochodu.


- Justin, nie musisz tego robić!

Wraz z tymi słowami poczuła jak  ruszam z podjazdu i jadę do domu Harrego. Zapięła pas i złapała mnie za rękę.

- Uspokój się.

- Nie.


Po kilkunastu minutach jechania bardzo szybkiego byliśmy na miejscu. Byłem wręcz wściekły, miałem ochotę rozbić gnojowi ryj, rozbić jego wymodelowaną buźkę na małe kawałki.

Otworzyła nam jakaś kobieta, być może mama Harrego, nie interesowało mnie to w tym momencie. Pierdoliła od rzeczy, nie chciało się słuchać. Widocznie była zaskoczona tym, że Katherine może mieć kogoś znacznie lepszego niż jej synka.

- Więc po co do niego idziecie? - zapytała.

- Chcemy coś załatwić - odparłem

Wbiegłem na górę i pokierowałem się prosto do pokoju Harrego.


- Justin, nie musisz, na prawdę.

- Ale chcę, to Twój honor skarbie, muszę go bronić.

Tak, czułem się wtedy niczym bohater, ratujący swoją księżniczkę z opałów. Zapukałem do drzwi Harrego pokoju, chciałem być dobrze wychowany. Pociągnąłem za klamkę lekko podirytowany, tym że nikt nie otwiera. Niestety drzwi były nadal zamknięte.


- Po co do niego idziecie?! - krzyknęła mama Harrego.

- Pani Styles . Pani syn to oszust, musimy coś zrobić.

Wyważyłem lekko drzwi, po czym wszedłem do pokoju Harrego. Gdy wszedłem do pokoju zastałem najbardziej obleśny widok ,jaki kiedykolwiek mogłem sobie wyobrazić.

Harry trzymał w dłoniach swoje przyrodzenie i masturbował się, przeglądając zdjęcia Kate. Wywołało to u mnie furię. Widać było, że chłopak się zawstydził. Trudno.

Wziąłem z łóżka do ręki laptop Harrego i rzuciłem nim o ziemie tak by nie zostało z niego nic, co można by poskładać. Harry starał się mnie odepchnąć, na marne. Gdy się za coś wezmę nie ma zmiłuj się.


- Nie dotykaj mnie tymi brudnymi od Twojego kutasa łapami - krzyknąłem.

Harry założył koszulkę i stanął jak wryty. Moje ciśnienie nadal nie opadało.  Byłem coraz bardziej wkurzony, jak pomyślałem sobie co wyczyniał z jej zdjęciami. Mama Harrego z Kate usunęły się mi z drogi.

Ja zaś wykonywałem to co powinienem, wziąłem za koszulkę Harrego i wymierzyłem w niego cios.

- Nie bij mnie, nic Ci nie zrobiłem.

- Myślisz, że to co robiłeś zostawię tak bez konsekwencji? Nie ma tak dobrze, chciałbyś - dodałem uderzając go pięścią w nos - Nigdy nie myśl o Kate, nie patrz na nią. Zrób z niej powietrze, a jeśli zobaczę, że robisz coś innego do czego nie dałem przyzwolenia, zabije Cię. Rozumiesz?

Zamilknął.

- Rozumiesz?! - powtórzyłem.

- Rozumiem.

Naplułem mu prosto w twarz i puściłem szturchając na ziemię. Wziąłem Katherine za dłoń i poszedłem z nią na dół. Mama Harrego stała jak słup soli, nic nie mówiąc. Nawet go nie broniąc. Widać było, że Kate coś powiedziała co ją przyparło do muru.


KATHERINE

Pierwszy raz widziałam Justina w takiej furii, niczym zwierze chciał rozszarpać Harrego. A On? Zachował się jak ostatni mięczak, nie bronił się, nie walczył, upadł. Wiedziałam, że nigdy nie będzie w stanie obronić żadnej kobiety.

Justin był cały czerwony ze złości. Żyły na jego szyi zdecydowanie wyszły na wierzch. Jego klatka poruszała się niestabilnie. Widziałam jak starał się opanować, w jakikolwiek sposób. Nie wychodziło mu to ,ale ważne, że się starał.

Ścisnął moją dłoń mocno i przyłożył do swojego torsu. Moja dłoń chodziła niespokojnie równo z podniesieniami i opadnięciami jego klatki piersiowej.

- Łatwo jest się pogubić w tym świecie, co Kate...

- Ale skarbie uwierz mi, możemy iść wszędzie, daleko stąd... Powiedz mi czego się boisz?

- To duży świat, łatwo jest się pogubić, boje się, że zagubimy siebie... Że nie będzie tego samego uczucia.

- Wiem skarbie, że to ciężkie, ale jestem z Tobą, i zawsze będę... Nie masz czego się obawiać.


Justin powoli zaczął się uspakajać. Jego klatka nie ruszała już się tak nerwowo. Postanowiłam, że do domu poprowadzę ja. Nie chciałam by Justin przypomniał sobie cokolwiek i depnął nerwowo na gaz, zamiast hamulca.

Dojechaliśmy do domu. Dzisiaj w planach mieliśmy jeszcze kolacje... A ta kolacja, obróciła nasze życie o 180 stopni....

Około siedemnastej jak zwykle zaczęłam się szykować by mieć trochę zapasu czasu, kolacja była na dziewiętnastą. Zaczęłam się szykować, ubrałam białą sukienkę ze srebrnymi wstawkami. Justin też niczego sobie... Miał klasę.

Ubrał marynarkę, koszulę, jeansy... Uh.. Tak doskonale. Stanęliśmy przed lustrem, wyglądaliśmy idealnie.
Pasowaliśmy do siebie niemalże w stu procentach.

Justin złapał mnie za rękę po czym w nią pocałował. Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta. Justin pokierował, tylko On wiedział gdzie jedziemy. Przy wsiadaniu wsadził coś jeszcze do bagażnika.

Około czterdziestu minut później znaleźliśmy się w restauracji. Sala była pusta. Podzielona tylko na dwie części, zaraz obok odbywało się spotkanie jakiś szych muzycznych, a dla nas była wynajęta ta druga część. Justin musiał sporo wydać by móc zarezerwować całą część. Restauracja była de lux.

Wszystko na jak najwyższym poziomie, jedzenie robione przy stolikach, kelnerzy sami atrakcyjni i zadbani. Wystrój nowoczesny, z nutką klasy.

Justin zamówił nam dania, były doskonałe, mogłam w końcu jeść to co chciałam. Deser był równie pyszny, ale i płonący, mniam! Po deserze trochę posiedzieliśmy i porozmawialiśmy. Kelnerzy skakali w okół nas jakbyśmy byli sami, a przecież obok było spotkanie.

Justin powiedział, że zaraz wróci, po czym zniknął za drzwiami restauracji. Wrócił śpiewając dla mnie i grając na gitarze.


Zawsze wiedziałem, że byłaś najlepszą, najfajniejszą dziewczyną jaką znałem, o wiele ładniejsza niż cała reszta, gwiazdą mojego show. Tyle razy pragnąłem byś była dla mnie tą jedyną, ale nigdy nie pomyślałem,że tak to będzie wyglądać, co Ty ze mną zrobiłaś dziewczyno....

Jesteś tą, o której myślę, dziewczyno nie będziesz u mnie nigdy na drugim miejscu. I nie ważne co się stanie, zawsze będziesz numerem jeden....

Moja własna nagroda, jedna i jedyna, uwielbiam Cię dziewczyno, chcę Ciebie, jedyną bez której nie umiem żyć. Tak właśnie, to Ty. 

Jesteś moją szczególną małą damą... Jedyną która doprowadza mnie do szaleństwa. Ze wszystkich dziewczyn które znam, to Ty...

Moja ulubiona, moja ulubiona, moja ulubiona dziewczyna... 

Zawsze chodziłaś swoimi drogami, by zaimponować Panom Niewłaściwym, a ze mną możesz być sobą, wezmę Cię taką jaką jesteś.  Wiem, że Oni mówili ,że wiara w miłość jest marzeniem, które nie może się spełnić, więc dziewczyno napiszmy baśń, i pokażmy im jak się czujemy.

Zapierasz mi dech w piersi, wszystkim co mówisz, chcę po prostu być z Tobą, moje kochanie, moje kochanie. Moja Panno nie graj ze mną w żadne gierki. Nie potraktuję Cię w żaden sposób na który nie zasługujesz,bo jesteś dziewczyną moich marzeń...

Moja ulubiona, moja ulubiona, moja ulubiona dziewczyna... 


Moje oczy zaszkliły się w półmroku świec. Justin podszedł do mnie i pocałował mnie delikatnie w usta.
Zza pleców usłyszeliśmy oklaski... I to właśnie się stało... Największy producent muzyczny bił mojemu narzeczonemu brawa za występ.

Wiedziałam, że Justin coś zaplanował pod to ich spotkanie. Ale cieszyłam się, że napisał piosenkę specjalnie przeznaczoną dla mnie. Justin obrócił się zadowolony, Scooter stał jakby zdziwiony...

- Znowu się spotykamy - dodał

- Tak wyszło. Moja narzeczona, Kate, Scooter Braun.

- Miło Pana poznać.

- Mów mi Scoot - odparł - Nie mówiłeś, że masz taki talent, nie pochwaliłeś się.

- Dałem swoje demo, przecież nie chciałeś go nawet posłuchać...


Justin spojrzał przez plecy Scootera, a tam kolejnych pięciu managerów szło do niego.

- Chłopcze! Masz ogromny talent, zapraszam Cię do współpracy z naszą wytwórnią muzyczną - powiedział brodaty mężczyzna

- Nie, nie. Ja zapraszam Cię do współpracy z nami, dogodne warunki - powiedział pucułowaty facet.

- Przykro mi, ale Justin chcę z nami podpisać kontrakt, nie zmieni zdania - powiedział Scooter.

- Wiesz co Scoot, nie byłeś dla mnie od początku taki "łaskawy", miałeś w dupie moje prośby, nie słuchałeś mnie, więc myślę, że rozważę warunki innych managerów...

- Kochanie - powiedziałam do Justina - Myślę, że jednak umowa ze Scooterem będzie najlepsza, wiesz kim On jest w świecie muzyki, nie bądź głupi. Nie musisz zawsze być chojrakiem. Schowaj swoją dumę, i zgódź się.

- Jesteś pewna?

- Czuję to - powiedziałam głaskając go po ręce.


Justin obrócił się. Spojrzał na nich wszystkich dyskutujących między sobą.

- Zgoda. Scooter możemy spróbować.

- Mądrą masz kobietkę - odparł...


Wiedziałam, że wiążą się z tym jego liczne wyjazdy, ale cieszyłam się, że będzie spełniał swoje marzenia.

- Za tydzień widzimy się w takim razie w Atlancie, w naszej siedzibie...


Moje źrenice poszerzyły się. Nie spodziewałam się, że wszystko zacznie się dziać już tak szybko...


_______________________________________________________\


I jak 57?

Troszkę spokoju, od następnych liczcie się  z akcją, i zmierzaniem niestety powolutku ku końcowi opowiadania....A może tylko tej części!? Kto wie...

INSTAGRAM : http://instagram.com/newyorkdream_s
TWITTER :  https://twitter.com/NewYorkDream_s

KOMENTUJCIE! <3 















wtorek, 29 października 2013

Rozdział 56

JUSTIN


Cieszyłem się, że w końcu będę blisko swojej drugiej połówki. Mama przyszła do mnie starając się zatrzymać to co miało niebawem nastąpić. Czyli mój wyjazd.

- Justin, znaczy, że mnie zostawiasz? Nie mam nikogo tutaj poza Tobą.

- Mówiłaś, że sobie świetnie poradzisz. Nie widzę w takim razie problemu. Jak ujęłaś, jesteś dorosła. Powodzenia mamuś. Wiem, że jesteś dzielna - powiedziałem wrzucając bluzki do walizki

- Ale Justin..

- Mamo, myślisz, że zostanę? Bo znowu zawiodłaś się na ojcu? To było do przewidzenia. A jednak, zachowałaś się jak głupiutka nastolatka, która wie co będzie,ale jednak czeka i czeka. Myślałem, że jesteś bardziej odpowiedzialna, że wiesz o wszystkich zdradach, że masz poczucie bezpieczeństwa w kimś innym. Nie w nim. Nie sądziłem, że pokładasz jakiekolwiek nadzieje, w przyszłości Waszego "związku".
To jest patologia nie związek.

- Chciałam tego dla Twojego dobra.

- Dlatego latałaś półnaga po domu? Tak starałaś się go zatrzymać? Mogłaś pomyśleć o moim bycie i wychowaniu gdy miałem dwa lata, teraz już odrobinkę za późno, nie uważasz?

- Nie chciałam go zatrzymać, brakowało mi tego ciepła...

- Znajdź sobie kogoś porządnego,a nie takiego niedorozwoja. Z dwójką dzieci za Twoimi plecami.

- Nie chcesz ich poznać?

- Za żadne skarby świata. Go także nie chcę znać.

- Justin... To Twój ojciec.

- Mamo, jestem dorosły. Wiem co robię, co mówię. Uważam, że na tym stopniu powinniśmy zakończyć konwersację. Wszystko co miało być powiedziane, zostało.

- Więc zrobisz to?

- Tak mamo, za długo jest sama, niepotrzebnie w ogóle zostawałem. Tyle zmarnowanego czasu. A mogłem od początku z nią tam być. Teraz? Teraz musi sama się zmierzać z samoopalaczami na innych. Nie zostaję mamo, nie tutaj. Wrócę w grudniu, na święta.

- Na pewno?

- Tak, wrócę do swojego domu, ze swoją kobietą, i spędzimy razem święta.

- Sami?

- Może zaprosimy kilka osób, zobaczę mamo. Nie wiem co będzie jutro,a mam wiedzieć co za dwa miesiące? To raczej tak nie działa. Pa mamo. Możesz iść.

- Pa Justin... Jeszcze wrócisz. Zobaczysz.

- Wrócę, mówiłem, ale nie do Ciebie.

- Do zobaczenia synku.


Mama wyszła z mojego domu. Wiedziałem, że sobie poradzi, musi, przecież sama tak wszystkim się z tym obnosi, da radę. Mój ojciec? Cóż... Nie zamierzam się z nim spotykać.

Może i ojciec, ale marny. Nie chciałem go nigdy znać, nawet gdy nadarza się okazja, nie zamierzam powielać błędów mamy. Nie jestem na tyle niedojrzały by robić to co Ona.

Teraz dla mnie najważniejsza była Kate, i to byśmy byli szczęśliwi. Może czas zacząć planować ślub?
Nie chcę czekać z tym kilka lat, chcę by była moja, i tylko moja, zawsze.

Mam czasem dziwne przeczucie, że mogę ją w każdym momencie stracić... Że coś złego się stało, stanie... Nie będę w stanie temu zapobiec.Nie mam mnie tam... Mam nadzieję, że to tylko moje wrażenia. Bezpodstawne odczucia... To nie ma znaczenia.

Tylko teraz liczyło się to, że niebawem będę przy mojej narzeczonej. Wychodząc z domu rozejrzałem się po okolicy. Nie chciałem tego zostawiać, w ogóle. Nie miałem ochoty siedzieć w tym cieple, gdzie palmy ubierają na święta.

Ale chciałem być blisko Kate, więc musiałem się na jakiś czas poświęcić. Cieszyłem się, że tu wrócimy na święta, chociaż coś, nie zamierzam jak te wszystkie pustaki z Los Angeles ubierać palm.

Po krótkim czasie stałem już na lotnisku, odprawa odbyła się w ekspresowym tempie. Oddałem swoje wszystkie walizki, po czym wszedłem do samolotu i usiadłem na swoje miejsce.

3000 mil, 6 godzin lotu, sms do ukochanej - napisany.  Rozsiadłem się wygodnie, i włączyłem sobie muzykę z ipoda. Obok mnie usiadł mężczyzna. Ciemne włosy, chyba jakiś biznesmen, miał ze sobą laptop, dwa telefony, słuchawkę bluetooth w uchu.

Co chwila rozmawiał z kimś innym, mimo, że rozmawianie było stanowczo zakazane. Miał na to przyzwolenie. Spojrzałem w jego komputer, miał pełno plików muzycznych, więcej niż ja na swojej liście odtwarzania.

Uśmiechnął się do mnie i pokazał bym wyciągnął słuchawki z uszu. Tak zrobiłem, i przedstawiłem się mu.

- Justin Bieber - podałem mu dłoń

- Scooter Braun. Jestem...

- Wiem kim jesteś. Znam Cię. Potrafisz z nikogo uczynić gwiazdę światowego formatu.

- Bez przesady, to brzmi jak cudotwórca.'

- Dokładnie. Jesteś nim! Odkrywasz takie talenty jak ich mało.

- Może i po części tak. Ale nadal nie znalazłem tej "perełki" kogoś kto będzie podbijał i serca nastolatek, jak i listy przebojów.

- Może to głupio zabrzmi, ale mam swoje demo... Może chcesz je przesłuchać.

- Dzieciaku... Wiesz ilu mi proponuje swoje demo? Mogę je ze sobą zabrać,ale nie wiem kiedy bym je przesłuchał. Nie chcę Ci robić nadziei, więc nie licz na zbyt wiele. Jedyne co mogę Ci dać to swoja wizytówka. Zadzwoń za tydzień, miesiąc, może przypomnij się jakoś. Proszę - powiedział podając swoją wizytówkę.

Obejrzałem ją i schowałem do portfela. Wyciągnąłem żółtą karteczkę i zapisałem swój numer. Podałem mu.

- Gdyby jednak Panu coś się przypomniało, albo by wcześniej Pan wysłuchał... Proszę - powiedziałem podając - Chcę poznać chociaż opinię.

- Dam znać - potrząsnął głową i bez spojrzenia na kartkę schował ją w kieszeń od spodni.


Zamilknąłem, nie ciągnąłem na mus konwersacji skoro nie wydawał się być tym co mówię zainteresowany.
Ponownie włożyłem słuchawki do uszu i słuchałem swojej muzyki. Cicho nucąc pod nosem,poczułem po jakimś czasie klepanie po ramieniu.

- Proszę Pana, za dziesięć minut będziemy na miejscu. Proszę schować swoje rzeczy i zapiąć pas.

- Dobrze, dziękuję.

Nawet nie zauważyłem kiedy zleciało mi tyle czasu. Minęło jak z bicza strzelił. Ucieszyłem się, że w końcu zobaczę swoją narzeczoną. Około dwudziestu minut później, opuściłem samolot, poszedłem odebrać bagaże.

- Do kogo przyleciałeś? - zapytał ponownie Scooter

- Do narzeczonej, i uczyć się.

- Jeszcze szkoła? Wyglądasz starzej.

- Jeszcze mi trochę zostało. A Pan?

- Na spotkanie, w sprawie nowych talentów. Chcą je urządzić dopiero jutro, ale kazali być dzień wcześniej.

- Gdzie, jeśli można wiedzieć?

- W Langer's. Mamy wieczorem spotkanie.

- Dobra restauracja - skomentowałem.

- Droga - zaśmiał się - To miłego dnia. Nie zatrzymuję już.

Spojrzałem na zegarek, było kilka minut po trzynastej. Kate pewnie umierała z ciekawości dlaczego mnie nie ma. Liczyłem na to, że czeka. Wstąpiłem jeszcze do kwiaciarni, która znajdowała się na lotnisku.

Poprosiłem o duży bukiet róż. Zrobili je w pięć minut. Zapłaciłem nawet nie biorąc sporej reszty. Bałem się, że Kate zrezygnowana opuściła już lotnisko. Pobiegłem szybko ze swoimi walizkami do wejścia, w drugiej dłoni trzymając kwiaty. Zobaczyłem swoją ślicznotę opuszczającą lotnisko.

Obróciła się jakby instynktownie i na jej ustach wyrysował się ogromny uśmiech. Podbiegłem jeszcze szybciej do niej. Och jak brakowało mi ciepła jej ust, tego dotyku.

Dysząc szybko wpiłem się w jej delikatne wargi, muskałem je tak namiętnie, delikatnie, zdecydowanie.
Brakowało mi jej oddechu w moich ustach, jej warg na swoich. Jej spojrzenia na mnie, ogrzewającego mnie tak delikatnie...


KATHERINE


Cieszyłam się, że mam go blisko... Tak bardzo, jak małe dziecko któremu wręczono cukierka.
Wyrysowałam kolejny uśmiech na mojej twarzy i odkleiłam się od Justina.

- To dla Ciebie - powiedział dysząc

- Dziękuję skarbie - chwyciłam ogromny bukiet róż i pocałowałam go w polik - Chodźmy już, dobrze?

- Dobrze - Justin chwycił mnie za rękę i wyprowadził z lotniska

Ściskał moją dłoń tak pewnie, jakbym zaraz miała gdzieś mu uciec. A przecież tego nie planowałam
Cieszyłam się, że Justin nie zauważył moich jakichkolwiek zmian w kształtach.
Wiem, jeszcze nie było widać zbyt diametralnych zmian, ale zawsze to coś, mógł wyczuć. A jednak, nie wyczuł.

Wsiedliśmy do samochodu, i pojechaliśmy prosto do domu.  Sobotę spędziliśmy w domu, ciesząc się swoim towarzystwem. Jednak na niedzielę mieliśmy już więcej planów. Wieczorem szliśmy do restauracji, po południu na spacer, musiałam go oprowadzić po wielkim mieście. A ranek? Jak zawsze leniwie. Sobota, to było to co uwielbialiśmy. Siedzieć na kanapie, oglądać bajki i jeść żelki i chrupki.

Sobota najlepszym dniem tygodnia, cieszyłam się, że jest przy mnie. Po szybkim prysznicu, od razu dołączył do mnie na kanapie, gdzie cały dzień zalegaliśmy z jedzeniem. Położyliśmy się wieczorem około dwudziestej trzeciej, domyślałam się, że Justin jest zmęczony tym lotem,więc nie męczyłam go już dzisiaj, żadnymi zmartwieniami ze strony Harrego.

Po prostu wtuliłam się w niego mocno i usnęłam. Za każdym razem gdy przekładał się, bałam się o to, że dotknie brzucha, i wyczuje to, że jest twardszy niż zwykle.

Miałam cichą nadzieję, że będzie tak zaspany, że nie zwróci uwagi. I tak było, przespał całą noc, ani razu nie zwracając na to uwagi. Obudziliśmy się około dziesiątej. Powoli zaczynał się ósmy tydzień ciąży. Drugi miesiąc. W tym tygodniu udam się na USG, by przyjrzeć się pracy serduszka maleństwa.

Będę mogła już pod koniec wyróżnić twarz, maleńkie nozdrza. Zacznie wykonywać spontaniczne, jeszcze nieskoordynowane ruchy. Niestety na tym etapie jeszcze ich nie wyczuję, mimo, że bym chciała.

Ale póki co to zajęłam się chwilą. Jak wspomniałam wstaliśmy o dziesiątej, i poleżeliśmy jeszcze około dwudziestu minut.

- Justin, muszę Ci coś powiedzieć.

- Zrywasz ze mną? Poznałaś kogoś? Kate...

- Nie głupku. Nie poznałam, nie zrywam. Nie bój się.

- Zdradziłaś mnie? Harry coś zrobił?

- Nie nie zdradziłam. Tak Harry.

- Co? Co ten chuj zrobił. Zabije gnoja, co Ci zrobił?

- Justin! Uspokój się, bo zaczynam się bać.

- Przepraszam, przepraszam, już no.. Jestem spokojny. Mów. Co zrobił.

- W szkole... Powiedział wszystkim, że nie było mnie tu, bo przez te wakacje, niby byłam z nim w ciąży, skrobanka, że go zdradziłam, dlatego to zrobiłam, mówił, że jestem z nim.

- Dopiero mi teraz to mówisz? Mogłaś powiedzieć od razu jak się dowiedziałaś. Przyjechałbym szybciej. Zabiłbym go, ach, teraz też to zrobię. Nie zawaham się użyć pistoletu.

- Nie martw się, powiedziałam mu, że się z nim policzysz. Do dzisiaj unika mnie gdziekolwiek idę.

- Gdzie On mieszka?

- Nie, nie pójdziesz do niego.

- Pójdę, jak najbardziej. Powiedz mi gdzie

- O tam, hen daleko - pokazałam ręką.

- Kate, pytam poważnie. Gdzie?

- Muszę Ci powiedzieć?

- Skoro mnie kochasz to musisz.

Wyjaśniłam dokładnie Justinowi gdzie mieszka. Justin zbiegł z łóżka przeskakując przeze mnie. Ubrał spodnie które wczoraj rzucił na podłogę, bluzkę, którą znalazł na fotelu. Założył buty i zbiegł na dół.

Ubrałam na siebie luźny podkoszulek, legginsy, trampki i pobiegłam za nim. Nie powinnam,a jednak poświęciłam się. Zbiegłam za nim, złapałam klucze od domu i zatrzasnęłam drzwi. Założyłam okulary przeciwsłoneczne i wsiadłam z Justinem do samochodu.

- Justin, nie musisz tego robić!

Wraz z tymi słowami poczułam jak Justin rusza z podjazdu i jedzie do domu Harrego. Zapięłam pas i złapałam go za rękę.

- Uspokój się.

- Nie.

Nie chciałam Justina już więcej denerwować. Po prostu pojechałam z nim. Liczyłam na to, że moja obecność coś mu pomoże. Coś tym zdziałałam, ależ skąd. Justin dojechał jeszcze bardziej wkurzony, niż był na początku drogi. Zaparkował przed domem Harrego i wysiadł. Wysiadłam od razu za nim. Zamknął samochód i poszedł szybkim krokiem do drzwi.

Zapukał do nich zamaszyście. Omal co nie uderzył mamy Harrego, która od razu otworzyła drzwi. Jakby przy nich czatowała.

- Tak w czym mogę pomóc? O Kate. Witaj w domu.

- Dzień dobry Pani Styles. Jest Harry?

- Tak siedzi od dwudziestu minut w swoim pokoju. Wrócił z plaży. Zapraszam, możesz iść do niego.

- Dziękuję, to Justin, mój narzeczony.

Mama Harrego była najwidoczniej w szoku. Chyba jej nie powiedział o rozstaniu.

- Więc po co do niego idziecie? - zapytała.

- Chcemy coś załatwić - odparł Justin.

Wbiegł na górę i poszedł do drzwi Harrego.

- Justin, nie musisz, na prawdę.

- Ale chcę, to Twój honor skarbie, muszę go bronić - dodał z uśmieszkiem i puścił mi oczko.

Zapukał do drzwi, nikt nie otwierał, z pokoju było słychać dyszenie i ciche jęki. Justin pociągnął za klamkę. Niestety drzwi były zamknięte.

- Po co do niego idziecie?! - krzyknęła mama Harrego.

- Pani Styles - powiedziałam spokojnie - Pani syn to oszust, musimy coś zrobić.

Justin wyważył lekko drzwi, i wszedł do pokoju Harrego. Widok, który zastaliśmy był ohydny. Żadne z naszej trójki nie spodziewało się tego. Harry miał na uszach słuchawki, włączony laptop, a rękę na swoim penisie.

Nie zwrócił początkowo na nas uwagi. Dopiero gdy Justin podszedł do niego i dostrzegł moje zdjęcia, które przeglądał równocześnie masturbując się, doprowadziło to Justina do furii, a Harrego do wstydu. Wstał z łóżka. Naciągnął spodnie i zaczął jąkać się próbując wyjaśnić to co robił.

Było mi niedobrze, i to na pewno nie było spowodowane ciążą. Miałam usta rozwarte, i dłoń położoną na nich, na tą całą sytuację patrzyłam z niedowierzaniem.

Justin podniósł laptopa Harrego i rzucił nim o ziemię, rozbijając na części. Deptał po nich by doszczętnie je zniszczyć. Harry starał się go powstrzymać, bezskutecznie.

- Nie dotykaj mnie tymi brudnymi od Twojego kutasa łapami - krzyknął Justin.

- Masz narzeczonego potwora - dodała mama Harrego

- A Pani ma zboczonego syna. Oglądając moje zdjęcia masturbował się, w Pani domu. Tuż obok Pańskiej sypialni. Świetne rodzinne wspomnienia - uśmiechnęłam się złośliwie.

Stałam z nią w progu drzwi, patrząc jak Justin toczy "bój" o mój honor.



___________________________________________________________

I jak 56? 

INSTAGRAM - http://instagram.com/newyorkdream_s

TWITTER -  https://twitter.com/NewYorkDream_s

KOMENTUJCIE! <3 

























niedziela, 27 października 2013

Rozdział 55

JUSTIN


Pakowałem się i pakowałem... Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, cały czas miałem przed oczyma obraz mojej mamy i chowającego się taty.

On nigdy przecież nawet nie próbował mnie poznać, nie próbował się  mną zaopiekować. A gdy zaczyna być dobrze, gdy zaczyna mi się układać po trochu ze wszystkiego, zjawia się i sypia z moją mamą.

Rujnuje wszystko,wszystko co do tej pory było... Mama dla niego zmienia się w jakąś seks maszynę, od rana nie znajduje na nic innego czasu.

Myślałem, że po tym co powiedziała, nie wróci do niego, nie będzie ciągnęła tak silnie. Nie będzie miała takiego łaknienia, trudno, myliłem się. Moja mama jednak nie miała za grosz rozumu. Nie wiedziała co jej szkodzi a co nie. Zachowywała się teraz niczym nastolatka.

Nie widziała nic poza nim, nie odpowiadała na moje wiadomości. Dopiero gdy byłem spakowany, zwarty, gotowy do wyjścia, zadzwoniła do drzwi  i zaczęła mnie przepraszać.

- Nie uważasz mamo, że za późno?

- Justin, jestem Twoją matką, to się nigdy nie zmieni,ale jestem dorosła. Wiem co powinnam a czego nie powinnam. Daj mi chociaż raz samą zadbać o siebie.

- Mamo, jak On znów Cię skrzywdzi, przyjdziesz z płaczem.. Ponownie.

- Zmienił się.

- Taka ślepa już jesteś, że pozwalasz mu się zmieniać sama. Nie widzisz już jego wad.

- Justin to Twój ojciec, nie obrażaj go. Dzięki niemu tu jesteś.

- Dzięki niemu masz złe wspomnienia, gwałty...

- Skąd niby to wiesz?

- Napisał mi list nim się pojawił. Mamo, nie jestem tak zaślepiony jak Ty, bo tatuś wrócił... Tatuś. Kurwa.

- Justin, jednak jestem Twoją matką, wymagam szacunku. Nie przeklinaj! Co Cię boli? To, że ktoś mnie uszczęśliwia?

- Nie, chcę byś była szczęśliwa. Ale nie z nim. On Cię skrzywdzi, i to nie raz, więcej.  Ale jak mówiłaś jesteś dorosła. Poradzisz sobie. Mam nadzieję. Będę Cię wspierał, bo co innego mam robić. Ale chcę, żebyś wiedziała, że bardzo mnie zawiodłaś. Tylko nie płacz potem. Do widzenia.

- On chcę mieć znów prawa co do Ciebie...

- Już za późno. Nigdy nie będzie dla mnie ojcem jakiego zawsze chciałem mieć.

- Wiesz... W takim razie, proszę, to dla Ciebie - podała mi kopertę

- Za tydzień masz rozprawę z nim, i mną... O prawa rodzicielskie.

- Co?! Kurwa, że niby jak.

- Znaczy, znów prawnie będzie Twoim ojcem.

- Pozwoliłaś mu?

- Nie miałam wyjścia. To jest Twój ojciec Justin.

- Mamo, na prawdę nie spodziewałem się, że na to pozwolisz. Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć?

- Właśnie podczas tej kolacji, ale zrujnowaliście z Kate wszystko.

- Już nie zwalaj wszystkiego na moją narzeczoną. Niczemu nie jest winna.

- Do zobaczenia Justin.


Mama wyszła z domu,ja zaś popadłem w głębokie zastanowienia. Nie sądziłem, że moja mama dopuści kiedykolwiek do takiej sytuacji. Już raz się sądziliśmy z nim i wygraliśmy. A teraz? Nagle chce być moim tatusiem.

Nigdy! Nie dopuszczę do tego. Na tej rozprawie podam wszystkie powody, dowody, dla których taki człowiek nie może być moim ojcem. Pokażę mamie wszystkie jego dziewczyny, ba nawet zaproszę je.

Wynajmę człowieka na ten tydzień by uświadomić mamie z kim się spotyka. I z kim spotyka się mój "ojciec".
Ciekawe czego teraz potrzebuje, że zjawia się w tym momencie. Czego od nas oczekuje... Musiałem go rozgryźć,dla swojej mamy i dla swojego świętego spokoju.

Tak mijały i tygodnie, w sądzie udowodniłem, że mój ojciec nie zasługuje na miano mojego prawnego opiekuna. Po czym pokazałem wszystkie dowody, które zdobyłem w ciągu tego tygodnia, mój ojciec poza moją matką miał jeszcze dwie kobiety, z których jedna miała z nim dwójkę dzieci...

Moje rodzeństwo. Nie, nie chcę ich poznać, nie chcę mieć z nimi nic do czynienia. Mówiłem, że mój ojciec nie jest wart mojej mamy. Nie sądziłem, że ją to tak zaboli.

Sędzia orzekł, że Jeremy nie może mieć do mnie jakichkolwiek praw, i bardzo dobrze. Chociaż coś raz w życiu spotkało mnie sprawiedliwego. A na kolejne papiery musiałem zostać tu kolejny tydzień. Wiem, Kate to zaboli, ale musiałem załatwić to wszystko, by się za mną nie ciągnęło przez następne lata.

I tak zleciało mi się wszystko do połowy października... Kate mnie zabije, wiem... Ale musiałem, po prostu musiałem zostać z mamą.

KATHERINE

Ze strony mamy nie usłyszałam nic przez dwie minuty, aż doczekałam się upragnionego pisku i zadowolenia.

- Tak się cieszę córeczko!

- Nie gniewasz się?

- Ależ skąd. Będę miała wnuczkę lub wnuka! Kiedy powiesz Justinowi?

Mama zagięła mnie tym pytaniem, bo sama nie wiedziałam dokładnie kiedy chcę mu powiedzieć. Czy powinnam mu teraz mówić? Ma tyle na głowie, że pewnie nawet nie zwróciłby uwagi na to co mówię.

Pomyślałam chwilę, zastanowiłam się porządnie nad wszystkim i już wiedziałam kiedy będę chciała powiedzieć Justinowi, może do tego czasu się nie domyśli.

- Mamo, powiem mu w Wigilię. Wiem co zrobię, mam już plan. I tak, będę jadła więcej, w końcu!

- Skarbie, to żaden sekret, wszyscy wiemy, że uwielbiasz jeść.

- Ale nie aż tyle, ale zawsze zamiast powiedzieć, że jestem w ciąży, mogę powiedzieć, że przytyłam. Musi mnie kochać w każdej postaci, nawet gdy będę kulką.

- Bez przesady Kate - mama zaczęła się śmiać - Kulką nie będziesz.

- Mamuś, ale na prawdę proszę nie mów nic nikomu.

- Dobrze skarbie, nie powiem. Śpij dobrze.

- Ty też.


Rozłączyłam się z mamą i usiadłam przed laptopem. Wzięłam go na kolana, i moja jedna dłoń powędrowała na brzuch, tak jakby instynktownie. Pogłaskałam go.

Cieszyłam się, że w naszym życiu pojawi się kolejna osoba, która będzie dla nas tak bardzo ważna. Która będzie naszym małym światem. Będzie rozweselała nas codziennie, i polepszała nasze życie.

Uśmiechnęłam się do siebie i przeglądając stronki usnęłam przed laptopem, lekko wtulona w poduszkę.
Kolejne dni leciały mi bardzo szybko, przeciekały jakby przez palce. Coraz bliżej zobaczenia swojego narzeczonego.

Codziennie siedziałam z nadzieją, że to może akurat ten dzień, może zadzwoni i powie, kochanie jestem, podaj adres... Tak bardzo tego pragnęłam. A coraz bardziej się zawodziłam... Aż do soboty, dziewiętnastego października. Byłam już w pierwszym trymestrze ciąży. Lekarka określiła to na około siódmy tydzień.

Nic mnie nie interesowało tak bardzo jak rozwój naszego maleństwa. Chciałam wiedzieć co się z nim dzieje, akurat w siódmym tygodniu ciąży. Z resztą jak w każdym, tydzień po tygodniu sprawdzałam co się tam dzieje. Byłam co dwa tygodnie u lekarza, by sprawdzać czy wszystko przebiega dobrze.

Nie chcę pewnego dnia się rozczarować...
W siódmym tygodniu zaczyna się rozwijać mózg naszego maleństwa. Ponoć w ciągu tego tygodnia podzieli się na trzy części... Nie dosłownie oczywiście.

Podzieli się na  przodomózgowie -  odpowiedzialne za rozumowanie, rozwiązywanie problemów, kształtowanie, i zachowywanie pamięci. Śródmózgowie - odpowiedzialne za przekazywanie sygnałów elektrycznych do ich punktu przeznaczenia w mózgu. Oraz ostatnia część tyłomózgowie - odpowiedzialne za rytm pracy naszego maleństwa, ruchy mięśni, oraz oddychanie.

Główka maleństwa powiększa się, powstają nozdrza, formują się powieki. A w jego oczkach gromadzi się tęczówka. W tym tygodniu, czyli siódmym, nasze maleństwo ma już maleńkie nóżki i rączki. Niebawem będzie można poznać czy chłopiec czy dziewczynka.

Z tym poczekam, chcę by Justin równo ze mną dowiedział się o córce tudzież synku.
Od teraz u maluszka pojawia się pępowina, dzięki której ode mnie będzie dostawał tlen i składniki odżywcze. Ma dopiero od 5-10 mm wzrostu i waży około grama!

Liczę jednak, że teraz nie przybiorę gwałtownie na wadze, a jednak zrzucę przez wymioty troszkę. By Justin nie zauważył zbytniej zmiany. Moją lodówkę zapełniła woda, wszelkie szafki także, półtorej litra dziennie to moje minimum.

Wracając do tego co mówiłam wcześniej. Dokładnie 19 października, około dziesiątej nad ranem,dostałam wiadomość od Justina, bym była o trzynastej na lotnisku. Ucieszyłam się, że w końcu tu jest.

Cieszyłam się, że zobaczę swojego mężczyznę. Za wcześnie byłoby kupować teraz już ubrania ciążowe, ale nie za wcześnie by zacząć zmieniać swoją garderobę by później nagle nie było strzału.

By Justin nie zdziwił się, że zmieniam styl na luźną klasę. Musiałam wszystko w domu zrobić tak by wyglądało na jak najbardziej normalne, jakbym nie była w ciąży.

Leniwie podniosłam się z łóżka i zeszłam na dół. Zjadłam na śniadanie gofry z truskawkami i cukrem pudrem, mniam! Wszystkie wody z lodówki przeniosłam do garażu, na paletki. No prawie wszystkie, kilka sztuk zostało.

Ubrałam się i umalowałam. Delikatnie, tak jak Justin lubił. Założyłam okulary, spojrzałam na zegarek, było wpół do pierwszej. Wsiadłam w samochód taty, który zostawił. Przecież nie będzie z nim wszędzie. Za to teraz jeździł moim.

Wyjechałam z podjazdu i ruszyłam prosto na lotnisko. Justin podał mi dokładny adres, więc z nawigacją dojechałam bezproblemowo. Czekałam na niego nerwowa.

Zastanawiałam się jak teraz wygląda, czy przez ten czas coś się zmieniło. Czy zauważy jak ja się zmieniłam? Czy domyśli się wszystkiego. Czy moja kochana gaduła,znaczy mama wygadała wszystko. Mam nadzieję, że chociaż tego sekretu dotrzyma.

Równo o 13,00 tabela przylotów zmieniła lot z NY. W trakcie zmieniło się na wylądował. Uśmiechnęłam się do siebie.
Miałam nadzieję, że znów będzie między nami tak jak było,a może i nawet lepiej.

Kochać kogoś i z nim nie być, to jest nieporozumienie XXI wieku. Kiedyś bałam się o Justina. Bo trudno jest kochać kogoś, kto boi się kochać, jak Justin... Gdy odmawiał mi wszystkiego.

Nie spodziewałam się nigdy, że tak daleko zajdziemy. Że będziemy mieli dziecko w drodze, narzeczeństwo, że zmieni się na plus. Nigdy nie zniknął mu ten beztroski śmiech...

Siedziałam nerwowo widząc pasażerów wychodzących do swoich rodzin. Bałam się, że Justin zmyślił wszystko... Chciałam się tylko móc przytulić.

Justin nadal nie wysiadał. Jednak czekałam na niego, czekałam tak długo aż z tabeli zniknęły informację o tym locie. Odetchnęłam ciężko... Zawiedziona.

Wstałam z miejsca, i zaczęłam kroczyć do drzwi. Odwróciłam się jeszcze raz by upewnić się, że na pewno go nie ma... Uśmiechnęłam się szeroko widząc jak mój mężczyzna biegnie w moją stronę z bukietem róż w dłoni.

Podbiegłam do niego i po prostu pocałowałam go w usta, namiętnie, delikatnie, a z uczuciem takim jak nigdy. Nie czułam tego od ponad miesiąca, brakowało nam obu tej bliskości.

Justin wpił się w moje usta zdecydowanie, tak jak z każdym moim snem, gdy to widziałam...
Oddychał szybko, jego serce biło coraz mocniej. Przyłożyłam dłoń do jego klatki piersiowej, czułam jego serce, tak blisko mnie...


____________________________________________________

I jak 55 ? :)

TWITTER - https://twitter.com/NewYorkDream_s
INSTAGRAM - http://instagram.com/newyorkdream_s

KOMENTUJCIE! <3




























piątek, 25 października 2013

Rozdział 54

JUSTIN

- Kochanie, póki mamy czas, pamiętaj, udawaj, że nie znasz Harrego, kochaj mnie tak jak kochasz, a nawet i mocniej, i dzwoń co wieczór.

- Kochanie, inny czas, Ty musisz do mnie dzwonić, a będę mówiła dobranoc, za każdym telefonem.

- Ale będziesz o mnie myślała?

- Tak! Skarbku, tylko tydzień, no maksymalnie tydzień. Mam nadzieję, że uporasz się szybciej.

- Postaram się. Będę szybko przy Tobie, nawet nie spostrzeżesz, że się tyle nie widzieliśmy.

- Chciałabym.

- Nie masz skarbie poczucia czasu - zaśmiałem się - nie odczujesz tego.

- Aż tak złego to nie - klepnęła mnie w barek

- Przytul się - nakazałem


Kate wtuliła się we mnie najmocniej jak umiała, tak by być bezpieczną. Uwielbiałem tę świadomość, że mogłem ją ochronić, mieć całą dla siebie.

Potem... Musieliśmy się rozstać, musiała już lecieć do wielkiego świata, do Los Angeles, gdzie mogła się spełnić w tym w czym chciała, w nauce.

Nigdy nie rozumiałem jak można tak uwielbiać naukę. Jak Ona może tyle wiedzieć, tyle rozumieć.  Jak można mieć łatwo przyswajalne wiadomości... Są widoczni ludzie z mocami ,które wykraczają poza moje granice.

Pożegnałem ją bardzo czule. Tak jak umiałem. Poczekałem aż samolot wyleci, dopiero wtedy ruszyłem do domu swojej mamy, by przeprosić ją za wszelkie złości.

Pojechałem po drodze jeszcze do kwiaciarni, kupiłem ogromny bukiet kwiatów. Zapłaciłem florystce i pobiegłem do samochodu.  Wsadziłem kwiaty na tył auta, ciężko było ,ale wsadziłem je. Jakoś, mam nadzieję, że nic tam się nie złamało.

Po trzydziestu minutach żmudnej jazdy, byłem przy swoim starym domu. Zastanawiałem się czy wejść do środka czy czekać, jak mama wyjdzie sama z domu... Nie powinienem chyba zachowywać się jak jakiś psychol.

Wysiadłem z samochodu i wyciągnąłem kwiaty. Były całe, łodygi nie popękały. Zamknąłem samochód i poszedłem do domu. Zapukałem. Usłyszałem kroki, jakby bieganinę po domu, ktoś jakby się gonił.

Ale nikomu nie było spieszno by otworzyć mi drzwi. Stałem, czekałem, traciłem nadzieję, że mi otworzy. Bałem się, że rozgniewana jest na amen, że już nie wybaczy.

Ukucnąłem by zostawić kwiatki, i akurat w tym samym momencie moja mama otworzyła drzwi swojego domu. Stała w luźnej koszulce, z potarganą fryzurą.

- Mamo...

- Justin, synku co Ty tu robisz? O tej porze.

- Myślałem, że jesteś dzisiaj w pracy, z cichą nadzieją przyszedłem najpierw tu a nie do biura. I jednak zastałem Ciebie.

- Co tu robisz?

- Co Ty tu robisz?

- Mieszkam skarbie, to mój dom.

- Nie w tym sensie

Mama milczała przez krótki okres.


- Ładne kwiaty, dla kogo?

- Ach tak dla Ciebie. Proszę.

- Dziękuję synku - powiedziała zabierając kwiaty - Coś jeszcze?

- Nie wpuścisz mnie? Nie wyjaśnimy sobie nic?

- Nie mamy co synku, ja się nie gniewam, widzę, że nie pojechałeś, znaczy jestem najważniejsza.

- I zostałem tylko po to byś dowiodła swojej racji?

- Poniekąd.

- Tata? - powiedziałem cicho dostrzegając mojego tatę zza pleców mamy przemykając ukradkiem z salonu na schody.

- Justin, chyba wystarczy rozmowy na dzisiaj, tak?

- Sypiasz z nim?

- Justin! To pytanie chyba nie jest na miejscu?

- Mamo! Chyba już całkiem zapomniałaś co o nim mówiłaś! Ja zostałem tutaj dla Ciebie, zrezygnowałem z jazdy z moją ukochaną a Ty co?!

- Justin, jestem dorosła, moja sprawa co robię i z kim to robię.

- Obleśne. Cześć mamo.


Odwróciłem się i pobiegłem do samochodu. Odjechałem z podjazdu szybciej niż kiedykolwiek. Miałem wszystko sobie z nią wyjaśnić, a tymczasem, dostawałem coraz więcej batów od losu.

Zajechałem od razu do domu i zacząłem się pakować.


KATHERINE


Siedziałam w tej auli jak na szpilkach, nie wiedząc co powiedzieć. Spoglądałam na Harrego ze złością w oczach, nie wierzyłam, że mógł coś takiego mi zrobić i rozpowiedzieć takie świństwo.

Caroline opowiedziała mi co tu się działo gdy mnie nie było przez prawie dwa miesiące. Co Harry opowiadał, co pokazywał, a przede wszystkim co mi zrobił.

Myślałam na początku, że się przyznał do zdrady,ale nie... Wymyślił zupełnie co innego.

Siedziałam wyczekując końca. Ciężko było mi się skupić na tym co mówił dyrektor wiedząc co mówi Harry, a to narastało i narastało.  W końcu gdy dyrektor powiedział, że możemy iść do domu ucieszyłam się.

W końcu mogłam dorwać tego palanta, niestety, nie był tak łatwym celem. Stchórzył, wybiegł z auli jak poparzony. Bał się konsekwencji tego co za chwilę miało nastąpić. Uciekł z sali, nie wiedziałam gdzie.

Muszę go poszukać, musiałam... Poszłam odebrać swój kod do swojej szafki, i bingo!
Stał z kolegami przy automacie z przekąskami. Chwalił się czymś bo miał minę zadowoloną. Zrzedła mu gdy zobaczył mnie wychodzącą z sali i idącą w jego kierunku.

Dobiegłam do niego gdy zaczął uciekać, zatrzymałam go ciągnąc za koszulkę.

- A Ty kurwa co za plotki rozsiewasz?

- Ja? Niby co takiego powiedziałam?

- O! Nie udawaj - powiedziałam kompletnie rozwścieczona - Już doskonale wiesz co powiedziałeś.

- Nie na prawdę nie wiem, powiedz mi.

- Że niby ja z Tobą w związku? Że niby zaręczyny?  Że dziecko!? Haha! Nigdy w życiu, nigdy bym tego nie zrobiła, nawet za milion lat. Nie z Tobą, nie to dziecko. Jestem zaręczona, ale z Justinem, tak Justinem Bieberem. Patrz, masz dowód - pokazałam pierścionek - I jestem z nim szczęśliwa, bardziej niż z Tobą. Ach no i tak najważniejsze, będzie tu niebawem, więc radzę Ci przepisz się jeśli chcesz jeszcze żyć.

- On? Tutaj? W Los Angeles?

- Owszem.

- Kate... Ja to zrobiłem tylko dla nas, dla Ciebie, dla siebie.

- Myślisz, że mnie to interesuje? Odkręć to. Nie ma żadnych nas! Zrozum to, psychiczny jesteś!?

- Wiem, że jesteśmy odwróceni do góry nogami, więc trzymaj język za zębami i wysłuchaj mnie. Wysłuchaj tego co powiem. Zostaliśmy stworzeni by psuć. To co, nie mam nic przeciwko. Zabiłaś światło, więc odsłoń rolety, nie tłum iskier w swoich oczach.  Gdzie zostaniesz dzisiaj na noc?

- U siebie, nie martw się, mam dom. To wszystko?

- Jestem ogniem, Ty  benzyną, przyjdź zalej mnie całą sobą, zostawimy to miejsce w płomieniach. Jeszcze jeden raz.

- Lecz się...

- Kate, nie odwołam tego wszystkiego, to się jeszcze stanie.

- Zamknij ryj - wycelowałam dłoń prosto w jego lewy policzek.

Rozszedł się huk, cichy plask, gdy się wściekłam waliłam z całej siły, właśnie tak jak dzisiaj, Harremu, prosto w mięsisty polik.

- Nigdy więcej niczego takiego nie mów, bo będzie gorzej.

- Oddałbym Ci, ale mam szacunek do kobiet.

- Nie odważyłbyś się, nie chodzi o szacunek. Jestem równa Tobie, i tu Cię boli.

- Nie boję się.

- Skoro tak, to uderz. Śmiało, Twój ruch, uderzenie... Nic nawet nie poczuję - roześmiałam się.

Harry spojrzał na mnie i już zamierzał wycelować, stchórzył jak zawsze.

- Nie umiem - dodał

- Tchórz.


Odwróciłam się od niego i wróciłam do domu. Było mi go żal, musiał się tak starać by mi jakoś się podobać, bym mogła jakkolwiek go zauważyć, na marne... Nie szło mu dobrze. Przez następny tydzień unikał mnie jak ognia.

Starał się wszystkim wytłumaczyć te plotki. Oczywiście, miał teraz dosłownie przejebane w szkole, za kłamanie, zmyślanie. Byliśmy na językach siedem dni. Ale plotka to plotka, cichnie z czasem, wystarczy jeden mały błąd drugiej osoby.


Tęskniłam za Justinem z każdym dniem coraz mocniej. Rozmawialiśmy codziennie na skype, tłumaczył się, że musi wyjaśnić sobie wszystko w sądzie, z mamą, tatą...

Żałowałam, że nie mogłam być z nim, też miałam mu ważne rzeczy do opowiedzenia, ale nie na telefon... Wolałam osobiście - prosto w twarz.

Minął kolejny tydzień, sama, minęły dwa tygodnie od kiedy tu jestem, a nadal mimo wszystko nie potrafię się zaaklimatyzować.

Miał być tydzień, a leciało coraz więcej dni. Mało jadłam, mało spałam, codziennie wymiotowałam.. Los Angeles mi na pewno nie służy. Tęskniłam, coraz bardziej, Justin codziennie z każdym przedłużającym się dniem przepraszam za nieobecność. Codziennie tłumaczył się ze wszystkiego,jak na spowiedzi.

Codziennie mówił mi, wmawiał, że jutro jutro.... Będę, obiecuję. Przestawałam w to wierzyć z czasem. Liczyłam jednak tą cichą nadzieją, że pewnego dnia stania w moich drzwiach, w progu i powie, jestem kochanie, wybacz. Kocham Cię, tęskniłem.

Ale ta nadzieja stawała się coraz bardziej wybielana... Coraz bardziej bledła. Może kiedyś będzie ponownie przy mnie. Żałowałam jednak, że mnie tam nie ma. Mogłabym jakoś może pomóc....

Co z tego, że jest opalenizna, skoro źle się czuję. Dzisiaj w szkole był bilans, dowiedziałam się bardzo ciekawych rzeczy o swoim ciele. Bardzo bardzo ciekawych. Kto by pomyślał, że jedna noc może zmienić moje życie. Mina pielęgniarki ze szkoły - bezcenna. Ten uśmiech na jej twarzy i to skupienie.

Kazała mi się jeszcze upewnić u lekarza specjalisty, tak więc zrobiłam. Poszłam na wizytę, i wszystkie teorie potwierdził, niczego nie zaprzeczał. Zbadał mnie dokładnie i pogratulował.

Cieszyłam się w sumie z tego co się dowiedziałam, musiałam się podzielić wszystkim z mamą, Justinem, z całą rodziną. To taki jakby prezent dla mnie po wszystkim co było.

Wieczorem zadzwoniłam do swojej mamy, zawsze mogłam się jej wygadać. Była moją powierniczką i opoką w każdej sytuacji.

- Halo?

- Obudziłam Cię?

- Nie, pracuję.

- Przeszkadzam?

- Kate, mów,po coś dzwonisz jednak.

- Tak mamo,ale obiecaj, że zachowasz to dla siebie w ścisłej tajemnicy, nikt ale to nikt nie może się dowiedzieć, to będzie prezent na święta dla Justina, można tak powiedzieć.

- Mów córcia.

- Jestem w ciąży.


_______________________________________________________________

I jak 54?

Już niebawem być może dojdziemy do końca.  ; o

INSTAGRAM : http://instagram.com/newyorkdream_s
TWITTER - https://twitter.com/NewYorkDream_s



KOMENTUJCIE! <3 






























wtorek, 22 października 2013

Rozdział 53

JUSTIN

Musiałem powiedzieć wszystko i wyrzucić to z siebie. Chciałem by czuła się bezpiecznie,ale i była upewniona w tym co robimy. I czy zgadza się na takie rozwiązanie.

Gdy wszyscy poszli, przyszedł czas na nasze rozmowy, na to by móc pogadać jak dorosły z dorosłym.
W końcu obydwoje byliśmy pełnoletni, do czegoś się zobowiązaliśmy.



- Kate, nie zezłościsz się na mnie.

- Czemu miałabym?

- Zostanę tutaj kilka dni dłużej. Muszę z mamą wszystko załatwić... Sama rozumiesz.

- Rozumiem, mama najważniejsza.

- Co? Nie to nie tak, znaczy, ech no.. Jest ważna, ale jest na równi z Tobą. Ale muszę poukładać z nią sobie całą przeszłość.

- Wiem Justin, przecież nie naciskam.

- Ale obiecaj mi coś.

- Co?

- Nie spotkasz się z Harrym, ani nie znajdziesz sobie innego.

- Kochanie, to nie jest pierwsze tak długie rozstanie. Za kilka dni znów się spotkamy, i będziemy razem. Nie zamierzam szukać nikogo innego. Prócz Ciebie nie chcę nikogo innego.

- Dziękuję. Jesteś wspaniała.



W nocy przebudziłem się ze swojego spokojnego snu. W pokoju nie było Kate. Na klatce piersiowej czułem jednak ucisk jakby ktoś na niej stał, przydeptywał ją.

Męczyłem się około dziesięciu minut zanim wstałem, z oczu poleciało mi kilka ciężkich łez.
Wstałem jednak na przekór wszystkiemu i poszedłem do swojej księżniczki.

Zszedłem na dół i zastałem ją słodko śpiącą z pustym kubkiem po herbacie w dłoni. Trzymała go kurczowo,  aby nie wypadł. Wyglądała jakby się czegoś trzymała by nie spaść.

Położyłem się obok niej, położyłem... Za dużo powiedziane. Bardziej na pół leżąco. Położyłem głowę lekko między jej ręką a brzuchem. I wtedy mój ból ustąpił...

Czy to było spowodowane jej brakiem? Mam nadzieję, że nie. Bo kilka następnych nocy będzie dla mnie męczarnią w takim razie. Miałem jednak nadzieję, że kojący głos co wieczór mnie będzie uspakajał i życzył dobrych snów i słodkiej nocy.

Zasnąłem bardzo szybko, przy takiej osóbce nie można inaczej. Obudziliśmy się równocześnie, nie chciałem by się męczyła, więc zrobiłem nam śniadanie.




- Gotowa na wyjazd?

- Chyba tak.


Usłyszałem w jej głosie nutkę zawahania, nutę niepewności. Nie wiedziałem czy tego chce do końca. Ale musiała, nie mogła sobie odpuścić nauki od początku roku przez taką osobę jak ja. Niepewność dotyka nas wtedy gdy musimy podjąć najtrudniejsze decyzje, które mogą zmienić wszystko.

Musiałem wykazać odrobinę dobrej woli i stanowczej ręki.


- No skarbie, leć się szykować, za kilka minut z domu musimy jechać. Los Angeles czeka.

- Tak, już idę




Kate nie była już tak wesoła tego poranka jak powinna być. Zawsze wesoła, uśmiechnięta, radosna, zadowolona tryskała energią, a dzisiaj taka przygaszona.

Poszedłem po kilku minutach na górę, zobaczyłem ją siedzącą na podłodze wrzucającą do torby pozostałe drobnostki.

- Hej, mała. Co jest?

- Wszystko w porządku.

- Dlatego wyżywasz się na prostownicy?

- Uch, Justin - westchnęła - Musisz wszystko wiedzieć co się dzieje?

- Lubię wiedzieć. Więc?

- Nie chce tam jechać bez Ciebie.

- Kochanie, kilka dni, maksymalnie tydzień, i będę przy Tobie, obiecuje.

- Na paluszek?

- Na paluszek.

Spletliśmy  nasze małe palce u rąk razem ze sobą.

- Obiecuję - powiedzieliśmy równo


Kate uśmiechnęła się od ucha do ucha i wstała z podłogi.

- Jedźmy skarbie.


KATHERINE


Cieszyłam się, że Justin za dnia był takim romantykiem, a wieczorem lubi pokazać co potrafi. Dobrze, że potrafi połączyć te dwie rzeczy ze sobą.

Justin zniósł mi walizki na dół i schował je do bagażnika. Wzięłam swoją torbę, miałam czas na wyszykowanie się, zabrałam swój telefon i zbiegłam na dół do Justina.

Lekkie spóźnienie, to nic złego, ale takie jak ja miałam to już niedopuszczalne. Wsiedliśmy z Justinem szybko do samochodu. I wyjechaliśmy, niczym jaguar popędziliśmy na lotnisko, przejeżdżając kilka czerwonych świateł i kilka znaków STOP.

Dojechaliśmy w mniej więcej dwadzieścia minut? Coś koło tego. Bałam się jechać tak szybko, ale wiedziałam ,że muszę zdążyć na samolot, jeśli dzisiaj nie wylecę, nie zdążę jutro na rozpoczęcie szkoły. A  jednak zależało mi na tym stypendium, nie chciałam zaprzepaścić tego co dał mi los.

Uff! Miałam jeszcze dużo czasu, trzydzieści sześć  minut do odlotu, a pasażerowie muszą być akurat w tym samolocie około piętnastu - dwudziestu  przed odlotem, miałam w miarę dobry czas. Jak na mnie całkiem dobre osiągnięcie.

Oddałam swoje torby do przeszukania na tą wielką taśmę. Po czym dotarła Ona do samolotu. Bilety miałam w swojej podręcznej torbie, telefon w dłoni, chłopaka przy sobie.

- Kochanie, póki mamy czas, pamiętaj, udawaj, że nie znasz Harrego, kochaj mnie tak jak kochasz, a nawet i mocniej, i dzwoń co wieczór.

- Kochanie, inny czas, Ty musisz do mnie dzwonić, a będę mówiła dobranoc, za każdym telefonem.

- Ale będziesz o mnie myślała?

- Tak! Skarbku, tylko tydzień, no maksymalnie tydzień. Mam nadzieję, że uporasz się szybciej.

- Postaram się. Będę szybko przy Tobie, nawet nie spostrzeżesz, że się tyle nie widzieliśmy.

- Chciałabym.

- Nie masz skarbie poczucia czasu - zaśmiał się - nie odczujesz tego.

- Aż tak złego to nie - klepnęłam go w barek

- Przytul się - nakazał


Przytuliłam się do niego mocno, był wyższy, to uwielbiałam, czuć się tak bezpieczna, mogłam cała się pod nim schować i nikt mnie nie widział, jego perfumy działały na mnie, och... Tak bardzo.

Tuliłam się do niego przez pięć minut, powoli jakby usypiając, zawsze mogłam tam odpocząć, a teraz? Mam nagle się odkleić, nie!


- Kochanie, idź już na ten samolot, bo znów się spóźnisz i poleci bez Ciebie.

- Trudno, usprawiedliwię się tuleniem do swojego mężczyzny.

- Głuptasie! Będę za kilka dni! Nie dramatyzuj.

- Dobra, nie to nie, jeszcze będziesz chciał - pogroziłam mu palcem i odwróciłam się


Justin natychmiastowo pociągnął mnie do siebie i przygryzł mi wargę delikatnie. Po czum pocałował mnie w usta, z namiętną dzikością. Tak jak lubiłam. Po czym uśmiechnął się, spojrzał mi oczy, wyszeptał ciche Do zobaczenia. Obrócił mnie, poklepał po pupie i lekko pomógł postawić pierwszy krok.

Przewróciłam oczami tak by nie widział.

- I tak wiem co robisz - zaśmiał się

- Niby skąd?!

- Jesteś moją narzeczoną, znam Cię.


Machnęłam głową i poszłam do kontroli. Przeszłam ją jak zawsze w stu procentach zgodnie. Pomachałam jeszcze Justinowi i weszłam przez tunel do samolotu. Około trzydziestu minut później byliśmy już w powietrzu.

Kolejne trzy tysiące mil, sześć godzin lotu, dwie kawy i dwadzieścia dwa rozdziały książki dalej. Czas zleciał mi bardzo szybko. Przemknął przez palce, od tak! Przez ostatnie dziesięć minut lotu sprawdzałam jeszcze twittera, instagrama.  Po czym kazano nam zapiąć pasy do lądowania.

Niecałe dwadzieścia minut później już stałam na twardym gruncie, czekając na wypuszczenie z samolotu. Od razu po wyjściu z niego wędrując do taśmy bagażowej zadzwoniłam do swojego mężczyzny by powiedzieć mu, że doleciałam spokojnie i, że żyję. Justin ucieszył się oczywiście i porozmawiał ze mną chwilę.

Wyglądało na to, że nasz związek wspiął się na wyższy szczebel i radzimy sobie coraz lepiej. Układało się wszystko po naszej myśli. Teraz odliczałam tylko dni do jego przyjazdu. By znów mieć tą ciepłą klatkę piersiową przy sobie.

Wieczorem jeszcze porozmawiałam z Justinem, by życzyć mu słodkich snów, oczywiście obrócił to w rozmowę bardziej na podłożu erotycznym.

Następnego dnia około dziesiątej nad ranem wychodziłam z domu by zdążyć na rozpoczęcie roku.
Spotkałam po drodze swoją "przyjaciółkę" można tak to ująć. Weszłyśmy razem do szkoły i od razu udałyśmy się na aulę gdzie wszystko miało się odbyć.

Od razu po naszym wejściu dostrzegłam Harrego... Moją starą miłość? Zauroczenie. Kto wie, czy gdyby nie tamta zdrada nadal byłabym z nim? Usiadłam z dala od niego. Musiałam dotrzymać słowa. Ale dostrzegłam, że gdy weszłam do sali zaczęły się szumy.

Z ust do ust wszystko wędrowało dalej. Wszyscy rozhuczeli gdy weszłam, nie wiedziałam o co chodzi, aż nie doszła do mnie plotka z ust niejakiej Caroline. Otworzyłam w niedowierzaniu usta i spojrzałam w stronę Harrego złowrogo. Nie sądziłam, że jest w stanie tak się poniżyć...



________________________________________________

I jak rozdział 53 ? :)

Powoli zaczyna się dziać, nie spodziewacie się następnych rozdziałów, mam nadzieję.

TWITTER  AUTORKI : https://twitter.com/NewYorkDream_s
INSTAGRAM AUTORKI : http://instagram.com/newyorkdream_s

KOMENTUJCIE! <3 















niedziela, 20 października 2013

Rozdział 52

JUSTIN

Nigdy nie sądziłem, że od własnej matki mogę usłyszeć tyle niemiłych słów. Szczególnie celowanych prosto w osobę którą najmocniej kocham.

Nie wiedziałem, że mój wyjazd tak poruszy moją mamę. Nie wiedziałem, że jestem dla niej tak ważny, bym musiał być tu cały czas. Nigdy nie sądziłem, że może być tak niemiła w stosunku do jakiejś sytuacji.

Przecież to moja mama, zawsze była przy mnie, nigdy nie wymagała bym ja był przy niej. Wszyscy z Kate wyszli na zewnątrz by nie słuchać tego o czym moja  mama mówi. Podejrzewam, że i tak wszystko słyszeli...



- Mamo, wiesz ,że wyjadę. Nie zmienią tego żadne Twoje słowa. Raz ją straciłem, drugi nie zamierzam.

- Daj spokój! Nie masz dziesięciu lat. Jesteś dorosły, znalazłbyś kogoś.

- Właśnie, jestem dorosły. I chcę tylko ją.

- A zachowujesz się jak rozwydrzony bachor! Matkę masz jedną, dziewczyn takich jak Kate jest wiele na świecie. Nie musisz ich szukać daleko.

- Lecę mamo. Nie zamierzam słuchać obelg na temat mojej narzeczonej. Zaczynasz przesadzać! Może nie powinienem wcale  Ci mówić. Nigdy się mną nie przejmowałaś, a nagle nie pozwalasz mi lecieć? Zostawiałaś mnie cały czas z babcią, dziadkiem, musiałem sam się wszystkiego uczyć, bez ojca. Może to właśnie przez Twoje wybuchy złości odszedł.

- Nie Justin, nie odszedł dlatego. Był narkomanem i alkoholikiem, nie chciałam by Cię skrzywdził. To ja odeszłam. Kocham Cię,ale nie zamierzam słuchać takich opinii pod moim adresem. Wybacz - powiedziała smutna.


Nie była nigdy w stanie powiedzieć mi tak szczerej prawdy. Nie była w stanie mnie utrzymać, musiała posiłkować się rodziną gdy pracowała na dwa etaty. A teraz? Gdy mamy pieniądze i wszystko.... Jest w stanie wyrzucić mi całą prawdę która nas spotkała.

Siedziałem chwilę sam w domu, Kate nie była pewna czy już z rodziną może wejść do domu. Miałem chwilę na pomyślenie co powinienem zrobić.

Kate weszła do domu, a jej rodzice za nią. Niepewnie oczywiście.

- Możecie wejść, mama wyszła.

- Jak się czujesz skarbie?

- W porządku, pójdę się położyć, niedługo zejdę.

- Nie śpiesz się.

Kate pocałowała mnie w głowę i uśmiechnęła się. Rozumiała całą sytuację, czekałem by jej powiedzieć wszystko, co postanowiłem,

Czekałem aż wszyscy znikną z tego domu, miałem na dzisiaj dość gości.
Chciałem po prostu szczerze porozmawiać z Katherine by powiedzieć jej wszystkie moje odczucia z dzisiaj.

Musiałem jeszcze trochę poczekać. Nie zamierzałem siedzieć jak kołek sam w pokoju. Po godzinie gdy była już siostra Kate zszedłem na dół by ich poznać. Na szczęście nie zabawili tu długo.


KATHERINE

Wiedziałam, że Justin teraz potrzebuje wsparcia a ja musiałam siedzieć ze wszystkimi na dole. Chciałam mu pomóc, nie umiałam się już skupić na tym co dzieje się na dole. Chciałam wesprzeć swojego narzeczonego, a nie siedzieć z rodzicami.

To była teraz najmniej ważna rzecz, by poznać faceta Casie. Nie chciało mi się, szczerze i prawdziwie miałam teraz kompletną awersję do tego. Ale obowiązek i obietnica to obietnica, musiałam jej dotrzymać.

Casie niedługo po wyjściu mamy Justina, do drzwi wielkiego domu zapukała Casie.
Otworzyłam drzwi i ujrzałam swoją siostrę, która rzuciła się na mnie z wielkim uściskiem.

Odwzajemniłam jej przytulenie, i przywitałam całusem w polik.

- Jezu! Kiedy Ty tak wyrosłaś mała? - zapytała

- Wtedy gdy nie zwracałaś uwagi, i gdy podróżowałaś - zaśmiałam się

- Kate, poznaj mojego mężczyznę życia, Blaze , Blaze poznaj moją kochaną siostrę Katherine.

- Miło Cię poznać - podał mi dłoń.

- Ciebie również.

Odwzajemniłam jego uścisk dłoni. Nigdy nie spodziewałabym się, że moja siostra będzie z czarnym mężczyzną. Cieszyłam się, że w końcu się zakochała i to w tak miłym chłopaku.

Opowiedzieli mi jak się poznali. Była akurat wigilia, poznali się w jadłodajni dla biednych, Casie akurat podawała posiłki a On zmywał naczynia i wpadła z nim na siebie gdy zanosiła jedzenie do stolika a On wracał ze stertą brudnych. Oblała go zupą, upuścił tacę.

Sami rozumiecie, spojrzenie prosto w oczy, dzwoneczki dzwonią, światła romantycznie opadające na ich twarze. To była miłość od pierwszego wejrzenia.

- Gdzie wtedy byłaś?

- Waszyngton. Tam gdzie kończyłam szkołę.

- I nic mi nie powiedziałaś?

- Nie zrozumiałabyś, w końcu nigdy nie byłaś tak zakochana, prawda?

- A żebyś wiedziała, że byłam, jestem... Czuję to. Wtedy może nie byłam, nie było warto, nie było odpowiedniego kandydata. Ale to bardzo miłe mieć do kogo wracać wieczorami, zmarzniętą. Czuć przytulenie na swoich plecach.

- Romantycznie.

- Nie od zawsze, ale póki co jest doskonale. Ale wasza opowieść również jest romantyczna, bardzo. Miło, że macie te same pasje, pomagacie ludziom, w takiej atmosferze.

- Tak, nigdy bym nie spodziewała się ,że to tam spotkam miłość swojego życia.

- Nigdy nie wiesz kiedy miłość do Ciebie przyjdzie. Ale nie możesz przecież o niej za dużo myśleć, bo wtedy właśnie nie przyjdzie, ale kiedy już to się stanie, to będzie jasne...

- Zmądrzałaś - zaśmiała się

- Zawsze byłam, po prostu mało czasu ze sobą spędzałyśmy, zdecydowanie za mało.

- Mam nadzieję, że to się zmieni.

- Niestety, wylatuję jutro z Justinem do szkoły, mieszkam w Los Angeles od zeszłego semestru i tak już zostanie..

- A święta?

- Tutaj.

- Ale...

- Wiem, wiem, będę wcześniej, dolecę.


Casie spojrzała się na mnie bo za każdym razem wiedziałam co chce powiedzieć. Posiedzieliśmy jeszcze godzinkę, gdy zszedł do nas Justin.

- O, skarbie, poznaj Casie i jej chłopaka...

- Blaze - powiedział

- Znacie się?

- Kopę lat.

- Jak to?

- Blaze chodził kiedyś do nas do szkoły, trzymał się ze mną i moim bratem bliźniakiem.

Justin razem z Blaze przywitali się i zaczęli rozmowę.

- A co u brata?

- Nie żyje.

- Przepraszam, nie wiedziałem...

- Sam się w to wpakował. Sam wiesz...

- Dominic?

- Tak dokładnie.


Justin, ja , Casie, Blaze rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, rodzice przysłuchiwali się nam. Po czym wszyscy się pożegnaliśmy i skończyliśmy wieczór.

Powkładałam wszystkie naczynia do zmywarki, Justin poszedł na górę wziąć prysznic i położyć się. Pogasiłam wszędzie światło - oszczędzanie - I poszłam na górę. Umyłam ciało brzoskwiniowym żelem pod prysznic i poszłam dołączyć do Justina.

Ułożyłam się wygodnie na jego klatce piersiowej i spojrzałam prosto w oczy. Justin przełknął ciężko ślinę i spojrzał na mnie.

- Kate, nie zezłościsz się na mnie.

- Czemu miałabym?

- Zostanę tutaj kilka dni dłużej. Muszę z mamą wszystko załatwić... Sama rozumiesz.

- Rozumiem, mama najważniejsza.

- Co? Nie to nie tak, znaczy, ech no.. Jest ważna, ale jest na równi z Tobą. Ale muszę poukładać z nią sobie całą przeszłość.

- Wiem Justin, przecież nie naciskam.

- Ale obiecaj mi coś.

- Co?

- Nie spotkasz się z Harrym, ani nie znajdziesz sobie innego.

- Kochanie, to nie jest pierwsze tak długie rozstanie. Za kilka dni znów się spotkamy, i będziemy razem. Nie zamierzam szukać nikogo innego. Prócz Ciebie nie chcę nikogo innego.

- Dziękuję. Jesteś wspaniała.



Nie mogłam tego wieczora zasnąć. Justin nie miał z tym najmniejszych problemów. Ja wierciłam się z boku na bok. Nawet wtulając się w jego tors nie mogłam zasnąć.  Wyszłam z łóżka i poszłam na dół.

Wyciągnęłam z szuflady zdjęcia Justina. Zaczęłam je oglądać. Na niektórych był z mamą, na większości z dziadkami, na kilku z bratem. Uśmiechnęłam się do siebie i oglądałam dalej.

Na kilku zdjęciach Justin był z dziewczynami, nie wiem czy kuzynki, koleżanki, dziewczyny. Przewijałam szybko dalej, by ich nie oglądać. Po około dwóch godzinach odłożyłam album na swoje miejsce. Zrobiłam sobie ciepłą herbatę i usiadłam przed telewizorem.

W głowie pętało mi się wiele myśli... Ile dni Justina ze mną nie będzie? Co zrobię sama... Przestałam tam chcieć jechać, wiedząc, że mam być sama... Może nie długo, ale gdy człowiek przyzwyczai się do drugiej osoby, zaczyna się tęsknić bardzo szybko.

Obudziłam się około godziny dziewiątej nad ranem z kubkiem herbaty w dłoni, z kocem na sobie i chłopakiem obok.

- Dzień dobry księżniczko - usłyszałam cichy kojący głos

- Dzień dobry misiu - powiedziałam

- Zjesz śniadanko?

- Chętnie.

Justin wstał i zrobił nam na śniadanie pyszne naleśniki z syropem klonowym.

- Smakuje?

- Bardzo, jesteś świetnym kucharzem. Mój kuchcik - powiedziałam całując Justina prosto w usta.

- Gotowa na wyjazd?

- Chyba tak.


Nie byłam w żadnym stopniu gotowa. Nie chciałam jechać już do Los Angeles. Przestałam chcieć tego ciepła, tego wiecznego lata. Chciałam zostać tu gdzie jestem , na miejscu, przy ludziach których kocham. Przy tej czerwono złotej jesieni. Przy spadających liściach. Przy nim, tu na miejscu, gdzie w zimne wieczory możemy się ogrzewać.

- No skarbie, leć się szykować, za kilka minut z domu musimy jechać. Los Angeles czeka.

- Tak, już idę - powiedziałam zamyślona.

I zniknęłam za ciężkimi ciemnymi drzwiami, sama, w pokoju.

________________________________________________________

I jak 52? :)


Tak kochani, może wydawać się Wam to nudne, ale teraz chcę zwrócić trochę uwagi na problemy "pobocznych" bohaterów.

KOMENTUJCIE! <3 


FOLLOW :   https://twitter.com/NewYorkDream_s

INSTAGRAM!  FOLLOW! <3 FOLLOW :  http://instagram.com/newyorkdream_s/  ♥














piątek, 18 października 2013

Rozdział 51

KATHERINE

Stałam tam, jak słup soli. Nie ruszyłam się, nie chciałam gwałtownie reagować. Nie chciałam jej uderzyć, ponoć ciężarna, tak mówią. Haha!

Nie raz dałam się ponieść emocjom zbyt pochopnie. Nie raz pozwoliłam Justinowi cierpieć niepotrzebnie.
Nie mogłam ponownie zawieść samej siebie i od razu osądzać.

Od tak miałabym uwierzyć kobiecie ,która wpada do mojego domu i mówi takie rzeczy? Nie bardzo.

- Dlaczego tak mówisz?  Jakieś dowody?

- Proszę bardzo ,dowód - powiedziała podając mi test ciążowy.

Wiedząc co z nim robiła upuściłam go gdy podawała mi do ręki.

- Nie dotknę tego.

- Kurwa! Co zrobiłaś! - krzyknęła

- Myślisz ,że dotknęłabym to? Kim Ty kurwa w ogóle jesteś?! Dlaczego przychodzisz do mojego domu? Przerywasz mi spotkanie z rodziną,jakimiś lipnymi testami?!

- Nie są lipne. Jestem Ellie, Justin doskonale wie kim jestem,co ze mną robił i czy to jego dziecko.

- Zgłaszam sprzeciw! - krzyknął Justin i pojawił się przy mnie.

- Justin, pamiętasz tę noc w klubie? Tam się stał ten cud.

- Wyjdź już dobrze? Nawet nie doszedłem, więc jakim cudem mogło by się coś stać?

- Przecież powiedziałam cud.

- Bez spermy nic nie zdziałasz. A z tego co wiem, może to być ktokolwiek jeśli jesteś w ogóle w ciąży. Z wieloma mogłaś to robić, i na prawdę mało mnie interesuje kto to. Kurwisz się na prawo i lewo, więc idź powiadom wszystkich tym swoim fałszywym testem, że są ojcami. Może któryś się nabierze, ale na pewno nie ja. Teraz idź.

- Zapłacisz jeszcze za to! Rozumiesz! - powiedziała ze łzami w oczach - Rozumiesz?!

- Nic mi nie zrobisz desperatko. Żegnam.

- Ale...

- Żegnam! - powiedział zatrzaskując drzwi.


Szczerze wprowadził mnie w osłupienie, nie spodziewałam się, że tak wygląda ta dziewczyna z którą zdradził mnie Justin. Czy On kompletnie postradał zmysły? Był ślepy?

Nie wiedziałam,że była tak odpychająca, to rzeczywiście musiała być desperacja ze strony Justina.

- Justin, możesz mi wyjaśnić co tu się dzieje? Wpada jakaś laska, mówi,że jest w ciąży a Ty nawet z początku nie reagowałeś?!

- Bo po co skoro kłamała?  Nie doszedłem nawet, uciekła do jakiegoś fagasa, więc w sumie można powiedzieć, że do niczego nie doszło. Dosłownie i w przenośni. Przysięgam Ci, tak, byłem pijany, ale to pamiętam. Nie doszedłem, nie mogła zajść ze mną, słowo harcerza.

- Nigdy nie byłeś harcerzem.

- Shhh, to nie ważne teraz - zaśmiał się - Chodzi mi  po prostu o to, że do tego stopnia nigdy bym Cię nie zranił, uwierz mi. Nie postąpił bym, aż tak źle.

- Mam od tak uwierzyć?

- Może po prostu zaufać. Nie chodzi o dowody a o wiarę, jak w Św. Mikołaja.

- Ale to fikcja.

- Nie dla wierzących. Rozumiesz mnie?

- Rozumiem. Mam wierzyć a nie szukać dowodów.

- Dokładnie skarbie. Nie zrobiłbym tego.

- Dobrze, uwierzę... Postaram się - westchnęłam.

- Skarbie! Nie martw się, to się nigdy w życiu ni powtórzy, przysięgam Ci.

- Na co?

- A musisz mieć na coś,żeby mi zaufać?  Kochanie, to nadal ja ten sam Justin,nic się nie zmieniło. Nie będzie więcej zdrad, po prostu płyń ze mną.  Wiesz czego świat teraz potrzebuje?

- Czego?

- Miłości słodkiej miłości. To jedyna rzecz, której jest teraz za mało. Nie, nie tylko dla wybranych, dla wszystkich! Wszystkiego jest wiele, gór, rzek, łąk, wszystko do przejścia. Czego jest mało?

- Miłości - uśmiechnęłam się - Ale ,żeby naszej?

- Naszej jest mnóstwo, co mała? - puścił oczko

- Mamusiu, my już pójdziemy. Przepraszam za zamieszanie. Spotkamy się jutro, w porządku?

- Dobrze, uważajcie na siebie.



Pożegnałam się z mamą całusem w polik, z tatą podobnie. Wyszłam z Justinem przed dom, wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy niedaleko. Na "naszą" plażę.

JUSTIN


Cieszyłem się ,że Katherine nie zezłościła się tak bardzo. Opanowała tym razem swoje nerwy, frustrację.
Wiedziałem,że "dorosła" ,do tego. Nie irytowała się tak szybko jak kiedyś.

Wiedziałem jednak,że nie do końca odpuści sobie sprawę z Ellie - kelnerką.
W końcu znów zacznie pytać, drążyć, przecież przyzwyczajenia zostaną.

Cieszyłem się jednak chwilą, powinienem doceniać wszystko co mam w takim razie. To, że jest teraz tu, i żyje. Wiedziałem, że Dominic nie jest w stanie jej nic zrobić, ale jednak strach zawsze gdzieś pozostaje.

Tuż po naszej rozmowie wyszliśmy z jej domu, żegnając się z rodzicami. Kate najwyraźniej po moich słowach odzyskała utracony już rano humor. Wsiedliśmy do samochodu, odpaliłem silnik i ruszyłem na naszą małą plażę. Na dworze nie było już tak ciepło, nie całkiem.

Widziałem, że mojej księżniczce jest zimno. Podałem jej swoją bluzę, ubrała ją na swoją elegancką sukienkę. Tak czy tak wyglądała pięknie.

Wyszliśmy z samochodu zaparkowanego niedaleko plaży, i powędrowaliśmy do wejścia na plaże. Kate zdjęła swoje szpilki by nie wbijać się w piasek, ja ściągnąłem swoje adidasy i złapałem ją za rękę.

Skierowaliśmy się na nasze ulubione skałki, gdzie nigdy nie było nikogo. Była to nasza taka skrytka przed wszystkimi, przed całym światem, razem. Albo każdego z osobna, jak kto woli.

Usiedliśmy na twardych głazach i chwilę spoglądaliśmy na obijającą się wodę o brzeg. Piękny widok.

- Justin, co będziesz robił jak wyjadę? Na moje stypendium, ponownie.

- Zamierzasz wyjechać? - przełknąłem ciężko ślinę.

Kompletnie nie spodziewałem się, że dalej będzie chciała wyjechać. Myślałem, że po tym wszystkim zostanie tutaj... Spojrzałem na nią z przekonaniem, miałem nadzieję,że da się namówić na pozostanie tutaj.
Moja twarz lekko się zaczerwieniła.

- Nie, nic z tego. Nie złapiesz mnie na pyszczek zbitego psiaka.

- Ale kochanie, zostawisz mnie samego?

- Nie chcę, ale nie zostanę tutaj, dobrze o tym wiesz.

- Kate, po tym wszystkim, poważnie? Nie zostaniesz? Zostawisz to wszystko za sobą? A święta? A cały rok?!

- Przecież nie mówię, że nie możesz jechać ze mną.

- A mogę?

- Jak najbardziej! Jest dom, ale ja mam szkołę. Nie wiem czy Ty tam będziesz chciał się uczyć?

- Mijając codziennie Harrego?!

- I piękne Kalifornijki. Kuszące, co?

- Nie, bardziej kusi mnie wspólna sypialnia, haha.



I tak dokładnie miesiąc później przyszła pora na pakowanie się do Los Angeles. Czas wyprowadzki. Na dworze robiło się coraz zimniej, ludzie zaczynali powoli ubierać się coraz grubiej.

Uwielbiałem zawsze jesień, ale moją ulubioną porą, tą jedyną faworytką zawsze była zima. Zawsze uwielbiałem śnieg, święta, rodzinną atmosferę, choinkę, a przede wszystkim śnieg i ozdoby na budynkach.

Zdałem sobie sprawę, że w tym roku mogę tego nie uraczyć, zazwyczaj gdy kończy nam się semestr, tak jakby, gdy musimy wracać do domów na święta zaczynają się zamiecie i ciężko jest się dostać samolotem gdziekolwiek, a innego wyjścia nie ma.

- Kochanie, ale wrócimy tu na święta, prawda?

- Jak to sobie wyobrażasz? Doskonale wiesz, że zawsze jest problem z dotarciem tutaj przez samoloty, nasze rodziny nigdy nie docierały na ustalony czas.

- Wiesz, jakoś nie wyobrażam sobie strojenia palmy.

- Ja raczej też nie, nie zostanę przecież tam na święta.

- Ale doskonale wiesz, że lecenie tam na ten rok wiąże się z powrotem tutaj na święta, a wtedy zaczyna się sezon zamieci i możemy nie dotrzeć.

- Dotrzemy, polecimy wcześniej, chyba to nic złego, prawda?

- Nie, nie. Bałem się, że będziesz chciała tam zostać i spędzić święta. A nie wyobrażam sobie świąt i strojenia pieprzonej palmy kokosowej, bez rodziny, choinki, śniegu, prezentów, a Ty? Za oknem będzie biało, a Ty byłabyś daleko stąd? Gdy wszystkie drogi by śniegiem zawiało?  I wysyłała sms-owe życzenia?

- Chcę z Tobą spędzić święta, bo tylko wtedy dla mnie liczą się, gdy w Twojej dłoni, moja dłoń zmarznięta... Z nadzieją spojrzeć w pierwszej gwiazdy blask... Nasze pierwsze święta...

- Tak, pierwsze, ale nie ostatnie.

- Justin! Nie rozmarzyliśmy się ciut? Jeszcze zimy nawet nie ma.

- Tak, może i masz racje, ale tak będzie wszystko dopracowane w stu procentach.

- Szczerze? To masz racje, ja zawsze zaczynam myśleć o świętach już w październiku, a do tej pory byłam sama i było dość chłodno, ale mam nadzieję,że nic nas już nie spotka, złego oczywiście.

- Nigdy skarbie.


KATHERINE


Jeszcze tego samego dnia spotkaliśmy się wszyscy rodzinnie na kolacji u Justina w domu. Byli moi rodzice, mama Justina. A wieczorem miała dołączyć moja siostra ze swoim narzeczonym.

Cieszyłam się, że w końcu go poznam, i , że moja siostra w końcu mnie odwiedzi. Cieszę się, mimo ,że został nam dzisiejszy wieczór przed odlotem. Moi rodzice dołączą za około miesiąc.

Tworzą jakiś nowy biznes, więc mają trochę papierkowej roboty. Ale to nie szkodzi, damy sobie radę z Justinem ,wspólnymi siłami. Tak więc wybiła godzina siedemnasta, w domu zaczęło przybywać coraz więcej ludzi.

Rodzina Justina, moi rodzice, Casie jeszcze nie było, powiedziała ,że będzie za jakąś godzinę, może dwie. Nie wie kiedy wyląduje.  Trudno, musimy zacząć bez niej.

Usiedliśmy do stołu i podaliśmy wszystkie dania. Mój tata był bardzo zadowolony z posiłku, przez cały czas jadł po trochu z każdego dania. Cieszyłam się ,że mu smakuje. Aż tak...


- Kochana, to kiedy wyjeżdżasz?

- Jutro, z Justinem, wylatujemy.

- Z Justinem?

- Tak, z Justinem, chciał lecieć, zgodziłam się, będzie mi bardzo miło. Nie wiedziała Pani?

- Nie - powiedziała oschle - Nie wiedziałam, że mój syn leci trzy tysiące mil stąd. Po co?

- Będę się uczył mamo. Nie chcę się rozstawać z Kate na tyle czasu, więc co to za różnica gdzie się uczę. Dlatego Cię tu zaprosiłem. Myślałem, że nie zrobisz scen.

- Justin, jak mam zareagować? Mówisz mi kilkanaście godzin przed odlotem, że wylatujesz hen daleko stąd, by się uczyć i być z nią?

- Z Kate mamo!

- Nie obraź się Kate. Nie chcę, żebyś tam leciał. Zostawisz własną matkę tak tutaj samą?

- Mamo! Nie stawiaj tej sytuacji w takim świetle.

- Mamo, tato - przerwałam na chwilę tą dyskusję. Może wyjdziemy na taras? Niech porozmawiają.

- W porządku.

Mój tata chwycił w dłoń talerz z zakąskami i nie przestając jeść wyszedł z nami na zewnątrz. Wiał lekki przyjemny, dość ciepły jak na ten deszczowy dzień wiatr.

Usiedliśmy na fotelach w ogrodzie i przysłuchiwaliśmy się co nieco temu co mówi  Justin ze swoją mamą.

- Mamo, wiesz ,że wyjadę. Nie zmienią tego żadne Twoje słowa. Raz ją straciłem, drugi nie zamierzam.

- Daj spokój! Nie masz dziesięciu lat. Jesteś dorosły, znalazłbyś kogoś.

- Właśnie, jestem dorosły. I chcę tylko ją.

- A zachowujesz się jak rozwydrzony bachor! Matkę masz jedną, dziewczyn takich jak Kate jest wiele na świecie. Nie musisz ich szukać daleko.

- Lecę mamo. Nie zamierzam słuchać obelg na temat mojej narzeczonej. Zaczynasz przesadzać! Może nie powinienem wcale  Ci mówić. Nigdy się mną nie przejmowałaś, a nagle nie pozwalasz mi lecieć? Zostawiałaś mnie cały czas z babcią, dziadkiem, musiałem sam się wszystkiego uczyć, bez ojca. Może to właśnie przez Twoje wybuchy złości odszedł.

- Nie Justin, nie odszedł dlatego. Był narkomanem i alkoholikiem, nie chciałam by Cię skrzywdził. To ja odeszłam. Kocham Cię,ale nie zamierzam słuchać takich opinii pod moim adresem. Wybacz - powiedziała smutna.


Mama Justina wstała z krzesła i wyszła z domu trzaskając za sobą drzwiami. Wszystkim zrzedły miny słysząc co właśnie się stało.
Tego wieczora z drzewa w naszym ogródku spadł pierwszy liść. Zapowiadała się bardzo ciekawa jesienna przygoda.


__________________________________________________________________________


I jak 51?

TT : https://twitter.com/NewYorkDream_s FOLLOW! <3 

Możecie udostępniać i lajkowac?  <3 http://besty.pl/2662226/

KOMENTUJCIE! <3 

























wtorek, 15 października 2013

Rozdział 50

JUSTIN

To jasne jak gwiazdy na niebie. Potrzebuję Cię, aby błyszczeć w świetle. Nie tylko przez ten czas, przez długi, długi czas, lepiej w to uwierz. Kiedykolwiek nie jesteś w mojej obecności. Czuję, jakbym tracił moje szczęście.
Więc śpię świetle dziennym i czuwam całą noc. Dopóki znowu nie wrócisz

Sądzisz, że jestem stronniczy. Tak bardzo, że nigdy nie mam innej. Wpajasz tę prawdę w moją głowę.
Tylko brakuje mi mojej kochanki

Mam mnóstwo smsów w swoim telefonie, na które nie odpowiadam. Ale następnego dnia niepokoję się o Ciebie.

Jesteś wszystkim, co liczy się dla mnie. Tak tak, nie martwię się nikim innym. Jeżeli nie ma Cie, nie ma mnie. Sprawiasz, że jestem spełniony. Jesteś wszystkim, co liczy się dla mnie

Czym jest królewskie łóżko bez królowej? W zespole nie istnieje tylko "ja". To ty mnie dopełniasz. Jesteś wszystkim, co liczy się dla mnie

Zabierz kluczyki z auta, ono nie pojedzie. To właśnie czuję, kiedy nie jesteś przy mnie. Kiedy budzę się rankiem nad tobą i tylko tobą

Jestem wdzięczny, ponieważ istniejesz. Wierny bez względu na odległość. Jesteś jedyną dziewczyną, którą dostrzegam. Z całego mojego serca proszę, abyś uwierzyła



- Justin dlaczego mnie szukałeś? - zapytała ponownie

- Bo Cię kocham Kate. Jesteś dla mnie wszystkim, nie wyobrażałem sobie życia bez Ciebie. Nie wyobrażałem sobie byś mogła być z kimś innym, i by ten ktoś przysłonił Ci naszą przeszłość. Nie pozwoliłbym Ci odejść. 

- Nigdy?

- Nigdy!


Kate uśmiechnęła się delikatnie i rozpuściła swoje włosy, które wcześniej spięła w niechlujny koczek. Usiadła na moich nogach, i pochyliła się do mnie delikatnie.

- Ciężko Ci? - zaśmiała się

- Kochanie, jesteś lekka jak piórko.

- Albo ich tona.

- Jak jedno piórko - zaśmiałem się.



Kate ściągnęła ze mnie koszulkę i nadal całowała czule. Mierzwiła dłońmi moje włosy, coraz szybciej pocierając sobą o moje krocze.

Tak, miałem wzwód, chyba zbyt długo nie czułem jej ciała. Patrzyłem jak powoli pozbywa się części swojej garderoby. Mojej także. Miała na sobie piękne czarne koronkowe majteczki i stanik w tej samej barwie.

Jej wspomniana przed chwilą dolna partia bielizny była tak cieniutka ,że mogłem dostrzec to co najbardziej mnie korciło.

Tym razem ja przejąłem władzę. Przeszliśmy do dalszej części pieszczot, jak mówiłem, przejąłem władzę  nad nią i jej ciałem. Całowałem szyję Kate powoli ,schodząc coraz niżej, zdjąłem powoli jej stanik, i zacząłem pieścić piersi.

Na początku robiłem to delikatnie,muskając jej piersi palcami. Dopiero po jakimś czasie zacząłem je przygryzać. Zszedłem niżej i całowałem jej brzuch,masując jednocześnie dłońmi piersi.

Zdjąłem powoli zębami jej majteczki, ujrzałem widok,który był tylko dla mnie, przez cały czas. Nie wahałem się ani minuty dłużej, pieściłem ją językiem jak kiedyś, wiem - uwielbiała to.

Kate nie pozostała ani mi ani mojemu penisowi dłużna. Umiała mi dogodzić, wiedziała już czego chcę, i jak to robić. Doskonale znała moje ciało i jego potrzeby.

Gdy zauważyłem ,że  mój penis zdecydowanie twardnieje,podciągnąłem Kate do góry i posadziłem ją  na nim. Zachowywała się niczym prawdziwa kowbojka.

Uprawialiśmy seks w tej pozycji przez kilkanaście minut, nigdy się nie spieszyliśmy. Po co takie przeżycie przyspieszać ? Haha.  Przełożyłem Kate pod siebie. Także miała wygodnie.

Wsuwałem w nią swojego penisa coraz szybciej. Katherine coraz głośniej jęczała i wiła się,wiedziałem ,że za chwilę będzie szczytować. Podobnie jak i ja. Obydwoje doszliśmy w równym tempie. Położyłem się delikatnie na jej piersi opadając z sił.

Wyszedłem z niej po kolejnych pięciu minutach spędzonych w jej dolnych partiach ciała. Położyłem się obok i przytuliłem mocno do siebie.

- Podobało Ci się?

- Krzyczałbym tak na końcu gdyby mi się nie podobało?

- No ,ale wiesz, kobiety udają często orgazm, faceci to mogą być równie dobrzy aktorzy - zaśmiała się

- Udawałaś? - zapytałem podchwytliwie ,ale jednocześnie żartobliwie

- Ależ skąd. Nie śmiałabym z tak dobrym kochankiem - uśmiechnęła się szczerze i pocałowała mnie.

Kate wstała z łóżka i poszła wziąć prysznic, ja lubiłem całą noc pachnieć nią.

- Umyję się rano - powiedziałem gdy stanęła w koszulce przede mną

- Nic nie mówię przecież. Dla mnie zawsze ładnie pachniesz - dodała w geście obronnym


Położyła się delikatnie obok mnie i wtuliła się w klatkę piersiową.


KATHERINE


Uwielbiałam leżeć na jego torsie. Jego bicie serca zawsze było takie spokojne, klatka tak delikatnie poruszała się w górę i w dół. Oddychał tak spokojnie.

Kolejne dni w porównaniu z tym co było... Ech, były bardzo spokojne. Mimo dzisiejszego poranku.
Wstając z łóżka Justina poczułam silny ból w brzuchu, jakby coś rozrywało mnie od środka. Usiadłam na materac ponownie.

Poczułam jakby ból zaczął odchodzić. Odetchnęłam z ulgą ,na szczęście było to chwilowe. Spojrzałam na Justina, czy czasem nie widział tego co się stało. Zobaczyłam ,że śpi dalej twardo wtulony w poduszkę.

Na koniuszkach palców wyszłam po cichutku z pokoju.  Zadzwoniłam do mamy by się z nią spotkać. Zgodziła się, o trzynastej miałam być u nas w domu. Na obiedzie, z Justinem.

Minęło kilka godzin, szykowałam się by pokazać rodzicom ,że radzę sobie, i że jestem dorosła. Mimo,że dzisiaj nie był mój najlepszy dzień na wygląd jakikolwiek.

Fatalny dzień na wyjścia, mimo usilnych starań Justina humor mi się nie poprawiał. Może to pogoda? Sama nie wiem, może po prostu przez ten ból z rana tak mi zostało. Kompletnie nie wiedziałam co jest tego przyczyną.

Starałam się nie zwracać na to uwagi, że co jakiś czas zakłuwa mnie coś w podbrzuszu. Może na okres. Oby! Dobijała godzina trzynasta.

- Justin, chodź! Spóźnimy się - powiedziałam zakładając kolczyki.

- Idę, idę.

Justin zbiegł z góry zawijając krawat na swojej szyi. Miotał się totalnie.

- Daj, poprawię Ci to.

- Dziękuję skarbie.


Justina dłonie spoczęły na moich biodrach ,zaś moje na jego krawacie. Zaczęłam go przewiązywać.
Dlaczego dzieje się tak,że zawiązywanie mężczyźnie krawata jest bardziej podniecające niż jego rozwiązywanie?

Justin zaczął lekko wodzić dłońmi po moich biodrach i po pośladkach.

- Nie mamy czasu skarbie, wieczorem - zaśmiałam się ściągając jego dłonie.

- Obiecaj,że nie rozboli Cię głowa

- Obiecuję - powiedziałam śmiejąc się

Justin zamykając drzwi od domu klepnął mnie w pupę. Pogroziłam mu palcem.

- Nie mów ,że Ci się nie podobało - dodał wsiadając do auta

- Nie ma co zaczynać teraz, się rozochocisz i będę miała do wieczora co chwile Twoje ręce na swoim ciele.

- Wcale, że nie! - dodał kładąc dłoń na moje udo.

- A nie mówiłam.

- Wymyśliłaś sobie.

- Uderz w stół burek! - zaśmiałam się



Wyjechaliśmy z podjazdu i pojechaliśmy prosto do mojego domu. Znaleźliśmy się w nim jakieś piętnaście po trzynastej. Wbiegłam do domu szybko niczym poparzona.

- Piętnaście minut, ale i tak jest coraz lepiej.


Mama spojrzała na mnie rozbawiona, Justin na luzie wszedł z dłońmi w kieszeni do domu.

- Przepraszam za spóźnienie, mam kobietę w domu.

Spojrzałam na niego ironicznie.

- Tym razem mamo to On się dłużej szykował i męczył się z krawatem.

- Nie musicie się tłumaczyć - dodała - Siadajcie w jadalni.

Wszyscy zyskaliśmy dobre humory. Justin i ja usiedliśmy do stołu. Był pięknie przystrojony, z kilkoma daniami. Na dół zszedł mój tata. Przywitał się ze mną całusem w policzek a z Justinem uściskiem dłoni. Tak po męsku, mhm.

Usiadł na przeciw mnie, a na przeciw Justina moja mama, podając ostatni posiłek.

- Wygląda smakowicie - powiedział Justin trzymając kawałek mięsa w buzi.

- Justin! Mogłeś poczekać - dodałam.

- Nie jadłem śniadania, po co czekać? To swoi ludzie, nie zezłoszczą się.


Przewróciłam oczami. Fakt faktem ,dobry humor Justina dzisiaj nie opuszczał od rana.
Miałam nadzieję,że do wieczora tak mu zostanie... Nadzieja.

Gdy kończyłam swoją porcję usłyszałam dzwonek do drzwi. Mama podniosła się by otworzyć drzwi.

- Siedź, pójdę, napracowałaś się.

Mama nie protestowała. Wstałam z miejsca i poszłam szybko do drzwi. Otworzyłam je. Stała tam nieznana mi dotąd kobieta. Nie wiedziałam o co chodzi.  Nie wiedziałam nawet jak zareagować.

- Tak? W czymś mogę pomóc?

- Kate? Kate Gomez.

- Tak, to ja, w czym mogę pomóc?

- Jestem w ciąży.

- Gratuluje ,coś jeszcze?

- Ojcem dziecka jest - przesunęła lekko głowę by zobaczyć wszystkich w środku - On!

- Justin?

- Justin.

- Justin!


_______________________________________________________

I jak 50 rozdział ? :)

kto wrabia Justina!? :o  a może to prawda!?

KOMENTUJCIE! <3 

CZYTELNICY OPOWIADANIA OGLĄDAJCIE! : 

http://www.youtube.com/watch?v=K5XTSuj-Aps
INNYCH TAKŻE ZAPRASZAM! ♥

twitter : 
https://twitter.com/NewYorkDream_s

Mogłybyście udostępniać i lajkować ? : http://besty.pl/2659703/




Kate 


- a