Wiedziałem, wiedziałem, że Kate po prostu boi się, boi się zaangażować w to co ja robię. Wiem, że zrobiłem źle pozbawiając ją tej koszulki. Nie powiem, widok kuszący, ale nie w tych okolicznościach.
Wyszedłem i skierowałem się na swoją plażę. Modliłem się tylko o to by nikt mnie nie poznał. Nie chciałem by ktoś widział mnie teraz w tym stanie, widział, że coś jest nie tak, że jestem zły, czy coś podobnego.
Poszedłem na skałki, zawsze tam się chowałem, czy to z Kate, czy sam. Zawsze o każdej porze roku. Poszedłem tam gdzie mnie nikt po prostu nie widział. Schowałem się między kamieniami i usiadłem na piasku, w takiej małej wnęce. Zacząłem przerzucać piasek w swoich dłoniach.
Nie siedziałem tam nawet dziesięciu minut, a Kate już siedziała wtulona we mnie.
- Po prostu boje się, że pewnego dnia odejdzie, zapomnisz, że miałeś Kate i skupisz się tylko na karierze.
- Nie przesadzaj. Nigdy. Chciałem tylko zapytać, czy dołączysz do mnie podczas trasy. Zapytam Scootera.
- Przecież nikt nie może wiedzieć, że się spotykamy. Nie to zły pomysł. Nie możemy tak, Twoi fani, Oni wywęszą wszystko.
- Nie wiedzą, że jesteśmy razem, i póki co nie będą wiedzieć. Powiem im w odpowiednim czasie. Obiecuję Ci, ale proszę Cię dołącz się. Proszę proszę...
- Justin - zawahała się - Ja...Jestem, boje się latać.
- Przecież już latałaś samolotem.
- Tak, ale teraz tyle słyszy się o tych wypadkach, boje się latać. Boje się o swoje życie. Nie polecę. Mogę jechać, jak już.
- Ale chcesz być ze mną tam, tak?
- Chcę, ale po prostu zaczęłam bać się latać, nie zmienisz tego skarbie.
- Czym to spowodowane?
- Telewizją. Nie martw się, kiedyś się przełamie, ale nie teraz, nie zmusisz mnie do tego.
- A do tego?
Chwyciłem ją lekko za podbródek, po czym złączyłem nasze usta w pocałunku. Miała tak delikatne usta, pachniała nieziemsko, dawno tego nie czułem, takiego ciepła. Od wewnątrz. Jej skóra lśniła niczym gwiazdy na niebie...
- Justin, kiedy znów będzie normalnie?
- Normalnie? - zapytałem zdziwiony
- Normalnie, Ty, ja... Bez "szpiegów", w spokoju, po prostu... We dwoje. Kiedy będziemy mogli być sami?
- Kochanie, możemy się pokazywać, nic się nie stanie. Ja się Ciebie nie wstydzę, jesteś moją narzeczoną, kocham Cię. Sami... Przecież teraz jesteśmy, mamy dla siebie czas.
- Tak, w domu, albo na plaży w skałkach, co wyglądają niczym jaskinie, na plaży gdzie prawie nigdy nikogo nie ma, i tu gdzie musieliśmy iść osobno.
KATHERINE
Justin nie odezwał się przez kilka minut. Postanowiłam nie drążyć tematu, nie chciałam mu zbędnych kazań znowu robić. Miałam huśtawki nastroju, może dlatego co chwila byłam ciut inna.
Nie chciałam lecieć samolotem. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie jest banalna. Boje się o swoją ciążę.
Nie boję się już tak jak kiedyś, że stracę malucha, tylko boje się tego, że mogą później wystąpić komplikacje. Nie chciałam po prostu na nic narażać siebie czy malucha.
Jeśli bym jednak zdecydowała się przed trzecim trymestrem lecieć musiałabym udać się do lekarza. Za dużo komplikacji w związku z jednym wyjazdem. Miałam nadzieję, że Justin przekona ekipę by tym razem podróż odbyła się autobusem. Też nie będzie dla mnie to komfortowe, ale wolę tą opcję niż lecenie nad ziemią.
Justin spojrzał na mnie, wstał z piasku, otrzepał spodnie i ręce. Po czym podał mi swoje dłonie. Wyciągnęłam swoje przed siebie. Justin chwycił mnie za nie i podniósł.
- Chodź mała.
- Idź pierwszy, wrócę niebawem.
- Nie po to podałem Ci dłonie byś szła sama do domu, idziemy razem, nie patrzmy na to czy ktoś na widzi czy nie. Nie narzekaj.
- Nie, nie chcę narzekać. Tylko dlaczego skarbie? A kariera?
- Nie zostawią mnie przecież z Twojego powodu. Chcą bym był szczęśliwy, tak? Tak, chcą. Więc nie marudź tylko chodź.
Więcej się nie odezwałam. Tylko ruszyliśmy w drogę. Justin cały czas trzymał mnie za rękę, ani na chwilę nie puszczając. Wiedziałam, że to dla mnie taka ochrona, wiedziałam, że jest pewny tego co robi. Mimo wiedzy, że na pewno nie jest tego pewny. Wiedziałam, że może być to złe w skutkach, ale ten kto nie ryzykuje nie zyskuje.
- Nie puszczaj mnie, nigdy - dodał Justin
Wracaliśmy do domu. Czułam na sobie wzrok ludzi. Wiedziałam, że wiedzą kim jest Justin, i pewnie pytali się w duchu kim jestem. Wiedziałam, że wszyscy znają tutaj Justina, był charakterystyczny... A pod moim domem? Znów tłumy ludzi.
Tym razem kilku ludzi z ekipy Justina, fani, rodzina. Dochodziliśmy do domu, gdy wszyscy dostrzegli Justina, trzymającego mnie za rękę. Widziałam jak cała "armia" rusza w stronę Justina. Ścisnęłam dłoń mocniej, przyciskając jednocześnie jego rękę.
Wszyscy zebrali się w okół Justina. Mi zaś zaczęło brakować powietrza. Czułam się osaczona, bałam się o swój brzuch, bałam się, że ludzie coś zauważą. Puściłam dłoń Justina i uciekłam z tego tłumu.
Wiedziałam, że nie wróci tak szybko do domu. Nie chciałam go puszczać, ale nie dałabym sobie rady w takim tłumie, to było dla mnie za wiele.
Nie radziłam sobie z takimi sytuacjami, nie byłam przyzwyczajona do takich tłumów dookoła mnie. Nie to co Justin, po ponad miesiącu spędzonym w tym świecie, wiedział co i jak. Unikając wzroku wszystkich odizolowałam się do domu. Zamknęłam za sobą drzwi. Spojrzałam przez okno.
Justin cały czas się uśmiechał. Nie do wiary, że w tak krótkim czasie zmieniło się wszystko, w takich chwilach zaczynam czuć się na prawdę źle. Nigdy przecież nie chciałam odciągać Justina od tego co kocha...
Miałam wyrzuty sumienia, że robiłam mu takie kazania, a On? Chciał tylko spełniać swoje marzenia.
Chciał być kimś, chciał mieć coś za co będą go wszyscy doceniali...A ja? Gasiłam go.
Bałam się mu teraz powiedzieć o ciąży, bałam się, po prostu tego, że będzie chciał zrezygnować z kariery dla mnie i dziecka. Nie mogłam przecież na to pozwolić. Nie chciałam znów czuć się winna...
Zasłoniłam wszelkie okna i schowałam się na górze. Czekałam na powrót Justina, zastygłam w swojej pozie na łóżku. Leżałam na prawej stronie łóżka, na swoim prawym oku, byłam wpatrzona w niebo... I tak zleciało mi do wieczora, Justin nie pojawiał się w domu, nie przyszedł.
Czekałam do pierwszej w nocy, nie było go. Łyknęłam tabletkę przeciwbólową, popiłam wodą, umyłam się
i przebrałam w piżamę. Zasłoniłam się kołdrą i zasnęłam.
Około czwartej nad ranem poczułam ciepły uścisk na swoim ciele. Poczułam zapach mocnych męskich perfum, i lekki swąd alkoholu. Obróciłam się do Justina. Jego twarz była cała we krwi. Justin nie kontaktował już tak dobrze. Pochyliłam się nad nim, nie otwierał oczu, nie odzywał się, zasnął w przeciągu kilku sekund.
Wstałam z łóżka nie budząc Justina, wiedziałam, że się nie obudzi. Padł jak mucha. Poszłam do łazienki i przyniosłam apteczkę, waciki namoczyłam wodą utlenioną i przemyłam jego twarz, nic nie poczuł.
Nie wiedziałam co robił, z kim był... Obmyłam go dokładnie, z całej krwi. Nie czuł kompletnie nic, nie poruszył się nawet, nie zmarszczył czoła z bólu. Nic.... Jakby zastygł.
Bałam się o niego, bałam się, że znów będzie o coś oskarżony. Za dużo stresu...
___________________________________________________________
Wiem kochani, krótkie, ale im krótsze tym dłużej do końca! :)
TWITTER : https://twitter.com/NewYorkDream_s
INSTAGRAM : http://instagram.com/newyorkdream_s
ASK : http://ask.fm/KatherineAnnGomez
KOMENTUJCIE! <3
Świetny ! Jezus jak ja kocham tego bloga ! ♥♥
OdpowiedzUsuńSuper nie moge sie doczekać kolejnego rozdziału kocham tego bloga i twoją prace
OdpowiedzUsuńO matkooo (♥___________♥)
OdpowiedzUsuńMega Mega Mega <3 <3 Kocham to :* :* :* i zapraszam do mnie :D :D :D <3 <3
OdpowiedzUsuńSuuuper :)
OdpowiedzUsuńNo jejku, brak słów. Rewelacja <33 Czekamyt na następny ;)
OdpowiedzUsuńIdealne <3
OdpowiedzUsuńCzy Ty zasugerowałaś że przestajesz pisać tego świetnego bloga ???
OdpowiedzUsuńZaje *-*
OdpowiedzUsuńBaaaardzo doceniam tego bloga! jest mega! i nie kończ go jeszcze! to za wcześnie :) ilość komentarzy widać spadła, ale uwierz mi że zainteresowanie coraz bardziej rośnie! mistrzowskie to jest. Rozmaitość dialogów i wgl. daje całkowity komfort czytania! wszystko jest jasne, to naprawdę jeden z najlepszych bogów jakie znam! Jesteś artystką :)
OdpowiedzUsuńPerfect *-* Kocham twojego bloga <3
OdpowiedzUsuń