piątek, 29 listopada 2013

Rozdział 68

KATHERINE



Justin podał mi truskawkę, w najlepszy sposób jaki można było dostać od najukochańszej osoby. Truskawkę podawaną z ust do ust, smakowała jeszcze lepiej. Tak gdy kremówka od Justina wylądowała
w moim  dekolcie wiedziałam już, że nie będziemy obojętni z jedzeniem, które leży w okół nas.

Gdy tylko się ubrałam, czułam jak ubrania lepią się do mojej skóry, czułam jak oblepiają mnie całą. Czułam kawałki... Właściwie wszystkiego w swoich włosach. Moje ciało wyglądało jak pobojowisko.
Nie dało się niestety temu oprzeć.

Obydwoje byliśmy powiedzmy jak małe dzieci. Lubiliśmy zabawę, zwłaszcza gdy można coś niszczyć.
Usłyszałam dzwonek, ale byłam zajęta. Zajęta przeciąganiem koszulki przez siebie, i spodenek, które również się lepiły.

Justin wstał narzucając na siebie bokserki. Facetom tak łatwo, łatwiej im się ubrać, bo mogą iść z gołą klatą, a kobiecie, jednak to nie przystoi. Tak więc ubierałam się powoli, naciągnęłam spodnie na swój brzuszek, który powoli zaczął się zaokrąglać.

Usłyszałam otwarcie drzwi, i chwilę rozmowy, Justin rozmawiał z jakimś chłopakiem. Zaciekawiona zeszłam na dół, przez szczelinę w drzwiach zobaczyłam Dustina, swojego dawnego przyjaciela.



- Dustin!

- Kate? - zapytał

Zbiegłam ze schodów, przeszłam pod wysoko umieszczonym ramieniem Justina.



- Dustin, co Ty tu robisz?

- Mieszkam, od dwóch miesięcy, trzech... Wróciłem tutaj po stypendium, pracuję, miałem przyspieszoną szkołę, więc mogę sobie na trochę lenistwa pozwolić, i wróciłem tutaj. Nie widziałem Cię już wieki. Nie dawałaś znaku życia.

- Nie miałam nawet kiedy, wyjechałeś nie odzywałeś się, to wybacz, ale nie szukałam Ciebie nawet, sama zdobyłam stypendium.

- Kleisz się Kate, co Ty tam robiłaś?

- Ekhem - Justin zaznaczył swą obecność

- Oj, wybacz, Dustin, to Justin, mój przyszły mąż.

- Miło Cię poznać - dodał Dustin


Justin położył dłoń na moim ramieniu, wiedziałam już, że coś wyczuł. Albo coś podejrzewał, ten uścisk nie był obojętny. Oczywiście, został mi lekki czerwony ślad na ramieniu, stąd wiedziałam, że Justin chce mi coś powiedzieć.

Wpuściłam Dustina do środka i zaprosiłam go do salonu.

- Chcesz może coś pić?

- Wodę z cytryną, poproszę.

Wstałam z Justinem i poszliśmy do kuchni. Musieliśmy co najmniej komicznie wyglądać, cali w ciastkach.
Stanęłam z nim na przeciw lodówki, by upozorować to, że nie gadamy, otworzyłam lodówkę i szukałam wody dla Dustina. Justin wyciągnął szklankę z szafki.

Spojrzał na mnie z poważną miną na twarzy, kolory jakby zniknęły w nicości.

- Justin co się dzieje? - zapytałam

- To jest Twój przyjaciel?

- Tak, z dawnych lat, wyjechał, ja wyjechałam, kontakt się urwał.

- I dobrze - dodał - Muszę Ci coś powiedzieć. Siedzi mi to w głowie, zastanawiam się czy mówić, muszę, chce Ciebie chronić.

- Słucham.

Byłam szczerze zaciekawiona tym co Justin może mi powiedzieć. Niepewność dobija... Al z drugiej strony patrząc im mniej wiesz tym lepiej śpisz. Skoro już jednak zaczął, niech dokończy.

- Mówisz? - dopytałam

- Tak tak. Pamiętasz skarbie... - Justin wziął mnie za biodra i usadził na blacie.

- Do rzeczy skarbie - dodałam - Nie mamy za dużo czasu. Gość czeka.

- Pamiętasz moją przeszłość, ciągłe ucieczki przed ludźmi, walki, strzelaniny, zatargi z policją... Pamiętasz to wszystko?

- Opowiadałeś, wiem, pamiętam, uczestniczyłam. Mów dalej.

- Dustin, jeśli w ogóle ma tak na imię. Bo raczej kojarzy mi się Brad, tak się przedstawiał, gdy brał prochy, ale kto normalny by przyznał się jak ma imię, biorąc narkotyki.

- On też brał? Hola hola Justin... Dustin nie brał nigdy narkotyków.

- Słońce ja też kiedyś nie brałem.

- I co dalej?

- Mieliśmy kiedyś zatarg, spotkaliśmy się na Zagłębiu Ruhry, tak wszyscy wyjechaliśmy z kraju. I tam miała się odbyć nasza ostateczna walka.

- Ostateczna walka?

- Oni ukradli nam narkotyki, On i jego koledzy. Oni zabili mojego przyjaciela. Opowiadałem Ci kiedyś w nocy, Adrien. Postrzelili go, śmiertelnie, zastrzelili... Kurwa, to przez niego nie żyje. Nic nie zrobił a zginął z rąk tej szmaty.

- Ze szmaty jedwabiu nie zrobisz...

- Ale mogę go zabić. Nikt mi nie udowodni tego, wyjadę z kraju i chuja będzie miał. Zabiję szmaciarza, za zabicie mojego przyjaciela.

- Justin! Uspokój się. Porozmawiam z nim.

- A co jeśli i Ciebie zabije?

- Nie zrobi tego. Dobra, to Ty porozmawiaj z nim, a ja pójdę opłukać tylko ciało, w porządku, strasznie się lepie, a nie chce by na mnie patrzał i wyobrażał sobie Bóg wie co.

- Oj już ja sobie z nim porozmawiam.

- Tylko nic mu nie zrób, dobrze?

- Dobrze.

- Obiecujesz?

- Obiecuję.

Wstając z blatu Justin klepnął mnie w pośladek i chwycił półlitrową wodę i szklankę. Poszłam na górę wziąć prysznic i przebrać się w coś czystego i nie oblepionego ciastkami.

JUSTIN


Katherine zniknęła po chwili na schodach, ja zaś poszedłem do tak zwanego Dustina. Zbyt podobne imię do mnie miał. Nie lubię tego.

Wziąłem w dłoń wodę a w drugą szklankę. Poszedłem do pokoju, w którym siedział Dustin. Wszedłem zamaszyście, rzuciłem mu wodę na kanapę, bez kompletnego szacunku. Szklanką walnąłem mocno o stół, tak, że się ukruszyła na dole.

- Wkurzyłeś się? - zapytał Dustin z głupim uśmieszkiem na twarzy

- Nie, ależ skąd, po prostu za mocno uderzyłem o stół.

- Oo, widzę w takim razie, że do Kate też tak możesz podchodzić. Powiem Ci, uważaj co robisz.

- Dustin... Myślisz, że nie wiem w co pogrywasz? Jestem z nią zaręczony, planujemy ślub, a właściwie wyjeżdżamy stąd niebawem. Nie licz ponownie na wielkie love story. Bo Ciebie to nie czeka.

- Będę jej pierwszym.

- Oj chłopczyku... Widzisz te okruszki ciastek we włosach? Czekoladę na karku? Tak zlizywała ją ze mnie.

- Upokorzyłeś ją?

- Nie. Ma do siebie szacunek i dystans, sama tego chciała. Uwierz mi nie będziesz jej pierwszym. Nigdy w życiu, nie dopuszczę nawet do tego byś jej dotknął. Wiem kim jesteś, skąd Cię znam, co zrobiłeś mojemu przyjacielowi. Jeśli nie chcesz zginąć, radzę opuścić Ci mój dom.

- Bo co? Wiem, że mnie znasz, ja Ciebie też znam. Nie żałuję, że go zabiłem.

- Co, powtórz.

- Nie żałuję, że go zabiłem, cieszyłem się jak zdychał.


Nie wytrzymałem. Uderzyłem go pięścią prosto w nos, usłyszałem chrupot jego kości. Nie zdążył nawet unieść rąk by się obronić.  Podniosłem go za koszulę, przeniosłem do drzwi, i wyrzuciłem przed drzwi.

Nie potrafiłem przy nim być opanowany. Wyprowadził mnie z równowagi, mówiąc, że nie żałuje zabicia bliskiej mi osoby. Nie pozwolę sobie by tak mówił. Chcę chronić i Kate i siebie. A szkodniki takie jak On trzeba tępić.

Cieszyłem się z tego jak krew sączyła mu się z nosa, jak słyszałem chrzęst jego kości, cieszyłem się, że to ja sprawiłem mu ból, za przyjaciela. Nie wybaczę mu tego nigdy...

Nie sprawię niestety mu tego samego co On zrobił mojemu przyjacielowi, ale mogę próbować. Nigdy nie mów nigdy prawda?  Usiadłem na kanapie i myślałem o tym jakby pomóc sobie i Katherine...
Wziąłem telefon do ręki i zadzwoniłem do Scootera.

Porozmawiałem z nim chwilę przez telefon, i zgodził się wykupić mi i Kate pokój w hotelu poza miastem, będziemy dojeżdżać do studia, bym nagrywał piosenki.
Miałem nadzieję, ze tym wywołam uśmiech na twarzy Kate. Która po dziesięciu minutach pojawiła się w pokoju.

Zanim to nastąpiło stanąłem z papierosem w oknie. Wiem, palenie szkodzi, ale musiałem jakoś odreagować, a zawsze mam je ze sobą.  Schowane za parapetem. Wskoczyłem w spodnie pozostawione w biblioteczce i bluzę. Kaptur założyłem sobie na głowę i zaciągałem się fajką.

W głowie ułożyło mi się kilka zwrotek, myśli, przemyśleń... O pustce, przyjacielu, o ludziach którzy są a jednak ich nie ma.



Halo, halo. Jest tu ktokolwiek? Bo nie słyszę żadnego dźwięku . Samotny, samotny
I naprawdę nie wiem, gdzie jest świat,ale teraz za nim tęsknię


Jestem prawie na krawędzi i krzyczę swe imię z całych sił niczym głupiec na szczycie mych płuc
Czasami, kiedy zamykam oczy udaję, że wszystko ze mną w porządku, ale to nigdy nie wystarcza, 
Bo moje echo, echo jest jedynym głosem, który powraca. Mój cień, cień jest jedynym przyjacielem, jakiego mam

Słuchaj, słuchaj. Przyjmę szept jeżeli, to wszystko co, miałaś dać
Ale tak nie jest, nie jest. Mogłabyś przyjść i mnie uratować
I spróbować przegonić to szaleństwo z mojej głowy

Jestem prawie na krawędzi  i krzyczę swe imię z całych sił  niczym głupiec na szczycie mych płuc
Czasami, kiedy zamykam oczy udaję, że wszystko ze mną w porządku, ale to nigdy nie wystarcza, 
Bo moje echo, echo jest jedynym głosem, który powraca. Mój cień, cień jest jedynym przyjacielem, jakiego mam

Nie chcę być w dołku i po prostu chcę czuć się żywy. I móc znów ujrzeć twą twarz
Nie chcę być w dołku i po prostu chcę czuć się żywy. I móc znów ujrzeć twą twarz
Jeszcze raz… Tylko moje echo, mój cień - jesteście moimi jedynymi przyjaciółmi.

Jestem prawie na krawędzi i krzyczę swe imię z całych sił niczym głupiec na szczycie mych płuc
Czasami, kiedy zamykam oczy, udaję, że wszystko ze mną w porządku, ale to nigdy nie wystarcza.

Bo moje echo, echo. Och, mój cień, cień

Halo, halo 
Jest tu ktokolwiek?




Kate jak wspomniałem po chwili pojawiła się na dole. Nie była zadowolona widząc mnie z papierosem w ustach.

- Kate, ciesz się bynajmniej, że nie joint.

- Tak, rzeczywiście pocieszenie. A wymówka taka jak zawsze?  Na coś trzeba umrzeć?

- Prędzej umrę od strzału niż tego.

- Nie mów tak - powiedziała zasmucona

- Oj skarbie. Chodź daj buzi.

- Nie. Nie całuję popielniczek. Dzięki, tym razem się obejdzie.

- Scooter dzwonił - zmieniłem temat

- I co chciał?

- Kate, wiesz co sądzę o Dustinie, On wie gdzie mieszkasz, wie gdzie ja mieszka. Scooter wynajął nam pokój w  hotelu poza miastem. Cieszysz się?

- Mam jechać, bo się boisz?

- Profilaktycznie Kate. Rozprawie się z nim i wrócimy, proszę. Zrób to dla mnie.

- A Ty dla mnie co zrobiłeś?

- Może to, że żyjesz - powiedziałem cicho


Odwróciłem wzrok i wyrzuciłem papierosa w śnieg.

- Na dziewiątą rano miej gotowe walizki. Wtedy wyjedziemy.


Kate nie odpowiedziała już mi na to, siedziała całą noc pakując nas. Spakowałem dwie walizki, z najważniejszymi rzeczami, w tym ładowarki, laptopy, telefony, nasze zdjęcie, broń. Tam nie będą nas na szczęście sprawdzać. Kate przesiedziała całą noc poza pokojem. Nie odzywała się, milczała, niczym kamień w wodzie.

O dziewiątej równo z zegarkiem, schowała bagaże na tylne siedzenia naszego auta, w bagażnik wpakowała także kilka toreb i walizek na kółkach. Po czym usiadła na miejscu pasażera. Nie odzywała się, nie uśmiechała się, zupełnie jakby skamieniała. Widziałem, że coś ją trapiło.

Nie starałem się na siłę jej rozweselać, zabawiać czy robić z siebie debila byleby pojawił się uśmiech. W końcu jej przejdzie. Jechaliśmy do miasteczka oddalonego dwadzieścia dwa kilometry od Nowego Jorku.

Kate siedziała oparta szybę, oczy miała podpuchnięte, z niewyspania. Dłoń trzymała w kieszeni jakby miała coś wyciągnąć. Musiałem jej powiedzieć co myślę...

- Justin, Kate - zaczęliśmy równo

- Mów - dodała Kate

- Zacznij Ty - odparłem

- Mów, zaczekam...

- Nie chciałem nic konkretnego. Chciałem po prostu zagadać, siedzisz taka cicha, jakby coś wielkiego się stało, a przecież nic się nie stało. Przeprowadzka, wyjazd czy wycieczka to dla Ciebie normalność, nic nowego.

- Wiesz chciałam w domu być na święta, niebawem będą, jeśli nie pamiętasz.

- Pamiętam, skarbie,codziennie będziemy w Nowym Jorku, codziennie, na święta też. Po prostu gdyby nas szukał u Ciebie czy u mnie, będziemy bardziej bezpieczni. Dobrze, że nie mamy dziecka, nie wytrzymałoby z Tobą i naszymi sprzeczkami. I z tym życiem jakie prowadzimy.

- Justin, chodzi właśnie o to.

- O co? O dzieci? Już myślisz o tym?

- Justin, jestem w ciąży. Tak myślę o tym.

_______________________________________________________________

I jak 68?


 TWITTER : https://twitter.com/NewYorkDream_s
INSTAGRAM : http://instagram.com/newyorkdream_s
ASK : http://ask.fm/KatherineAnnGomez



KOMENTUJCIE! <3 




















14 komentarzy:

  1. O moj Boże :o KOCHAM <3

    OdpowiedzUsuń
  2. CUDO czekam na nn ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. ooo ku**a zajebiste jezu prosze dodaj szybko kolejny bo nie wytrzymam ;__; niech Justin zareaguje dobrze ;__;

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja pierdykam ... Normalnie brak słów, nie wiem co powiedzieć.. Powiedziała mu *.* ryczę..
    Czekam na nowy rozdział i reakcę Justina ;) Mam nadzieję, że będzie szczęśliwy...

    OdpowiedzUsuń
  5. boże boże boże boże boże boże boże boże boże boże boże boże boże ! *.*

    OdpowiedzUsuń
  6. Następny roździał 69 :) już się nie mogę doczeka!

    OdpowiedzUsuń
  7. o jeeeeeeeezu sjkhfdsjkfhd.... boze kocham to! nie moge sie doczekac nastepnego! ILY ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale zaje... Fajne hahah fajnie ze Kate powiedziala ze jest w ciazy mam nadzieje ze Jus jej z tym nie zostawi

    OdpowiedzUsuń
  9. OMG <3 To jest... brak mi słów :* Kocham to <3

    OdpowiedzUsuń
  10. ♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡ :) ;) :) ;) super

    OdpowiedzUsuń
  11. Naaareszcie mu powiedziała czeeekam na następny KC !! <33

    OdpowiedzUsuń
  12. Nareszcie mu powiedziała *.* jeej <33 Kocham twojego bloga ;)

    OdpowiedzUsuń