Byłam ciekawa co ostatniej nocy wyprawiał Justin, co robił, z kim był, dlaczego wrócił cały we krwi...
Nie zmrużyłam oka, czuwając nad nim, sprawdzając czy żyje, czy wszystko z nim w porządku.
Siedziałam obok w pokoju, czytając książkę, co chwila gdy kaszlał, zrywałam się z miejsca i szłam do niego. Wymieniałam jego miskę z wymiocinami i krwią która leciała z jego przełyku.
Modliłam się tylko by rano mógł wstać. I być w stanie cokolwiek zrobić. Bałam się, że nie wyjdzie tak prędko z tego stanu, nie wyjaśniłby mi nic, a musiał.
- Justin, wyjaśnisz mi krew na buzi?
- Pobiłem się.
- Z kim?
- Z Julie.
- Jaką znowu Julie? Znam ją?
- Znasz, bardzo dobrze, i niechętnie.
- Kto to ta Julie, jakaś moja koleżanka?
- Nie, nigdy nie zadałabyś się z nią.
- Możesz przestać grę w szarady i powiedzieć mi kto to?
- Ellie.
- Co z Ellie? Julie, nie rozumiem.
- Ellie zmieniła imię na Julie. Spotkałem ją, pobiliśmy się...
- Pobiłeś kobietę?! Justin! Nie sądziłam, że się do tego posuniesz. Ona w ciąży chyba jest, tak?
- Nie, już nie, poroniła, i tak uważam, że zabiła to dziecko. Jeszcze się tego dowiem. Ona waży chyba ze sto kilo, powiększyła sobie biust, jest większa ode mnie, więc musiałem jakoś sobie radzić.
- Biciem kobiety? Nie ważne czy sto kilogramów czy sześćdziesiąt, to wciąż kobieta, a Ty zachowałeś się chamsko. Musiałam o czwartej wstać i zmywać z Ciebie krew, Justin wymiotowałeś krwią.
- Nie pamiętam...
- Wiem, byłeś w takim stanie, że nic nie mogłeś zapamiętać. Wróciłeś tak śmierdzący! Zapach alkoholu unosił się w całym pokoju. Wybacz, ale nie mogłam tu spać. Podstawiłam Ci miskę i przez całą noc czuwałam. Wchodziłam co jakiś czas do Ciebie sprawdzić czy żyjesz.
- Kate, ja nie wiedziałem...
- Ależ oczywiście, no bo skąd mogłeś wiedzieć. Byłeś tak pijany, że nie byłeś w stanie nic zrobić. Można było Tobą rzucać jak zabawką, nie zareagowałbyś. Ile Ty wypiłeś?
- Litr wódki, kilkanaście piw, trochę whisky, gin, absynt... Za dużo zmieszałem. Nie upijam się przecież wiesz.
- Tak, właśnie pokazałeś ostatnią nocą, jak się nie upijasz. Abstynent kurwa.
Poszłam na dół, nie umiałam się gniewać na niego. Mogłam udawać, że wszystko jest źle, że nie pasuje mi nic. Ale nie mogłam go zostawić samego sobie. Zrobiłam mu śniadanie, z miłością, ogromną miłością...
Postawiłam mu wszystko na łóżku, słysząc, że bierze prysznic. Nie czekałam aż spod niego wyjdzie. Zostawiłam mu śniadanie, gotowe ubrania, tabletki, wodę w szklance i poszłam do swojej biblioteczki.
Uwielbiałam tam kiedyś się kryć przed wszystkimi. Uwielbiałam udawać, że jesteś w świecie książek, wyobrażałam sobie wszystko co się dzieje na stronach, jakby działo się na prawdę.
Byłam wróżką, księżniczką, smokiem, romantyczką, narkomanką... Wszystkim na raz. Potrafiłam sobie wymarzyć, wyśnić cokolwiek chcę, mogłam być kim chciałam, mogłam podróżować... Teraz też nie mam ograniczeń... Teraz mam kompletnie zrujnowane życie.
Nie wiem, czy to Justin, czy wszystkie sytuacje jakie mi się zdarzyły... To wszystko mnie zmieniło. Na gorsze, nie wiem, na lepsze też nie wiem, sama nie mogę się oceniać, nie to jest mi dane. Mimo, że chciałabym wiedzieć co o mnie każdy kto mnie pozna, widzi, co o mnie sądzi.
Chciałabym wiedzieć co sądzi o mnie Justin. Co sądził o mnie w dniu gdy trafiliśmy do tej samej szkoły, i nawet czasem mieliśmy wspólne lekcje... Nie wiem czemu od zawsze miałam do niego taką awersję...
Wiem, że nie podobało mi się od początku liceum jego styl bycia, jego mowa, to jak podchodził do każdej dziewczyny, jak do każdej zarywał, jak udawał, że jest takim boskim alvaro. Typowy lovelas, który myślał, że mógł mieć każdą, a nie miał żadnej... Paradoks.
Teraz każda najchętniej by się na niego rzuciła, ba nawet zgwałciła. Teraz jakakolwiek dziewczyna, która go zna dobrze nie cofnęłaby się przed niczym byleby go mieć. Na szczęście nie był tak łatwy, nie dawał się każdej. Nie każda mogła owinąć go sobie w okół palca, nie był przecież marionetką.
Jak już wspomniałam, skryłam się w swojej biblioteczce, i wzięłam w dłonie książkę. Przewertowałam kartki, pachniały, uwielbiałam zapach książek, świeżo drukowanych.
Dziś nad ranem ponownie zabrano mnie na drugą stronę, nie wiedziałam, że może ponownie mi się udać, a jednak. Cytat z mojej książki idealnie pasowałby do naszego związku z Justinem...
Na początku nie myślałem, że to możesz być Ty, kiedy się relaksowaliśmy, robiąc zdjęcia. Uśmiechając się, ale niebawem zbliżyliśmy się, i zaczęłaś jeść z mojej łyżki. I tak do końca, mogliśmy przegadać całe popołudnie. Znajdziesz dziś wieczorem swoje ręce na całym mym ciele. I wtedy ugryziesz swoją wargę, wyszepczesz do mnie "Idźmy na całość"...
Pasował idealnie do naszego związku, naszych małych fajerwerków jak czwartego lipca. Iskry między nami, tego nikt nie zmieni... Nikt nie będzie potrafił zmienić, mam nadzieję, że tak będzie zawsze, małe sprzeczki nie zmienią przecież tego co czuje...
Nie zmieni moich uczuć ani uczuć Justina.
JUSTIN
Lekko jeszcze zachwiany wszedłem do środka, wszedłem do jej małego świata, nie ruszyła się, nie drgnęła.
Siedziała tak bez ruchu, jakby nikogo w pokoju nie było. Ona i jej książki, jak zawsze zapatrzona w swoje literki. Aż dziw bierze, że ma chęci by czytać.
Wszedłem w sumie cicho, nie chcąc jej przeszkadzać. Zrobiłem kilka kroków w jej stronę by nie zagłuszać jej małej przestrzeni i komfortu który czerpała z czytania. Podszedłem do niej, i chcąc usiąść na pufie na której trzymała nogi, chwyciłem je i oparłem o swoje kolana.
Katherine złożyła książkę na swoich kolanach i spojrzała na mnie opiekuńczo. Spojrzałem w jej czekoladowe oczy, ujrzałem siebie, zobaczyłem to jakim jestem człowiekiem...
Nie wiedziałem, że taką przykrość jej sprawiam, dopóki nie zobaczyłem tego smutku i żalu w jej oczach. Nie wiedziałem, że mogę tyle cierpienia zadać osobie którą kocham. Nie wiedziałem sam co powiedzieć, szczerze mówiąc nie byłem chyba przygotowany na taką rozmowę z Kate... Nie chciałem narażać naszego związku.
- Kate - cicho westchnąłem - Obiecuję Ci...
- Nie - przerwała mi Katherine - Nie obiecuj mi niczego. Ani złotych gór, ani gwiazd, nie obiecuj mi też, że się zmienisz. Pokaż mi to wszystko! Chcę dowodów, a nie suchej teorii.
- Kate, chciałem tylko obiecać, że przestanę pić.
- Justin, pić możesz, nie upijaj się, do takiego chociażby stanu, zwłaszcza teraz. Powinieneś być odpowiedzialny.
- Zwłaszcza teraz? Co to ma znaczyć? Masz mi coś do powiedzenia?
- Jesteś moim światem, z Tobą każdy wieczór, jest jak idealny sen, każdy dzień jest relaksem. Wiem, że dalej pójdziemy tą drogą, ale nie jesteś już osobą o której nikt nic nie wie, jesteś na "świeczniku". Zachowuj się. Już nie przeszkadza mi to nawet, że jestem nikim specjalnym, po prostu nie chcę by o Tobie ktokolwiek powiedział złe słowo. To by bolało bardziej niż cios.
- Zakłóciłoby to Twój spokój?
- W pewnym sensie - zamyśliła się - Tak, w pewnym sensie zakłóciłoby. Nie lubię patrzeć jak ktoś obraża bliskich mi ludzi, w szczególności tych z którymi jestem tak blisko jak z Tobą.
- Kochanie... - powiedziałem ciepło i uklęknąłem przy niej i przytuliłem się.
Katherine wtuliła się w moje ramiona zdecydowanie, i nie miała zamiaru puścić. Poczułem tylko jak jej łza spływa po moich plecach. Nie chciałem by płakała przeze mnie w szczególności, jej mama chyba by mnie zabiła gdyby zobaczyła co z nią zrobiłem... Zniszczyłem ją. Tak, wiem to.
Zniszczyłem wszystko to co budowała przez siedemnaście lat, póki nie poznała mnie, i nie minął osiemnasty rok życia... Wszystko co w niej dobre zacząłem zabijać. Nie robiłem tego celowo. Nigdy nie zrobiłbym tego celowo. Ale zacząłem zauważać, że niszczę ją, niszczę jej życie, wszystko co na nim zbudowane.
Zostaje tylko to co małe, nasza mała wielka miłość... Której nikt nie umiał wyjaśnić. Przecież to takie łatwe, kochać kogoś, mówić mu to. Ciężko raczej jest przyznać się i do końca życia kochać jedną osobę.
Wyczynem dla mnie było kochać jedną osobę tak długo, tak mocno, aż do bólu. Wiem, że gdyby była potrzeba, każde z nas by poszło za sobą w ogień, walczyłoby o drugiego... Wiem to, tego jestem pewny.
- Obiecuję, będę kochał Cię całe życie, całą wieczność.
- Po prostu to zrób - uśmiechnęła się ocierając łzy.
- I nie upiję się więcej, na prawdę.
- Przysięgasz?
- Przysięgam.
______________________________________________________________
I jak 65?
Wybaczcie, ze tak późno, ale brat przyjechał! < jeej > I muszę trochę pobyć z rodzinką :)
TWITTER : https://twitter.com/NewYorkDream_s
INSTAGRAM : http://instagram.com/newyorkdream_s
ASK : http://ask.fm/KatherineAnnGomez
KOMENTUJCIE! <3
Rewelacyjny <3 Cóż więcej pisać i tak wiesz, że twoje opowiadanie jest wspaniałe <3 Brak nam słów, bynajmniej mi, aby je dosadnie opisać ... Super , czekam na nn ;)
OdpowiedzUsuńCudowne *-* Czekam na nn <3
OdpowiedzUsuńCudnie! *.*
OdpowiedzUsuńŚwietny ;* Czekam na nm ;**
OdpowiedzUsuńBoski !!! Dodaj nn ...no i pozdrów brata :-P
OdpowiedzUsuńSuuuper milego czasu z rodzinka :)
OdpowiedzUsuńBOSKI! *-* A czy nie które nie ogarnęły że "nn" oznacza "na następny"? Bo po co pisać "czekam na nn" takie nez sensu :3
OdpowiedzUsuńświetny ^^ czekam na następny rozdział :3
OdpowiedzUsuńKOCHAM :)
OdpowiedzUsuń