KATHERINE
Stałam tam, jak słup soli. Nie ruszyłam się, nie chciałam gwałtownie reagować. Nie chciałam jej uderzyć, ponoć ciężarna, tak mówią. Haha!
Nie raz dałam się ponieść emocjom zbyt pochopnie. Nie raz pozwoliłam Justinowi cierpieć niepotrzebnie.
Nie mogłam ponownie zawieść samej siebie i od razu osądzać.
Od tak miałabym uwierzyć kobiecie ,która wpada do mojego domu i mówi takie rzeczy? Nie bardzo.
- Dlaczego tak mówisz? Jakieś dowody?
- Proszę bardzo ,dowód - powiedziała podając mi test ciążowy.
Wiedząc co z nim robiła upuściłam go gdy podawała mi do ręki.
- Nie dotknę tego.
- Kurwa! Co zrobiłaś! - krzyknęła
- Myślisz ,że dotknęłabym to? Kim Ty kurwa w ogóle jesteś?! Dlaczego przychodzisz do mojego domu? Przerywasz mi spotkanie z rodziną,jakimiś lipnymi testami?!
- Nie są lipne. Jestem Ellie, Justin doskonale wie kim jestem,co ze mną robił i czy to jego dziecko.
- Zgłaszam sprzeciw! - krzyknął Justin i pojawił się przy mnie.
- Justin, pamiętasz tę noc w klubie? Tam się stał ten cud.
- Wyjdź już dobrze? Nawet nie doszedłem, więc jakim cudem mogło by się coś stać?
- Przecież powiedziałam cud.
- Bez spermy nic nie zdziałasz. A z tego co wiem, może to być ktokolwiek jeśli jesteś w ogóle w ciąży. Z wieloma mogłaś to robić, i na prawdę mało mnie interesuje kto to. Kurwisz się na prawo i lewo, więc idź powiadom wszystkich tym swoim fałszywym testem, że są ojcami. Może któryś się nabierze, ale na pewno nie ja. Teraz idź.
- Zapłacisz jeszcze za to! Rozumiesz! - powiedziała ze łzami w oczach - Rozumiesz?!
- Nic mi nie zrobisz desperatko. Żegnam.
- Ale...
- Żegnam! - powiedział zatrzaskując drzwi.
Szczerze wprowadził mnie w osłupienie, nie spodziewałam się, że tak wygląda ta dziewczyna z którą zdradził mnie Justin. Czy On kompletnie postradał zmysły? Był ślepy?
Nie wiedziałam,że była tak odpychająca, to rzeczywiście musiała być desperacja ze strony Justina.
- Justin, możesz mi wyjaśnić co tu się dzieje? Wpada jakaś laska, mówi,że jest w ciąży a Ty nawet z początku nie reagowałeś?!
- Bo po co skoro kłamała? Nie doszedłem nawet, uciekła do jakiegoś fagasa, więc w sumie można powiedzieć, że do niczego nie doszło. Dosłownie i w przenośni. Przysięgam Ci, tak, byłem pijany, ale to pamiętam. Nie doszedłem, nie mogła zajść ze mną, słowo harcerza.
- Nigdy nie byłeś harcerzem.
- Shhh, to nie ważne teraz - zaśmiał się - Chodzi mi po prostu o to, że do tego stopnia nigdy bym Cię nie zranił, uwierz mi. Nie postąpił bym, aż tak źle.
- Mam od tak uwierzyć?
- Może po prostu zaufać. Nie chodzi o dowody a o wiarę, jak w Św. Mikołaja.
- Ale to fikcja.
- Nie dla wierzących. Rozumiesz mnie?
- Rozumiem. Mam wierzyć a nie szukać dowodów.
- Dokładnie skarbie. Nie zrobiłbym tego.
- Dobrze, uwierzę... Postaram się - westchnęłam.
- Skarbie! Nie martw się, to się nigdy w życiu ni powtórzy, przysięgam Ci.
- Na co?
- A musisz mieć na coś,żeby mi zaufać? Kochanie, to nadal ja ten sam Justin,nic się nie zmieniło. Nie będzie więcej zdrad, po prostu płyń ze mną. Wiesz czego świat teraz potrzebuje?
- Czego?
- Miłości słodkiej miłości. To jedyna rzecz, której jest teraz za mało. Nie, nie tylko dla wybranych, dla wszystkich! Wszystkiego jest wiele, gór, rzek, łąk, wszystko do przejścia. Czego jest mało?
- Miłości - uśmiechnęłam się - Ale ,żeby naszej?
- Naszej jest mnóstwo, co mała? - puścił oczko
- Mamusiu, my już pójdziemy. Przepraszam za zamieszanie. Spotkamy się jutro, w porządku?
- Dobrze, uważajcie na siebie.
Pożegnałam się z mamą całusem w polik, z tatą podobnie. Wyszłam z Justinem przed dom, wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy niedaleko. Na "naszą" plażę.
JUSTIN
Cieszyłem się ,że Katherine nie zezłościła się tak bardzo. Opanowała tym razem swoje nerwy, frustrację.
Wiedziałem,że "dorosła" ,do tego. Nie irytowała się tak szybko jak kiedyś.
Wiedziałem jednak,że nie do końca odpuści sobie sprawę z Ellie - kelnerką.
W końcu znów zacznie pytać, drążyć, przecież przyzwyczajenia zostaną.
Cieszyłem się jednak chwilą, powinienem doceniać wszystko co mam w takim razie. To, że jest teraz tu, i żyje. Wiedziałem, że Dominic nie jest w stanie jej nic zrobić, ale jednak strach zawsze gdzieś pozostaje.
Tuż po naszej rozmowie wyszliśmy z jej domu, żegnając się z rodzicami. Kate najwyraźniej po moich słowach odzyskała utracony już rano humor. Wsiedliśmy do samochodu, odpaliłem silnik i ruszyłem na naszą małą plażę. Na dworze nie było już tak ciepło, nie całkiem.
Widziałem, że mojej księżniczce jest zimno. Podałem jej swoją bluzę, ubrała ją na swoją elegancką sukienkę. Tak czy tak wyglądała pięknie.
Wyszliśmy z samochodu zaparkowanego niedaleko plaży, i powędrowaliśmy do wejścia na plaże. Kate zdjęła swoje szpilki by nie wbijać się w piasek, ja ściągnąłem swoje adidasy i złapałem ją za rękę.
Skierowaliśmy się na nasze ulubione skałki, gdzie nigdy nie było nikogo. Była to nasza taka skrytka przed wszystkimi, przed całym światem, razem. Albo każdego z osobna, jak kto woli.
Usiedliśmy na twardych głazach i chwilę spoglądaliśmy na obijającą się wodę o brzeg. Piękny widok.
- Justin, co będziesz robił jak wyjadę? Na moje stypendium, ponownie.
- Zamierzasz wyjechać? - przełknąłem ciężko ślinę.
Kompletnie nie spodziewałem się, że dalej będzie chciała wyjechać. Myślałem, że po tym wszystkim zostanie tutaj... Spojrzałem na nią z przekonaniem, miałem nadzieję,że da się namówić na pozostanie tutaj.
Moja twarz lekko się zaczerwieniła.
- Nie, nic z tego. Nie złapiesz mnie na pyszczek zbitego psiaka.
- Ale kochanie, zostawisz mnie samego?
- Nie chcę, ale nie zostanę tutaj, dobrze o tym wiesz.
- Kate, po tym wszystkim, poważnie? Nie zostaniesz? Zostawisz to wszystko za sobą? A święta? A cały rok?!
- Przecież nie mówię, że nie możesz jechać ze mną.
- A mogę?
- Jak najbardziej! Jest dom, ale ja mam szkołę. Nie wiem czy Ty tam będziesz chciał się uczyć?
- Mijając codziennie Harrego?!
- I piękne Kalifornijki. Kuszące, co?
- Nie, bardziej kusi mnie wspólna sypialnia, haha.
I tak dokładnie miesiąc później przyszła pora na pakowanie się do Los Angeles. Czas wyprowadzki. Na dworze robiło się coraz zimniej, ludzie zaczynali powoli ubierać się coraz grubiej.
Uwielbiałem zawsze jesień, ale moją ulubioną porą, tą jedyną faworytką zawsze była zima. Zawsze uwielbiałem śnieg, święta, rodzinną atmosferę, choinkę, a przede wszystkim śnieg i ozdoby na budynkach.
Zdałem sobie sprawę, że w tym roku mogę tego nie uraczyć, zazwyczaj gdy kończy nam się semestr, tak jakby, gdy musimy wracać do domów na święta zaczynają się zamiecie i ciężko jest się dostać samolotem gdziekolwiek, a innego wyjścia nie ma.
- Kochanie, ale wrócimy tu na święta, prawda?
- Jak to sobie wyobrażasz? Doskonale wiesz, że zawsze jest problem z dotarciem tutaj przez samoloty, nasze rodziny nigdy nie docierały na ustalony czas.
- Wiesz, jakoś nie wyobrażam sobie strojenia palmy.
- Ja raczej też nie, nie zostanę przecież tam na święta.
- Ale doskonale wiesz, że lecenie tam na ten rok wiąże się z powrotem tutaj na święta, a wtedy zaczyna się sezon zamieci i możemy nie dotrzeć.
- Dotrzemy, polecimy wcześniej, chyba to nic złego, prawda?
- Nie, nie. Bałem się, że będziesz chciała tam zostać i spędzić święta. A nie wyobrażam sobie świąt i strojenia pieprzonej palmy kokosowej, bez rodziny, choinki, śniegu, prezentów, a Ty? Za oknem będzie biało, a Ty byłabyś daleko stąd? Gdy wszystkie drogi by śniegiem zawiało? I wysyłała sms-owe życzenia?
- Chcę z Tobą spędzić święta, bo tylko wtedy dla mnie liczą się, gdy w Twojej dłoni, moja dłoń zmarznięta... Z nadzieją spojrzeć w pierwszej gwiazdy blask... Nasze pierwsze święta...
- Tak, pierwsze, ale nie ostatnie.
- Justin! Nie rozmarzyliśmy się ciut? Jeszcze zimy nawet nie ma.
- Tak, może i masz racje, ale tak będzie wszystko dopracowane w stu procentach.
- Szczerze? To masz racje, ja zawsze zaczynam myśleć o świętach już w październiku, a do tej pory byłam sama i było dość chłodno, ale mam nadzieję,że nic nas już nie spotka, złego oczywiście.
- Nigdy skarbie.
KATHERINE
Jeszcze tego samego dnia spotkaliśmy się wszyscy rodzinnie na kolacji u Justina w domu. Byli moi rodzice, mama Justina. A wieczorem miała dołączyć moja siostra ze swoim narzeczonym.
Cieszyłam się, że w końcu go poznam, i , że moja siostra w końcu mnie odwiedzi. Cieszę się, mimo ,że został nam dzisiejszy wieczór przed odlotem. Moi rodzice dołączą za około miesiąc.
Tworzą jakiś nowy biznes, więc mają trochę papierkowej roboty. Ale to nie szkodzi, damy sobie radę z Justinem ,wspólnymi siłami. Tak więc wybiła godzina siedemnasta, w domu zaczęło przybywać coraz więcej ludzi.
Rodzina Justina, moi rodzice, Casie jeszcze nie było, powiedziała ,że będzie za jakąś godzinę, może dwie. Nie wie kiedy wyląduje. Trudno, musimy zacząć bez niej.
Usiedliśmy do stołu i podaliśmy wszystkie dania. Mój tata był bardzo zadowolony z posiłku, przez cały czas jadł po trochu z każdego dania. Cieszyłam się ,że mu smakuje. Aż tak...
- Kochana, to kiedy wyjeżdżasz?
- Jutro, z Justinem, wylatujemy.
- Z Justinem?
- Tak, z Justinem, chciał lecieć, zgodziłam się, będzie mi bardzo miło. Nie wiedziała Pani?
- Nie - powiedziała oschle - Nie wiedziałam, że mój syn leci trzy tysiące mil stąd. Po co?
- Będę się uczył mamo. Nie chcę się rozstawać z Kate na tyle czasu, więc co to za różnica gdzie się uczę. Dlatego Cię tu zaprosiłem. Myślałem, że nie zrobisz scen.
- Justin, jak mam zareagować? Mówisz mi kilkanaście godzin przed odlotem, że wylatujesz hen daleko stąd, by się uczyć i być z nią?
- Z Kate mamo!
- Nie obraź się Kate. Nie chcę, żebyś tam leciał. Zostawisz własną matkę tak tutaj samą?
- Mamo! Nie stawiaj tej sytuacji w takim świetle.
- Mamo, tato - przerwałam na chwilę tą dyskusję. Może wyjdziemy na taras? Niech porozmawiają.
- W porządku.
Mój tata chwycił w dłoń talerz z zakąskami i nie przestając jeść wyszedł z nami na zewnątrz. Wiał lekki przyjemny, dość ciepły jak na ten deszczowy dzień wiatr.
Usiedliśmy na fotelach w ogrodzie i przysłuchiwaliśmy się co nieco temu co mówi Justin ze swoją mamą.
- Mamo, wiesz ,że wyjadę. Nie zmienią tego żadne Twoje słowa. Raz ją straciłem, drugi nie zamierzam.
- Daj spokój! Nie masz dziesięciu lat. Jesteś dorosły, znalazłbyś kogoś.
- Właśnie, jestem dorosły. I chcę tylko ją.
- A zachowujesz się jak rozwydrzony bachor! Matkę masz jedną, dziewczyn takich jak Kate jest wiele na świecie. Nie musisz ich szukać daleko.
- Lecę mamo. Nie zamierzam słuchać obelg na temat mojej narzeczonej. Zaczynasz przesadzać! Może nie powinienem wcale Ci mówić. Nigdy się mną nie przejmowałaś, a nagle nie pozwalasz mi lecieć? Zostawiałaś mnie cały czas z babcią, dziadkiem, musiałem sam się wszystkiego uczyć, bez ojca. Może to właśnie przez Twoje wybuchy złości odszedł.
- Nie Justin, nie odszedł dlatego. Był narkomanem i alkoholikiem, nie chciałam by Cię skrzywdził. To ja odeszłam. Kocham Cię,ale nie zamierzam słuchać takich opinii pod moim adresem. Wybacz - powiedziała smutna.
Mama Justina wstała z krzesła i wyszła z domu trzaskając za sobą drzwiami. Wszystkim zrzedły miny słysząc co właśnie się stało.
Tego wieczora z drzewa w naszym ogródku spadł pierwszy liść. Zapowiadała się bardzo ciekawa jesienna przygoda.
__________________________________________________________________________
I jak 51?
TT : https://twitter.com/NewYorkDream_s FOLLOW! <3
Możecie udostępniać i lajkowac? <3 http://besty.pl/2662226/
KOMENTUJCIE! <3
tego to się nie spodziewałam czekam na nn
OdpowiedzUsuńJEJU ŚWIETNY <3333333333333 ♥
OdpowiedzUsuńJeeny . Popłakałam się prawie <333 Nie mogę się doczekać następnego ;)
OdpowiedzUsuńTy wydasz kiefys ksiazke a ja ja kupie i bede sie jarac ze juz wczesniej znalam taka swietna pisarkę. Ale sie ciesze ze nareszcie sie uklada mam nadzieje ze to nie dziecko justina i ze wyjedzie z Kate mam nadzieje ze szybko dodasz nastepny :)
OdpowiedzUsuńMam tylko jedno słowo PERFEKCYJNIE, MASZ TALENT I TO OGROMNY
OdpowiedzUsuńŚwietny KC ♥
OdpowiedzUsuńJejku święta ♥ Ehh jak zawsze cudowny :)
OdpowiedzUsuńPrzyjemny rozdział ale kłótnia mamy z Justinem ehh mam nadzieje, że jakoś się dogadają a Justin jest słooodki :D
OdpowiedzUsuńGdzie znajde pierwsza część? Proszę odpisz mi na tt @forevermindSWAG ;))
OdpowiedzUsuń