JUSTIN
Nigdy nie sądziłem, że od własnej matki mogę usłyszeć tyle niemiłych słów. Szczególnie celowanych prosto w osobę którą najmocniej kocham.
Nie wiedziałem, że mój wyjazd tak poruszy moją mamę. Nie wiedziałem, że jestem dla niej tak ważny, bym musiał być tu cały czas. Nigdy nie sądziłem, że może być tak niemiła w stosunku do jakiejś sytuacji.
Przecież to moja mama, zawsze była przy mnie, nigdy nie wymagała bym ja był przy niej. Wszyscy z Kate wyszli na zewnątrz by nie słuchać tego o czym moja mama mówi. Podejrzewam, że i tak wszystko słyszeli...
- Mamo, wiesz ,że wyjadę. Nie zmienią tego żadne Twoje słowa. Raz ją straciłem, drugi nie zamierzam.
- Daj spokój! Nie masz dziesięciu lat. Jesteś dorosły, znalazłbyś kogoś.
- Właśnie, jestem dorosły. I chcę tylko ją.
- A zachowujesz się jak rozwydrzony bachor! Matkę masz jedną, dziewczyn takich jak Kate jest wiele na świecie. Nie musisz ich szukać daleko.
- Lecę mamo. Nie zamierzam słuchać obelg na temat mojej narzeczonej. Zaczynasz przesadzać! Może nie powinienem wcale Ci mówić. Nigdy się mną nie przejmowałaś, a nagle nie pozwalasz mi lecieć? Zostawiałaś mnie cały czas z babcią, dziadkiem, musiałem sam się wszystkiego uczyć, bez ojca. Może to właśnie przez Twoje wybuchy złości odszedł.
- Nie Justin, nie odszedł dlatego. Był narkomanem i alkoholikiem, nie chciałam by Cię skrzywdził. To ja odeszłam. Kocham Cię,ale nie zamierzam słuchać takich opinii pod moim adresem. Wybacz - powiedziała smutna.
Nie była nigdy w stanie powiedzieć mi tak szczerej prawdy. Nie była w stanie mnie utrzymać, musiała posiłkować się rodziną gdy pracowała na dwa etaty. A teraz? Gdy mamy pieniądze i wszystko.... Jest w stanie wyrzucić mi całą prawdę która nas spotkała.
Siedziałem chwilę sam w domu, Kate nie była pewna czy już z rodziną może wejść do domu. Miałem chwilę na pomyślenie co powinienem zrobić.
Kate weszła do domu, a jej rodzice za nią. Niepewnie oczywiście.
- Możecie wejść, mama wyszła.
- Jak się czujesz skarbie?
- W porządku, pójdę się położyć, niedługo zejdę.
- Nie śpiesz się.
Kate pocałowała mnie w głowę i uśmiechnęła się. Rozumiała całą sytuację, czekałem by jej powiedzieć wszystko, co postanowiłem,
Czekałem aż wszyscy znikną z tego domu, miałem na dzisiaj dość gości.
Chciałem po prostu szczerze porozmawiać z Katherine by powiedzieć jej wszystkie moje odczucia z dzisiaj.
Musiałem jeszcze trochę poczekać. Nie zamierzałem siedzieć jak kołek sam w pokoju. Po godzinie gdy była już siostra Kate zszedłem na dół by ich poznać. Na szczęście nie zabawili tu długo.
KATHERINE
Wiedziałam, że Justin teraz potrzebuje wsparcia a ja musiałam siedzieć ze wszystkimi na dole. Chciałam mu pomóc, nie umiałam się już skupić na tym co dzieje się na dole. Chciałam wesprzeć swojego narzeczonego, a nie siedzieć z rodzicami.
To była teraz najmniej ważna rzecz, by poznać faceta Casie. Nie chciało mi się, szczerze i prawdziwie miałam teraz kompletną awersję do tego. Ale obowiązek i obietnica to obietnica, musiałam jej dotrzymać.
Casie niedługo po wyjściu mamy Justina, do drzwi wielkiego domu zapukała Casie.
Otworzyłam drzwi i ujrzałam swoją siostrę, która rzuciła się na mnie z wielkim uściskiem.
Odwzajemniłam jej przytulenie, i przywitałam całusem w polik.
- Jezu! Kiedy Ty tak wyrosłaś mała? - zapytała
- Wtedy gdy nie zwracałaś uwagi, i gdy podróżowałaś - zaśmiałam się
- Kate, poznaj mojego mężczyznę życia, Blaze , Blaze poznaj moją kochaną siostrę Katherine.
- Miło Cię poznać - podał mi dłoń.
- Ciebie również.
Odwzajemniłam jego uścisk dłoni. Nigdy nie spodziewałabym się, że moja siostra będzie z czarnym mężczyzną. Cieszyłam się, że w końcu się zakochała i to w tak miłym chłopaku.
Opowiedzieli mi jak się poznali. Była akurat wigilia, poznali się w jadłodajni dla biednych, Casie akurat podawała posiłki a On zmywał naczynia i wpadła z nim na siebie gdy zanosiła jedzenie do stolika a On wracał ze stertą brudnych. Oblała go zupą, upuścił tacę.
Sami rozumiecie, spojrzenie prosto w oczy, dzwoneczki dzwonią, światła romantycznie opadające na ich twarze. To była miłość od pierwszego wejrzenia.
- Gdzie wtedy byłaś?
- Waszyngton. Tam gdzie kończyłam szkołę.
- I nic mi nie powiedziałaś?
- Nie zrozumiałabyś, w końcu nigdy nie byłaś tak zakochana, prawda?
- A żebyś wiedziała, że byłam, jestem... Czuję to. Wtedy może nie byłam, nie było warto, nie było odpowiedniego kandydata. Ale to bardzo miłe mieć do kogo wracać wieczorami, zmarzniętą. Czuć przytulenie na swoich plecach.
- Romantycznie.
- Nie od zawsze, ale póki co jest doskonale. Ale wasza opowieść również jest romantyczna, bardzo. Miło, że macie te same pasje, pomagacie ludziom, w takiej atmosferze.
- Tak, nigdy bym nie spodziewała się ,że to tam spotkam miłość swojego życia.
- Nigdy nie wiesz kiedy miłość do Ciebie przyjdzie. Ale nie możesz przecież o niej za dużo myśleć, bo wtedy właśnie nie przyjdzie, ale kiedy już to się stanie, to będzie jasne...
- Zmądrzałaś - zaśmiała się
- Zawsze byłam, po prostu mało czasu ze sobą spędzałyśmy, zdecydowanie za mało.
- Mam nadzieję, że to się zmieni.
- Niestety, wylatuję jutro z Justinem do szkoły, mieszkam w Los Angeles od zeszłego semestru i tak już zostanie..
- A święta?
- Tutaj.
- Ale...
- Wiem, wiem, będę wcześniej, dolecę.
Casie spojrzała się na mnie bo za każdym razem wiedziałam co chce powiedzieć. Posiedzieliśmy jeszcze godzinkę, gdy zszedł do nas Justin.
- O, skarbie, poznaj Casie i jej chłopaka...
- Blaze - powiedział
- Znacie się?
- Kopę lat.
- Jak to?
- Blaze chodził kiedyś do nas do szkoły, trzymał się ze mną i moim bratem bliźniakiem.
Justin razem z Blaze przywitali się i zaczęli rozmowę.
- A co u brata?
- Nie żyje.
- Przepraszam, nie wiedziałem...
- Sam się w to wpakował. Sam wiesz...
- Dominic?
- Tak dokładnie.
Justin, ja , Casie, Blaze rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, rodzice przysłuchiwali się nam. Po czym wszyscy się pożegnaliśmy i skończyliśmy wieczór.
Powkładałam wszystkie naczynia do zmywarki, Justin poszedł na górę wziąć prysznic i położyć się. Pogasiłam wszędzie światło - oszczędzanie - I poszłam na górę. Umyłam ciało brzoskwiniowym żelem pod prysznic i poszłam dołączyć do Justina.
Ułożyłam się wygodnie na jego klatce piersiowej i spojrzałam prosto w oczy. Justin przełknął ciężko ślinę i spojrzał na mnie.
- Kate, nie zezłościsz się na mnie.
- Czemu miałabym?
- Zostanę tutaj kilka dni dłużej. Muszę z mamą wszystko załatwić... Sama rozumiesz.
- Rozumiem, mama najważniejsza.
- Co? Nie to nie tak, znaczy, ech no.. Jest ważna, ale jest na równi z Tobą. Ale muszę poukładać z nią sobie całą przeszłość.
- Wiem Justin, przecież nie naciskam.
- Ale obiecaj mi coś.
- Co?
- Nie spotkasz się z Harrym, ani nie znajdziesz sobie innego.
- Kochanie, to nie jest pierwsze tak długie rozstanie. Za kilka dni znów się spotkamy, i będziemy razem. Nie zamierzam szukać nikogo innego. Prócz Ciebie nie chcę nikogo innego.
- Dziękuję. Jesteś wspaniała.
Nie mogłam tego wieczora zasnąć. Justin nie miał z tym najmniejszych problemów. Ja wierciłam się z boku na bok. Nawet wtulając się w jego tors nie mogłam zasnąć. Wyszłam z łóżka i poszłam na dół.
Wyciągnęłam z szuflady zdjęcia Justina. Zaczęłam je oglądać. Na niektórych był z mamą, na większości z dziadkami, na kilku z bratem. Uśmiechnęłam się do siebie i oglądałam dalej.
Na kilku zdjęciach Justin był z dziewczynami, nie wiem czy kuzynki, koleżanki, dziewczyny. Przewijałam szybko dalej, by ich nie oglądać. Po około dwóch godzinach odłożyłam album na swoje miejsce. Zrobiłam sobie ciepłą herbatę i usiadłam przed telewizorem.
W głowie pętało mi się wiele myśli... Ile dni Justina ze mną nie będzie? Co zrobię sama... Przestałam tam chcieć jechać, wiedząc, że mam być sama... Może nie długo, ale gdy człowiek przyzwyczai się do drugiej osoby, zaczyna się tęsknić bardzo szybko.
Obudziłam się około godziny dziewiątej nad ranem z kubkiem herbaty w dłoni, z kocem na sobie i chłopakiem obok.
- Dzień dobry księżniczko - usłyszałam cichy kojący głos
- Dzień dobry misiu - powiedziałam
- Zjesz śniadanko?
- Chętnie.
Justin wstał i zrobił nam na śniadanie pyszne naleśniki z syropem klonowym.
- Smakuje?
- Bardzo, jesteś świetnym kucharzem. Mój kuchcik - powiedziałam całując Justina prosto w usta.
- Gotowa na wyjazd?
- Chyba tak.
Nie byłam w żadnym stopniu gotowa. Nie chciałam jechać już do Los Angeles. Przestałam chcieć tego ciepła, tego wiecznego lata. Chciałam zostać tu gdzie jestem , na miejscu, przy ludziach których kocham. Przy tej czerwono złotej jesieni. Przy spadających liściach. Przy nim, tu na miejscu, gdzie w zimne wieczory możemy się ogrzewać.
- No skarbie, leć się szykować, za kilka minut z domu musimy jechać. Los Angeles czeka.
- Tak, już idę - powiedziałam zamyślona.
I zniknęłam za ciężkimi ciemnymi drzwiami, sama, w pokoju.
________________________________________________________
I jak 52? :)
Tak kochani, może wydawać się Wam to nudne, ale teraz chcę zwrócić trochę uwagi na problemy "pobocznych" bohaterów.
KOMENTUJCIE! <3
FOLLOW : https://twitter.com/NewYorkDream_s
INSTAGRAM! FOLLOW! <3 FOLLOW : http://instagram.com/newyorkdream_s/ ♥
Huhu jestem pierwsza. Rozdzial super ja nie uwazam zeby byl nudny. Mam nadzieje ze nic sie nie schrzani cxekam na next
OdpowiedzUsuńSuper czekam na nn <3
OdpowiedzUsuńświetny! <3
OdpowiedzUsuńŚwietny ♥
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem to nie nudne zawsze było ciekawe i dalej jest mi się bardzo ale to bardzo podoba i czekam na następny <3333333333333333333333333
OdpowiedzUsuńŚwietny *-*
OdpowiedzUsuń