JUSTIN
Cieszyłem się, że w końcu będę blisko swojej drugiej połówki. Mama przyszła do mnie starając się zatrzymać to co miało niebawem nastąpić. Czyli mój wyjazd.
- Justin, znaczy, że mnie zostawiasz? Nie mam nikogo tutaj poza Tobą.
- Mówiłaś, że sobie świetnie poradzisz. Nie widzę w takim razie problemu. Jak ujęłaś, jesteś dorosła. Powodzenia mamuś. Wiem, że jesteś dzielna - powiedziałem wrzucając bluzki do walizki
- Ale Justin..
- Mamo, myślisz, że zostanę? Bo znowu zawiodłaś się na ojcu? To było do przewidzenia. A jednak, zachowałaś się jak głupiutka nastolatka, która wie co będzie,ale jednak czeka i czeka. Myślałem, że jesteś bardziej odpowiedzialna, że wiesz o wszystkich zdradach, że masz poczucie bezpieczeństwa w kimś innym. Nie w nim. Nie sądziłem, że pokładasz jakiekolwiek nadzieje, w przyszłości Waszego "związku".
To jest patologia nie związek.
- Chciałam tego dla Twojego dobra.
- Dlatego latałaś półnaga po domu? Tak starałaś się go zatrzymać? Mogłaś pomyśleć o moim bycie i wychowaniu gdy miałem dwa lata, teraz już odrobinkę za późno, nie uważasz?
- Nie chciałam go zatrzymać, brakowało mi tego ciepła...
- Znajdź sobie kogoś porządnego,a nie takiego niedorozwoja. Z dwójką dzieci za Twoimi plecami.
- Nie chcesz ich poznać?
- Za żadne skarby świata. Go także nie chcę znać.
- Justin... To Twój ojciec.
- Mamo, jestem dorosły. Wiem co robię, co mówię. Uważam, że na tym stopniu powinniśmy zakończyć konwersację. Wszystko co miało być powiedziane, zostało.
- Więc zrobisz to?
- Tak mamo, za długo jest sama, niepotrzebnie w ogóle zostawałem. Tyle zmarnowanego czasu. A mogłem od początku z nią tam być. Teraz? Teraz musi sama się zmierzać z samoopalaczami na innych. Nie zostaję mamo, nie tutaj. Wrócę w grudniu, na święta.
- Na pewno?
- Tak, wrócę do swojego domu, ze swoją kobietą, i spędzimy razem święta.
- Sami?
- Może zaprosimy kilka osób, zobaczę mamo. Nie wiem co będzie jutro,a mam wiedzieć co za dwa miesiące? To raczej tak nie działa. Pa mamo. Możesz iść.
- Pa Justin... Jeszcze wrócisz. Zobaczysz.
- Wrócę, mówiłem, ale nie do Ciebie.
- Do zobaczenia synku.
Mama wyszła z mojego domu. Wiedziałem, że sobie poradzi, musi, przecież sama tak wszystkim się z tym obnosi, da radę. Mój ojciec? Cóż... Nie zamierzam się z nim spotykać.
Może i ojciec, ale marny. Nie chciałem go nigdy znać, nawet gdy nadarza się okazja, nie zamierzam powielać błędów mamy. Nie jestem na tyle niedojrzały by robić to co Ona.
Teraz dla mnie najważniejsza była Kate, i to byśmy byli szczęśliwi. Może czas zacząć planować ślub?
Nie chcę czekać z tym kilka lat, chcę by była moja, i tylko moja, zawsze.
Mam czasem dziwne przeczucie, że mogę ją w każdym momencie stracić... Że coś złego się stało, stanie... Nie będę w stanie temu zapobiec.Nie mam mnie tam... Mam nadzieję, że to tylko moje wrażenia. Bezpodstawne odczucia... To nie ma znaczenia.
Tylko teraz liczyło się to, że niebawem będę przy mojej narzeczonej. Wychodząc z domu rozejrzałem się po okolicy. Nie chciałem tego zostawiać, w ogóle. Nie miałem ochoty siedzieć w tym cieple, gdzie palmy ubierają na święta.
Ale chciałem być blisko Kate, więc musiałem się na jakiś czas poświęcić. Cieszyłem się, że tu wrócimy na święta, chociaż coś, nie zamierzam jak te wszystkie pustaki z Los Angeles ubierać palm.
Po krótkim czasie stałem już na lotnisku, odprawa odbyła się w ekspresowym tempie. Oddałem swoje wszystkie walizki, po czym wszedłem do samolotu i usiadłem na swoje miejsce.
3000 mil, 6 godzin lotu, sms do ukochanej - napisany. Rozsiadłem się wygodnie, i włączyłem sobie muzykę z ipoda. Obok mnie usiadł mężczyzna. Ciemne włosy, chyba jakiś biznesmen, miał ze sobą laptop, dwa telefony, słuchawkę bluetooth w uchu.
Co chwila rozmawiał z kimś innym, mimo, że rozmawianie było stanowczo zakazane. Miał na to przyzwolenie. Spojrzałem w jego komputer, miał pełno plików muzycznych, więcej niż ja na swojej liście odtwarzania.
Uśmiechnął się do mnie i pokazał bym wyciągnął słuchawki z uszu. Tak zrobiłem, i przedstawiłem się mu.
- Justin Bieber - podałem mu dłoń
- Scooter Braun. Jestem...
- Wiem kim jesteś. Znam Cię. Potrafisz z nikogo uczynić gwiazdę światowego formatu.
- Bez przesady, to brzmi jak cudotwórca.'
- Dokładnie. Jesteś nim! Odkrywasz takie talenty jak ich mało.
- Może i po części tak. Ale nadal nie znalazłem tej "perełki" kogoś kto będzie podbijał i serca nastolatek, jak i listy przebojów.
- Może to głupio zabrzmi, ale mam swoje demo... Może chcesz je przesłuchać.
- Dzieciaku... Wiesz ilu mi proponuje swoje demo? Mogę je ze sobą zabrać,ale nie wiem kiedy bym je przesłuchał. Nie chcę Ci robić nadziei, więc nie licz na zbyt wiele. Jedyne co mogę Ci dać to swoja wizytówka. Zadzwoń za tydzień, miesiąc, może przypomnij się jakoś. Proszę - powiedział podając swoją wizytówkę.
Obejrzałem ją i schowałem do portfela. Wyciągnąłem żółtą karteczkę i zapisałem swój numer. Podałem mu.
- Gdyby jednak Panu coś się przypomniało, albo by wcześniej Pan wysłuchał... Proszę - powiedziałem podając - Chcę poznać chociaż opinię.
- Dam znać - potrząsnął głową i bez spojrzenia na kartkę schował ją w kieszeń od spodni.
Zamilknąłem, nie ciągnąłem na mus konwersacji skoro nie wydawał się być tym co mówię zainteresowany.
Ponownie włożyłem słuchawki do uszu i słuchałem swojej muzyki. Cicho nucąc pod nosem,poczułem po jakimś czasie klepanie po ramieniu.
- Proszę Pana, za dziesięć minut będziemy na miejscu. Proszę schować swoje rzeczy i zapiąć pas.
- Dobrze, dziękuję.
Nawet nie zauważyłem kiedy zleciało mi tyle czasu. Minęło jak z bicza strzelił. Ucieszyłem się, że w końcu zobaczę swoją narzeczoną. Około dwudziestu minut później, opuściłem samolot, poszedłem odebrać bagaże.
- Do kogo przyleciałeś? - zapytał ponownie Scooter
- Do narzeczonej, i uczyć się.
- Jeszcze szkoła? Wyglądasz starzej.
- Jeszcze mi trochę zostało. A Pan?
- Na spotkanie, w sprawie nowych talentów. Chcą je urządzić dopiero jutro, ale kazali być dzień wcześniej.
- Gdzie, jeśli można wiedzieć?
- W Langer's. Mamy wieczorem spotkanie.
- Dobra restauracja - skomentowałem.
- Droga - zaśmiał się - To miłego dnia. Nie zatrzymuję już.
Spojrzałem na zegarek, było kilka minut po trzynastej. Kate pewnie umierała z ciekawości dlaczego mnie nie ma. Liczyłem na to, że czeka. Wstąpiłem jeszcze do kwiaciarni, która znajdowała się na lotnisku.
Poprosiłem o duży bukiet róż. Zrobili je w pięć minut. Zapłaciłem nawet nie biorąc sporej reszty. Bałem się, że Kate zrezygnowana opuściła już lotnisko. Pobiegłem szybko ze swoimi walizkami do wejścia, w drugiej dłoni trzymając kwiaty. Zobaczyłem swoją ślicznotę opuszczającą lotnisko.
Obróciła się jakby instynktownie i na jej ustach wyrysował się ogromny uśmiech. Podbiegłem jeszcze szybciej do niej. Och jak brakowało mi ciepła jej ust, tego dotyku.
Dysząc szybko wpiłem się w jej delikatne wargi, muskałem je tak namiętnie, delikatnie, zdecydowanie.
Brakowało mi jej oddechu w moich ustach, jej warg na swoich. Jej spojrzenia na mnie, ogrzewającego mnie tak delikatnie...
KATHERINE
Cieszyłam się, że mam go blisko... Tak bardzo, jak małe dziecko któremu wręczono cukierka.
Wyrysowałam kolejny uśmiech na mojej twarzy i odkleiłam się od Justina.
- To dla Ciebie - powiedział dysząc
- Dziękuję skarbie - chwyciłam ogromny bukiet róż i pocałowałam go w polik - Chodźmy już, dobrze?
- Dobrze - Justin chwycił mnie za rękę i wyprowadził z lotniska
Ściskał moją dłoń tak pewnie, jakbym zaraz miała gdzieś mu uciec. A przecież tego nie planowałam
Cieszyłam się, że Justin nie zauważył moich jakichkolwiek zmian w kształtach.
Wiem, jeszcze nie było widać zbyt diametralnych zmian, ale zawsze to coś, mógł wyczuć. A jednak, nie wyczuł.
Wsiedliśmy do samochodu, i pojechaliśmy prosto do domu. Sobotę spędziliśmy w domu, ciesząc się swoim towarzystwem. Jednak na niedzielę mieliśmy już więcej planów. Wieczorem szliśmy do restauracji, po południu na spacer, musiałam go oprowadzić po wielkim mieście. A ranek? Jak zawsze leniwie. Sobota, to było to co uwielbialiśmy. Siedzieć na kanapie, oglądać bajki i jeść żelki i chrupki.
Sobota najlepszym dniem tygodnia, cieszyłam się, że jest przy mnie. Po szybkim prysznicu, od razu dołączył do mnie na kanapie, gdzie cały dzień zalegaliśmy z jedzeniem. Położyliśmy się wieczorem około dwudziestej trzeciej, domyślałam się, że Justin jest zmęczony tym lotem,więc nie męczyłam go już dzisiaj, żadnymi zmartwieniami ze strony Harrego.
Po prostu wtuliłam się w niego mocno i usnęłam. Za każdym razem gdy przekładał się, bałam się o to, że dotknie brzucha, i wyczuje to, że jest twardszy niż zwykle.
Miałam cichą nadzieję, że będzie tak zaspany, że nie zwróci uwagi. I tak było, przespał całą noc, ani razu nie zwracając na to uwagi. Obudziliśmy się około dziesiątej. Powoli zaczynał się ósmy tydzień ciąży. Drugi miesiąc. W tym tygodniu udam się na USG, by przyjrzeć się pracy serduszka maleństwa.
Będę mogła już pod koniec wyróżnić twarz, maleńkie nozdrza. Zacznie wykonywać spontaniczne, jeszcze nieskoordynowane ruchy. Niestety na tym etapie jeszcze ich nie wyczuję, mimo, że bym chciała.
Ale póki co to zajęłam się chwilą. Jak wspomniałam wstaliśmy o dziesiątej, i poleżeliśmy jeszcze około dwudziestu minut.
- Justin, muszę Ci coś powiedzieć.
- Zrywasz ze mną? Poznałaś kogoś? Kate...
- Nie głupku. Nie poznałam, nie zrywam. Nie bój się.
- Zdradziłaś mnie? Harry coś zrobił?
- Nie nie zdradziłam. Tak Harry.
- Co? Co ten chuj zrobił. Zabije gnoja, co Ci zrobił?
- Justin! Uspokój się, bo zaczynam się bać.
- Przepraszam, przepraszam, już no.. Jestem spokojny. Mów. Co zrobił.
- W szkole... Powiedział wszystkim, że nie było mnie tu, bo przez te wakacje, niby byłam z nim w ciąży, skrobanka, że go zdradziłam, dlatego to zrobiłam, mówił, że jestem z nim.
- Dopiero mi teraz to mówisz? Mogłaś powiedzieć od razu jak się dowiedziałaś. Przyjechałbym szybciej. Zabiłbym go, ach, teraz też to zrobię. Nie zawaham się użyć pistoletu.
- Nie martw się, powiedziałam mu, że się z nim policzysz. Do dzisiaj unika mnie gdziekolwiek idę.
- Gdzie On mieszka?
- Nie, nie pójdziesz do niego.
- Pójdę, jak najbardziej. Powiedz mi gdzie
- O tam, hen daleko - pokazałam ręką.
- Kate, pytam poważnie. Gdzie?
- Muszę Ci powiedzieć?
- Skoro mnie kochasz to musisz.
Wyjaśniłam dokładnie Justinowi gdzie mieszka. Justin zbiegł z łóżka przeskakując przeze mnie. Ubrał spodnie które wczoraj rzucił na podłogę, bluzkę, którą znalazł na fotelu. Założył buty i zbiegł na dół.
Ubrałam na siebie luźny podkoszulek, legginsy, trampki i pobiegłam za nim. Nie powinnam,a jednak poświęciłam się. Zbiegłam za nim, złapałam klucze od domu i zatrzasnęłam drzwi. Założyłam okulary przeciwsłoneczne i wsiadłam z Justinem do samochodu.
- Justin, nie musisz tego robić!
Wraz z tymi słowami poczułam jak Justin rusza z podjazdu i jedzie do domu Harrego. Zapięłam pas i złapałam go za rękę.
- Uspokój się.
- Nie.
Nie chciałam Justina już więcej denerwować. Po prostu pojechałam z nim. Liczyłam na to, że moja obecność coś mu pomoże. Coś tym zdziałałam, ależ skąd. Justin dojechał jeszcze bardziej wkurzony, niż był na początku drogi. Zaparkował przed domem Harrego i wysiadł. Wysiadłam od razu za nim. Zamknął samochód i poszedł szybkim krokiem do drzwi.
Zapukał do nich zamaszyście. Omal co nie uderzył mamy Harrego, która od razu otworzyła drzwi. Jakby przy nich czatowała.
- Tak w czym mogę pomóc? O Kate. Witaj w domu.
- Dzień dobry Pani Styles. Jest Harry?
- Tak siedzi od dwudziestu minut w swoim pokoju. Wrócił z plaży. Zapraszam, możesz iść do niego.
- Dziękuję, to Justin, mój narzeczony.
Mama Harrego była najwidoczniej w szoku. Chyba jej nie powiedział o rozstaniu.
- Więc po co do niego idziecie? - zapytała.
- Chcemy coś załatwić - odparł Justin.
Wbiegł na górę i poszedł do drzwi Harrego.
- Justin, nie musisz, na prawdę.
- Ale chcę, to Twój honor skarbie, muszę go bronić - dodał z uśmieszkiem i puścił mi oczko.
Zapukał do drzwi, nikt nie otwierał, z pokoju było słychać dyszenie i ciche jęki. Justin pociągnął za klamkę. Niestety drzwi były zamknięte.
- Po co do niego idziecie?! - krzyknęła mama Harrego.
- Pani Styles - powiedziałam spokojnie - Pani syn to oszust, musimy coś zrobić.
Justin wyważył lekko drzwi, i wszedł do pokoju Harrego. Widok, który zastaliśmy był ohydny. Żadne z naszej trójki nie spodziewało się tego. Harry miał na uszach słuchawki, włączony laptop, a rękę na swoim penisie.
Nie zwrócił początkowo na nas uwagi. Dopiero gdy Justin podszedł do niego i dostrzegł moje zdjęcia, które przeglądał równocześnie masturbując się, doprowadziło to Justina do furii, a Harrego do wstydu. Wstał z łóżka. Naciągnął spodnie i zaczął jąkać się próbując wyjaśnić to co robił.
Było mi niedobrze, i to na pewno nie było spowodowane ciążą. Miałam usta rozwarte, i dłoń położoną na nich, na tą całą sytuację patrzyłam z niedowierzaniem.
Justin podniósł laptopa Harrego i rzucił nim o ziemię, rozbijając na części. Deptał po nich by doszczętnie je zniszczyć. Harry starał się go powstrzymać, bezskutecznie.
- Nie dotykaj mnie tymi brudnymi od Twojego kutasa łapami - krzyknął Justin.
- Masz narzeczonego potwora - dodała mama Harrego
- A Pani ma zboczonego syna. Oglądając moje zdjęcia masturbował się, w Pani domu. Tuż obok Pańskiej sypialni. Świetne rodzinne wspomnienia - uśmiechnęłam się złośliwie.
Stałam z nią w progu drzwi, patrząc jak Justin toczy "bój" o mój honor.
___________________________________________________________
I jak 56?
INSTAGRAM - http://instagram.com/newyorkdream_s
TWITTER - https://twitter.com/NewYorkDream_s
KOMENTUJCIE! <3
Ja cie kocham wiesz heheh to było genialne mam nadzieje ze Kate sie nie zesłosci na Jusa za to. Mam również nadzieje ze jak najszybcjej uda ci sie napisac kolejny
OdpowiedzUsuńhahaha jaki Harry haha xD
OdpowiedzUsuńHahahhaha.. końcówka... Nie no nie mogę....
OdpowiedzUsuńKOCHAM TO ..! ♥
jezu ta końcówka masakra:D hahahaha czekam na nn
OdpowiedzUsuńJezu, fuuuuu! Ohyda! xD Ale pomysł super xD Czekam :*
OdpowiedzUsuńbistyy! <33
OdpowiedzUsuńO jezu genialny <33
OdpowiedzUsuńJejku już nie moge doczekać sie następnego super na prawde ♥
OdpowiedzUsuńMasz świeetne pomysły i gratuluję tak udanego opowiadania kocchana :) <33
OdpowiedzUsuńCUDOWNY!♥
OdpowiedzUsuńNormlanie umieram, bo rozdział wspaniały haha :D <33!
OdpowiedzUsuńHahaha Harry mam beke z tego
OdpowiedzUsuńRozdzial jak zwykle swietny
O mamo :D haha <3 kocham tego bloga :)
OdpowiedzUsuń