niedziela, 29 września 2013
Rozdział 42
JUSTIN
Minął już tydzień, ani ja ani Kate nie odzywaliśmy się do siebie. Minął tydzień, a żadne nie powiedziało nic.
Zrozumiałem to wszystko,wiedziałem,że nigdy nie będzie tak samo.
Ona chyba już umie beze mnie funkcjonować... Wie jak sobie ze wszystkim poradzić. Ja nie wiem, robię sobie codziennie symboliczną ranę na dłoni, by doliczyć się dni spędzonych bez niej.
Słońce co rano wpada przez okno mojego pokoju i budzi mnie. Żałuję wszystkiego co nas poróżniło,wszystkiego co było złe. Nie słyszę już każdego poranka Wstawaj śpiochu, obudź się kochanie itp.
Słyszę zwykły budzik,albo drażniące promienie na twarzy. Ponoć gdy bardzo przejmujemy się opinią ludzi i tym co o nas powiedzą jesteśmy nieszczęśliwi, ja o to nie dbałem a co mam? Nieszczęście.
Więc gdzie kurwa jest sens? Po co się zakochiwać? By mieć zdeptane serce? Czy po prostu poczuć się przez chwilę dowartościowanym,wiedzieć ,że dla kogoś coś się znaczy. Coś małego,ale zawsze to jednak...
Dzisiaj,co ja miałem dzisiaj robić. Ach tak, dzisiaj idę do studia. Postanowiłem się zabrać za pracę i uczynić cokolwiek ze swoim życiem. Napisałem kilka tekstów oddających moje uczucia. Oddające uczucia gdy Kate była w Los Angeles... Oddające to co przeszedłem.
Nie było łatwo,ale przebrnąłem przez morza słów i złożyłem teksty i dobrałem muzykę. Wszystko sam od zera. Płyta ma być dla mnie, i kilu osób z rodziny, no i dla Kate, jeśli zechce jej posłuchać. Dla nikogo więcej. Po prostu zajmuję sobie dzień.
Wynająłem studio na dzień, co nie było całkiem tanie, ale nigdy z pieniędzmi problemu nie było.
Zawsze kasę się kombinowało,dostawało. Długie historie by opowiadać.
Będąc okoły godziny później w studiu zacząłem nagrywać. Wczułem się tak bardzo,że po każdej piosence leciały mi łzy.. Tak wiem, już na marne. Jednak każda łza coś znaczyła... Dla mnie zawsze coś znaczą.
Teksty które napisałem gdy była w Los Angeles... Dzisiaj nabierają nowego znaczenia, może nie są dosłowne co wtedy,ale w tym momencie czuje się jakby nie było jej obok.
Poprzez ocean, poprzez morze, zaczynam zapominać sposób w jaki na mnie patrzysz... Poprzez góry, poprzez niebo, potrzebuję ujrzeć Twoją twarz, i potrzebuję spojrzeć w Twoje oczy.. Poprzez burzę i poprzez chmury. Wyboista droga i teraz do góry nogami, wiem,że trudno jest spać w nocy, nie martw się ,bo wszystko będzie w porządku.
Poprzez smutek i walki, nie martw się bo wszystko będzie w porządku. Nie martw się ,bo wszystko będzie w porządku.
Cały czas w moim pokoju, czekam na to,aż zadzwonisz , już wkrótce. Dla Ciebie ,och, mógłbym przejść tysiące mil, żeby być w Twoich ramionach. Trzymasz moje serce, a ja... Kocham Cię.
Poprzez długie noce i poprzez jasne światła.. Nie martw się bo wszystko będzie w porządku...
Wiesz,że się o Ciebie troszczę, zawsze będę tu dla Ciebie, obiecuję,że zostanę dokładnie tutaj, wiem,że tego chcesz kochanie, możemy przejść poprzez cokolwiek, bo wszystko będzie w porządku.
Wszystko będzie w porządku....
KATHERINE
Chcę śpiewać,chcę krzyczeć, dopóki słowa nie wyschną. Chciałabym wszystkim wykrzyczeć co czuję. Łamiąc wszystkie zasady ,konwenanse , chciałam pokazać co czuję.
Ale moja duma mi nie pozwalała...
Mijają kolejne dni a ja sama.. Mama przyjechała pocieszyła mnie, powiedziała,że sama będę wiedziała co zrobić. Nie wiedziałam.
Mówiła,że będę umiała podjąć dorosłą decyzję, nie umiałam. Musiałam się skierować do jedynej osoby ,która go zna lepiej niż ja. Zna od urodzenia.
Jego mama, kochana kobieta. Przyjęła mnie z otwartymi ramionami w swoich progach. Usiadłyśmy na tarasie przy okrągłym słomkowym stoliku. Podała nam zimną herbatę.
- Więc słońce,co Cię do mnie sprowadza?
- Problemy.. Znaczy, zakłopotanie, uch sama nie wiem jak to określić.
- Co znów zrobił?
- Chyba coś co jest najgorsze w związku.
- Zdradził zaufanie?
- Tak. Można tak powiedzieć. Zaufanie, mnie, nasz związek.
- Jakim sposobem?
- Poszedł do łóżka z inną, którą znał, bo ja wiem wieczór?
- Wstyd mi za niego, na prawdę. Przepraszam, nie tak go wychowałam
- Nie Twoja wina, z kim przestajesz takim się stajesz. A Justin zadaje się z samymi idiotami i na takiego rośnie. Mimo,że nie powinien. Nie jestem już z nim, mimo naszych zaręczyn.
- Kochasz go ?
- Ech...
- Wybacz to pytanie, jako matka się troszczę.
- Rozumiem to jak najbardziej. Kocham,ale nawet gdybyśmy byli kiedykolwiek w przyszłości razem, nie widzę powodu dla którego miałabym mu od razu zaufać, czy traktować jak kiedyś.
- Nie mogłabyś też tak bardzo inwigilować w to wszystko.
- Tak,wiem. Ale nie wyobrażam sobie tego,że mogłabym mu od tak na pstryknięcie palca wybaczyć.
- Wiem, rozumiem to i szanuję Twoją decyzję.
Po tych słowach zamilknęłyśmy na jakąś godzinę. Pewnie w każdej z nas w głowie biły się myśli. Dlaczego? Co mu nie pasowało? Co było nie tak? Dlaczego jest takim człowiekiem,a nie innym...
Tak wiem,natury się nie oszuka... Ale jest jakieś wyjaśnienie może dlaczego ludzie zdradzają? Nie ma?
JEST! Są głupi, zakłopotani, pijani. Nie doceniają tego co mają... Sama kiedyś nie byłam lepsza, ale wybaczyłam samej sobie i dlatego dzisiaj jestem tak silną osobą jaką jestem.
Pożegnałam Pattie i wyszłam z jej domu. Włożyłam słuchawki w uszy i puściłam sobie piosenkę, na poprawę humoru. Wyobrażałam sobie zawsze ,że biorę udział w teledysku, wtedy życie stawało się weselsze.
Zamyśliłam się i wędrując alejkami mijałam wielu ludzi, wiele bladych twarzy,dlaczego tak rzadko się uśmiechali?
Ja mimo swojej sytuacji byłam bardziej uśmiechnięta od połowy z nich. Wpadłam przypadkiem na chłopaka, którego już znałam, od dawna.
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha .
- Harry, co tu robisz?
- Mówiłem,że mam do oddania Twoje rzeczy.
- Tak,ale ... Nie ważne.
Przytuliłam się do niego mocno. Jak kiedyś.
- Niedługo przecież byłabym w Los Angeles, tam mogłeś mi oddać.
- Chciałem zobaczyć Nowy Jork.
- Nigdy nie byłeś w Nowym Jorku ?
- Byłem ze dwanaście razy,ale nigdy z kimś tak pięknym. Więc nie zmieniłaś decyzji co do Los Angeles?
- Nie. Mimo,że jest gorące, nie ma tak klimatycznych świąt, jest strasznie puste, są tam rzeczy dla których warto wrócić. Więc wrócę, po wakacjach.
- Teraz tam byś umarła, jak nie ma takiego typowego lata to da się znieść,ale w lato ,gorączka, można umrzeć. Powinienem kiedyś przywyknąć, ale jeszcze nie na to czas.
- Napijemy się może czegoś?
- Chętnie.
Skierowaliśmy się z Harrym do niedaleko położonej od mojego domu knajpki.
Dzięki doświadczeniu, wiedziałam już,że Harry nadal jest samotny, mieszka w nowej domu, ma nowego psa,oraz ,że urodziła się mu siostra.
- Interesująco było w takim razie, nie widziałam,żeby Twoja mama była w ciąży. Nie mówiliście, a przecież była już...
- Tak,ale nie chwaliła się nikomu, po co? Poza tym nie było po niej widać, może lekko się zaokrągliła,ale jakby od jedzenia.
- Haha, miły dla mamusi jesteś.
- Nie ważne. Tyle o niej, teraz mi powiedz co się stało?
- Kiedy?
- Gdy rozmawialiśmy, płakałaś.
- Nie płakałam, tylko oczyszczałam organizm.
- Kate, znam Cię nie od dziś. Powiedz co się działo ?
- Jezus Maria. Justin mnie zdradził, poszedł z inną do łóżka. Zadowolony? Nie chciałam o tym wspominać.
- Gdzie On jest?
- Kto?
- Justin.
- A skąd mam wiedzieć. Pewnie w domu.
- Doskonale.
Harry wstał i wyszedł . Wstałam zostawiając pieniądze na stole,i wybiegłam za nim.
- Gdzie idziesz?
- Do tego gnoja. Zajebie mu za to co Ci zrobił.
- Uspokój się. Nic mi nie zrobił.
- Zdradził Cię.
- Zdarza się...
____________________________________________
I jak 42 rozdział?
KOMENTUJCIE! <3
oglądajcie : http://www.youtube.com/watch?v=7S2q1mKimRE
sobota, 28 września 2013
Rozdział 41
KATHERINE
Nie potrafiłabym teraz wrócić i udawać ,że wszystko jest w porządku.. To co zrobił było bynajmniej nie w porządku, było do dupy.
Dlaczego ja zawsze zakochuje się w dupkach ? Dlaczego zawsze zanim ja kogoś skrzywdzę On krzywdzi mnie? Nigdy nie było sytuacji w związku,żeby ktoś mnie nie skrzywdził.
Albo zostałam uderzona,zwyzywana, albo zraniona. Coś za coś, ta. W domu usiadłam na swoim łóżku. Wędrowałam z kąta w kąt, z góry na dół. Chodziłam tam tylko gdzie mogłam.
Usiadłam na łóżko i włączyłam laptop, by chociaż na chwilę zapomnieć o całej sytuacji.
I udało się. Zadzwoniła do mnie osoba ,której nigdy bym się nie spodziewała,że po wszystkim zadzwoni.
Po tym co się działo, nie sądziłam,że o mnie jeszcze pamięta. Nie wiedziałam,że takie coś mógłby zrobić. Ale jednocześnie była i szczęśliwa i zadowolona.
JUSTIN
Zszedłem na dół , z raną w ręce. Miałem nadzieję,że się cofnęła. Że nie odjechała,że wróci ,przeproszę ,będziemy razem.
Tymczasem przyszła przeszłość. Otworzyłem jej drzwi i wpuściłem do środka. Jeszcze tak niedawno się widzieliśmy... Wczoraj, kiedy zniszczyła mi życie.
- Justin,można?
- Skąd masz mój adres?
- Twój kolega mi dał, wczoraj wieczorem go zapytałam. A wracając do wczoraj, było świetnie ,prawda?
- Ta, świetnie, nie , makabrycznie.
- O co Ci chodzi? Nie narzekałeś wczoraj.
- Co? - zapytałem nie dowierzając.
- Przecież nie bez powodu mówiłeś " Och Ellie, jesteś najlepsza. Z żadną nie było mi tak dobrze. Nikt Tobie nie dorówna."
- Byłem pijany! Wykorzystałaś to.
- Możemy spróbować na trzeźwo.
- Nie ,na trzeźwo nigdy bym tego nie zrobił. Mam, właściwie miałem narzeczoną.
- Fuj! Kochałam się z zajętym?
- Nie można nazwać tego kochaniem się. A pieprzeniem, jak zwykła dziwka.
- Ty też to robiłeś.
- Byłem pijany! A Ty zrobiłaś to na trzeźwo.
- Bo mi się spodobałeś. Liczyłam ,że coś może z tego wyjść.
- Myślisz,że jak prześpisz się z facetem na pierwszym spotkaniu to będzie Cię jakkolwiek szanował, czy chciałby kontynuować znajomość? Proszę Cię, faceci nie myślą tak. My myślimy o szybkim numerku i tyle.
- A ta Twoja narzeczona to co? Wtedy też myślałeś o numerku i tyle?
- Wczoraj, nie myślałem wcale. Dlatego stało się to co się stało. Nigdy,przenigdy bym tego nie zrobił gdyby nie narkotyki czy alkohol.
- Ćpasz ?
- Nie, okazyjnie poszerzam horyzonty.
- Gdybyś powiedział wcześniej nigdy bym się z Tobą nie zadała.
- Bo?
- Picie okej, rozumiem. Palenie, w porządku, ujdzie. Ale narkotyki ? Nigdy. Prawie żadna się z Tobą nie zada wiedząc ,że wciągasz, bierzesz , i palisz zioło.
- Trudno. Miałem jedną i przez to ,że wziąłem narkotyki,zrobiłem to co zrobiłem, i nie jesteśmy razem,więc także masz winę w tym.
- Niby w czym moja wina?
- Zaciągnęłaś mnie tam. Wpieprzyłaś mi się w życie a teraz przychodzisz tu nie wiadomo po co i zgrywasz paniusie ,a jesteś zwykłą ohydną, obrzydliwą dziwką. W świetle dziennym wyglądasz niczym smok ziejący ogniem.
- Nie za dużo sobie pozwalasz? Może zerwała z Tobą bo jesteś zwykły cham i prostak.
- Dla tych dla których muszę mam serce, i nie zgrywam nikogo, jestem jaki jestem. Gdy muszę pokazuję to kim na prawdę byłem.
- Śmieciem?
- Dla Ciebie mogę nim być. Dla innych mogę być słodki,kochany, czuły ,wrażliwy. A dla niektórych, kompletny cham bez uczuć. Dla Ciebie właśnie nim będę, więc wyjdź.
- Nic z tego ?
- Wyjdź, nie przychodź więcej. Nie dzwoń, nie pisz, zapomnij ,że istniałem, co?
- Jak chcesz. Cześć .
Gdy tylko wyszła ,zamknąłem za nią drzwi i wróciłem do łazienki. Krew sączyła się lekko,jakoś mnie to nie obchodziło. Widocznie Ona także tego nie zauważyła.
KATHERINE
Na skypie zadzwoniła do mnie przeszłość, lubiła od czasu do czasu mnie odwiedzać. Przypominać,że wciąż tu ze mną jest i tkwi w pamięci. Nie pozwoliłaby o sobie zapomnieć mimo wszystko. Aczkolwiek odebrałam.
- Halo - powiedziałam zadowolona
- Cześć słońce, długo się nie widzieliśmy,hm?
- Racja, strasznie. Jak tam ? W tym cieple.
- Smutno, bez Ciebie. Nie sądziłem,że odbierzesz.
- Czemu miałabym nie? Potrzebuję towarzystwa, nawet jeśli przez komputer,to zawsze coś.
- Zadzwoniłem,bo mam jeszcze kilka Twoich rzeczy. Naszyjnik z naszym zdjęciem, pierścionek, kilka bluzek, Twojego misia,
- O właśnie, musisz mi oddać Rogera, nie mogę spać - zaśmiałam się
Rozmawiałam z Harrym jak ze starym przyjacielem, jakbyśmy sobie wszystko wybaczyli, jakby nie było tego co się stało między nami. Rozmawialiśmy jak kiedyś, a ja? Uśmiechałam się.
- Kate, mam pytanie.
- Tak?
- Dlaczego miałaś łzy w oczach gdy dzwoniłem? Coś się stało? Kogo zabić ?
- Nikogo - zaśmiałam się - Ciężkie chwile w związku. Po prostu,tak bywa. Znaczy w byłym związku.
- Skrzywdził Cię?
- W chuj mocno. Ale sama sobie jestem winna,wiedziałam na co się piszę. A mimo wszystko byłabym w stanie za niego życie oddać. Chyba jestem psychiczna.
- Nie, po prostu oddana związkom. Jesteś wierna,szczera, i zawsze mocno zakochana.
- Muszę iść Harry, przepraszam.
Rozłączyłam się i zeszłam na dół. Wlałam sobie lampkę wina. I zaczęłam ją sączyć.
Na górze w moim pokoju wyciągnęłam album ze zdjęciami z Justinem. Wyciągnęłam je wszystkie i rozrzuciłam po pokoju. Nie chciałam ich niszczyć. Były doskonałe, to miał być po prostu taki symbol.
Zdjęcia idealnych wspomnień, rozrzucane po pokoju, po całej podłodze. Sięgam po telefon,bo nie mogę dłużej z tym walczyć, i zastanawiam się czy przez ten czas przeszłam Ci przez myśl. Mi się zdarza to cały czas.
Kolejna dawka wina, nie mogę przestać patrzeć na drzwi, mając nadzieję,że przejdziesz zamaszyście jak kiedyś. Stwierdzam,że wolę cierpieć niż nic nie czuć. Nie wiem jak mogłabym odejść teraz bez tego...
Nie mnie pierwszej złamano serce, moje oczy nie pierwsze ronią łzy. Nie ja pierwsza wiem,że z Ciebie nie wyleczę się... Jestem głupia, będę czekać w nieskończoność. Nie rozumiesz, że nic innego mi nie zostało...
Jestem Ci oddana bez reszty, beznadziejnie...
Nie mam gdzie się skryć. Odkąd odrzuciłeś moją miłość, odchodzę od zmysłów, beznadziejnie oddana Ci bez reszty...
Rozum mówi zapomnij o nim. , serce nie rezygnuj. Wytrwaj do końca, i to zamierzam uczynić.
__________________________________________________________
I jak 41?
KOMENTUJCIE! <3
Nie potrafiłabym teraz wrócić i udawać ,że wszystko jest w porządku.. To co zrobił było bynajmniej nie w porządku, było do dupy.
Dlaczego ja zawsze zakochuje się w dupkach ? Dlaczego zawsze zanim ja kogoś skrzywdzę On krzywdzi mnie? Nigdy nie było sytuacji w związku,żeby ktoś mnie nie skrzywdził.
Albo zostałam uderzona,zwyzywana, albo zraniona. Coś za coś, ta. W domu usiadłam na swoim łóżku. Wędrowałam z kąta w kąt, z góry na dół. Chodziłam tam tylko gdzie mogłam.
Usiadłam na łóżko i włączyłam laptop, by chociaż na chwilę zapomnieć o całej sytuacji.
I udało się. Zadzwoniła do mnie osoba ,której nigdy bym się nie spodziewała,że po wszystkim zadzwoni.
Po tym co się działo, nie sądziłam,że o mnie jeszcze pamięta. Nie wiedziałam,że takie coś mógłby zrobić. Ale jednocześnie była i szczęśliwa i zadowolona.
JUSTIN
Zszedłem na dół , z raną w ręce. Miałem nadzieję,że się cofnęła. Że nie odjechała,że wróci ,przeproszę ,będziemy razem.
Tymczasem przyszła przeszłość. Otworzyłem jej drzwi i wpuściłem do środka. Jeszcze tak niedawno się widzieliśmy... Wczoraj, kiedy zniszczyła mi życie.
- Justin,można?
- Skąd masz mój adres?
- Twój kolega mi dał, wczoraj wieczorem go zapytałam. A wracając do wczoraj, było świetnie ,prawda?
- Ta, świetnie, nie , makabrycznie.
- O co Ci chodzi? Nie narzekałeś wczoraj.
- Co? - zapytałem nie dowierzając.
- Przecież nie bez powodu mówiłeś " Och Ellie, jesteś najlepsza. Z żadną nie było mi tak dobrze. Nikt Tobie nie dorówna."
- Byłem pijany! Wykorzystałaś to.
- Możemy spróbować na trzeźwo.
- Nie ,na trzeźwo nigdy bym tego nie zrobił. Mam, właściwie miałem narzeczoną.
- Fuj! Kochałam się z zajętym?
- Nie można nazwać tego kochaniem się. A pieprzeniem, jak zwykła dziwka.
- Ty też to robiłeś.
- Byłem pijany! A Ty zrobiłaś to na trzeźwo.
- Bo mi się spodobałeś. Liczyłam ,że coś może z tego wyjść.
- Myślisz,że jak prześpisz się z facetem na pierwszym spotkaniu to będzie Cię jakkolwiek szanował, czy chciałby kontynuować znajomość? Proszę Cię, faceci nie myślą tak. My myślimy o szybkim numerku i tyle.
- A ta Twoja narzeczona to co? Wtedy też myślałeś o numerku i tyle?
- Wczoraj, nie myślałem wcale. Dlatego stało się to co się stało. Nigdy,przenigdy bym tego nie zrobił gdyby nie narkotyki czy alkohol.
- Ćpasz ?
- Nie, okazyjnie poszerzam horyzonty.
- Gdybyś powiedział wcześniej nigdy bym się z Tobą nie zadała.
- Bo?
- Picie okej, rozumiem. Palenie, w porządku, ujdzie. Ale narkotyki ? Nigdy. Prawie żadna się z Tobą nie zada wiedząc ,że wciągasz, bierzesz , i palisz zioło.
- Trudno. Miałem jedną i przez to ,że wziąłem narkotyki,zrobiłem to co zrobiłem, i nie jesteśmy razem,więc także masz winę w tym.
- Niby w czym moja wina?
- Zaciągnęłaś mnie tam. Wpieprzyłaś mi się w życie a teraz przychodzisz tu nie wiadomo po co i zgrywasz paniusie ,a jesteś zwykłą ohydną, obrzydliwą dziwką. W świetle dziennym wyglądasz niczym smok ziejący ogniem.
- Nie za dużo sobie pozwalasz? Może zerwała z Tobą bo jesteś zwykły cham i prostak.
- Dla tych dla których muszę mam serce, i nie zgrywam nikogo, jestem jaki jestem. Gdy muszę pokazuję to kim na prawdę byłem.
- Śmieciem?
- Dla Ciebie mogę nim być. Dla innych mogę być słodki,kochany, czuły ,wrażliwy. A dla niektórych, kompletny cham bez uczuć. Dla Ciebie właśnie nim będę, więc wyjdź.
- Nic z tego ?
- Wyjdź, nie przychodź więcej. Nie dzwoń, nie pisz, zapomnij ,że istniałem, co?
- Jak chcesz. Cześć .
Gdy tylko wyszła ,zamknąłem za nią drzwi i wróciłem do łazienki. Krew sączyła się lekko,jakoś mnie to nie obchodziło. Widocznie Ona także tego nie zauważyła.
KATHERINE
Na skypie zadzwoniła do mnie przeszłość, lubiła od czasu do czasu mnie odwiedzać. Przypominać,że wciąż tu ze mną jest i tkwi w pamięci. Nie pozwoliłaby o sobie zapomnieć mimo wszystko. Aczkolwiek odebrałam.
- Halo - powiedziałam zadowolona
- Cześć słońce, długo się nie widzieliśmy,hm?
- Racja, strasznie. Jak tam ? W tym cieple.
- Smutno, bez Ciebie. Nie sądziłem,że odbierzesz.
- Czemu miałabym nie? Potrzebuję towarzystwa, nawet jeśli przez komputer,to zawsze coś.
- Zadzwoniłem,bo mam jeszcze kilka Twoich rzeczy. Naszyjnik z naszym zdjęciem, pierścionek, kilka bluzek, Twojego misia,
- O właśnie, musisz mi oddać Rogera, nie mogę spać - zaśmiałam się
Rozmawiałam z Harrym jak ze starym przyjacielem, jakbyśmy sobie wszystko wybaczyli, jakby nie było tego co się stało między nami. Rozmawialiśmy jak kiedyś, a ja? Uśmiechałam się.
- Kate, mam pytanie.
- Tak?
- Dlaczego miałaś łzy w oczach gdy dzwoniłem? Coś się stało? Kogo zabić ?
- Nikogo - zaśmiałam się - Ciężkie chwile w związku. Po prostu,tak bywa. Znaczy w byłym związku.
- Skrzywdził Cię?
- W chuj mocno. Ale sama sobie jestem winna,wiedziałam na co się piszę. A mimo wszystko byłabym w stanie za niego życie oddać. Chyba jestem psychiczna.
- Nie, po prostu oddana związkom. Jesteś wierna,szczera, i zawsze mocno zakochana.
- Muszę iść Harry, przepraszam.
Rozłączyłam się i zeszłam na dół. Wlałam sobie lampkę wina. I zaczęłam ją sączyć.
Na górze w moim pokoju wyciągnęłam album ze zdjęciami z Justinem. Wyciągnęłam je wszystkie i rozrzuciłam po pokoju. Nie chciałam ich niszczyć. Były doskonałe, to miał być po prostu taki symbol.
Zdjęcia idealnych wspomnień, rozrzucane po pokoju, po całej podłodze. Sięgam po telefon,bo nie mogę dłużej z tym walczyć, i zastanawiam się czy przez ten czas przeszłam Ci przez myśl. Mi się zdarza to cały czas.
Kolejna dawka wina, nie mogę przestać patrzeć na drzwi, mając nadzieję,że przejdziesz zamaszyście jak kiedyś. Stwierdzam,że wolę cierpieć niż nic nie czuć. Nie wiem jak mogłabym odejść teraz bez tego...
Nie mnie pierwszej złamano serce, moje oczy nie pierwsze ronią łzy. Nie ja pierwsza wiem,że z Ciebie nie wyleczę się... Jestem głupia, będę czekać w nieskończoność. Nie rozumiesz, że nic innego mi nie zostało...
Jestem Ci oddana bez reszty, beznadziejnie...
Nie mam gdzie się skryć. Odkąd odrzuciłeś moją miłość, odchodzę od zmysłów, beznadziejnie oddana Ci bez reszty...
Rozum mówi zapomnij o nim. , serce nie rezygnuj. Wytrwaj do końca, i to zamierzam uczynić.
__________________________________________________________
I jak 41?
KOMENTUJCIE! <3
czwartek, 26 września 2013
Rozdział 40
JUSTIN
Katherine była doskonałą opiekunką, do czasu. Aż zamieniła się w krwiożerczą bestię. Bałem się jej, widziałem złość w jej oczach. Widziałem dosłownie piekło. Jakby utorowała mi ścieżkę do piekła, nie wiedziałem wtedy jeszcze czemu, nie wiedziałem co się stało.
Aż zauważyłem ślady szminki na swojej szyi. Wiedziałem skąd są ,kto je zrobił , kiedy. Wczorajszy wieczór, mimo ,że nie zapamiętany w całości odświeżał się co rusz.
Pamiętałem niektóre momenty , a te momenty zdrady były niemalże krystalicznie czyste. Nietknięte ,nic a nic. Wiedziałem co zrobiłem,jak to zrobiłem, i wiedziałem dokładnie do czego doszło.
Czułem,że nie jestem jeszcze do końca trzeźwy, nie myślę racjonalnie. Wiedziałem,że była wściekła i ją zdradziłem,zraniłem ,zawiodłem... Nie sądziłem ,że posunę się do tego czynu.
Nienawidzę siebie, nienawidzę tej całej sytuacji, szczerze? Nie wiem co zrobić. Wiem,że mi nie wybaczy, że będzie wściekła. Jest wściekła, od rana, a może i dłużej.
Wstałem chwilę przed dziesiątą , czułem odór wymiocin, nie było to przyjemne. Moje nozdrza nie rozkoszowały się tym zapachem,ani trochę. Zszedłem na dół, tam czekała mnie kolejna zapachowa bomba ,nie była aż taka zła.
Dopóki przy stole nie zauważyłem Kate, siedzącej ze łzami w oczach.
- Dzień dobry księżniczko - powiedziałem radośnie
- Cześć
Usłyszałem tylko oschłe cześć, to tak jakby powiedziała, cześć, możesz spierdalać. Tym samym tonem na jednym wdechu.
- Co się stało? Tak właściwie , czemu tu jestem ?
Nie wiedziałem jak tu się dostałem, sam czy z kimś? Nic ,kompletnie nic, czarna dziura.
Może któryś z moich kumpli mnie tu przyprowadził? A może sam się jakkolwiek doczłapałem, nie wiem!
- Bo jesteś na tyle głupi by pić ze swoimi kolegami, również idiotami, i zdradzić własną dziewczynę. Dwa dni Justin! Tyle Ci starczyło by inna miała dać Ci dupy. Tracę wiarę w ludzkość,tracę wiarę w Ciebie, lecisz dwa dni później najebany do jakiejś przypadkowej laski ,która maluje Ci numer telefonu na ręce jak jakiejś męskiej dziwce, no bez przegięć, kurwa! Jesteśmy dorośli,nie uważasz, że to chyba nie fair wobec mnie? Twojej narzeczonej?
- Jesteś nią? - upewniłem się
- Tylko tyle masz do powiedzenia?
- Kate, nie chciałem, nie wiedziałem, nie wiem...
- Nie umiesz rozmawiać?
- Nie potrafię wyjaśnić, byłem pijany, nie wiedziałem co robię. Wciągaliśmy, piliśmy, i tak wyszło. Na prawdę nie chciałem! Nie byłem tego świadomy. Cofnąłbym ten wieczór, nie poszedłbym z nimi, gdybym tylko wiedział,że coś takiego się stanie. Proszę Cię tylko o jedno ,zabierz mnie do mnie, dam Ci spokój.
- Muszę?
- Chyba nie puścisz mnie nietrzeźwego.
- Faktycznie, wezmę przynajmniej swoje rzeczy. Nie będą Ci już wadziły. Miałeś rację,związki nie są dla Ciebie.
- Mówiłem,wiem ,mówiłem, ale nigdy nie wiedziałem ,że się posunę do tego. Na prawdę ,Kate, proszę Cię.
- Odwożę Cię i kończymy te gierki.
KATHERINE
Nie miałam siły by z nim teraz walczyć, chciałam się jak najszybciej go pozbyć ze swojego domu.
Wsiadłam z nim do swojego samochodu i zawiozłam go do domu.
Musiałam z nim iść do środka, kiwał się jeszcze lekko w każdą ze stron. Poza tym odebrałam swoje wszystkie rzeczy.
Nie ma znaczenia jak bardzo się staram, On i tak odpycha mnie na bok. I nie mogę się przełamać, nic nie mówię. To w sumie takie smutne ,że odchodzisz, potrzeba czasu by w to uwierzyć, ale mimo wszystko, to zostało powiedziane i zrobione. Teraz On będzie samotny.
Czy wierzycie w życie po miłości? Czuję ,że coś w środku mnie mówi,że nie jesteś na tyle silny. Nie sądzę by był teraz wystarczająco silny.
Co powinnam zrobić? Przesiadywać i czekać na niego? Cóż,nie mogę tego zrobić, teraz nie ma odwrotu. Potrzebuję czasu, aby ruszyć dalej. Potrzebuję miłości by czuć się silną. I ponieważ miałam czas aby to przemyśleć, może byłam zbyt dobra dla niego.
- Dobrze wiem ,że przez to przejdę, bo wiem ,że jestem silna - powiedziałam wchodząc z nim do domu
- Przez co ?
- Przez rozstanie, zapomniałeś przez te pięć minut ?
- Nie, nie myślę dzisiaj, wybacz. Jesteś pewna ,że chcesz się rozstać?
- Owszem, nie będę z Tobą po tym co zrobiłeś. Musisz pchać chuja we wszystko co się rusza? Nie możesz utrzymać go na wodzy? Tylko biegniesz do innej jak tylko zamerda Ci pizdą przed twarzą, musisz?
- Kate, może trochę zwolnij ,co? Nie rozpędzasz się ze słownictwem ciut za daleko?
- Ciut za daleko to było wtedy gdy postanowiłam powiedzieć tak na te Twoje cholerne zaręczyny.
- Teraz nie przyjęłabyś ich?
- Gdybym wiedziała z kim się mam związać nie zgodziłabym się być nawet Twoją dziewczyną!
- Nigdy mnie nie kochałaś?
- To nie tak. Kocham Cię całym sercem,wiem,że jesteś dobrym człowiekiem,ale związek z Tobą zamazał mi Twoje prawdziwe oblicze. Zimnego,nieczułego ,zdradzieckiego dupa, z chujem jak maczeta, który wbija się w każdą co może.
- Przestań, dobrze?
- Justin,taka prawda! Nie możemy być razem,bo gdy tylko to się zdarzy, polecisz do innej ,bo masz jakieś tam fantazje ,potrzeby, a czy kiedykolwiek mnie zapytałeś o to? Chciałeś się kochać w kinie, proszę bardzo, miałeś to ,chciałeś się kochać w restauracji, miałeś to, a lecisz do innej i w kiblu?
- Kate, proszę Cię, uspokój się. Jak rozpędzisz się, nie masz umiaru.
- Nie uspakajaj mnie!
Powiedziałam to zrzucając wazon z parapetu obok. Rozbił się na tysiące drobnych kawałków.
Dostrzegłam niedaleko nasze zdjęcia.
- Chciałeś fajerwerków? Proszę Cię bardzo!
Chwyciłam nasze zdjęcia i rozbiłam je o podłogę.
- I fajerwerki! Buum! Zadowolony ? Ach i jeszcze jedna - dobiłam zdjęcie.
Justin chwycił mnie mocno za nadgarstek, poleciały mi łzy z oczu. Przycisnął mnie do ściany i wpił we mnie swoje usta.
Z moich oczu poleciało więcej łez, sama dokładnie nie wiedziałam co zrobić, powiedzieć, nie wiem.
Jego pocałunki tak słodko smakowały, tak delikatnie , zapierały dech w piersiach.
- Uspokoisz się? - zapytał cicho Justin
Jego szept do mojego ucha wywołał gęsią skórkę na ciele. Chwila jakby zaczęła stawać w miejscu, a czas ,nie istniał, stał się iluzją, zwyczajną iluzją...
Justin uwolnił mnie lekko z uścisku, wyślizgnęłam się. Spojrzałam jeszcze raz w jego tęczówki, były jakby zapite, szczere, smutne, wszystko na raz... Obróciłam się i wybiegłam z domu. Wsiadłam do samochodu i odjechałam.
Musiałam to zrobić, inaczej byłoby mi jeszcze gorzej. Nie wiedziałam kompletnie co czuje. Nie wiedziałam sama jak się czuje, nie wiedziałam nic. Kompletna pustka... Nie wzięłam swoich rzeczy, uciekłam. Nie miałabym teraz odwagi by tam wrócić. A może jednak...
JUSTIN
Nigdy bym się nie spodziewał po niej takiej furii. Tylu złych słów. Tylu obelg , tylu złośliwości...
Nie sądziłem,że tak źle o mnie sądzi,że zapomniała przed czym ją ostrzegałem.
Może sam sobie jestem winny, przecież natury się nie oszuka. Mimo wszystko człowiek pozostaje sobą? I jest tym kim musi być. Ja jestem zdradliwym nieudacznikiem... Zdradzam każdą z którą jestem.
Mimo,że nie byłem chętny zdradziłem swoją Kate. Nigdy nie dopuściłbym tej myśli do siebie ,że mógłbym,a przyszło od tak...
Zobaczyłem większy kawałek szkła na ziemi. Podniosłem go i poszedłem do łazienki. Tam gdzie był napisany numer Ellie zrobiłem nacięcia, i obmyłem je wodą. Krew leciała, nie przeszkadzało mi to... Nie obchodziło mnie.
Taki był mój cel. Chciałem przestać myśleć o tym wszystkim, aż usłyszałem dzwonek do drzwi. Zszedłem z nadzieją,że wróciła...
________________________________________________
I jak 40 ?
Wiem,słaby ,wybaczcie, nie miałam takiego natchnienia, ale powoli wprowadzamy się w poważniejsze sytuacje, więc uznajmy to za spokojny początek...
KOMENTUJCIE! <3
Katherine była doskonałą opiekunką, do czasu. Aż zamieniła się w krwiożerczą bestię. Bałem się jej, widziałem złość w jej oczach. Widziałem dosłownie piekło. Jakby utorowała mi ścieżkę do piekła, nie wiedziałem wtedy jeszcze czemu, nie wiedziałem co się stało.
Aż zauważyłem ślady szminki na swojej szyi. Wiedziałem skąd są ,kto je zrobił , kiedy. Wczorajszy wieczór, mimo ,że nie zapamiętany w całości odświeżał się co rusz.
Pamiętałem niektóre momenty , a te momenty zdrady były niemalże krystalicznie czyste. Nietknięte ,nic a nic. Wiedziałem co zrobiłem,jak to zrobiłem, i wiedziałem dokładnie do czego doszło.
Czułem,że nie jestem jeszcze do końca trzeźwy, nie myślę racjonalnie. Wiedziałem,że była wściekła i ją zdradziłem,zraniłem ,zawiodłem... Nie sądziłem ,że posunę się do tego czynu.
Nienawidzę siebie, nienawidzę tej całej sytuacji, szczerze? Nie wiem co zrobić. Wiem,że mi nie wybaczy, że będzie wściekła. Jest wściekła, od rana, a może i dłużej.
Wstałem chwilę przed dziesiątą , czułem odór wymiocin, nie było to przyjemne. Moje nozdrza nie rozkoszowały się tym zapachem,ani trochę. Zszedłem na dół, tam czekała mnie kolejna zapachowa bomba ,nie była aż taka zła.
Dopóki przy stole nie zauważyłem Kate, siedzącej ze łzami w oczach.
- Dzień dobry księżniczko - powiedziałem radośnie
- Cześć
Usłyszałem tylko oschłe cześć, to tak jakby powiedziała, cześć, możesz spierdalać. Tym samym tonem na jednym wdechu.
- Co się stało? Tak właściwie , czemu tu jestem ?
Nie wiedziałem jak tu się dostałem, sam czy z kimś? Nic ,kompletnie nic, czarna dziura.
Może któryś z moich kumpli mnie tu przyprowadził? A może sam się jakkolwiek doczłapałem, nie wiem!
- Bo jesteś na tyle głupi by pić ze swoimi kolegami, również idiotami, i zdradzić własną dziewczynę. Dwa dni Justin! Tyle Ci starczyło by inna miała dać Ci dupy. Tracę wiarę w ludzkość,tracę wiarę w Ciebie, lecisz dwa dni później najebany do jakiejś przypadkowej laski ,która maluje Ci numer telefonu na ręce jak jakiejś męskiej dziwce, no bez przegięć, kurwa! Jesteśmy dorośli,nie uważasz, że to chyba nie fair wobec mnie? Twojej narzeczonej?
- Jesteś nią? - upewniłem się
- Tylko tyle masz do powiedzenia?
- Kate, nie chciałem, nie wiedziałem, nie wiem...
- Nie umiesz rozmawiać?
- Nie potrafię wyjaśnić, byłem pijany, nie wiedziałem co robię. Wciągaliśmy, piliśmy, i tak wyszło. Na prawdę nie chciałem! Nie byłem tego świadomy. Cofnąłbym ten wieczór, nie poszedłbym z nimi, gdybym tylko wiedział,że coś takiego się stanie. Proszę Cię tylko o jedno ,zabierz mnie do mnie, dam Ci spokój.
- Muszę?
- Chyba nie puścisz mnie nietrzeźwego.
- Faktycznie, wezmę przynajmniej swoje rzeczy. Nie będą Ci już wadziły. Miałeś rację,związki nie są dla Ciebie.
- Mówiłem,wiem ,mówiłem, ale nigdy nie wiedziałem ,że się posunę do tego. Na prawdę ,Kate, proszę Cię.
- Odwożę Cię i kończymy te gierki.
KATHERINE
Nie miałam siły by z nim teraz walczyć, chciałam się jak najszybciej go pozbyć ze swojego domu.
Wsiadłam z nim do swojego samochodu i zawiozłam go do domu.
Musiałam z nim iść do środka, kiwał się jeszcze lekko w każdą ze stron. Poza tym odebrałam swoje wszystkie rzeczy.
Nie ma znaczenia jak bardzo się staram, On i tak odpycha mnie na bok. I nie mogę się przełamać, nic nie mówię. To w sumie takie smutne ,że odchodzisz, potrzeba czasu by w to uwierzyć, ale mimo wszystko, to zostało powiedziane i zrobione. Teraz On będzie samotny.
Czy wierzycie w życie po miłości? Czuję ,że coś w środku mnie mówi,że nie jesteś na tyle silny. Nie sądzę by był teraz wystarczająco silny.
Co powinnam zrobić? Przesiadywać i czekać na niego? Cóż,nie mogę tego zrobić, teraz nie ma odwrotu. Potrzebuję czasu, aby ruszyć dalej. Potrzebuję miłości by czuć się silną. I ponieważ miałam czas aby to przemyśleć, może byłam zbyt dobra dla niego.
- Dobrze wiem ,że przez to przejdę, bo wiem ,że jestem silna - powiedziałam wchodząc z nim do domu
- Przez co ?
- Przez rozstanie, zapomniałeś przez te pięć minut ?
- Nie, nie myślę dzisiaj, wybacz. Jesteś pewna ,że chcesz się rozstać?
- Owszem, nie będę z Tobą po tym co zrobiłeś. Musisz pchać chuja we wszystko co się rusza? Nie możesz utrzymać go na wodzy? Tylko biegniesz do innej jak tylko zamerda Ci pizdą przed twarzą, musisz?
- Kate, może trochę zwolnij ,co? Nie rozpędzasz się ze słownictwem ciut za daleko?
- Ciut za daleko to było wtedy gdy postanowiłam powiedzieć tak na te Twoje cholerne zaręczyny.
- Teraz nie przyjęłabyś ich?
- Gdybym wiedziała z kim się mam związać nie zgodziłabym się być nawet Twoją dziewczyną!
- Nigdy mnie nie kochałaś?
- To nie tak. Kocham Cię całym sercem,wiem,że jesteś dobrym człowiekiem,ale związek z Tobą zamazał mi Twoje prawdziwe oblicze. Zimnego,nieczułego ,zdradzieckiego dupa, z chujem jak maczeta, który wbija się w każdą co może.
- Przestań, dobrze?
- Justin,taka prawda! Nie możemy być razem,bo gdy tylko to się zdarzy, polecisz do innej ,bo masz jakieś tam fantazje ,potrzeby, a czy kiedykolwiek mnie zapytałeś o to? Chciałeś się kochać w kinie, proszę bardzo, miałeś to ,chciałeś się kochać w restauracji, miałeś to, a lecisz do innej i w kiblu?
- Kate, proszę Cię, uspokój się. Jak rozpędzisz się, nie masz umiaru.
- Nie uspakajaj mnie!
Powiedziałam to zrzucając wazon z parapetu obok. Rozbił się na tysiące drobnych kawałków.
Dostrzegłam niedaleko nasze zdjęcia.
- Chciałeś fajerwerków? Proszę Cię bardzo!
Chwyciłam nasze zdjęcia i rozbiłam je o podłogę.
- I fajerwerki! Buum! Zadowolony ? Ach i jeszcze jedna - dobiłam zdjęcie.
Justin chwycił mnie mocno za nadgarstek, poleciały mi łzy z oczu. Przycisnął mnie do ściany i wpił we mnie swoje usta.
Z moich oczu poleciało więcej łez, sama dokładnie nie wiedziałam co zrobić, powiedzieć, nie wiem.
Jego pocałunki tak słodko smakowały, tak delikatnie , zapierały dech w piersiach.
- Uspokoisz się? - zapytał cicho Justin
Jego szept do mojego ucha wywołał gęsią skórkę na ciele. Chwila jakby zaczęła stawać w miejscu, a czas ,nie istniał, stał się iluzją, zwyczajną iluzją...
Justin uwolnił mnie lekko z uścisku, wyślizgnęłam się. Spojrzałam jeszcze raz w jego tęczówki, były jakby zapite, szczere, smutne, wszystko na raz... Obróciłam się i wybiegłam z domu. Wsiadłam do samochodu i odjechałam.
Musiałam to zrobić, inaczej byłoby mi jeszcze gorzej. Nie wiedziałam kompletnie co czuje. Nie wiedziałam sama jak się czuje, nie wiedziałam nic. Kompletna pustka... Nie wzięłam swoich rzeczy, uciekłam. Nie miałabym teraz odwagi by tam wrócić. A może jednak...
JUSTIN
Nigdy bym się nie spodziewał po niej takiej furii. Tylu złych słów. Tylu obelg , tylu złośliwości...
Nie sądziłem,że tak źle o mnie sądzi,że zapomniała przed czym ją ostrzegałem.
Może sam sobie jestem winny, przecież natury się nie oszuka. Mimo wszystko człowiek pozostaje sobą? I jest tym kim musi być. Ja jestem zdradliwym nieudacznikiem... Zdradzam każdą z którą jestem.
Mimo,że nie byłem chętny zdradziłem swoją Kate. Nigdy nie dopuściłbym tej myśli do siebie ,że mógłbym,a przyszło od tak...
Zobaczyłem większy kawałek szkła na ziemi. Podniosłem go i poszedłem do łazienki. Tam gdzie był napisany numer Ellie zrobiłem nacięcia, i obmyłem je wodą. Krew leciała, nie przeszkadzało mi to... Nie obchodziło mnie.
Taki był mój cel. Chciałem przestać myśleć o tym wszystkim, aż usłyszałem dzwonek do drzwi. Zszedłem z nadzieją,że wróciła...
________________________________________________
I jak 40 ?
Wiem,słaby ,wybaczcie, nie miałam takiego natchnienia, ale powoli wprowadzamy się w poważniejsze sytuacje, więc uznajmy to za spokojny początek...
KOMENTUJCIE! <3
wtorek, 24 września 2013
Rozdział 39
JUSTIN
Liczyłem ,że tymi słowami jakoś ją zatrzymam, że coś mi się uda osiągnąć tymi słowami, niestety, nie udało się. Pocałowała mnie ponownie w polik i z czystą łzą opuściła mnie.
Odeszła, wzięła swoją torbę i odjechała. Od zawsze wiedziałem,że nie jestem człowiekiem idealnym. Jest wiele rzeczy ,których nie chciałbym zrobić, wciąż się uczę. Nigdy nie chciałem jej zrobić tego wszystkiego. Tak więc ,zanim odejdę muszę jej powiedzieć,że chcę by wiedziała...
Odnalazłem dla siebie powód, by zmienić kim zwykłem być, powód dzięki,któremu zacznę od nowa. A tym powodem jest Ona...
Przepraszałem,za to ,że ją skrzywdziłem. Muszę z tym żyć, z dnia na dzień. A ten cały ból , w który ją wciągnąłem, chciałbym go zabrać...
I być tym który złapie wszystkie jej łzy, być tym który ją złapie gdy będzie upadała.
Niestety to wszystko za nami, odeszła. I jak ja miałem teraz cokolwiek zrobić sam?
Moja nostalgia nie potrwała za długo, kilka godzin później, w moim domu zawitali przyjaciele.
Namówili mnie na wspólne wyjście, poszliśmy do ogródków na piwo, tak miał się rozpocząć nasz wieczór.
Miałem na sobie czarną bluzę, biały t-shirt, supry i luźne jeansy. Na szyi świecił mi złoty łańcuch a na ręku rolex. Usiedliśmy do stolika, całkiem przyzwoita skąpo ubrana kelnerka podała nam cztery piwa, tyle ilu nas było na rozpoczęcie wieczoru.
Wychyliliśmy około trzech na sam początek. Po czym zostawiliśmy jej spory napiwek. Około dwudziestej trzeciej weszliśmy do Malibu , tak nazywał się klub. Lekko urządzony w stylu nadmorskim.
Usiedliśmy do swojej loży, z przyzwyczajenia wyciągnąłem telefon i napisałem Kate sms ,by życzyć jej spokojnego snu i dobrej nocy. Niestety nie odezwała się. Uznałem ,że przez ten tydzień jesteśmy wolni ,tak?
Nie ma w ciągu tego tygodnia żadnego zobowiązania między nami, nie jesteśmy zaręczeni ,nie ma nic ,tak?
Dobrze rozumiem, czy po prostu świruje? Bez niej u swego boku.
Sam nie wiem, czysto ogłupiałem , postanowiłem zapić się tej nocy. Przecież zawsze tak reagowałem na zło, i tym razem także. Niestety nie było przy mnie nikogo kto by mi pomógł, nikogo, kompletnie. Nie było Kate, nie było opiekunki.
Następnego wieczora powtórzyło się to samo, znów wyszliśmy na miasto, ponownie zaczęliśmy od ogródków letnich, ta sama kelnerka. Zostawiła mi liścik. W nim napisane było " Kończę za dziesięć minut, zostaniesz? Może Ci się poszczęści "
Nie wiedziałem co miała na myśli,ale zostałem. Kumple odeszli kawałek, dziewczyna pojawiła się po dziesięciu minutach.
- Skończyłam zmianę, widzę ,że lubicie tu przesiadywać, jeszcze trochę i zostaniecie stałymi klientami - zaśmiała się - Jestem Ellie , miło mi Cię poznać.
- Justin, Ciebie również.
Nie byliśmy tam tak często by mogła nas nazywać stałymi klientami, pojawialiśmy się raz może dwa w miesiącu,ale rozumiem ,chciała jakoś zacząć rozmowę, więc podziwiam odwagę.
W tych czasach, rzadko kto podchodzi do drugiej osoby i stara się zrobić pierwszy krok, czy cokolwiek zrobić by zostać zauważonym. Nie mamy już tej odwagi co ludzie kiedyś.
Może właściwie nie jest uzależnione to od tego czy jesteśmy odważni czy nie,ale od tego ,że boimy się odrzucenia. Podejdę, ale co jeśli mnie wyśmieje, powiem,że to był zakład?
Ile można, to nie jest takie łatwe. Miłości nie znajduje się jak kasztanów w trakcie jesieni, o od tak leży na ulicy, trzeba poszukać, a można znaleźć na prawdę piękne rzeczy, piękną głębię.
Kilkanaście minut później, Ellie , Mark, Jacob, Ryan, i ja znaleźliśmy się w Los Angeles, tak nazywał się klub, nie martwcie się ,nie wyprowadziłem się, wciąż jestem tu gdzie jestem.
Zajęliśmy swoje miejsca, zaczęło się od szybkich shotów, później whisky , drinki, napoje energetyzujące z wódką, i kolejna porcja wściekłych psów. Wiedziałem ,że już nie powinienem pić, film urywał mi się z lekka. Miałem "przebłyski" z tej nocy.
Ellie, ja , toaleta, całowaliśmy się, i tak był seks, nie pamiętam wszystkiego dokładnie, ale chyba wszedłem w nią około pięciu razy, może więcej, nie pamiętam dokładnie.
Czuję wstręt, do siebie, do tego co się stało, do tej sytuacji, do niej także czuję obrzydzenie.
Czemu przestaliśmy? Odebrała telefon od kogoś i wybiegła.
Nie wiem dlaczego to zrobiłem. Poczułem straszny ucisk w żołądku. Zacząłem wymiotować. Wiedziałem co będzie dla mnie teraz najlepsze. Wziąłem swoją kurtkę i wyszedłem z klubu, poszedłem prosto do Kate.
KATHERINE
Odeszłam - nie chciałam,ale musiałam. Musiałam zrobić to dla siebie, mimo,iż wiedziałam,że to nie będzie takie łatwe. Że to nie będzie wcale łatwe.
Najcięższa sytuacja w moim życiu - gdybym miała wybierać, to właśnie ta. Tak bardzo męczy mnie bycie tu, zduszona przez wszystkie moje lęki.
Jego obecność tu się przeciąga, i nie zostawi mnie w spokoju. Te rany nie będą zdawały się goić, ten ból jest zbyt rzeczywisty, za wiele by czas mógł to wymazać. Gdyby płakał, otarłabym wszystkie jego łzy, gdyby krzyczał, pokonałabym wszystkie jego lęki, trzymałam go za rękę przez te wszystkie dni, a On nadal posiada mnie całą.
Zniewalał mnie tym swoim niesamowitym światłem. A teraz związana jestem z życiem,które pozostawił za sobą, jego twarz, Ona nęka mnie przez moje przyjemne sny, jego głos, wygania ze mnie zdrowe zmysły.
Staram się powiedzieć sobie ,że jego teraz nie ma. Ale chociaż wciąż jest ze mną od samego początku czułam się samotna... A On wciąż mnie posiada...
Spędziłam dwa dni w samotni, w domu niedaleko plaży, ale w końcu zgłodniałam, wróciłam do domu, około dwudziestej drugiej. Weszłam do środka i poszłam do kuchni.
Pełno jedzenia! Tak to jest to co właśnie potrzebowałam, nie można przecież się głodzić z powodu faceta.
Zrobiłam sobie omlet z dwóch jajek, zjadłam sałatkę która stała w kuchni. Rodziców nie było.
Zadzwoniłam do mamy ,która oznajmiła mi ,że są w SPA i będą jutro około szesnastej.
Więc dzisiaj jestem zmuszona nocować tu. Czekam na mamę by jej opowiedzieć co się działo. Może Ona spojrzy na to z innej perspektywy.
Zdjęłam z siebie kurtkę, założyłam sobie buty emu , cieplutkie! Siedziałam w zwykłym białym podkoszulku i jeansach, tak jak lubiłam, nie chciało mi się jak na razie przebierać, co może było błędem ,po tym co później się stało z moimi ulubionymi spodniami.
Jadłam spokojnie przed telewizorem sałatkę,omlet,popijałam mlecznym szejkiem. Jak zazwyczaj w leniwe wieczory, nawet z Justinem mi się to zdarzało. Oczywiście obydwoje siedzieliśmy w poplamionych sosami koszulkach, dresach ze śladami palców na materiale.
Uwielbiałam takie leniwe wieczory gdzie siedzieliśmy sami, nic nam się nie chciało.
A wracając, siedziałam spokojnie,aż usłyszałam stukanie do drzwi. Niespokojnie swoją drogą .
Otworzyłam je, i zobaczyłam Justina, a wejście do domu, wolę nie wspominać jak wyglądało. Ochota na wymiotowanie przychodzi wraz z tym wspomnieniem.
Wpuściłam go do środka, w tym stanie nie mógł zostać sam, widać było ,że jest dobrze już zmieszany.
Zaprowadziłam go do łazienki i pozwoliłam czynić swoje. Justin wymiotował około dwóch godzin.
Siedziałam obok niego by dotrzymać mu towarzystwa,a co miałam zrobić?
Nie mogłam go zostawić tak samego. Nie mogłam mu pozwolić by się odwodnił, zabrudził coś więcej niż altanę i toaletę. Gdy już widziałam,że nie miał czym wymiotować, pomogłam mu wstać. Umyłam mu buzię i przepłukałam jamę ustną płynem do płukania.
Od razu lepiej pachniało. Zaprowadziłam Justina do siebie na łóżko. Pobiegłam po miskę, podstawiłam ją po jego stronie łóżka. Justin leżał i bełkotał coś po swojemu. Ciężko przełknął ślinę.
- Przepraszam - wymamrotał
- Za co? - starałam się dopytać
- Za to co dzisiaj Ci zrobiłem, przepraszam.
Nie wiedziałam czy ma na myśli wymiotowanie czy coś innego, na jego poliku dostrzegłam ślady szminki, podobnie jak na szyi, na ręku miał napisany numer telefonu.
- Kurwa ,Justin ,co to ma być?
Nic nie usłyszałam tej nocy prócz cichego chrapania Justina.
Zasnął i zostawił mnie z tym wszystkim samym. By zabić tę noc posprzątałam altanę, toaletę.
Postawiłam mu wodę przy stoliku, gdyby potrzebował. Spakowałam kilka rzeczy na wyjazd, trochę jedzenia. Pojechałam do KFC, wróciłam, a On dalej spał. Popływałam trochę w basenie by się orzeźwić, Justin ani drgnął.
Sprawdziłam mu tętno, było ,znaczy żył. Około dziesiątej gdy jadłam śniadanie zszedł na dół Justin, ubrudzony wczorajszym dniem i sobą.
- Dzień dobry księżniczko.
- Cześć - powiedziałam oschle
- Co się stało? Tak właściwie, czemu tu jestem ?
- Bo jesteś na tyle głupi by pić ze swoimi kolegami,również idiotami, i zdradzić własną dziewczynę. Dwa dni Justin! Tyle Ci starczyło by inna miała dać Ci dupy. Tracę wiarę w ludzkość, tracę wiarę w Ciebie, lecisz dwa dni później najebany do jakiejś przypadkowej laski, która maluje Ci swój numer telefonu na ręce jak jakiejś męskiej dziwce, no bez przegięć, kurwa! Jesteśmy dorośli, nie uważasz ,że to chyba nie fair wobec mnie? Twojej narzeczonej.
- Jesteś nią?
- Tylko tyle masz do powiedzenia!?
________________________________________________________
I jak 39?
KOMENTUJCIE! <3
niedziela, 22 września 2013
Rozdział 38
KATHERINE
Usłyszałam tylko trzask drzwiami, nie ruszyłam się, wiedziałam,że za chwilę w sypialni pojawi się Justin. Liczyłam na to,że dostrzeże pierścionek, przemyśli coś, że wiedział co robi zostawiając mnie tak na podłodze.
Oddałam mu swoje serce, oddałam się mu cała mimo sprzeczek, bólu, kłótni, obrażania się.
Nie sądziłam,że kiedykolwiek może dojść do takiej sytuacji, przeze mnie i przez moją głupotę.
I stało się, Justin wszedł do sypialni, nie doszedł do mnie swąd alkoholu, znaczy ,że był grzeczny i nie pił.
Ucieszyła mnie ta wiadomość. Justin przeszedł się kilka razy po pokoju. Po czym miałam nadzieję,że dostrzegł pierścionek.
Jego kroki umilkły, stał jakby w jednym punkcie. Słyszałam ciche westchnięcie, po czym obróciłam się i usiadłam na łóżko.
- Justin, zawsze będziemy od siebie uciekać, zamiast porozmawiać?
- O, Kate ,już nie śpisz. Nie chciałem Cię obudzić.
- Nie spałam. Odpoczywałam.
- Dlaczego nie zareagowałaś jak wszedłem do pokoju?
- Miałam może Ci się rzucić w ramiona i przepraszać za bycie taką straszną dziewczyną?
- Nie, ale jakieś słowo wyjaśnienia.
- Chciałam Ci wyjaśnić wszystko to wstałeś i wyszedłeś. Zostawiłeś mnie tam błagającą o litość, jakbyś rządził moim światem. A tak nie jest, nigdy nie będzie, nie podporządkuję sobie całego świata dla Ciebie, bo Ty tak chcesz, rozumiesz?
- Kate, nie złość się tak.
- Łatwo Ci powiedzieć, Ty się mną bawisz i moimi uczuciami.
- Kate, to nie jest tak. Po prostu gwałtownie zareagowałem na ta sytuację. Przepraszam.
- Wiesz co. Dajmy sobie spokój.
- Co masz na myśli?
- Odpocznijmy od siebie,hm?
- Chcesz tego?
- Tak. Rano zabiorę rzeczy i wrócę do siebie. I tak niebawem wracam do Los Angeles.
- Nie zmienisz decyzji?
- Nie, na razie nie zamierzam, musiałoby się wydarzyć, sama nie wiem co ,bym została.
- Ile chcesz czasu?
- Około tygodnia?
- Skoro to ma Cię uszczęśliwić.
JUSTIN
Usiadłem z nią na przeciw siebie na łóżku. Złapała moje dłonie i powiedziała coś co złamało mnie, moje uczucia...
- Za cały ten czas kiedy byłeś przy mnie, za całą prawdę ,którą mi pokazałeś, za całą radość ,którą wniosłeś do mojego życia, za całe zło,które przemieniłeś w dobro, za każde marzenie, które dzięki Tobie się spełniło, za całą miłość którą znalazłam w Tobie. Będę wdzięczna na zawsze, byłeś tym ,który mnie zawsze podtrzymywał,nie pozwalał upaść. Byłeś tym ,który wypatrzył mnie w tym wszystkim.
Byłeś moja siłą ,kiedy byłam słaba, byłeś moim głosem,kiedy nie mogłam mówić. Byłeś moim wzrokiem, kiedy nie widziałam. Zobaczyłeś we mnie to co najlepsze. Podniosłeś mnie, kiedy nie mogłam dosięgnąć, dałeś mi wiarę,bo sam wierzyłeś, jestem wszystkim tym czym jestem, bo mnie pokochałeś.
Dałeś mi skrzydła i sprawiłeś ,że latałam. Dotknąłeś mojej dłoni, mogłam dotknąć nieba. Straciłam wiarę, oddałeś mi ją. Powiedziałeś ,że każdą gwiazdę da się złapać. Wspierałeś mnie ,więc poczułam dla siebie szacunek. Miałam Twoją miłość więc miałam wszystko. Jestem wdzięczna za każdy dzień ,który mi dałeś.
Prawdą jest to,że zostałam pobłogosławiona, bo miałam Ciebie, byłam przez Ciebie kochana.
Zawsze byłeś blisko mnie, delikatnym wiatrem, który mnie unosił, światełkiem w ciemnościach, który świecił Twą miłością, w moim życiu. Byłeś moim natchnieniem, pośród kłamstw byłeś prawdą, mój świat był lepszym miejscem dzięki Tobie.
Dlatego, chciałam Ci podziękować za wszystko, wiem,że kiedyś jeszcze zatańczymy razem, w wieczności.
Przepraszam , nie gniewaj się.
Kate wstała z łóżka a z moich oczu pociekły łzy, wiem, to nie dla facetów, ale po takich słowach nawet największemu twardzielowi poleciałyby łzy.
Pocałowała mnie w policzek i poszła do łazienki. Zrozumiałem,że nie wspierałem jej, niepotrzebnie zostawiłem ją dzisiaj.
Wiedziałem co źle zrobiłem,chciałbym cofnąć czas i podnieść ją tym razem gdy błagała. Wiedziałem,że ja upokorzyłem i nie wybaczy mi tak prędko.
Zapukałem do drzwi łazienki. Lekko je uchyliła. Usiadła na wannie ,a ja klęknąłem między jej nogami.
- Czy to Twoja ostateczna decyzja?
- Tak kochanie, powinniśmy odpocząć kilka dni. Pojadę do domku moich rodziców ,niedaleko miasta, tam odpocznę,pomyślę i wrócę, dobrze?
- Musisz?
- Nie, ale chcę. Tam na pewno będzie mi lepiej. Odpocznę od tego chaosu ,który wywołaliśmy.
- I jesteś pewna?
- Czy jestem pewna, nie wiem,ale chcę pojechać i się przekonać. Dobrze?
- W porządku. Skoro chcesz.
Kate wstała z wanny i wróciła do pokoju. Ja zaś przemyłem twarz wodą i spojrzałem w lustro. Miałem zaczerwieniony nos, podkrążone oczy, popękaną skórę na wargach... Dopiero zacząłem zauważać co ze mną się stało, co ze mną zrobiły narkotyki.
Wyszedłem do pokoju po dziesięciu minutach, Katherine pakowała się. Spakowała już większość swoich rzeczy po prostu wrzucając je do środka torby. Pierścionek dalej leżał na półce, nie wiedziałem czy jej go podać czy nie.
Zrezygnowałem. Usiadłem na łóżku, w powietrzu unosił się jej zapach, zawsze go uwielbiałem. Nie wiem co się z nami stało, chyba nigdy nie będę sobie w stanie wybaczyć wczorajszego dnia.
Dlaczego ja ją tam tak zostawiłem,zamiast wesprzeć, sam sobie jestem winny...
KATHERINE
Czułam,że żałuje, czułam to bardzo mocno. Byliśmy prawie jednością,wiedziałam w każdym momencie co czuł. Co było szczere a co nie, szkoda ,że On mnie nie znał tak dobrze, a obarczał mnie o coś czego nie zrobiłam.
A nawet gdybym zrobiła to nieumyślnie. Nigdy nie miałam ochoty go krzywdzić, nigdy przenigdy nie chciałam go od siebie odepchnąć.
Widocznie, tak powinno być, powinniśmy się z tym pogodzić. To krótka przerwa, nauczymy się robić cokolwiek bez siebie. Zatęsknimy, zbudujemy mocniejszy związek...
Nigdy nic nie wiadomo.
Rano około ósmej , gdy już dogadaliśmy się z Justinem, wzięłam swoje torby i zeszłam na dół. Ubrałam na siebie jakiś dres i luźną koszulkę. Założyłam trampki i okulary przeciwsłoneczne.
Justin gdy wychodziłam złapał mnie za rękę.
- Nie idź ,proszę.
- Justin, rozmawialiśmy o tym, całą noc. Pójdę.
- Weź chociaż pierścionek.
- Nie powinnam. Będzie mi źle wspominał i pokazywał co zrobiłam.
- Proszę weź go - pociekła mu łza
Otarłam ją po czym wzięłam z ręki Justina pierścionek zaręczynowy i odłożyłam go na komodę w korytarzu.
Ucałowałam Justina w polik , po czym lekko spoczęłam na jego ramieniu. Justin mocno mnie objął , czułam jak jego serce bije.
Moje nozdrza podrażnił zapach jego skóry i silnych perfum. Wtuliłam się w niego mocniej. I zaciągnęłam się tym zapachem. Z oczu poleciały mi dwie łzy, dwie czyste łzy.
- Może zostaniesz? - zapytał Justin
- Nie mogę, skarbie, nie mogę.
Justin uwolnił mnie ze swoich ramion i pozwolił odejść. Wiedział co robi, wiedział co się z tym wiąże, chyba był gotowy. Wbrew pozorom, ja nie byłam... Ale musiałam to zrobić i udowodnić sobie coś.
Chwyciłam swoja torbę i przekroczyłam próg domu. Wyszłam z niego... Zdałam sobie sprawę ,że to co teraz zrobię spowoduje zmierzch pewnej epoki...
- Kocham Cię - dodał Justin.
Kurwa! W tym momencie, musiał? Musiał?! No dlaczego...
_________________________________________________________
I jak 38?
KOMENTUJCIE! <3
Nie zapraszajcie mnie do blogów w komentarzach, nie reklamujcie się, będę usuwała takie komentarze. I tak nie mam czasu niestety czytać Waszych blogów.
Usłyszałam tylko trzask drzwiami, nie ruszyłam się, wiedziałam,że za chwilę w sypialni pojawi się Justin. Liczyłam na to,że dostrzeże pierścionek, przemyśli coś, że wiedział co robi zostawiając mnie tak na podłodze.
Oddałam mu swoje serce, oddałam się mu cała mimo sprzeczek, bólu, kłótni, obrażania się.
Nie sądziłam,że kiedykolwiek może dojść do takiej sytuacji, przeze mnie i przez moją głupotę.
I stało się, Justin wszedł do sypialni, nie doszedł do mnie swąd alkoholu, znaczy ,że był grzeczny i nie pił.
Ucieszyła mnie ta wiadomość. Justin przeszedł się kilka razy po pokoju. Po czym miałam nadzieję,że dostrzegł pierścionek.
Jego kroki umilkły, stał jakby w jednym punkcie. Słyszałam ciche westchnięcie, po czym obróciłam się i usiadłam na łóżko.
- Justin, zawsze będziemy od siebie uciekać, zamiast porozmawiać?
- O, Kate ,już nie śpisz. Nie chciałem Cię obudzić.
- Nie spałam. Odpoczywałam.
- Dlaczego nie zareagowałaś jak wszedłem do pokoju?
- Miałam może Ci się rzucić w ramiona i przepraszać za bycie taką straszną dziewczyną?
- Nie, ale jakieś słowo wyjaśnienia.
- Chciałam Ci wyjaśnić wszystko to wstałeś i wyszedłeś. Zostawiłeś mnie tam błagającą o litość, jakbyś rządził moim światem. A tak nie jest, nigdy nie będzie, nie podporządkuję sobie całego świata dla Ciebie, bo Ty tak chcesz, rozumiesz?
- Kate, nie złość się tak.
- Łatwo Ci powiedzieć, Ty się mną bawisz i moimi uczuciami.
- Kate, to nie jest tak. Po prostu gwałtownie zareagowałem na ta sytuację. Przepraszam.
- Wiesz co. Dajmy sobie spokój.
- Co masz na myśli?
- Odpocznijmy od siebie,hm?
- Chcesz tego?
- Tak. Rano zabiorę rzeczy i wrócę do siebie. I tak niebawem wracam do Los Angeles.
- Nie zmienisz decyzji?
- Nie, na razie nie zamierzam, musiałoby się wydarzyć, sama nie wiem co ,bym została.
- Ile chcesz czasu?
- Około tygodnia?
- Skoro to ma Cię uszczęśliwić.
JUSTIN
Usiadłem z nią na przeciw siebie na łóżku. Złapała moje dłonie i powiedziała coś co złamało mnie, moje uczucia...
- Za cały ten czas kiedy byłeś przy mnie, za całą prawdę ,którą mi pokazałeś, za całą radość ,którą wniosłeś do mojego życia, za całe zło,które przemieniłeś w dobro, za każde marzenie, które dzięki Tobie się spełniło, za całą miłość którą znalazłam w Tobie. Będę wdzięczna na zawsze, byłeś tym ,który mnie zawsze podtrzymywał,nie pozwalał upaść. Byłeś tym ,który wypatrzył mnie w tym wszystkim.
Byłeś moja siłą ,kiedy byłam słaba, byłeś moim głosem,kiedy nie mogłam mówić. Byłeś moim wzrokiem, kiedy nie widziałam. Zobaczyłeś we mnie to co najlepsze. Podniosłeś mnie, kiedy nie mogłam dosięgnąć, dałeś mi wiarę,bo sam wierzyłeś, jestem wszystkim tym czym jestem, bo mnie pokochałeś.
Dałeś mi skrzydła i sprawiłeś ,że latałam. Dotknąłeś mojej dłoni, mogłam dotknąć nieba. Straciłam wiarę, oddałeś mi ją. Powiedziałeś ,że każdą gwiazdę da się złapać. Wspierałeś mnie ,więc poczułam dla siebie szacunek. Miałam Twoją miłość więc miałam wszystko. Jestem wdzięczna za każdy dzień ,który mi dałeś.
Prawdą jest to,że zostałam pobłogosławiona, bo miałam Ciebie, byłam przez Ciebie kochana.
Zawsze byłeś blisko mnie, delikatnym wiatrem, który mnie unosił, światełkiem w ciemnościach, który świecił Twą miłością, w moim życiu. Byłeś moim natchnieniem, pośród kłamstw byłeś prawdą, mój świat był lepszym miejscem dzięki Tobie.
Dlatego, chciałam Ci podziękować za wszystko, wiem,że kiedyś jeszcze zatańczymy razem, w wieczności.
Przepraszam , nie gniewaj się.
Kate wstała z łóżka a z moich oczu pociekły łzy, wiem, to nie dla facetów, ale po takich słowach nawet największemu twardzielowi poleciałyby łzy.
Pocałowała mnie w policzek i poszła do łazienki. Zrozumiałem,że nie wspierałem jej, niepotrzebnie zostawiłem ją dzisiaj.
Wiedziałem co źle zrobiłem,chciałbym cofnąć czas i podnieść ją tym razem gdy błagała. Wiedziałem,że ja upokorzyłem i nie wybaczy mi tak prędko.
Zapukałem do drzwi łazienki. Lekko je uchyliła. Usiadła na wannie ,a ja klęknąłem między jej nogami.
- Czy to Twoja ostateczna decyzja?
- Tak kochanie, powinniśmy odpocząć kilka dni. Pojadę do domku moich rodziców ,niedaleko miasta, tam odpocznę,pomyślę i wrócę, dobrze?
- Musisz?
- Nie, ale chcę. Tam na pewno będzie mi lepiej. Odpocznę od tego chaosu ,który wywołaliśmy.
- I jesteś pewna?
- Czy jestem pewna, nie wiem,ale chcę pojechać i się przekonać. Dobrze?
- W porządku. Skoro chcesz.
Kate wstała z wanny i wróciła do pokoju. Ja zaś przemyłem twarz wodą i spojrzałem w lustro. Miałem zaczerwieniony nos, podkrążone oczy, popękaną skórę na wargach... Dopiero zacząłem zauważać co ze mną się stało, co ze mną zrobiły narkotyki.
Wyszedłem do pokoju po dziesięciu minutach, Katherine pakowała się. Spakowała już większość swoich rzeczy po prostu wrzucając je do środka torby. Pierścionek dalej leżał na półce, nie wiedziałem czy jej go podać czy nie.
Zrezygnowałem. Usiadłem na łóżku, w powietrzu unosił się jej zapach, zawsze go uwielbiałem. Nie wiem co się z nami stało, chyba nigdy nie będę sobie w stanie wybaczyć wczorajszego dnia.
Dlaczego ja ją tam tak zostawiłem,zamiast wesprzeć, sam sobie jestem winny...
KATHERINE
Czułam,że żałuje, czułam to bardzo mocno. Byliśmy prawie jednością,wiedziałam w każdym momencie co czuł. Co było szczere a co nie, szkoda ,że On mnie nie znał tak dobrze, a obarczał mnie o coś czego nie zrobiłam.
A nawet gdybym zrobiła to nieumyślnie. Nigdy nie miałam ochoty go krzywdzić, nigdy przenigdy nie chciałam go od siebie odepchnąć.
Widocznie, tak powinno być, powinniśmy się z tym pogodzić. To krótka przerwa, nauczymy się robić cokolwiek bez siebie. Zatęsknimy, zbudujemy mocniejszy związek...
Nigdy nic nie wiadomo.
Rano około ósmej , gdy już dogadaliśmy się z Justinem, wzięłam swoje torby i zeszłam na dół. Ubrałam na siebie jakiś dres i luźną koszulkę. Założyłam trampki i okulary przeciwsłoneczne.
Justin gdy wychodziłam złapał mnie za rękę.
- Nie idź ,proszę.
- Justin, rozmawialiśmy o tym, całą noc. Pójdę.
- Weź chociaż pierścionek.
- Nie powinnam. Będzie mi źle wspominał i pokazywał co zrobiłam.
- Proszę weź go - pociekła mu łza
Otarłam ją po czym wzięłam z ręki Justina pierścionek zaręczynowy i odłożyłam go na komodę w korytarzu.
Ucałowałam Justina w polik , po czym lekko spoczęłam na jego ramieniu. Justin mocno mnie objął , czułam jak jego serce bije.
Moje nozdrza podrażnił zapach jego skóry i silnych perfum. Wtuliłam się w niego mocniej. I zaciągnęłam się tym zapachem. Z oczu poleciały mi dwie łzy, dwie czyste łzy.
- Może zostaniesz? - zapytał Justin
- Nie mogę, skarbie, nie mogę.
Justin uwolnił mnie ze swoich ramion i pozwolił odejść. Wiedział co robi, wiedział co się z tym wiąże, chyba był gotowy. Wbrew pozorom, ja nie byłam... Ale musiałam to zrobić i udowodnić sobie coś.
Chwyciłam swoja torbę i przekroczyłam próg domu. Wyszłam z niego... Zdałam sobie sprawę ,że to co teraz zrobię spowoduje zmierzch pewnej epoki...
- Kocham Cię - dodał Justin.
Kurwa! W tym momencie, musiał? Musiał?! No dlaczego...
_________________________________________________________
I jak 38?
KOMENTUJCIE! <3
Nie zapraszajcie mnie do blogów w komentarzach, nie reklamujcie się, będę usuwała takie komentarze. I tak nie mam czasu niestety czytać Waszych blogów.
piątek, 20 września 2013
Rozdział 37
JUSTIN
Obawiałem się, tego co mi powie własna narzeczona. Panikowałem wręcz, mimo,że jestem dość stabilny w uczuciach, a tym razem, bach ! Panikowałem jak nigdy.
Bałem się,że zerwie ze mną,że porzuci. Nie chciałem stracić swojej ukochanej, więc wyprzedzałem ją w słowach, licząc ,że tym coś uzyskam.
Niestety Kate, jak zawsze opanowała kazała mi siedzieć cicho i wysłuchać co ma do powiedzenia, nie wiedziałem kompletnie czego się spodziewać.
Mogła powiedzieć,że coś z salą nie tak,że z nią,że z rodziną. Ale takiej bomby jaką mi zrzuciła nigdy bym się nie spodziewał. Nigdy bym jej o to nie posądził. Nigdy w życiu bym się nie domyślił.
- Jak to poroniłaś? Od kiedy Ty kurwa w ciąży jesteś, byłaś? Kurwa, jak , z kim?
- Justin! Nie przeklinaj tak. Nic złego nie zrobiłam. Nie wiem czyje dziecko, nie pamiętam.
- Kate, zawiodłem się , na prawdę.
Kate, przysunęła się do mnie. Na co ja zareagowałem tylko zimnym spojrzeniem, odrzucenia. Odpychała mnie, nie była już tak atrakcyjna. W tym momencie czułem obrzydzenie, nienawiść ,złość, wkurzenie, cholerne wkurzenie.
Wstałem z kanapy ,spuszczając jej dłonie w dół. Nie miałem ochoty wysłuchiwać, Justin nie chciałam, Justin to nie tak jak myślisz.
Niby zawsze jest tak jak ja nie myślę, a wychodzi na jedno. Wszystkie kobiety to oszustki. Nie wierzę,że nie wiedziała,że jest w ciąży, nie wierzę ,że nie czuła nic.
- Jesteś zwykłą oszustką Kate, jeśli w ogóle masz tak na imię.
- Będziesz teraz bawił się w teksty z bajek?
- Oszukałaś mnie, nie wierzę,że nie wiedziałaś o ciąży.
- Łzy nic dla Ciebie nie znaczą? Nie wiedziałam, nie czułam nic, nie widziałam zmian, to skąd miałam niby wiedzieć?! Ogarnij się Justin. Nie zrobiłabym Ci czegoś takiego. Gdybym się dowiedziała, powiedziałabym Ci , jako pierwszej osobie.
- Jasne, jasne. Co jeszcze zmyślisz? Kolejne łzy?
- Tego nie da się zmyślić , nie w moim przypadku. Każda łza coś znaczy, każda jest szczera.
- Nie oszukuj mnie Kate, znam Cię już za dobrze. Masz wszelkie gierki opanowane do perfekcji. Do manipulacji także.
- Myślisz,że w tym stanie dałabym radę kogokolwiek oszukać i jakikolwiek przekręt zrobić, byleby wyjść na swoje? Grubo się mylisz. Mam serce, w przeciwieństwie do Ciebie. Na prawdę.
Wstałem , ubrałem się , na co założyłem baseballówkę i wyszedłem. Obyło się bez krzyków, jeśli teraz wyjdziesz to możesz o nas zapomnieć. Nic nie dzieje się tak jak w filmach, kompletnie nic.
Ponoć jesteś nikim, póki Cię nikt nie pokocha, to ciężkie czasy, gdy nikt Cię nie chce. To zimne serce gdy nikt Cię nie przytula. Czy Kate, na prawdę mnie kochała ,czy wszystko było fikcją, bo chciała pieniądze na dziecko?
Nie wiem sam co myśleć. Nie wiem kompletnie nic... Pogubiłem się, ale wiem ,znam kogoś kto wie o niej wszystko zna ją od dziecka, od zawsze, kto wie co czuje, co myśli, kim tak na prawdę jest.
KATHERINE
Moje słowa na Justinie nie zrobiły kompletnie żadnego wrażenia, to ,że mu wyznałam co się zdarzyło, to co było między nami, jakby prysnęło w jednej chwili, jakby odsunął się ode mnie.
Czekasz na tę jedną chwilę, serce jak szalone bije, zrozumiałam po co żyję, wiem ,że czuje to co ja.
Wielka miłość nie wybiera, czy jej chcemy, nie pyta nas wcale... Wielka miłość ,wielka siła. Zostajemy jej wierni na zawsze.
Ponoć, tak mówią, nie poznałam jej chyba jeszcze... Pierwszy raz w życiu zwątpiłam czy Justin to ten właściwy, czy to jest taka siła, której pozostanę wierna na zawsze. Czy jestem w stanie wytrzymać z takim człowiekiem?
Obraża się o byle co, posądza o co chce. Przecież to mogło być jego maleństwo, zamiast mnie wesprzeć, wyszedł. Pozwolił mi upaść i klęczeć na ziemi niczym męczennikowi, a sam ,spojrzał się pogardliwie i wyszedł.
Nikt nigdy nie wie o takiej sytuacji, a jednak , zdarzają się, nie wyglądamy zawsze tak wesoło i radośnie jak przy wszystkich. W domu schodzi z nas cały blichtr, zostajemy sami ze sobą. I wybucha trzecia wojna światowa.
To jest trochę jak obóz przetrwania, wygrają najlepsi. Jeśli nie polecą talerze, sztućce, lampy, jest dobrze.
Jeśli przetrwamy,możemy być szczęśliwi... Jeśli. To jest to słowo które jest dźwignią naszego związku. Jeśli będziemy szczęśliwi, jeśli się nie zabijemy, jeśli przetrwamy...
Myślałam,że jest nam dobrze... W miarę. Byliśmy szczęśliwi, były sprzeczki,ale to normalne w związkach,nigdy nie posądzałam Justina o taki wstręt do mnie.
Ale cóż, może tak miało być, może nie jesteśmy sobie pisani? Kto zostawia swoją kobietę po poronieniu, samą na ziemi, klękającą i proszącą o litość ? Ostatni,skończony dupek!
Justin nie wracał do późnego wieczora, chodziłam bez celu po domu, szukając zajęcia dla siebie. Nie było co robić, umyłam włosy, lekko je rozczesałam , upięłam w niechlujnego koka.
Założyłam na siebie biały top i luźne szare spodnie od piżamy ,na komodę która stoi na przeciw naszego łóżka, położyłam pierścionek zaręczynowy. Nie wiem czy zdjęłam go na zawsze czy nie, ale wiem,że przez tę noc nie wiedziałam na czym stoimy...
JUSTIN
Kilkanaście minut później zapukałem do drzwi Vanessy, była najwyraźniej zaskoczona wizytą,ale nie narzekała. Kto by nie chciał takiej wizyty.
- Możemy porozmawiać?
- Pewnie, proszę ,wejdź.
Wszedłem o środka i usiadłem w jadalni, gdzie Vanessa postawiła mrożoną herbatę.
- Możesz mi coś powiedzieć, wyjaśnić, uzmysłowić ?
- Co takiego?
- Czy Kate , no czy Ona zwierzała Ci się,że była w ciąży?
- W ciąży, o jeju! Gratuluję!
Jej wypowiedź nie miała ani grama zawahania, ani fałszywości, Vanessa była w szoku.
- Nie ma czego gratulować. Poroniła, dlatego powiedziałem była.
- Jezu! Przepraszam, nie dosłyszałam... Co się stało?
- W sumie nie wiem, powiedziała mi ,że poroniła,że sama nie wiedziała o ciąży, że nie jest pewna jak nawet się to stało ,kiedy, z kim, w jakich okolicznościach. Wiem,że ze mną się nie zabezpieczała, ale powinienem wiedzieć,gdyby coś takiego zaszło.
- Może coś pominąłeś?
- Może, nie wiem na prawdę co robić. Kłócimy się, wiecznie. Drzemy koty o byle co, rzucamy w siebie wszystkim.
- Przecież się zaręczyliście.
- Ta, kocham ją, to nie jest tak,że zaręczyłem się by ją uspokoić.
- To dlaczego?
- Ma dobre serce, jest wierna, wybacza mi wszystko, na prawdę wszystko. Kocha mnie, i okazuję tą miłość codziennie. I wiem,że nie kłamie.
- To dlaczego jesteś tutaj zamiast jej wysłuchać?
- Chyba chciałem mieć jakąkolwiek wymówkę, by wyjść.
- Widzisz, lepiej nie pokazywać raju,jeśli się chce go spalić, prawda?
- Prawda.
Siedziałem jeszcze z Vanessą kilka godzin, gdy zauważyłem,że na dworze zrobiło się całkiem czarno.
- Odprowadzę Cię do drzwi.
- Trafię.
- Pójdę ,pójdę, nie odmawiaj.
Przytaknąłem jej na zgodę, i poszedłem do drzwi. Założyłem buty i poprawiłem fryzurę w lustrze. Vanessa stała w ciszy jakby myślała nad całą sytuacją.
- Justin, mam pytanie.
- Tak?
- Gdyby Wam nie wyszło, wiesz ,że możesz zamieszkać tutaj, ze mną. Jestem całymi dniami sama.
- Chyba nie powinnaś o takie coś prosić, pytać, jestem z Twoją przyjaciółką.
- Tak,ale to tylko nocleg.
- Ja mam dom. Nie ,dzięki Vanessa, ale nie wysilaj się , nie myślałaś chyba ,że kiedykolwiek coś z tego by było?
- Nie, nie skąd.
Uśmiechnąłem się, pocałowałem w polik i wyszedłem. Nie chciałem by za daleko cokolwiek się potoczyło.
Uciekłem spod jej bramy i poszedłem do domu. Wszystkie światła pogaszone, nawet nocne lampki. Nic nie świeciło. Kompletna ciemnia. Kate najwyraźniej spała. Chyba starała się zapomnieć o całej sytuacji.
Przekręciłem zamek kluczami, i wszedłem do środka. Zamknąłem drzwi ,zdjąłem buty, baseballówkę, czapkę i odłożyłem kluczyki na półkę. Poszedłem po cichu do pokoju w którym spokojnie spała Kate.
Wszedłem po cichu , spała niczym Anioł. Włosy upięte tak jakby miała wszystko gdzieś, przecież miała. Myślę, że tak po prostu historia powinna się potoczyć..
Nie mogę żyć,jeśli to życie ma być bez Niej, u mojego boku. Nie potrafiłbym niczego bez niej zrobić..
Chociaż po tym co ujrzałem, widać,że Ona może. Moje oko ujrzało pierścionek zaręczynowy na komodzie.. Nie wiedziałem co to znaczy,czy zrywa, czy odpoczywa,czy po prostu zapomniała ubrać?
Sam nie wiem, nie wiem na czym stoimy. Odłożyłem pierścionek... Tak zabolało mnie to. Powinna go nosić ,mimo wszystko..
- Justin zawsze będziemy od siebie uciekać,zamiast porozmawiać? - zapytała cichym głosem Kate
___________________________________________________
I jak 37 rozdział ? :)
KOMENTUJCIE! <3
Obawiałem się, tego co mi powie własna narzeczona. Panikowałem wręcz, mimo,że jestem dość stabilny w uczuciach, a tym razem, bach ! Panikowałem jak nigdy.
Bałem się,że zerwie ze mną,że porzuci. Nie chciałem stracić swojej ukochanej, więc wyprzedzałem ją w słowach, licząc ,że tym coś uzyskam.
Niestety Kate, jak zawsze opanowała kazała mi siedzieć cicho i wysłuchać co ma do powiedzenia, nie wiedziałem kompletnie czego się spodziewać.
Mogła powiedzieć,że coś z salą nie tak,że z nią,że z rodziną. Ale takiej bomby jaką mi zrzuciła nigdy bym się nie spodziewał. Nigdy bym jej o to nie posądził. Nigdy w życiu bym się nie domyślił.
- Jak to poroniłaś? Od kiedy Ty kurwa w ciąży jesteś, byłaś? Kurwa, jak , z kim?
- Justin! Nie przeklinaj tak. Nic złego nie zrobiłam. Nie wiem czyje dziecko, nie pamiętam.
- Kate, zawiodłem się , na prawdę.
Kate, przysunęła się do mnie. Na co ja zareagowałem tylko zimnym spojrzeniem, odrzucenia. Odpychała mnie, nie była już tak atrakcyjna. W tym momencie czułem obrzydzenie, nienawiść ,złość, wkurzenie, cholerne wkurzenie.
Wstałem z kanapy ,spuszczając jej dłonie w dół. Nie miałem ochoty wysłuchiwać, Justin nie chciałam, Justin to nie tak jak myślisz.
Niby zawsze jest tak jak ja nie myślę, a wychodzi na jedno. Wszystkie kobiety to oszustki. Nie wierzę,że nie wiedziała,że jest w ciąży, nie wierzę ,że nie czuła nic.
- Jesteś zwykłą oszustką Kate, jeśli w ogóle masz tak na imię.
- Będziesz teraz bawił się w teksty z bajek?
- Oszukałaś mnie, nie wierzę,że nie wiedziałaś o ciąży.
- Łzy nic dla Ciebie nie znaczą? Nie wiedziałam, nie czułam nic, nie widziałam zmian, to skąd miałam niby wiedzieć?! Ogarnij się Justin. Nie zrobiłabym Ci czegoś takiego. Gdybym się dowiedziała, powiedziałabym Ci , jako pierwszej osobie.
- Jasne, jasne. Co jeszcze zmyślisz? Kolejne łzy?
- Tego nie da się zmyślić , nie w moim przypadku. Każda łza coś znaczy, każda jest szczera.
- Nie oszukuj mnie Kate, znam Cię już za dobrze. Masz wszelkie gierki opanowane do perfekcji. Do manipulacji także.
- Myślisz,że w tym stanie dałabym radę kogokolwiek oszukać i jakikolwiek przekręt zrobić, byleby wyjść na swoje? Grubo się mylisz. Mam serce, w przeciwieństwie do Ciebie. Na prawdę.
Wstałem , ubrałem się , na co założyłem baseballówkę i wyszedłem. Obyło się bez krzyków, jeśli teraz wyjdziesz to możesz o nas zapomnieć. Nic nie dzieje się tak jak w filmach, kompletnie nic.
Ponoć jesteś nikim, póki Cię nikt nie pokocha, to ciężkie czasy, gdy nikt Cię nie chce. To zimne serce gdy nikt Cię nie przytula. Czy Kate, na prawdę mnie kochała ,czy wszystko było fikcją, bo chciała pieniądze na dziecko?
Nie wiem sam co myśleć. Nie wiem kompletnie nic... Pogubiłem się, ale wiem ,znam kogoś kto wie o niej wszystko zna ją od dziecka, od zawsze, kto wie co czuje, co myśli, kim tak na prawdę jest.
KATHERINE
Moje słowa na Justinie nie zrobiły kompletnie żadnego wrażenia, to ,że mu wyznałam co się zdarzyło, to co było między nami, jakby prysnęło w jednej chwili, jakby odsunął się ode mnie.
Czekasz na tę jedną chwilę, serce jak szalone bije, zrozumiałam po co żyję, wiem ,że czuje to co ja.
Wielka miłość nie wybiera, czy jej chcemy, nie pyta nas wcale... Wielka miłość ,wielka siła. Zostajemy jej wierni na zawsze.
Ponoć, tak mówią, nie poznałam jej chyba jeszcze... Pierwszy raz w życiu zwątpiłam czy Justin to ten właściwy, czy to jest taka siła, której pozostanę wierna na zawsze. Czy jestem w stanie wytrzymać z takim człowiekiem?
Obraża się o byle co, posądza o co chce. Przecież to mogło być jego maleństwo, zamiast mnie wesprzeć, wyszedł. Pozwolił mi upaść i klęczeć na ziemi niczym męczennikowi, a sam ,spojrzał się pogardliwie i wyszedł.
Nikt nigdy nie wie o takiej sytuacji, a jednak , zdarzają się, nie wyglądamy zawsze tak wesoło i radośnie jak przy wszystkich. W domu schodzi z nas cały blichtr, zostajemy sami ze sobą. I wybucha trzecia wojna światowa.
To jest trochę jak obóz przetrwania, wygrają najlepsi. Jeśli nie polecą talerze, sztućce, lampy, jest dobrze.
Jeśli przetrwamy,możemy być szczęśliwi... Jeśli. To jest to słowo które jest dźwignią naszego związku. Jeśli będziemy szczęśliwi, jeśli się nie zabijemy, jeśli przetrwamy...
Myślałam,że jest nam dobrze... W miarę. Byliśmy szczęśliwi, były sprzeczki,ale to normalne w związkach,nigdy nie posądzałam Justina o taki wstręt do mnie.
Ale cóż, może tak miało być, może nie jesteśmy sobie pisani? Kto zostawia swoją kobietę po poronieniu, samą na ziemi, klękającą i proszącą o litość ? Ostatni,skończony dupek!
Justin nie wracał do późnego wieczora, chodziłam bez celu po domu, szukając zajęcia dla siebie. Nie było co robić, umyłam włosy, lekko je rozczesałam , upięłam w niechlujnego koka.
Założyłam na siebie biały top i luźne szare spodnie od piżamy ,na komodę która stoi na przeciw naszego łóżka, położyłam pierścionek zaręczynowy. Nie wiem czy zdjęłam go na zawsze czy nie, ale wiem,że przez tę noc nie wiedziałam na czym stoimy...
JUSTIN
Kilkanaście minut później zapukałem do drzwi Vanessy, była najwyraźniej zaskoczona wizytą,ale nie narzekała. Kto by nie chciał takiej wizyty.
- Możemy porozmawiać?
- Pewnie, proszę ,wejdź.
Wszedłem o środka i usiadłem w jadalni, gdzie Vanessa postawiła mrożoną herbatę.
- Możesz mi coś powiedzieć, wyjaśnić, uzmysłowić ?
- Co takiego?
- Czy Kate , no czy Ona zwierzała Ci się,że była w ciąży?
- W ciąży, o jeju! Gratuluję!
Jej wypowiedź nie miała ani grama zawahania, ani fałszywości, Vanessa była w szoku.
- Nie ma czego gratulować. Poroniła, dlatego powiedziałem była.
- Jezu! Przepraszam, nie dosłyszałam... Co się stało?
- W sumie nie wiem, powiedziała mi ,że poroniła,że sama nie wiedziała o ciąży, że nie jest pewna jak nawet się to stało ,kiedy, z kim, w jakich okolicznościach. Wiem,że ze mną się nie zabezpieczała, ale powinienem wiedzieć,gdyby coś takiego zaszło.
- Może coś pominąłeś?
- Może, nie wiem na prawdę co robić. Kłócimy się, wiecznie. Drzemy koty o byle co, rzucamy w siebie wszystkim.
- Przecież się zaręczyliście.
- Ta, kocham ją, to nie jest tak,że zaręczyłem się by ją uspokoić.
- To dlaczego?
- Ma dobre serce, jest wierna, wybacza mi wszystko, na prawdę wszystko. Kocha mnie, i okazuję tą miłość codziennie. I wiem,że nie kłamie.
- To dlaczego jesteś tutaj zamiast jej wysłuchać?
- Chyba chciałem mieć jakąkolwiek wymówkę, by wyjść.
- Widzisz, lepiej nie pokazywać raju,jeśli się chce go spalić, prawda?
- Prawda.
Siedziałem jeszcze z Vanessą kilka godzin, gdy zauważyłem,że na dworze zrobiło się całkiem czarno.
- Odprowadzę Cię do drzwi.
- Trafię.
- Pójdę ,pójdę, nie odmawiaj.
Przytaknąłem jej na zgodę, i poszedłem do drzwi. Założyłem buty i poprawiłem fryzurę w lustrze. Vanessa stała w ciszy jakby myślała nad całą sytuacją.
- Justin, mam pytanie.
- Tak?
- Gdyby Wam nie wyszło, wiesz ,że możesz zamieszkać tutaj, ze mną. Jestem całymi dniami sama.
- Chyba nie powinnaś o takie coś prosić, pytać, jestem z Twoją przyjaciółką.
- Tak,ale to tylko nocleg.
- Ja mam dom. Nie ,dzięki Vanessa, ale nie wysilaj się , nie myślałaś chyba ,że kiedykolwiek coś z tego by było?
- Nie, nie skąd.
Uśmiechnąłem się, pocałowałem w polik i wyszedłem. Nie chciałem by za daleko cokolwiek się potoczyło.
Uciekłem spod jej bramy i poszedłem do domu. Wszystkie światła pogaszone, nawet nocne lampki. Nic nie świeciło. Kompletna ciemnia. Kate najwyraźniej spała. Chyba starała się zapomnieć o całej sytuacji.
Przekręciłem zamek kluczami, i wszedłem do środka. Zamknąłem drzwi ,zdjąłem buty, baseballówkę, czapkę i odłożyłem kluczyki na półkę. Poszedłem po cichu do pokoju w którym spokojnie spała Kate.
Wszedłem po cichu , spała niczym Anioł. Włosy upięte tak jakby miała wszystko gdzieś, przecież miała. Myślę, że tak po prostu historia powinna się potoczyć..
Nie mogę żyć,jeśli to życie ma być bez Niej, u mojego boku. Nie potrafiłbym niczego bez niej zrobić..
Chociaż po tym co ujrzałem, widać,że Ona może. Moje oko ujrzało pierścionek zaręczynowy na komodzie.. Nie wiedziałem co to znaczy,czy zrywa, czy odpoczywa,czy po prostu zapomniała ubrać?
Sam nie wiem, nie wiem na czym stoimy. Odłożyłem pierścionek... Tak zabolało mnie to. Powinna go nosić ,mimo wszystko..
- Justin zawsze będziemy od siebie uciekać,zamiast porozmawiać? - zapytała cichym głosem Kate
___________________________________________________
I jak 37 rozdział ? :)
KOMENTUJCIE! <3
środa, 18 września 2013
Rozdział 36
JUSTIN
Poranek nie należał do najprzyjemniejszych w życiu. Zostałem brutalnie obudzony sms'em.
Miałem potwornego kaca, oddech jak po tygodniowej libacji, gardło bolało niemiłosiernie, suche było ,że ledwo co mogłem oddychać.
W kuchni wziąłem cały pięciolitrowy baniak z wodą , i słomkę. Wsadziłem ją w baniak i wypiłem ponad litr wody. Wyciągnąłem ją i ponownie położyłem się spać, zapominając kompletnie o wiadomości.
Obudziłem się około godziny później. Wyszedłem na taras, zaczęło mnie interesować to gdzie jest Kate. Pomyślałem więc wtedy o telefonie. Poszedłem na górę i przeczytałem wiadomość. Tak to była Ona.
Miała swoje sprawy po imprezie do ogarnięcia, sala ,zapłacenie za wszystko, pewnie rozwożenie wszystkiego. Domyśliła się ,że ja nie byłbym dzisiaj najlepszym kompanem do tego.
Wróciłem na taras, zupełnie pozbawiony sił, kompletnie nie do życia. Moją przyjaciółką stała się woda.
Piłem i piłem, a wciąż czułem tą suchość w gardle. Nigdy więcej takiej libacji. Moje spodnie całe w wymiocinach. Nigdy więcej!
Tak wiem ,mówię nigdy więcej, a zawsze jest tak,że dwa dni później znów leżę najebany w cztery dupy pod stołem. Kiedyś nigdy nie doprowadziłem siebie do stanu trzeźwości. Przechodziłem z jednego picia do drugiego. Impreza na okrągło.
Nie powtórzę już tych wakacji, nigdy. Nie mogę tak się wystawiać już. Piłem całą noc, poszedłem spać od szóstej do dziewiątej i od rana ponowne picie.
Zawsze miałem takie historie, w wakacje nigdy nie chodziłem trzeźwy, nigdy. Na szczęście to się skończyło, to moje pierwsze upicie się w tym tygodniu i w ciągu tych wakacji. A minęła prawie połowa.
Z tego co dalej pamiętam przeczłapałem się do łóżka, bo słońce jeszcze bardziej mnie wysuszyło. Na chwilę byłem w basenie, co mnie na prawdę orzeźwiło. Wróciłem do łóżka i zdrzemnąłem się.
Obudziłem się dopiero około godziny później gdy Kate wróciła do domu.
Widziałem,że nie była teraz najszczęśliwszą osobą na świecie, oczy miała lekko zapuchnięte, tusz spływał jej po polikach, miała mokre powieki i policzki.
Usta lekko zaczerwienione odznaczały się w tym momencie na jej bladej twarzy. Była biała , blada, niczym śnieg zimą. Wyglądała jakby została w innym świecie, jej wzrok nie był ani wesoły, czy jakkolwiek żywy, był pusty.
Wzrok wbiła w ziemie, wyglądała jakby chciała właśnie by ta ziemia pod nią zapadła się...
Zastanawiałem się czemu.
KATHERINE
Bałam się. Nie wiedziałam co może mi powiedzieć. Czekałam niczym oskarżony ,który tylko siedzi i czeka ,aż sędzia wyda na niego wyrok.
Nie wiedziałam kompletnie czego się spodziewać, nie wiedziałam co lekarz może mi powiedzieć,co mogło mi być. Przecież co jak co,ale o zdrowie dbam.
Nie jadam źle, uprawiam sport, wysypiam się, prowadzę chyba zdrowy tryb życia, tak mi się bynajmniej wydaje. Nie jestem ani palaczką, nie biorę narkotyków, pić też piję sporadycznie, także nie szkodzę sobie tak dostatecznie jak inni.
Przeważnie tak jest, Ci co prowadzą zdrowy tryb życia, obrywają od losu, a najgorsi żule przeważnie są zdrowi. Nigdy nie zrozumiem tego pokręconego mechanizmu. Zbyt skomplikowane.
Siedziałam tam jak na szpilkach, lekarz usiadł na przeciw mnie i spojrzał z grobową miną. Jakby właśnie zobaczył ducha. Widziałam,że brakuje mu słów. Bałam się, bałam się tego co powie, co usłyszę, czym się być może załamię. W końcu siedząc w takim gabinecie,przeważnie nie słyszy się optymistycznych wieści.
Podobnie jak ja dzisiaj.
- Kate, nie wiem czy to planowałaś czy nie. Ale zaszło w Twoim organizmie coś co nie powinno się zdarzyć, bo masz wszystko sprawne, wszystkie badania były pozytywne.
- Doktorze, do sedna - pospieszyłam go
- Poroniłaś, mówiąc potocznie, Twój organizm nie przyjął dziecka.
- Byłam w ciąży?!
- Nie wiedziałaś?
- Nie, gdybym wiedziała, byłabym tu,żeby się zbadać i mieć pewność.
- Przykro mi Kate, niestety takie rzeczy się zdarzają.
- Tak ,tak wiem, ale , ale...
Sama nie wiedziałam co powiedzieć. Moja mina zapewne w tym momencie była bezcenna, nie wiedziałam kompletnie co powiedzieć, odjęło mi mowę. Nie wiedziałam z kim, od kiedy, który tydzień.
- Płód miał około czterech tygodni, może troszkę więcej ,ewentualnie około sześciu , więc jeszcze się nie rozwinął dostatecznie.
- Czy ja w tym zawiniłam?
- Nie, jeśli robiłaś to samo co do tej pory,to nie Twoja wina.
- Dziękuję doktorze.
Wstałam z krzesła. Zabrałam wyniki i wyszłam. Kroczyłam powoli, a korytarz ciągnął się i ciągnął. Końca nie było widać. Nie wiedziałam czy powinnam Justinowi powiedzieć, czy Harremu, nie pamiętam kompletnie nic , nie pamiętam z którym byłam, z którym to zrobiłam.
Wiem,jestem straszna , nie obwiniajcie mnie teraz, nie wiem co będzie, nie spodziewałam się ,że akurat mnie może coś takiego się przydarzyć, nie domyśliłabym się.
Wyszłam ze szpitala i od razu skierowałam się na plażę. Minęło już około dwóch godzin,a ja nadal nie przyjmowałam do siebie tej wiadomości,że byłam w ciąży,a już nie jestem.
Nawet się nią nie nacieszyłam. Wyobraziłam sobie jak to dziecko mogłoby wyglądać. Uśmiechnęłam się do siebie po czym samoistnie z oczu poleciały mi łzy.
Spłynęły mi resztki tuszu, gorzej przecież już wyglądać nie mogłam. W tym momencie nie dbałam o to co o mnie ktokolwiek pomyśli.
Postanowiłam powiedzieć Justinowi, musi przecież znać prawdę, nawet jeśli będzie mnie to kosztowało wczorajsze zaręczyny. Dzisiaj będzie ten dzień, w którym przypomnę mu o przyszłości, dotychczas powinnam już, chyba zrozumieć co powinnam zrobić. Może i przypłacę zaręczynami,ale nie wierzę by ktokolwiek czuł do niego co ja teraz.
Przecież wszystkie drogi, którymi chodzimy są kręte, i wszystkie światła, które nas prowadzą oślepiają. Jest wiele rzeczy ,które pragnęłam mu powiedzieć,ale nie wiem jak...
Wstałam z piasku i lekko łkając skierowałam się do domu. Weszłam po cichu spodziewając się śpiącego na kacu Justina. Niestety zastałam go chodzącego,już w lepszej formie. Nie miałam czasu na zastanowienie się, na przemyślenie słów. Musiałam iść na żywioł.
- Justin, możemy porozmawiać?
- Nie mów,że chcesz ze mną zerwać? A zaręczyny, Kate no proszę Cię, nie rób tego. Już było tak dobrze.
- Uspokój się skarbie, nie chcę zerwać.
- Nie strasz mnie.
- Nie straszę, po prostu musimy porozmawiać.
- O widzisz, te słowa musimy porozmawiać! Przestań je używać i mnie straszyć, dobrze?
- Dobrze, to usiądziesz?
- Ewentualnie.
Usiadłam z Justinem na kanapie ,nadal miałam łzy w oczach. Nie wiedziałam kompletnie jak zacząć, nie wiedziałam nic... Zamknęłam na chwilę oczy by pomyśleć, wzięłam głęboki wdech i wydech, wdech i wydech... Zaczęłam mówić, odważnie...
___________________________________________________________
I jak kochani 36 rozdział ? :)
KOMENTUJCIE! <3
Poranek nie należał do najprzyjemniejszych w życiu. Zostałem brutalnie obudzony sms'em.
Miałem potwornego kaca, oddech jak po tygodniowej libacji, gardło bolało niemiłosiernie, suche było ,że ledwo co mogłem oddychać.
W kuchni wziąłem cały pięciolitrowy baniak z wodą , i słomkę. Wsadziłem ją w baniak i wypiłem ponad litr wody. Wyciągnąłem ją i ponownie położyłem się spać, zapominając kompletnie o wiadomości.
Obudziłem się około godziny później. Wyszedłem na taras, zaczęło mnie interesować to gdzie jest Kate. Pomyślałem więc wtedy o telefonie. Poszedłem na górę i przeczytałem wiadomość. Tak to była Ona.
Miała swoje sprawy po imprezie do ogarnięcia, sala ,zapłacenie za wszystko, pewnie rozwożenie wszystkiego. Domyśliła się ,że ja nie byłbym dzisiaj najlepszym kompanem do tego.
Wróciłem na taras, zupełnie pozbawiony sił, kompletnie nie do życia. Moją przyjaciółką stała się woda.
Piłem i piłem, a wciąż czułem tą suchość w gardle. Nigdy więcej takiej libacji. Moje spodnie całe w wymiocinach. Nigdy więcej!
Tak wiem ,mówię nigdy więcej, a zawsze jest tak,że dwa dni później znów leżę najebany w cztery dupy pod stołem. Kiedyś nigdy nie doprowadziłem siebie do stanu trzeźwości. Przechodziłem z jednego picia do drugiego. Impreza na okrągło.
Nie powtórzę już tych wakacji, nigdy. Nie mogę tak się wystawiać już. Piłem całą noc, poszedłem spać od szóstej do dziewiątej i od rana ponowne picie.
Zawsze miałem takie historie, w wakacje nigdy nie chodziłem trzeźwy, nigdy. Na szczęście to się skończyło, to moje pierwsze upicie się w tym tygodniu i w ciągu tych wakacji. A minęła prawie połowa.
Z tego co dalej pamiętam przeczłapałem się do łóżka, bo słońce jeszcze bardziej mnie wysuszyło. Na chwilę byłem w basenie, co mnie na prawdę orzeźwiło. Wróciłem do łóżka i zdrzemnąłem się.
Obudziłem się dopiero około godziny później gdy Kate wróciła do domu.
Widziałem,że nie była teraz najszczęśliwszą osobą na świecie, oczy miała lekko zapuchnięte, tusz spływał jej po polikach, miała mokre powieki i policzki.
Usta lekko zaczerwienione odznaczały się w tym momencie na jej bladej twarzy. Była biała , blada, niczym śnieg zimą. Wyglądała jakby została w innym świecie, jej wzrok nie był ani wesoły, czy jakkolwiek żywy, był pusty.
Wzrok wbiła w ziemie, wyglądała jakby chciała właśnie by ta ziemia pod nią zapadła się...
Zastanawiałem się czemu.
KATHERINE
Bałam się. Nie wiedziałam co może mi powiedzieć. Czekałam niczym oskarżony ,który tylko siedzi i czeka ,aż sędzia wyda na niego wyrok.
Nie wiedziałam kompletnie czego się spodziewać, nie wiedziałam co lekarz może mi powiedzieć,co mogło mi być. Przecież co jak co,ale o zdrowie dbam.
Nie jadam źle, uprawiam sport, wysypiam się, prowadzę chyba zdrowy tryb życia, tak mi się bynajmniej wydaje. Nie jestem ani palaczką, nie biorę narkotyków, pić też piję sporadycznie, także nie szkodzę sobie tak dostatecznie jak inni.
Przeważnie tak jest, Ci co prowadzą zdrowy tryb życia, obrywają od losu, a najgorsi żule przeważnie są zdrowi. Nigdy nie zrozumiem tego pokręconego mechanizmu. Zbyt skomplikowane.
Siedziałam tam jak na szpilkach, lekarz usiadł na przeciw mnie i spojrzał z grobową miną. Jakby właśnie zobaczył ducha. Widziałam,że brakuje mu słów. Bałam się, bałam się tego co powie, co usłyszę, czym się być może załamię. W końcu siedząc w takim gabinecie,przeważnie nie słyszy się optymistycznych wieści.
Podobnie jak ja dzisiaj.
- Kate, nie wiem czy to planowałaś czy nie. Ale zaszło w Twoim organizmie coś co nie powinno się zdarzyć, bo masz wszystko sprawne, wszystkie badania były pozytywne.
- Doktorze, do sedna - pospieszyłam go
- Poroniłaś, mówiąc potocznie, Twój organizm nie przyjął dziecka.
- Byłam w ciąży?!
- Nie wiedziałaś?
- Nie, gdybym wiedziała, byłabym tu,żeby się zbadać i mieć pewność.
- Przykro mi Kate, niestety takie rzeczy się zdarzają.
- Tak ,tak wiem, ale , ale...
Sama nie wiedziałam co powiedzieć. Moja mina zapewne w tym momencie była bezcenna, nie wiedziałam kompletnie co powiedzieć, odjęło mi mowę. Nie wiedziałam z kim, od kiedy, który tydzień.
- Płód miał około czterech tygodni, może troszkę więcej ,ewentualnie około sześciu , więc jeszcze się nie rozwinął dostatecznie.
- Czy ja w tym zawiniłam?
- Nie, jeśli robiłaś to samo co do tej pory,to nie Twoja wina.
- Dziękuję doktorze.
Wstałam z krzesła. Zabrałam wyniki i wyszłam. Kroczyłam powoli, a korytarz ciągnął się i ciągnął. Końca nie było widać. Nie wiedziałam czy powinnam Justinowi powiedzieć, czy Harremu, nie pamiętam kompletnie nic , nie pamiętam z którym byłam, z którym to zrobiłam.
Wiem,jestem straszna , nie obwiniajcie mnie teraz, nie wiem co będzie, nie spodziewałam się ,że akurat mnie może coś takiego się przydarzyć, nie domyśliłabym się.
Wyszłam ze szpitala i od razu skierowałam się na plażę. Minęło już około dwóch godzin,a ja nadal nie przyjmowałam do siebie tej wiadomości,że byłam w ciąży,a już nie jestem.
Nawet się nią nie nacieszyłam. Wyobraziłam sobie jak to dziecko mogłoby wyglądać. Uśmiechnęłam się do siebie po czym samoistnie z oczu poleciały mi łzy.
Spłynęły mi resztki tuszu, gorzej przecież już wyglądać nie mogłam. W tym momencie nie dbałam o to co o mnie ktokolwiek pomyśli.
Postanowiłam powiedzieć Justinowi, musi przecież znać prawdę, nawet jeśli będzie mnie to kosztowało wczorajsze zaręczyny. Dzisiaj będzie ten dzień, w którym przypomnę mu o przyszłości, dotychczas powinnam już, chyba zrozumieć co powinnam zrobić. Może i przypłacę zaręczynami,ale nie wierzę by ktokolwiek czuł do niego co ja teraz.
Przecież wszystkie drogi, którymi chodzimy są kręte, i wszystkie światła, które nas prowadzą oślepiają. Jest wiele rzeczy ,które pragnęłam mu powiedzieć,ale nie wiem jak...
Wstałam z piasku i lekko łkając skierowałam się do domu. Weszłam po cichu spodziewając się śpiącego na kacu Justina. Niestety zastałam go chodzącego,już w lepszej formie. Nie miałam czasu na zastanowienie się, na przemyślenie słów. Musiałam iść na żywioł.
- Justin, możemy porozmawiać?
- Nie mów,że chcesz ze mną zerwać? A zaręczyny, Kate no proszę Cię, nie rób tego. Już było tak dobrze.
- Uspokój się skarbie, nie chcę zerwać.
- Nie strasz mnie.
- Nie straszę, po prostu musimy porozmawiać.
- O widzisz, te słowa musimy porozmawiać! Przestań je używać i mnie straszyć, dobrze?
- Dobrze, to usiądziesz?
- Ewentualnie.
Usiadłam z Justinem na kanapie ,nadal miałam łzy w oczach. Nie wiedziałam kompletnie jak zacząć, nie wiedziałam nic... Zamknęłam na chwilę oczy by pomyśleć, wzięłam głęboki wdech i wydech, wdech i wydech... Zaczęłam mówić, odważnie...
___________________________________________________________
I jak kochani 36 rozdział ? :)
KOMENTUJCIE! <3
poniedziałek, 16 września 2013
Rozdział 35
JUSTIN
Cały wieczór krzątałem się po imprezie bez celu. Zdenerwowany, podekscytowany...
Nie wiedziałem gdzie moje miejsce, nie mogłem sobie go znaleźć. Byłem co jakiś czas przy Kate, by ją pocałować i pokazać ,że jestem. Planowałem coś ,od dłuższego czasu, nie było to takie łatwe jak się wydawało.
Ale miałem już kilkunastu tancerzy. Postanowiłem dla niej zaśpiewać. To miał być wielki dzień, dla każdego z tutaj obecnych. Wraz z minięciem północy stała się dorosłą osobą.
Szykowałem ten występ, bo tak go można określić ,od ponad miesiąca, od kiedy wróciła. Chciałem by było i hucznie i by byli przy tym jej rodzice.
Stresowałem się , w chuj mocno. Nie wiedziałem co powiem,wiedziałem co zaśpiewam, pominąłem najważniejszą część co powiedzieć...
Gdy zgasły światła, pojawili się moi tancerze, podświetliło ich światło lamp ledowych.
Wyglądało to perfekcyjnie. Kate stanęła prosto przed nimi, w samym centrum, nie spodziewała się tego co się stanie. Pod nią ukazało się serce, również podświetlone białymi lampami, stanęła w środku mojego serca.
Kate dosłownie opadła szczęka z zachwytu, okryła usta dłońmi ,i starała się nie ukazać wzruszenia, mimo tego ,że widziałem łzy w jej oczach.
- To dla Ciebie skarbie.
Na sali zapanowała cisza. Moi tancerze zaczęli swobodnie się kołysać do piosenki którą miałem wykonać.
Jeśli miałabyś wybór, co byś wybrała? By zrobić. Mógłbym żyć bez pieniędzy, mógłbym żyć bez sławy, i każdego słonecznego dnia mógłbym żyć bez deszczu. I nawet jeśli dosięgnąłbym nieba, spadłbym w dół, to życie nie byłoby życiem ,ponieważ Ty jesteś tą jedyną, bez której nie mógłbym żyć. Jeśli nie mógłbym mrugać, chciałbym nadal móc widzieć Ciebie. Mogę sobie wyobrazić, bez ramion, mógłbym dosięgać, na pewno nie mógłbym Cię podnieść.
Potrzebuję tych rzeczy,tak jak potrzebuję Ciebie. (...)
Wierzę,że tam byliśmy, Ty i ja. I jeśli nie mógłbym widzieć, chcę byś była zdolna do usłyszenia mej melodii.
Widziałem,że Katherine już nie może dłużej się powstrzymywać od płaczu. Z oczu poleciały jej łzy, a ja? Dokończyłem piosenkę. Po czym zszedłem ze sceny odkładając mikrofon.
Wszystko stało się takie idealne. Jej spojrzenie, jej dotyk na moim przedramieniu.
Przytuliłem ją do siebie i otarłem jej łzy. Tancerze rozeszli się,światła lekko pojaśniały na biało.
Uśmiechnąłem się do Kate, a Ona do mnie. Uklęknąłem...
KATHERINE
I pod gwiazdami wziął moją dłoń i zapytał..
- Kochanie, jesteśmy ze sobą mimo wszystko. W ogóle szczerze mówiąc się nie zastanawiałem nad tym co powiedzieć, więc pójdę na żywioł. Chcę Cię mieć zawsze blisko, tam gdzie będę mógł zostać na zawsze. Możesz być pewna, że będzie tylko lepiej. Ty i ja ,razem dniami i nocami. Nikt nie stanie na drodze temu co czuję. Nikt nie będzie wiedział tego co czuję do Ciebie bo to nie do opisania. Gdy będzie lał deszcz,i będzie bolało mnie serce, będziesz zawsze w pobliżu. To wiem na pewno. Wiem ,że są ludzie którzy przeszukują świat by znaleźć to co my mamy. Dlatego kochanie ,mam do Ciebie bardzo poważne pytanie, na całe życie.
- Tak? - zapytałam uradowana
- Kate Ann Jones, wyjdziesz za mnie?
- Tak!
Rzuciłam się w jego ramiona. Ucałowałam go tak jakby miał to być nasz ostatni pocałunek.
I znów zamiast się cieszyć zmartwiłam się... Niebawem wyjadę, znów.
Czy powinnam zostać?
Jezu, taka szczęśliwa chwila a ja myślę już o nieszczęściu, co ze mną jest nie tak?
- Kate, kochanie ? - zapytał Justin
- Tak?
- Pytałem czy pierścionek Ci się podoba ?
Powtórzył pytanie nasuwając pierścionek na mój palec.
- Jest piękny - uśmiechnęłam się
Justin zaprosił mnie na parkiet, po czym okręcał mną w rytm piosenki.
Dziwna sytuacja, akurat leciała piosenka do której tańczyłam z Harrym, gdy Justin odchodził, gdy mu odmówiłam związku...
Z oczu lekko pociekły mi łzy.
- Co się stało skarbie?
- To ze szczęścia.
Byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, miałam kochanego chłopaka, najprzystojniejszego na całej ziemi. Nie było kogoś doskonalszego od niego.
Gdybym mogła wybrać między nim a jakimkolwiek innym mężczyzną wybrałabym go. Mimo,że ma swoje wady, przecież nikt nie jest idealny ,prawda?
Między koleżankami pokazywałam swój pierścionek, był idealny, platyna, diament, nie było bardziej perfekcyjnego pierścionka od tego. Nigdy nie widziałam takiego dzieła sztuki jubilerskiej.
Na prawdę był doskonały. Moje koleżanki oczywiście zazdrościły, Vanessa była szczęśliwa. Wraz ze mną, przytuliła mnie podobnie do mojej mamy i życzyła szczęścia.
Na imprezie szczerze mówiąc nie miałam najmniejszej ochoty na picie alkoholu. Wypiłam tylko lampkę szampana na toast gdy śpiewali mi sto lat.
Justin wręcz odwrotnie ,pił za nas dwojga. Po skończonej imprezie to ja go doprowadziłam do domu.
Z narkotyków przerzucił się na alkohol. Ale z dwojga złego wolę ,żeby się napił od czasu do czasu.
Na humor nie można wtedy narzekać. Justin opowiada dowcipy, "suchary" , śpiewa głupie piosenki, ogólnie jest bardzo, bardzo wesoły.
Gdy tylko wróciliśmy do domu od razu pomogłam Justinowi wdrapać się do łóżka. Ściągnęłam jego spodnie, i koszulkę. Okryłam go kołdrą i przygasiłam lekko światło.
Z siebie zaś ściągnęłam wieczorową sukienkę i buty. Odstawiłam swoje ulubione szpilki do szafki , w karton i na półkę. Zawsze stoją na swoim miejscu.
Założyłam na siebie koszulkę Justina i jego spodenki. Położyłam się obok. Dzisiaj nie miałam kompletnie siły na nic. Usnęłam w mgnieniu oka.
Obudziło mnie silne kucie w żołądku, brzuchu, podbrzuszu. Poszłam do łazienki. Justin jeszcze spał,było dokładnie piętnaście minut po ósmej. Wstałam z łóżka i poszłam szybkim krokiem do toalety.
Usiadłam na toalecie. Zapach krwi podrażnił moje wyczulone nozdrza. Spojrzałam w sedes, krew i dziwny śluz. Założyłam podpaskę, po czym wyszłam z łazienki. Byłam zaniepokojona.
Postanowiłam pojechać do swojego lekarza ginekologa w szpitalu. Ubrałam na siebie dresy i jakąś luźną koszulkę. Zadzwoniłam po taksówkę, która zjawiła się pięć minut później.
Wsiadłam do środka i powiedziałam kierowcy gdzie ma jechać. Znałam tu wszystko jak własną kieszeń.
Już z taksówki wysłałam Justinowi wiadomość " Jadę na salę, będę później. Kocham Cię :* "
Musiałam mu powiedzieć tak jak powiedziałam. Nie chciałam skłamać,ale nie chciałam mu dokładać zmartwień na kacu.
W taksówce nie myślałam o niczym innym jak o tym co mi się stało. Byłam kompletnie oszołomiona tym widokiem i zapachem. To jeszcze nie był mój termin. Jeszcze nie powinnam krwawić. Bałam się,że coś mogło mi zaszkodzić,że mogłam się uszkodzić. Człowiek nie zawsze myśli racjonalnie.
Niebawem byłam w szpitalu, zapłaciłam kierowcy za kurs i udałam się do swojego lekarza.
Wraz z przekroczeniem progu jego gabinetu, zrodziło się we mnie przerażenie.
Nigdy nie wie się co można usłyszeć, nigdy nie wiadomo co może nas spotkać.
Usiadłam na przeciw lekarzowi i schowałam telefon do torby.
Lekarz zaczął wypytywać mnie co się zdarzyło, co się dzieje, po czym zaprosił mnie na fotel.
Tego miejsca nienawidziłam najbardziej, badanie całego ciała, wszystkiego od A do Z.
Lekarz zapytał o objawy, po czym zajrzał w moją kobiecość by sprawdzić co było przyczyną.
Być może okres mi się przyspieszył? Za dużo stresu?
Lekarz pozwolił mi się ubrać ,po czym poszedł do swojego biurka. Jego mina była dość sroga...
_____________________________________________________
I jak 35 ?
KOMENTUJCIE! <3
Cały wieczór krzątałem się po imprezie bez celu. Zdenerwowany, podekscytowany...
Nie wiedziałem gdzie moje miejsce, nie mogłem sobie go znaleźć. Byłem co jakiś czas przy Kate, by ją pocałować i pokazać ,że jestem. Planowałem coś ,od dłuższego czasu, nie było to takie łatwe jak się wydawało.
Ale miałem już kilkunastu tancerzy. Postanowiłem dla niej zaśpiewać. To miał być wielki dzień, dla każdego z tutaj obecnych. Wraz z minięciem północy stała się dorosłą osobą.
Szykowałem ten występ, bo tak go można określić ,od ponad miesiąca, od kiedy wróciła. Chciałem by było i hucznie i by byli przy tym jej rodzice.
Stresowałem się , w chuj mocno. Nie wiedziałem co powiem,wiedziałem co zaśpiewam, pominąłem najważniejszą część co powiedzieć...
Gdy zgasły światła, pojawili się moi tancerze, podświetliło ich światło lamp ledowych.
Wyglądało to perfekcyjnie. Kate stanęła prosto przed nimi, w samym centrum, nie spodziewała się tego co się stanie. Pod nią ukazało się serce, również podświetlone białymi lampami, stanęła w środku mojego serca.
Kate dosłownie opadła szczęka z zachwytu, okryła usta dłońmi ,i starała się nie ukazać wzruszenia, mimo tego ,że widziałem łzy w jej oczach.
- To dla Ciebie skarbie.
Na sali zapanowała cisza. Moi tancerze zaczęli swobodnie się kołysać do piosenki którą miałem wykonać.
Jeśli miałabyś wybór, co byś wybrała? By zrobić. Mógłbym żyć bez pieniędzy, mógłbym żyć bez sławy, i każdego słonecznego dnia mógłbym żyć bez deszczu. I nawet jeśli dosięgnąłbym nieba, spadłbym w dół, to życie nie byłoby życiem ,ponieważ Ty jesteś tą jedyną, bez której nie mógłbym żyć. Jeśli nie mógłbym mrugać, chciałbym nadal móc widzieć Ciebie. Mogę sobie wyobrazić, bez ramion, mógłbym dosięgać, na pewno nie mógłbym Cię podnieść.
Potrzebuję tych rzeczy,tak jak potrzebuję Ciebie. (...)
Wierzę,że tam byliśmy, Ty i ja. I jeśli nie mógłbym widzieć, chcę byś była zdolna do usłyszenia mej melodii.
Widziałem,że Katherine już nie może dłużej się powstrzymywać od płaczu. Z oczu poleciały jej łzy, a ja? Dokończyłem piosenkę. Po czym zszedłem ze sceny odkładając mikrofon.
Wszystko stało się takie idealne. Jej spojrzenie, jej dotyk na moim przedramieniu.
Przytuliłem ją do siebie i otarłem jej łzy. Tancerze rozeszli się,światła lekko pojaśniały na biało.
Uśmiechnąłem się do Kate, a Ona do mnie. Uklęknąłem...
KATHERINE
I pod gwiazdami wziął moją dłoń i zapytał..
- Kochanie, jesteśmy ze sobą mimo wszystko. W ogóle szczerze mówiąc się nie zastanawiałem nad tym co powiedzieć, więc pójdę na żywioł. Chcę Cię mieć zawsze blisko, tam gdzie będę mógł zostać na zawsze. Możesz być pewna, że będzie tylko lepiej. Ty i ja ,razem dniami i nocami. Nikt nie stanie na drodze temu co czuję. Nikt nie będzie wiedział tego co czuję do Ciebie bo to nie do opisania. Gdy będzie lał deszcz,i będzie bolało mnie serce, będziesz zawsze w pobliżu. To wiem na pewno. Wiem ,że są ludzie którzy przeszukują świat by znaleźć to co my mamy. Dlatego kochanie ,mam do Ciebie bardzo poważne pytanie, na całe życie.
- Tak? - zapytałam uradowana
- Kate Ann Jones, wyjdziesz za mnie?
- Tak!
Rzuciłam się w jego ramiona. Ucałowałam go tak jakby miał to być nasz ostatni pocałunek.
I znów zamiast się cieszyć zmartwiłam się... Niebawem wyjadę, znów.
Czy powinnam zostać?
Jezu, taka szczęśliwa chwila a ja myślę już o nieszczęściu, co ze mną jest nie tak?
- Kate, kochanie ? - zapytał Justin
- Tak?
- Pytałem czy pierścionek Ci się podoba ?
Powtórzył pytanie nasuwając pierścionek na mój palec.
- Jest piękny - uśmiechnęłam się
Justin zaprosił mnie na parkiet, po czym okręcał mną w rytm piosenki.
Dziwna sytuacja, akurat leciała piosenka do której tańczyłam z Harrym, gdy Justin odchodził, gdy mu odmówiłam związku...
Z oczu lekko pociekły mi łzy.
- Co się stało skarbie?
- To ze szczęścia.
Byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, miałam kochanego chłopaka, najprzystojniejszego na całej ziemi. Nie było kogoś doskonalszego od niego.
Gdybym mogła wybrać między nim a jakimkolwiek innym mężczyzną wybrałabym go. Mimo,że ma swoje wady, przecież nikt nie jest idealny ,prawda?
Między koleżankami pokazywałam swój pierścionek, był idealny, platyna, diament, nie było bardziej perfekcyjnego pierścionka od tego. Nigdy nie widziałam takiego dzieła sztuki jubilerskiej.
Na prawdę był doskonały. Moje koleżanki oczywiście zazdrościły, Vanessa była szczęśliwa. Wraz ze mną, przytuliła mnie podobnie do mojej mamy i życzyła szczęścia.
Na imprezie szczerze mówiąc nie miałam najmniejszej ochoty na picie alkoholu. Wypiłam tylko lampkę szampana na toast gdy śpiewali mi sto lat.
Justin wręcz odwrotnie ,pił za nas dwojga. Po skończonej imprezie to ja go doprowadziłam do domu.
Z narkotyków przerzucił się na alkohol. Ale z dwojga złego wolę ,żeby się napił od czasu do czasu.
Na humor nie można wtedy narzekać. Justin opowiada dowcipy, "suchary" , śpiewa głupie piosenki, ogólnie jest bardzo, bardzo wesoły.
Gdy tylko wróciliśmy do domu od razu pomogłam Justinowi wdrapać się do łóżka. Ściągnęłam jego spodnie, i koszulkę. Okryłam go kołdrą i przygasiłam lekko światło.
Z siebie zaś ściągnęłam wieczorową sukienkę i buty. Odstawiłam swoje ulubione szpilki do szafki , w karton i na półkę. Zawsze stoją na swoim miejscu.
Założyłam na siebie koszulkę Justina i jego spodenki. Położyłam się obok. Dzisiaj nie miałam kompletnie siły na nic. Usnęłam w mgnieniu oka.
Obudziło mnie silne kucie w żołądku, brzuchu, podbrzuszu. Poszłam do łazienki. Justin jeszcze spał,było dokładnie piętnaście minut po ósmej. Wstałam z łóżka i poszłam szybkim krokiem do toalety.
Usiadłam na toalecie. Zapach krwi podrażnił moje wyczulone nozdrza. Spojrzałam w sedes, krew i dziwny śluz. Założyłam podpaskę, po czym wyszłam z łazienki. Byłam zaniepokojona.
Postanowiłam pojechać do swojego lekarza ginekologa w szpitalu. Ubrałam na siebie dresy i jakąś luźną koszulkę. Zadzwoniłam po taksówkę, która zjawiła się pięć minut później.
Wsiadłam do środka i powiedziałam kierowcy gdzie ma jechać. Znałam tu wszystko jak własną kieszeń.
Już z taksówki wysłałam Justinowi wiadomość " Jadę na salę, będę później. Kocham Cię :* "
Musiałam mu powiedzieć tak jak powiedziałam. Nie chciałam skłamać,ale nie chciałam mu dokładać zmartwień na kacu.
W taksówce nie myślałam o niczym innym jak o tym co mi się stało. Byłam kompletnie oszołomiona tym widokiem i zapachem. To jeszcze nie był mój termin. Jeszcze nie powinnam krwawić. Bałam się,że coś mogło mi zaszkodzić,że mogłam się uszkodzić. Człowiek nie zawsze myśli racjonalnie.
Niebawem byłam w szpitalu, zapłaciłam kierowcy za kurs i udałam się do swojego lekarza.
Wraz z przekroczeniem progu jego gabinetu, zrodziło się we mnie przerażenie.
Nigdy nie wie się co można usłyszeć, nigdy nie wiadomo co może nas spotkać.
Usiadłam na przeciw lekarzowi i schowałam telefon do torby.
Lekarz zaczął wypytywać mnie co się zdarzyło, co się dzieje, po czym zaprosił mnie na fotel.
Tego miejsca nienawidziłam najbardziej, badanie całego ciała, wszystkiego od A do Z.
Lekarz zapytał o objawy, po czym zajrzał w moją kobiecość by sprawdzić co było przyczyną.
Być może okres mi się przyspieszył? Za dużo stresu?
Lekarz pozwolił mi się ubrać ,po czym poszedł do swojego biurka. Jego mina była dość sroga...
_____________________________________________________
I jak 35 ?
KOMENTUJCIE! <3
sobota, 14 września 2013
Rozdział 34
KATHERINE
Byłam uparta, zawsze. I to była jedyna rzecz która mnie powstrzymywała od pójścia do Justina. Zawsze byłam uparta, wiedząc nawet ,że nie mam racji i powinnam coś była zrobić.
Sumienie mówiło mi ,bym poszła. Ale jedyne czego się obawiałam to,że sobie mógł coś zrobić.
Miałam nadzieję,że jest na tyle mądry by nie popełnić żadnego głupstwa. Miałam nadzieję,że pamięta o mnie i wie ,że czekam, i nic nie zrobi.
Tak,zależy mi na nim, ale nie mogę poddawać się każdej chwili słabości. Schwytaliśmy i na marne zakuliśmy nasze serca w te łańcuchy ,kajdany... Pocałowaliśmy się i rzuciłeś na mnie tym urok..To miłość ,której nikt nie mógłby zaprzeczyć. Nigdy nie pokochałam nikogo tak mocno jak Justina, to fakt.
Chciałam jedynie zburzyć mury w okół Justina, nie wyszło... Zawsze pragnęłam byś po prostu mnie do siebie dopuścił. Zawsze będę Cię pragnąć...
JUSTIN
Tak,wiem to było oszustwo ,ale nie mogę tak wszystkiego od razu zostawić za sobą. To nie jest tak łatwe, jak wszyscy myślą.
Nie jestem Bóg wie jak uzależniony,ale zawsze to jakiś stopień uzależnienia jest... Nawet najmniejszy ,ale jest. Katherine poszła do samochodu, nie może znieść moich przekrętów, tego całego chaosu w mojej głowie.
Nie dziwię się,ja sam powoli tego nie rozumiem, nie wiem jak mogę być kimś kim jestem. A jednak trzymam się tego dalej...
Dlaczego się w niej zakochałem? Nie ważne ile czasu by minęło, zawsze myślałem,że tu będziesz. Ale wybrałaś inną drogę. Dlaczego nie byłem wtedy w stanie Cię zatrzymać? Dzisiaj nie miałbym nałogu...
Moje uczucia wzrastały każdego dnia i każdej nocy. Tak wiele słów miałem Ci do powiedzenia, ale wiem,że nigdy ich nie usłyszysz.
Od pierwszego dnia w którym Cię poznałem, czułem jakbym Cię już znał. Idealnie do siebie pasowaliśmy.
Gdziekolwiek szliśmy, byliśmy razem to było takie naturalne ,że jesteś obok mnie. Razem dotarliśmy. I wtedy Ty wybrałaś inną drogę.
Dzisiaj, w dniu ,który jest dla Ciebie tak znaczący,dzień w którym uśmiechnęło się do Ciebie szczęście. Tak pięknie wyglądasz kiedy modlisz się do Boga. Stojąc koło kogoś innego przyjmujesz błogosławieństwo.
Jak mogę patrzeć na Ciebie tylko z boku, nie możemy wrócić do tego kim byliśmy?
Nawet jeśli mówię, że potrzebuję żebyś była przy mnie, modlę się byś była wiecznie szczęśliwa, zawsze powinnaś stać przy moim boku...
- Justin, możemy już iść? - dobiegł mnie delikatny kobiecy głos
Odwróciłem się i ujrzałem swojego anioła, swoją kobietę, na którą w pełni nie zasługiwałem.
Miałem tylko cichą nadzieję,że nie odejdzie mimo wszystko.
- Kate ,dosiądziesz się?
- Co byś chciał? - usiadła na piasku
- Kate, możesz mi obiecać,że nie odejdziesz?
- Mogę. Jeśli przestaniesz brać to świństwo.
- Na zawsze ja, na zawsze Ty, na zawsze My?
- Tak Justin, na zawsze ja, na zawsze Ty, na zawsze My.
- Przestanę brać to gówno, obiecuję, dla nas. A teraz chodź się szykować na swoje urodziny, w końcu dzisiaj impreza, tak?
- Tak, chociaż dziwnie będzie mi spędzać je bez rodziców, bez Ashley.
- Będę ja, Vanessa, reszta Twoich przyjaciół.
- Chociaż ktoś.
KATHERINE
Około godziny później byliśmy już w domu. Szykowaliśmy się na moją imprezę urodzinową. Nie byłam jakoś optymistycznie nastawiona. Nie było rodziców, nie było Ashley, głupio wszystko wyszło..
Justin starał się aż do godziny siedemnastej mnie rozweselić na marne, nie było mi tak do śmiechu. Aż usłyszałam dzwonek do drzwi a w progu swoich rodziców, swoją siostrę, Vanessę.
Byłam jeszcze w lekkiej rozsypce. Przywitałam się z rodzicami ,wielkim ciepłym uściskiem. Z siostrą podobnie. Byłam strasznie zdziwiona co tu robiła. Jej męża nie było tutaj, niby miał ważną pracę. Wszyscy wraz z Justinem czekali na dole na mnie. Solenizantkę.
Mieliśmy jechać do klubu, gdzie będą moi znajomi, przyjaciele, rodzina, tort, świeczki i pełny blichtr.
Nałożyłam szybko małą czarną, szpilki i poprawiłam makijaż.
Zeszłam do wszystkich w zdecydowanie lepszym humorze. Pod dom podjechała limuzyna. Wsiedliśmy do niej, a w środku napiliśmy się po lampce szampana, na rozpoczęcie świętowania.
Mama opowiedziała co działo się w Los Angeles gdy mnie nie było, ja opowiedziałam co tutaj się działo. Wszyscy dojechaliśmy w bardzo dobrych humorach.
Weszliśmy do środka, od progu powitały mnie koleżanki ze szkoły, później chłopcy. Mina Justina nie była w tym momencie ani trochę wesoła. Wyglądał jakby się czymś przejmował cały wieczór.
Weszłam na scenę ,dokładnie gdy zegar wybił osiemnastą. Wzięłam w dłoń mikrofon i zaczęłam mówić :
- Dziękuję Wam kochani za przybycie. Wszystkim razem i każdemu z osobna życzę niezapomnianych wrażeń i miłej zabawy. Więc niech impreza trwa!
W tym samym momencie DJ puścił piosenkę na rozgrzanie gości. Wszyscy beż żadnego skrępowania i zahamowań ruszyli na parkiet. Impreza kręciła się cały czas, bardzo dobrze, wszyscy byli zadowoleni ,najedzeni, podpici .
Można było wyczuć to ciepło ciał w powietrzu.
- Kate - zapytała mama - Pójdziesz ze mną?
- Gdzie?
- Na górę,mamy prezent dla Ciebie.
- Nie musieliście mi nic kupować.
- Teraz już po fakcie - zaśmiała się - Chodź.
Uśmiechnęłam się z przekąsem i podążyłam za mamą.
Weszłyśmy na "taras" w klubie. DJ zatrzymał piosenki. Moja mama wzięła w dłoń mikrofon i zaczęła przemawiać.
- Nie mogę w to uwierzyć,że minęło już tyle czasu. Niedawno dziewczynka dzisiaj już kobieta - wzruszyła się co i mnie doprowadziło do wzruszenia - Nigdy nie zapomnę pierwszych kroków ,pierwszych ząbków, pierwszego słowa mama, tata, kocham Cię, nie zapomnę nigdy żadnego sekretu jaki mi powiedziałaś, zawsze będą w moim serduszku córeczko , życzę Ci wszystkiego czego sobie zapragniesz, wszystkiego dobrego, miłości, szczęścia, by wszystko szło po Twojej myśli, kocham Cię.
Z jej oczu pociekły łzy, przytuliłam ją do siebie. A na sali rozbrzmiał głośny śpiew, wszyscy śpiewali mi Sto Lat, a mama mocno trzymała mnie za rękę.
Kelnerzy którzy krążyli po sali wnieśli na górę platynową tacę.
- Otwórz córeczko - powiedział tata
Jak kazali tak zrobiłam, ujrzałam kluczyki od auta,i dwa bilety lotnicze na Hawaje.
Moja szczęka opadła z wrażenia a łzy skumulowały się w jeden płacz. Nie zniosłabym więcej wzruszeń tego wieczora...
Wzięłam kluczyki i stanęłam przed klubem. Piękne ,czarne BMW.
Było idealne. Stałam na zewnątrz około pół godziny,aż ochłonęłam tym wszystkim.
- Kate, możemy Cię prosić? - powiedziała Casie
- Już idę.
- Tort czeka.
Weszłam do środka ,na sali czekał kwadratowy tort, ze wieloma zdjęciami, moimi z Justinem, z rodzicami, z siostrą, z Ashley, Vanessą, z Jakiem... Tego akurat nie powinno być,ale to nie ja odpowiadałam za tort.
Zdmuchnęłam wszystkie świeczki i jeszcze raz usłyszałam jak wszyscy mi śpiewają sto lat. Pokroiłam tort ,po czym usiadłam obok Justina, by odpocząć i zjeść coś.
- Za chwilkę wracam - powiedział Justin
Prawie wcale z nim dzisiaj nie spędziłam czasu. Dwa tańce ,kilka całusów, i chwila siedzenia razem, nie, nie starczyło mi to. Kończyłam już jeść tort a Justina już po chwili nie było. Na sali nagle zrobiło się ciemno.
Pomieszczenie zostało podświetlone lampami ledowymi, fiolet i błękit, moje kolory. Zrobiło się na prawdę pięknie i romantycznie, szkoda ,że nie miałam przy sobie swojego mężczyzny.
Tego wieczora dostałam najwspanialszy prezent od swojego mężczyzny... Jego serce na mojej dłoni...
_____________________________________________________________
I jak kochani 34 rozdział ? :)
Warto było czekać?
KOMENTUJCIE! <3
Byłam uparta, zawsze. I to była jedyna rzecz która mnie powstrzymywała od pójścia do Justina. Zawsze byłam uparta, wiedząc nawet ,że nie mam racji i powinnam coś była zrobić.
Sumienie mówiło mi ,bym poszła. Ale jedyne czego się obawiałam to,że sobie mógł coś zrobić.
Miałam nadzieję,że jest na tyle mądry by nie popełnić żadnego głupstwa. Miałam nadzieję,że pamięta o mnie i wie ,że czekam, i nic nie zrobi.
Tak,zależy mi na nim, ale nie mogę poddawać się każdej chwili słabości. Schwytaliśmy i na marne zakuliśmy nasze serca w te łańcuchy ,kajdany... Pocałowaliśmy się i rzuciłeś na mnie tym urok..To miłość ,której nikt nie mógłby zaprzeczyć. Nigdy nie pokochałam nikogo tak mocno jak Justina, to fakt.
Chciałam jedynie zburzyć mury w okół Justina, nie wyszło... Zawsze pragnęłam byś po prostu mnie do siebie dopuścił. Zawsze będę Cię pragnąć...
JUSTIN
Tak,wiem to było oszustwo ,ale nie mogę tak wszystkiego od razu zostawić za sobą. To nie jest tak łatwe, jak wszyscy myślą.
Nie jestem Bóg wie jak uzależniony,ale zawsze to jakiś stopień uzależnienia jest... Nawet najmniejszy ,ale jest. Katherine poszła do samochodu, nie może znieść moich przekrętów, tego całego chaosu w mojej głowie.
Nie dziwię się,ja sam powoli tego nie rozumiem, nie wiem jak mogę być kimś kim jestem. A jednak trzymam się tego dalej...
Dlaczego się w niej zakochałem? Nie ważne ile czasu by minęło, zawsze myślałem,że tu będziesz. Ale wybrałaś inną drogę. Dlaczego nie byłem wtedy w stanie Cię zatrzymać? Dzisiaj nie miałbym nałogu...
Moje uczucia wzrastały każdego dnia i każdej nocy. Tak wiele słów miałem Ci do powiedzenia, ale wiem,że nigdy ich nie usłyszysz.
Od pierwszego dnia w którym Cię poznałem, czułem jakbym Cię już znał. Idealnie do siebie pasowaliśmy.
Gdziekolwiek szliśmy, byliśmy razem to było takie naturalne ,że jesteś obok mnie. Razem dotarliśmy. I wtedy Ty wybrałaś inną drogę.
Dzisiaj, w dniu ,który jest dla Ciebie tak znaczący,dzień w którym uśmiechnęło się do Ciebie szczęście. Tak pięknie wyglądasz kiedy modlisz się do Boga. Stojąc koło kogoś innego przyjmujesz błogosławieństwo.
Jak mogę patrzeć na Ciebie tylko z boku, nie możemy wrócić do tego kim byliśmy?
Nawet jeśli mówię, że potrzebuję żebyś była przy mnie, modlę się byś była wiecznie szczęśliwa, zawsze powinnaś stać przy moim boku...
- Justin, możemy już iść? - dobiegł mnie delikatny kobiecy głos
Odwróciłem się i ujrzałem swojego anioła, swoją kobietę, na którą w pełni nie zasługiwałem.
Miałem tylko cichą nadzieję,że nie odejdzie mimo wszystko.
- Kate ,dosiądziesz się?
- Co byś chciał? - usiadła na piasku
- Kate, możesz mi obiecać,że nie odejdziesz?
- Mogę. Jeśli przestaniesz brać to świństwo.
- Na zawsze ja, na zawsze Ty, na zawsze My?
- Tak Justin, na zawsze ja, na zawsze Ty, na zawsze My.
- Przestanę brać to gówno, obiecuję, dla nas. A teraz chodź się szykować na swoje urodziny, w końcu dzisiaj impreza, tak?
- Tak, chociaż dziwnie będzie mi spędzać je bez rodziców, bez Ashley.
- Będę ja, Vanessa, reszta Twoich przyjaciół.
- Chociaż ktoś.
KATHERINE
Około godziny później byliśmy już w domu. Szykowaliśmy się na moją imprezę urodzinową. Nie byłam jakoś optymistycznie nastawiona. Nie było rodziców, nie było Ashley, głupio wszystko wyszło..
Justin starał się aż do godziny siedemnastej mnie rozweselić na marne, nie było mi tak do śmiechu. Aż usłyszałam dzwonek do drzwi a w progu swoich rodziców, swoją siostrę, Vanessę.
Byłam jeszcze w lekkiej rozsypce. Przywitałam się z rodzicami ,wielkim ciepłym uściskiem. Z siostrą podobnie. Byłam strasznie zdziwiona co tu robiła. Jej męża nie było tutaj, niby miał ważną pracę. Wszyscy wraz z Justinem czekali na dole na mnie. Solenizantkę.
Mieliśmy jechać do klubu, gdzie będą moi znajomi, przyjaciele, rodzina, tort, świeczki i pełny blichtr.
Nałożyłam szybko małą czarną, szpilki i poprawiłam makijaż.
Zeszłam do wszystkich w zdecydowanie lepszym humorze. Pod dom podjechała limuzyna. Wsiedliśmy do niej, a w środku napiliśmy się po lampce szampana, na rozpoczęcie świętowania.
Mama opowiedziała co działo się w Los Angeles gdy mnie nie było, ja opowiedziałam co tutaj się działo. Wszyscy dojechaliśmy w bardzo dobrych humorach.
Weszliśmy do środka, od progu powitały mnie koleżanki ze szkoły, później chłopcy. Mina Justina nie była w tym momencie ani trochę wesoła. Wyglądał jakby się czymś przejmował cały wieczór.
Weszłam na scenę ,dokładnie gdy zegar wybił osiemnastą. Wzięłam w dłoń mikrofon i zaczęłam mówić :
- Dziękuję Wam kochani za przybycie. Wszystkim razem i każdemu z osobna życzę niezapomnianych wrażeń i miłej zabawy. Więc niech impreza trwa!
W tym samym momencie DJ puścił piosenkę na rozgrzanie gości. Wszyscy beż żadnego skrępowania i zahamowań ruszyli na parkiet. Impreza kręciła się cały czas, bardzo dobrze, wszyscy byli zadowoleni ,najedzeni, podpici .
Można było wyczuć to ciepło ciał w powietrzu.
- Kate - zapytała mama - Pójdziesz ze mną?
- Gdzie?
- Na górę,mamy prezent dla Ciebie.
- Nie musieliście mi nic kupować.
- Teraz już po fakcie - zaśmiała się - Chodź.
Uśmiechnęłam się z przekąsem i podążyłam za mamą.
Weszłyśmy na "taras" w klubie. DJ zatrzymał piosenki. Moja mama wzięła w dłoń mikrofon i zaczęła przemawiać.
- Nie mogę w to uwierzyć,że minęło już tyle czasu. Niedawno dziewczynka dzisiaj już kobieta - wzruszyła się co i mnie doprowadziło do wzruszenia - Nigdy nie zapomnę pierwszych kroków ,pierwszych ząbków, pierwszego słowa mama, tata, kocham Cię, nie zapomnę nigdy żadnego sekretu jaki mi powiedziałaś, zawsze będą w moim serduszku córeczko , życzę Ci wszystkiego czego sobie zapragniesz, wszystkiego dobrego, miłości, szczęścia, by wszystko szło po Twojej myśli, kocham Cię.
Z jej oczu pociekły łzy, przytuliłam ją do siebie. A na sali rozbrzmiał głośny śpiew, wszyscy śpiewali mi Sto Lat, a mama mocno trzymała mnie za rękę.
Kelnerzy którzy krążyli po sali wnieśli na górę platynową tacę.
- Otwórz córeczko - powiedział tata
Jak kazali tak zrobiłam, ujrzałam kluczyki od auta,i dwa bilety lotnicze na Hawaje.
Moja szczęka opadła z wrażenia a łzy skumulowały się w jeden płacz. Nie zniosłabym więcej wzruszeń tego wieczora...
Wzięłam kluczyki i stanęłam przed klubem. Piękne ,czarne BMW.
Było idealne. Stałam na zewnątrz około pół godziny,aż ochłonęłam tym wszystkim.
- Kate, możemy Cię prosić? - powiedziała Casie
- Już idę.
- Tort czeka.
Weszłam do środka ,na sali czekał kwadratowy tort, ze wieloma zdjęciami, moimi z Justinem, z rodzicami, z siostrą, z Ashley, Vanessą, z Jakiem... Tego akurat nie powinno być,ale to nie ja odpowiadałam za tort.
Zdmuchnęłam wszystkie świeczki i jeszcze raz usłyszałam jak wszyscy mi śpiewają sto lat. Pokroiłam tort ,po czym usiadłam obok Justina, by odpocząć i zjeść coś.
- Za chwilkę wracam - powiedział Justin
Prawie wcale z nim dzisiaj nie spędziłam czasu. Dwa tańce ,kilka całusów, i chwila siedzenia razem, nie, nie starczyło mi to. Kończyłam już jeść tort a Justina już po chwili nie było. Na sali nagle zrobiło się ciemno.
Pomieszczenie zostało podświetlone lampami ledowymi, fiolet i błękit, moje kolory. Zrobiło się na prawdę pięknie i romantycznie, szkoda ,że nie miałam przy sobie swojego mężczyzny.
Tego wieczora dostałam najwspanialszy prezent od swojego mężczyzny... Jego serce na mojej dłoni...
_____________________________________________________________
I jak kochani 34 rozdział ? :)
Warto było czekać?
KOMENTUJCIE! <3
czwartek, 12 września 2013
Rozdział 33
JUSTIN
Cieszyłem się, cieszyłem się,że mam ją przy sobie,że mnie wspiera, że jest. Po prostu ,że była, jest i będzie.
Musiałem skończyć z tym wszystkim , choćby dla niej. Około piątej nad ranem obudziłem Kate, by z nią coś zrobić.
- Kochanie, obudź się.
- Justin, seks z rana odpada.
- Nie ,głuptasie, wstań. Chcę ,żebyś ze mną była.
- Jestem - powiedziała wtulając się w poduszkę
- Wstań! Musisz być przy czymś co chcę zrobić.
- Jezu - wstała z łóżka - Jestem, co chcesz?
- Chodź ze mną.
Pociągnąłem ją za rękę i wyszedłem na taras.
- Zaczekaj skarbie.
Pobiegłem do góry i wziąłem ze wszystkich skrytek swoje narkotyki, marihuanę , wszystko co miałem.
Zszedłem ponownie na dół i poszedłem do Kate.
- Justin, co chcesz zrobić?
- Wywalę to wszystko.
- Głupi jesteś? Tutaj, przed dom,żeby ktoś to znalazł? Pojechałbyś nad jezioro, czy gdziekolwiek, ale nie pod własny dom.
- Masz racje, ubieraj się.
- Co? - powiedziała zaskoczona
- Ubieraj się mała. Jedziemy.
- A jedzenie?
- Kupimy coś potem - zaśmiałem się
Katherine pobiegła na górę , zeszła po pięciu minutach z bluzą nałożoną na piżamę. Nie zależało jej kompletnie teraz na niczym innym jak na śnie. Ale nie dałem jej pospać, ani minuty dłużej.
Ja ubrałem spodnie ,koszulę ,wziąłem cały towar i odpaliłem samochód.
Kate wślizgnęła się na miejsce pasażera i wygodnie ułożyła głowę obok szyby. Usnęła. Jechaliśmy na miejsce około trzydziestu minut, słońce zaczęło witać dzień.
Kate przebudziła się, słońce padało na jej twarz, drażniło jej oczy. Otworzyła je lekko i spojrzała na mnie.
- Jesteśmy?
- Tak, wysiadaj skarbie.
Kate wysiadła leniwie z samochodu i czekała aż do niej dołączę. Gdy tylko to zrobiłem,złapała mnie za rękę i poprowadziła nad jezioro.
- Jesteś pewny? Mogliśmy to też spalić.
- Spalić?
- W piecu, nie ,nie jointy - zaśmiała się
KATHERINE
Doceniałam to ,że Justin dla mnie chce poświęcić to wszystko,że jestem dla niego na tyle ważna by rzucił to wszystko w cholerę.
Wiedziałam,że jeśli obydwoje się przyłożymy uda nam się zapanować nad jego nałogiem.
Wiedziałam,że nie mogę go zostawić w takich problemach samego. Nie mogłam dopuścić do tego by to przeważyło szalę jego życia.
Nigdy nie chciałabym by mogło mi go zabraknąć. Czas by płyną zbyt wolno i zbyt zbytecznie bez niego. Gdy było by ciężko, nigdy nie byłby przy mnie. A jest moim sensem..
Widzę go kiedy zamykam oczy, czuję przez dotyk na swoich palcach, czuję na swoim ustach. Doprowadzam go do swoich zmysłów... Widzę go gdziekolwiek idę, i nawet kiedy jestem tam sama, jestem ponownie z Tobą. Doprowadziłabym go do swoich zmysłów, gdybym tylko mogła...
Leżę obudzona, i życzyłabym sobie by te mile które będą nas dzielić, byleby topniały. Życzę sobie bym mogła widzieć Twoją twarz tuż przy mojej.
Kiedy nie mogę dotrzeć do Ciebie. Wciąż czuję Cię przy sobie, pragnę mieć Cię przy sobie... Kiedy dystans rozdziela nas, widzę Ciebie, oddycham Tobą, wciąż czuję Twój dotyk. A kiedy Cię potrzebuję, docieram do Ciebie...
Justin potrząsnął mną by dojść jakoś do mnie.
- Skarbie, jesteś jakaś nieobecna...
- Po prostu niewyspana.
- Zapamiętaj tą chwilę.
- Obydwoje zapamiętamy - dodałam.
Justin wyciągnął cały ten szajs i po kolei wysypywał każdy woreczek do jeziora...
Kiedyś może ktoś się w tym wykąpać, trudno... Haha.
Justin wysypał wszystko do wody i odetchnął z ulgą.
- Jesteś gotowy z tym skończyć? - zapytałam
- Chyba... Wydaje mi się ,że tak.
- Justin chyba , to prawie tak jak byś powiedział, pierdol pierdol ja posłucham, tak albo nie, krótka piłka.
- Kate, to nie jest tak łatwo zrezygnować.
- Może zapytam inaczej. Jesteś zdeterminowany by to przerwać?
- Tak.
Justin powiedział nie patrząc się w moje oczy. Czułam,że coś jest nie tak, czułam ,że coś kryje.
- Kochanie, rozstaw nóżki, i ręce jakby Cię ktoś dotykał. Nie martw się.
- Co zamierzasz?
- Może loda,hm?
- Tutaj?
- Wcześnie jest , rozstaw.
Justin zrobił tak jak kazałam. Jego buzia rozpromieniała. Nie spodziewał się co zamierzałam.
Dotykałam jego jednej nogi jakbym czegoś szukała, po czym drugiej. Poczułam coś przy lewym udzie.
- Co robisz?
- Taka gra wstępna skarbie.
- Kontynuuj.
Odpięłam spodnie Justina i ściągnęłam w dół. Do uda zauważyłam ,jakby przyczepiony woreczek.
Oderwałam go z całą siłą. Justin syknął cicho ,po czym spojrzał na mnie wzrokiem niczym zbity psiak.
- Co to kurwa Justin ma być? Mówisz co innego a robisz coś zupełnie odwrotnego.
- Kate, przepraszam.
Z kieszeni Justina wyciągnęłam kluczyk.
- Jak będziesz wiedział czego chcesz, wiesz gdzie mnie szukać.
Odwróciłam się i poszłam do samochodu. Wsiadłam na miejsce pasażera i siedziałam,czekając na Justina.
Nie przychodził... Zegar coraz wolniej zmieniał swój bieg... Justina wciąż nie było. Zegar tykał i tykał, zmieniał czas, a Justin nie pojawiał się, myślałam nad tym, czy złamać się czy nie , pójść do niego,czy dać mu jeszcze czas na przemyślenia....
_____________________________________________________________
\
I jak 33 rozdział ? :)
KOMENTUJCIE <3
Wiem, krótki,ale zmierzam do dłuższego ,więc musiałam tak zrobić. Wiem,nie jest tak ekscytujący.. trudno. Dla cierpliwych, czekanie się opłaci.
Cieszyłem się, cieszyłem się,że mam ją przy sobie,że mnie wspiera, że jest. Po prostu ,że była, jest i będzie.
Musiałem skończyć z tym wszystkim , choćby dla niej. Około piątej nad ranem obudziłem Kate, by z nią coś zrobić.
- Kochanie, obudź się.
- Justin, seks z rana odpada.
- Nie ,głuptasie, wstań. Chcę ,żebyś ze mną była.
- Jestem - powiedziała wtulając się w poduszkę
- Wstań! Musisz być przy czymś co chcę zrobić.
- Jezu - wstała z łóżka - Jestem, co chcesz?
- Chodź ze mną.
Pociągnąłem ją za rękę i wyszedłem na taras.
- Zaczekaj skarbie.
Pobiegłem do góry i wziąłem ze wszystkich skrytek swoje narkotyki, marihuanę , wszystko co miałem.
Zszedłem ponownie na dół i poszedłem do Kate.
- Justin, co chcesz zrobić?
- Wywalę to wszystko.
- Głupi jesteś? Tutaj, przed dom,żeby ktoś to znalazł? Pojechałbyś nad jezioro, czy gdziekolwiek, ale nie pod własny dom.
- Masz racje, ubieraj się.
- Co? - powiedziała zaskoczona
- Ubieraj się mała. Jedziemy.
- A jedzenie?
- Kupimy coś potem - zaśmiałem się
Katherine pobiegła na górę , zeszła po pięciu minutach z bluzą nałożoną na piżamę. Nie zależało jej kompletnie teraz na niczym innym jak na śnie. Ale nie dałem jej pospać, ani minuty dłużej.
Ja ubrałem spodnie ,koszulę ,wziąłem cały towar i odpaliłem samochód.
Kate wślizgnęła się na miejsce pasażera i wygodnie ułożyła głowę obok szyby. Usnęła. Jechaliśmy na miejsce około trzydziestu minut, słońce zaczęło witać dzień.
Kate przebudziła się, słońce padało na jej twarz, drażniło jej oczy. Otworzyła je lekko i spojrzała na mnie.
- Jesteśmy?
- Tak, wysiadaj skarbie.
Kate wysiadła leniwie z samochodu i czekała aż do niej dołączę. Gdy tylko to zrobiłem,złapała mnie za rękę i poprowadziła nad jezioro.
- Jesteś pewny? Mogliśmy to też spalić.
- Spalić?
- W piecu, nie ,nie jointy - zaśmiała się
KATHERINE
Doceniałam to ,że Justin dla mnie chce poświęcić to wszystko,że jestem dla niego na tyle ważna by rzucił to wszystko w cholerę.
Wiedziałam,że jeśli obydwoje się przyłożymy uda nam się zapanować nad jego nałogiem.
Wiedziałam,że nie mogę go zostawić w takich problemach samego. Nie mogłam dopuścić do tego by to przeważyło szalę jego życia.
Nigdy nie chciałabym by mogło mi go zabraknąć. Czas by płyną zbyt wolno i zbyt zbytecznie bez niego. Gdy było by ciężko, nigdy nie byłby przy mnie. A jest moim sensem..
Widzę go kiedy zamykam oczy, czuję przez dotyk na swoich palcach, czuję na swoim ustach. Doprowadzam go do swoich zmysłów... Widzę go gdziekolwiek idę, i nawet kiedy jestem tam sama, jestem ponownie z Tobą. Doprowadziłabym go do swoich zmysłów, gdybym tylko mogła...
Leżę obudzona, i życzyłabym sobie by te mile które będą nas dzielić, byleby topniały. Życzę sobie bym mogła widzieć Twoją twarz tuż przy mojej.
Kiedy nie mogę dotrzeć do Ciebie. Wciąż czuję Cię przy sobie, pragnę mieć Cię przy sobie... Kiedy dystans rozdziela nas, widzę Ciebie, oddycham Tobą, wciąż czuję Twój dotyk. A kiedy Cię potrzebuję, docieram do Ciebie...
Justin potrząsnął mną by dojść jakoś do mnie.
- Skarbie, jesteś jakaś nieobecna...
- Po prostu niewyspana.
- Zapamiętaj tą chwilę.
- Obydwoje zapamiętamy - dodałam.
Justin wyciągnął cały ten szajs i po kolei wysypywał każdy woreczek do jeziora...
Kiedyś może ktoś się w tym wykąpać, trudno... Haha.
Justin wysypał wszystko do wody i odetchnął z ulgą.
- Jesteś gotowy z tym skończyć? - zapytałam
- Chyba... Wydaje mi się ,że tak.
- Justin chyba , to prawie tak jak byś powiedział, pierdol pierdol ja posłucham, tak albo nie, krótka piłka.
- Kate, to nie jest tak łatwo zrezygnować.
- Może zapytam inaczej. Jesteś zdeterminowany by to przerwać?
- Tak.
Justin powiedział nie patrząc się w moje oczy. Czułam,że coś jest nie tak, czułam ,że coś kryje.
- Kochanie, rozstaw nóżki, i ręce jakby Cię ktoś dotykał. Nie martw się.
- Co zamierzasz?
- Może loda,hm?
- Tutaj?
- Wcześnie jest , rozstaw.
Justin zrobił tak jak kazałam. Jego buzia rozpromieniała. Nie spodziewał się co zamierzałam.
Dotykałam jego jednej nogi jakbym czegoś szukała, po czym drugiej. Poczułam coś przy lewym udzie.
- Co robisz?
- Taka gra wstępna skarbie.
- Kontynuuj.
Odpięłam spodnie Justina i ściągnęłam w dół. Do uda zauważyłam ,jakby przyczepiony woreczek.
Oderwałam go z całą siłą. Justin syknął cicho ,po czym spojrzał na mnie wzrokiem niczym zbity psiak.
- Co to kurwa Justin ma być? Mówisz co innego a robisz coś zupełnie odwrotnego.
- Kate, przepraszam.
Z kieszeni Justina wyciągnęłam kluczyk.
- Jak będziesz wiedział czego chcesz, wiesz gdzie mnie szukać.
Odwróciłam się i poszłam do samochodu. Wsiadłam na miejsce pasażera i siedziałam,czekając na Justina.
Nie przychodził... Zegar coraz wolniej zmieniał swój bieg... Justina wciąż nie było. Zegar tykał i tykał, zmieniał czas, a Justin nie pojawiał się, myślałam nad tym, czy złamać się czy nie , pójść do niego,czy dać mu jeszcze czas na przemyślenia....
_____________________________________________________________
\
I jak 33 rozdział ? :)
KOMENTUJCIE <3
Wiem, krótki,ale zmierzam do dłuższego ,więc musiałam tak zrobić. Wiem,nie jest tak ekscytujący.. trudno. Dla cierpliwych, czekanie się opłaci.
wtorek, 10 września 2013
Rozdział 32
KATHERINE
Justin stał nie mówiąc nic, co oznaczało dla mnie tylko jedno, odpowiedź twierdzącą.
- Justin, co się z Tobą dzieje? Wydaje mi się,że Cie kompletnie nie znam.
- Poznasz Kate, poznasz.
- Ciekawe kiedy. Bierzesz narkotyki, masz brata bliźniaka, pieprzysz jaką popadnie. Co w sumie każdy wie,żadna tajemnica, ale wypadałoby cokolwiek powiedzieć o tych narkotykach. Coś byśmy zaradzili.
- Nie ma już na to rady, to jest silniejsze ode mnie, trudno.
- Więc chcesz w ten sposób sobie odbierać życie?
Justin zamilknął, nie spojrzał się już na mnie. Ucałował mnie w polik i odszedł. Odwrócił się i odszedł. Nie rozumiałam kompletnie co to znaczy. Nie byłam do tego przyzwyczajona, czy odchodził? Zerwaliśmy czy nie? Jednak wiedziałam ,że na dzisiaj ma dość.
Pozwoliłam mu iść, przed siebie. Ciekawe gdzie go to zaprowadzi...
Chciałam mu pomóc ,ale chyba za późno. Chociaż, może nigdy nie jest za późno? Może właśnie to On mi jest zesłany, bym wykazała się w jakiś sposób?
Tylko dlaczego akurat mnie to spotyka? Dlaczego zawsze ja mam pod górkę? Dlaczego ja muszę zawsze dostawać te trudne przypadki? Nie zawsze jestem w stanie każdemu podołać. Niestety, nawet jeśli bardzo bym chciała.
Jest jeden powód dla którego będę się starała, tym powodem jest Justin, nic nie sprawi,że poczuję się tak jak przy nim.
Wróciłam do dziewczyn, dałam mu czas na ochłonięcie. Wróciłam, wzięłam swoją kopertówkę i poszłam na plażę. Uwielbiałam tam siedzieć i myśleć o wszystkim.
Pamiętam dzień w którym pierwszy raz spotkałam Justina. Pierwszy raz w swoim życiu.
Chłopak w czarnej skórze ,opuszczonych spodniach, białej koszulce, suprach, okularach przyciemnionych, wszedł do klasy. Za nim kilku kolegów, około czterech. Bill, Joe, Blaze, Matty. Weszli o środka i stanęli niczym gwiazdy w progu. Od razu wiedziałam czego tu szukają.
Od zawsze słyszałam plotki o Justinie, ale nie dopuszczałam do siebie myśli,że taki ktoś istnieje, z czasem, to się zmieniło. Pamiętam jak się dosiadł i zapytał co u mnie, odpowiedziałam mu normalnie, po ludzku,a On od razu wyskoczył z propozycją seksu. Nie chciałam tego,nie czułam się jeszcze w pełni gotowa, szczególnie na taki seks bez uczuć. Ale w końcu tak czy siak oddałam Justinowi swoje dziewictwo. Bez rozlewu krwi, bez bólu. Na szczęście było to tylko rozpoczęcie. Dalsza jazda pod górkę z Justinem zaczęła się dzień później, gdy musieliśmy iść już na lekcje.
Przyszłam do szkoły punkt ósma rano, Justin od progu zaczepił mnie słowami.
- Może umówimy się na wieczór, nie bądź taka nieśmiała, nie będzie Ci nic, jestem zdrowy.
- Myślisz,że kim jesteś?
- Będę Twoim najlepszym kochankiem.
- Nie ,dziękuję. Przeżyję bez takiego "kochanka"
- Chyba w ogóle przeżyjesz bez kochanka. Cnotka nie wydymka. Kurwa, świętoszka się znalazła.
W tym momencie zebrały mi się łzy w oczach. Odwróciłam się i odeszłam od nich. Wiedziałam,że zawsze mieli mnie za świętą, mimo,że nie byłam. Trudno, później zaczęłam być typem samotnika, miałam tylko Vanessę i Ashley, byłyśmy we trójkę. Dla samych siebie.
Nigdy nie sądziłam,że będzie tak jak jest teraz. Że będę z Justinem, Ashley nie będzie żyła, a Vanessa zmieni się tak gwałtownie...
Dla mnie gwałtownie, nie było mnie tu tyle czasu, wyjechałam znając inną osobę i zastałam całkiem inną..
Justin zdecydowanie zmienił się od pierwszej klasy. Wtedy był kilkukrotnie zatrzymywany przez policję,właśnie przez narkotyki. Myślałam,że zmienił podejście i już nie bierze. Wydoroślał, haha!
Chyba jednak facet tak szybko się nie zmienia. Ale z małą nadzieją podchodzę do tego ,że w końcu może mi się to udać. Małymi kroczkami,do celu.
Wspominając o Ashley, zrobiło mi się przykro... Chciałabym ,żeby tamte czasy wróciły, kiedy żyła, była obok, wspierała mnie. Kiedy przychodziła do mnie na noc, z kilkoma paczkami kwaśnych żelków, chipsami, colą, zamawiałyśmy pizzę i oglądałyśmy filmy do późna.
Gdy moja mama nas wyganiała do spania, oczywiście kładłyśmy się w łóżku, ale całą noc zawsze przegadałyśmy na temat tego co chcemy mieć w przyszłości. A gdy tylko było słychać kroki na korytarzu, zamykałyśmy oczy udając,że śpimy. Miałyśmy nadzieję,że mama nigdy się nie dowie, zawsze wiedziała.
Rano obydwie usypiałyśmy przy śniadaniu topiąc twarz w jajecznicy. Niby takie drobne rzeczy, drobne wspomnienia, a ile niosą za sobą emocji.
Zawsze mogłam na nią liczyć, to Ona zawsze stawiała czoło ludziom którzy mnie gnębili. Wyzywali, mieli za nikogo. Zawsze mogłam na nią liczyć,że będzie przy mnie... A teraz? Sama muszę sobie radzić ze wszystkim. Może dlatego tak łatwo przyszło mi przyjęcie propozycji z Los Angeles... O mieszkaniu tam, szkole, nie chciałam oglądać wszystkich... Złamałam się tu tyle razy, że nie mogłam zostać. Wszystko się zmieniło, pozostało tylko imię...
JUSTIN
Pamiętam jak musiałem się o nią jeszcze starać...
Pamiętam jak walczyłem o nią, jak starałem się by było lepiej... A wszystko przecież tak łatwo odchodzi...
Siedząc w samolocie, wspominając kiedy popełniłem błąd. Chciałbym ,żeby to nigdy nie zakończyło się bólem... Teraz Twoje serce złamane, łzy na twarzy. Pytam siebie dlaczego, patrząc w niebo, gdybym mógł zawrócić, zrobiłbym tak ,aby było dobrze Modliłem się aby z Tobą było lepiej, ale pogoda wciąż była burzowa. Nie chciałem odchodzić,ale deszcz wciąż nie zelżał. I nie było Cię, a ja wciąż myślałem o Tobie, każdego dnia. I wiem uczucie było bólem i możesz mnie obwiniać. Ale zawsze przepraszałem za gierki w które pogrywałem. Ale było za późno, Ona była tam daleko i zrobiłbym wszystko by ją zobaczyć.
Przeszedłbym tysiące mil tylko po to by móc ujrzeć jej anielski uśmiech.
Wie ,że na prawdę ją kocham, to jest najprawdziwsze do otrzymania. Potrzeba czasu aby na prawdę zrozumieć czego chcesz. Ty byłaś gotowa na to wszystko, ale ignorowałem Twoje uczucia.
A teraz? Ponownie jest nieobecna. Lubię zawsze wracać wspomnieniami do dnia ,gdy pierwszy raz mnie pocałowała, gdy oddała mi to co miała najcenniejsze, gdy zgodziła się zostać moją dziewczyną.
A teraz znów mam fiasko, musiałem wziąć te jebane narkotyki. Kurwa, wiem, jestem kompletnie nieodpowiedzialny.
Wróciłem do domu. Wchodząc na górę zdjąłem z siebie koszulkę ,odpiąłem spodnie ,które w pokoju także zniknęły. Rzuciłem ciuchy na fotel. W samych bokserkach położyłem się do łóżka. Zasnąłem...
Około trzeciej - czwartej nad ranem obudziło mnie ciche stukanie do drzwi..
KATHERINE
Dwadzieścia minut później , przeszłam się na cmentarz. Odwiedziłam swoją przyjaciółkę. Tak długo mnie tu nie było, tak długo nie rozmawiałyśmy, tak długo ... Tak ,już nic nie wróci. Chciałabym czasami posiadać zegar ,który mi zwróci niektóre momenty życia.
Zrozumiałam,że niektórym ludziom jestem bardziej potrzebna. Niektórym, czy Justinowi też? Widać radzi sobie sam z narkotykami. Postanowiłam to sprawdzić.
Od razu wychodząc z cmentarza skierowałam się do Justina. W połowie drogi pozbyłam się z nóg swoich szpilek, były strasznie niewygodne. Złapałam je za obcasy i doszłam do Justina. W domy były pogaszone światła. Nie chciałam go budzić,ale niestety nie posiadałam kluczy do domu. Zapukałam cicho do drzwi z nadzieją ,że otworzy.
Tak zrobił, wpuścił mnie do środka. Nic nie mówiąc powędrowaliśmy na górę do jego sypialni.
Ułożyliśmy się wygodnie. Dłoń Justina przywierała do mojego brzucha pilnując bym nie uciekła. Przysunął mnie do siebie , bym była znacznie bliżej. Czułam jego oddech na karku, uwielbiałam to. W tych ramionach mogłam usypiać codziennie.
Tej nocy zniknęły moje wszelkie wątpliwości, jestem tutaj po to by z nim być, zawsze...
________________________________________________________
I jak 32 ?
KOMENTUJCIE! <3
Nie podoba mi się ten rozdział aż tak,ale musiałam wszystko unormować. :)
Justin stał nie mówiąc nic, co oznaczało dla mnie tylko jedno, odpowiedź twierdzącą.
- Justin, co się z Tobą dzieje? Wydaje mi się,że Cie kompletnie nie znam.
- Poznasz Kate, poznasz.
- Ciekawe kiedy. Bierzesz narkotyki, masz brata bliźniaka, pieprzysz jaką popadnie. Co w sumie każdy wie,żadna tajemnica, ale wypadałoby cokolwiek powiedzieć o tych narkotykach. Coś byśmy zaradzili.
- Nie ma już na to rady, to jest silniejsze ode mnie, trudno.
- Więc chcesz w ten sposób sobie odbierać życie?
Justin zamilknął, nie spojrzał się już na mnie. Ucałował mnie w polik i odszedł. Odwrócił się i odszedł. Nie rozumiałam kompletnie co to znaczy. Nie byłam do tego przyzwyczajona, czy odchodził? Zerwaliśmy czy nie? Jednak wiedziałam ,że na dzisiaj ma dość.
Pozwoliłam mu iść, przed siebie. Ciekawe gdzie go to zaprowadzi...
Chciałam mu pomóc ,ale chyba za późno. Chociaż, może nigdy nie jest za późno? Może właśnie to On mi jest zesłany, bym wykazała się w jakiś sposób?
Tylko dlaczego akurat mnie to spotyka? Dlaczego zawsze ja mam pod górkę? Dlaczego ja muszę zawsze dostawać te trudne przypadki? Nie zawsze jestem w stanie każdemu podołać. Niestety, nawet jeśli bardzo bym chciała.
Jest jeden powód dla którego będę się starała, tym powodem jest Justin, nic nie sprawi,że poczuję się tak jak przy nim.
Wróciłam do dziewczyn, dałam mu czas na ochłonięcie. Wróciłam, wzięłam swoją kopertówkę i poszłam na plażę. Uwielbiałam tam siedzieć i myśleć o wszystkim.
Pamiętam dzień w którym pierwszy raz spotkałam Justina. Pierwszy raz w swoim życiu.
Chłopak w czarnej skórze ,opuszczonych spodniach, białej koszulce, suprach, okularach przyciemnionych, wszedł do klasy. Za nim kilku kolegów, około czterech. Bill, Joe, Blaze, Matty. Weszli o środka i stanęli niczym gwiazdy w progu. Od razu wiedziałam czego tu szukają.
Od zawsze słyszałam plotki o Justinie, ale nie dopuszczałam do siebie myśli,że taki ktoś istnieje, z czasem, to się zmieniło. Pamiętam jak się dosiadł i zapytał co u mnie, odpowiedziałam mu normalnie, po ludzku,a On od razu wyskoczył z propozycją seksu. Nie chciałam tego,nie czułam się jeszcze w pełni gotowa, szczególnie na taki seks bez uczuć. Ale w końcu tak czy siak oddałam Justinowi swoje dziewictwo. Bez rozlewu krwi, bez bólu. Na szczęście było to tylko rozpoczęcie. Dalsza jazda pod górkę z Justinem zaczęła się dzień później, gdy musieliśmy iść już na lekcje.
Przyszłam do szkoły punkt ósma rano, Justin od progu zaczepił mnie słowami.
- Może umówimy się na wieczór, nie bądź taka nieśmiała, nie będzie Ci nic, jestem zdrowy.
- Myślisz,że kim jesteś?
- Będę Twoim najlepszym kochankiem.
- Nie ,dziękuję. Przeżyję bez takiego "kochanka"
- Chyba w ogóle przeżyjesz bez kochanka. Cnotka nie wydymka. Kurwa, świętoszka się znalazła.
W tym momencie zebrały mi się łzy w oczach. Odwróciłam się i odeszłam od nich. Wiedziałam,że zawsze mieli mnie za świętą, mimo,że nie byłam. Trudno, później zaczęłam być typem samotnika, miałam tylko Vanessę i Ashley, byłyśmy we trójkę. Dla samych siebie.
Nigdy nie sądziłam,że będzie tak jak jest teraz. Że będę z Justinem, Ashley nie będzie żyła, a Vanessa zmieni się tak gwałtownie...
Dla mnie gwałtownie, nie było mnie tu tyle czasu, wyjechałam znając inną osobę i zastałam całkiem inną..
Justin zdecydowanie zmienił się od pierwszej klasy. Wtedy był kilkukrotnie zatrzymywany przez policję,właśnie przez narkotyki. Myślałam,że zmienił podejście i już nie bierze. Wydoroślał, haha!
Chyba jednak facet tak szybko się nie zmienia. Ale z małą nadzieją podchodzę do tego ,że w końcu może mi się to udać. Małymi kroczkami,do celu.
Wspominając o Ashley, zrobiło mi się przykro... Chciałabym ,żeby tamte czasy wróciły, kiedy żyła, była obok, wspierała mnie. Kiedy przychodziła do mnie na noc, z kilkoma paczkami kwaśnych żelków, chipsami, colą, zamawiałyśmy pizzę i oglądałyśmy filmy do późna.
Gdy moja mama nas wyganiała do spania, oczywiście kładłyśmy się w łóżku, ale całą noc zawsze przegadałyśmy na temat tego co chcemy mieć w przyszłości. A gdy tylko było słychać kroki na korytarzu, zamykałyśmy oczy udając,że śpimy. Miałyśmy nadzieję,że mama nigdy się nie dowie, zawsze wiedziała.
Rano obydwie usypiałyśmy przy śniadaniu topiąc twarz w jajecznicy. Niby takie drobne rzeczy, drobne wspomnienia, a ile niosą za sobą emocji.
Zawsze mogłam na nią liczyć, to Ona zawsze stawiała czoło ludziom którzy mnie gnębili. Wyzywali, mieli za nikogo. Zawsze mogłam na nią liczyć,że będzie przy mnie... A teraz? Sama muszę sobie radzić ze wszystkim. Może dlatego tak łatwo przyszło mi przyjęcie propozycji z Los Angeles... O mieszkaniu tam, szkole, nie chciałam oglądać wszystkich... Złamałam się tu tyle razy, że nie mogłam zostać. Wszystko się zmieniło, pozostało tylko imię...
JUSTIN
Pamiętam jak musiałem się o nią jeszcze starać...
Pamiętam jak walczyłem o nią, jak starałem się by było lepiej... A wszystko przecież tak łatwo odchodzi...
Siedząc w samolocie, wspominając kiedy popełniłem błąd. Chciałbym ,żeby to nigdy nie zakończyło się bólem... Teraz Twoje serce złamane, łzy na twarzy. Pytam siebie dlaczego, patrząc w niebo, gdybym mógł zawrócić, zrobiłbym tak ,aby było dobrze Modliłem się aby z Tobą było lepiej, ale pogoda wciąż była burzowa. Nie chciałem odchodzić,ale deszcz wciąż nie zelżał. I nie było Cię, a ja wciąż myślałem o Tobie, każdego dnia. I wiem uczucie było bólem i możesz mnie obwiniać. Ale zawsze przepraszałem za gierki w które pogrywałem. Ale było za późno, Ona była tam daleko i zrobiłbym wszystko by ją zobaczyć.
Przeszedłbym tysiące mil tylko po to by móc ujrzeć jej anielski uśmiech.
Wie ,że na prawdę ją kocham, to jest najprawdziwsze do otrzymania. Potrzeba czasu aby na prawdę zrozumieć czego chcesz. Ty byłaś gotowa na to wszystko, ale ignorowałem Twoje uczucia.
A teraz? Ponownie jest nieobecna. Lubię zawsze wracać wspomnieniami do dnia ,gdy pierwszy raz mnie pocałowała, gdy oddała mi to co miała najcenniejsze, gdy zgodziła się zostać moją dziewczyną.
A teraz znów mam fiasko, musiałem wziąć te jebane narkotyki. Kurwa, wiem, jestem kompletnie nieodpowiedzialny.
Wróciłem do domu. Wchodząc na górę zdjąłem z siebie koszulkę ,odpiąłem spodnie ,które w pokoju także zniknęły. Rzuciłem ciuchy na fotel. W samych bokserkach położyłem się do łóżka. Zasnąłem...
Około trzeciej - czwartej nad ranem obudziło mnie ciche stukanie do drzwi..
KATHERINE
Dwadzieścia minut później , przeszłam się na cmentarz. Odwiedziłam swoją przyjaciółkę. Tak długo mnie tu nie było, tak długo nie rozmawiałyśmy, tak długo ... Tak ,już nic nie wróci. Chciałabym czasami posiadać zegar ,który mi zwróci niektóre momenty życia.
Zrozumiałam,że niektórym ludziom jestem bardziej potrzebna. Niektórym, czy Justinowi też? Widać radzi sobie sam z narkotykami. Postanowiłam to sprawdzić.
Od razu wychodząc z cmentarza skierowałam się do Justina. W połowie drogi pozbyłam się z nóg swoich szpilek, były strasznie niewygodne. Złapałam je za obcasy i doszłam do Justina. W domy były pogaszone światła. Nie chciałam go budzić,ale niestety nie posiadałam kluczy do domu. Zapukałam cicho do drzwi z nadzieją ,że otworzy.
Tak zrobił, wpuścił mnie do środka. Nic nie mówiąc powędrowaliśmy na górę do jego sypialni.
Ułożyliśmy się wygodnie. Dłoń Justina przywierała do mojego brzucha pilnując bym nie uciekła. Przysunął mnie do siebie , bym była znacznie bliżej. Czułam jego oddech na karku, uwielbiałam to. W tych ramionach mogłam usypiać codziennie.
Tej nocy zniknęły moje wszelkie wątpliwości, jestem tutaj po to by z nim być, zawsze...
________________________________________________________
I jak 32 ?
KOMENTUJCIE! <3
Nie podoba mi się ten rozdział aż tak,ale musiałam wszystko unormować. :)
niedziela, 8 września 2013
Rozdział 31
JUSTIN
Sam dziwiłem się sobie. Jak mogłem zrobić coś takiego? Jak mogłem uderzyć kobietę, którą kocham najmocniej na świecie? Która jest tą jedyną dla mnie.
Tak, jestem skurwielem. Nie poradzę nic na to. Nie chciałem jej uderzyć.. Nie zatrzymałem ciosu w odpowiednim momencie. Bynajmniej dobrze ,że zdążyłem rozłożyć dłoń, nie dostała z pięści...
Wiem jak jest skrzywdzić osobę którą się kocha. Myślałem zawsze,że miłość była prawdziwa tylko w bajkach. Przeznaczona dla kogoś innego, ale nie dla mnie. Miłość była z dala ode mnie. Tak mi się wydaje. Rozczarowanie nawiedzało wszystkie moje sny. I wtedy zobaczyłem jej twarz, i stałem się wierzącym, wierzącym w miłość. Nie ma śladu wątpliwości w moim umyśle, jestem zakochany, jestem wierzący, nie mógłbym jej zostawić, nawet jeśli bym próbował.
Myślałem,że miłość była mniej więcej czymś co jest dane, ale im więcej dawałem, tym mniej dostawałem. Na co przyda się to próbowanie, wszystko co dostaje to ból. Kiedy chciałem słońca, dostawałem deszcz.
Aż w końcu jestem z nią,mam to czego chcę, a zjebałem wszystko, po całości. Wygoniłem z domu Joe, i poszedłem na basen. Nad nim siedziało kilku moich ziomków. Zapytali czemu jestem taki smutny, opowiedziałem im całą sytuację, po czym poprosiłem o wyjście. I oddanie mi kluczy do mojego domu.
Już wiem czemu z lodówki często ginęło jedzenie. Gdy wszyscy wyszli, usiadłem na kanapie. Jak tradycja to tradycja, gdy przychodziło co do czego ,gdy byłem smutny sięgałem w najskrytsze zakamarki swojej szafki nocnej.
Podszedłem do góry, do sypialni. Z szafki wyciągnąłem woreczek z białym proszkiem.
Od kiedy pamiętam,to była moja jedyna ucieczka od wszelkich problemów.
Zszedłem na dół, wysypałem działkę na stół. Wyciągnąłem z mini baru whisky ,wlałem w szklankę, i jednym duszkiem wypiłem. Wlałem kolejną dawkę ,ją także wypiłem, czując się lepiej.
Na stoliku wysypałem trochę zawartości paczuszki , po czym uformowałem w dwie równe kreski.
Na każdą dziurkę, jak przystało.
Pochyliłem się i wciągnąłem każdą dziurką trochę białego proszku. Najpierw lewa, potem prawa.
Zaciągnąłem się tym głębiej. I resztę schowałem do kieszeni. Bach! Zleciało kilka godzin. Wciąż nie odzywałem się do Kate, ani ona do mnie. Wiem,źle zrobiłem, nie chciała pewnie teraz mnie znać. Ale napisałem jej sms zanim moje oczy przyćmiła mgła.
Położyłem się przed TV ,gdy około dwóch godzin później rozdzwonił się mój telefon. Szukałem go wszędzie.
- Mam! - powiedziałem głośno do siebie
Przystawiłem telefon do ucha , nikt nie mówił, spojrzałem na ekran, po czym zorientowałem się ,że muszę odebrać.
Przesunąłem palcem po ekranie i odblokowałem go, przystawiłem do ucha.
- Halo?
- Och już nie udawaj - kompletnie nie wiedziałem o co chodzi - Jestem w Los Angeles - przestraszyłem się, szczerze.
- Co?!
- W tym klubie - wyjaśniła
- Uff, już myślałem... - chciałem dokończyć
- A Ty ? - przerwała - Gdzie jesteś?
- W domu, zasypiałem.
Tak było, to wszystko tak mną zamotało,że nie miałem co innego do roboty.
- Dziwne - dodała - Ja myślę,że siedzisz przy barze, i podrywasz dziewczyny.
Od razu skojarzyłem fakty, Christian ,mój brat, do którego nigdy bym się nie przyznał. Jest w mieście od tygodnia.
Jak ja go nienawidzę. Zrobiłby wszystko byle popsuć mi wieczór, nawet nieświadomie.
Taki typ człowieka, nie byliśmy całkowicie podobni, bo tak nigdy nie jest. Był prawie jak ja, po prostu miał inne rysy, ale tylko odrobinę, przy pierwszym rzucie oka, można było stwierdzić stuprocentowe podobieństwo, po dłuższym przyjrzeniu się, byliśmy inni. Ja byłem starszy ,o kilka minut.
Podobno z Christianem były jakieś problemy,dlatego taka różnica. Dla mnie lepiej. Nie muszę tak długo go wysłuchiwać. Nasze drogi rozeszły się gdy postanowił uczyć się gdzie indziej. Trudno, nie żałuję. Nigdy nie mieliśmy tematów do rozmów. Nigdy nie byliśmy braćmi tak mocno ze sobą związanymi jak reszta bliźniaków.
Musiałem tam wkroczyć i wyjaśnić Kate wszystko co się dzieje, wiem ,może być w szoku, trudno, wyjaśnię jej wszystko po kolei.
Wyszedłem przed dom i wsiadłem do taksówki, pojechałem prosto do klubu. Minąłem całą kolejkę i ochroniarza. Wślizgnąłem się przez bramkę ,i w tłumie wyszukiwałem swojej dziewczyny. Stała przy barze oblewając mojego brata drinkiem.
Cieszyłem się, bo każdy by chciał to zrobić, ale trudno, nie każdy ma okazję.
Podbiegłem do nich i stanąłem obok swojego brata ,łapiąc Kate za rękę. Widziałem w jej oczach zdziwienie, kompletnie nie wiedziała co powiedzieć. Jedyne co wykrzesała to
- Ale jak,co?
- Kate jest coś o czym nie wiesz, czas by Co powiedzieć.
KATHERINE
Stałam tam kompletnie nie wiedząc o co chodzi. Widziałam dwóch Justinów, poczuć mogłam także.
- Słucham - dodałam - Czekam na wyjaśnienia.
- Porozmawiajmy w cztery oczy.
- Kto to kurwa jest ? - szłam w zaparte
- Mój brat Christian, Christian to Kate, moja dziewczyna.
- Zadziorna - dodał
- Zamknij ryj, Christian - dodałem
Wziąłem Kate za rękę i odciągnąłem od niego.
- Chodź.
- Nie chce.
- Chodź - powiedziałem głośniej.
Poszliśmy z Kate za klub, wychodząc tylnymi drzwiami.
Stanąłem z nią w ciemnej uliczce, obok lampy. Tak by mogła mnie widzieć.
- Kate, nie chciałem nic mówić, bo nie mam z nim najlepszego kontaktu.
- Przejdź do rzeczy.
- Christian, mój młodszy brat bliźniak, młodszy w sensie kilku minut. Straciliśmy kontakt gdy wyjechał. Nigdy nie mieliśmy dobrego kontaktu. On zawsze był synkiem mamusi, bo zawsze miał jakieś problemy ze zdrowiem, więc zawsze szedłem w odstawkę. Nigdy nie zwracano na mnie takiej uwagi jak na niego. Bo ja zawsze byłem tym zdrowym dzieckiem, tym co nie potrzebuje tyle miłości. Dlatego znalazłem pocieszenie w końcu w innych kobietach. Trudno. Musiałem zapchać czymś tę pustkę.
- Chodź tu biedactwo.
Przytuliłam do siebie Justina, mocno. Poczułam coś ciepłego na mojej skórze, coś spływało po moich plecach, liczyłam ,na łzy. Odsunęłam Justina od siebie, chcąc otrzeć mu łzy.
Nie było łez, była smutna mina i krwawiący nos.
- Justin, krwawisz.
Justin wyciągnął chusteczkę ,i przyłożył ją do nosa.
- Przepraszam, to niewyspanie.
- Czyżby?
- Tak, a co?
- Justin, czy Ty czasem czegoś nie brałeś?
- Nie, kochanie, nie biorę.
- Mogę coś sprawdzić?
- Pewnie - dodał spokojnie
Zauważając foliową małą torebkę w kieszeni Justina,sięgnęłam po nią. Wyciągnęłam z kieszeni. Justina wzrok zaczął szaleć. Nie mógł znaleźć jednego punktu.
- Justin, brałeś to świństwo ,tak?
____________________________________________________________________
I jak 31 rozdział ? :)
KOMENTUJCIE! <3
.
Sam dziwiłem się sobie. Jak mogłem zrobić coś takiego? Jak mogłem uderzyć kobietę, którą kocham najmocniej na świecie? Która jest tą jedyną dla mnie.
Tak, jestem skurwielem. Nie poradzę nic na to. Nie chciałem jej uderzyć.. Nie zatrzymałem ciosu w odpowiednim momencie. Bynajmniej dobrze ,że zdążyłem rozłożyć dłoń, nie dostała z pięści...
Wiem jak jest skrzywdzić osobę którą się kocha. Myślałem zawsze,że miłość była prawdziwa tylko w bajkach. Przeznaczona dla kogoś innego, ale nie dla mnie. Miłość była z dala ode mnie. Tak mi się wydaje. Rozczarowanie nawiedzało wszystkie moje sny. I wtedy zobaczyłem jej twarz, i stałem się wierzącym, wierzącym w miłość. Nie ma śladu wątpliwości w moim umyśle, jestem zakochany, jestem wierzący, nie mógłbym jej zostawić, nawet jeśli bym próbował.
Myślałem,że miłość była mniej więcej czymś co jest dane, ale im więcej dawałem, tym mniej dostawałem. Na co przyda się to próbowanie, wszystko co dostaje to ból. Kiedy chciałem słońca, dostawałem deszcz.
Aż w końcu jestem z nią,mam to czego chcę, a zjebałem wszystko, po całości. Wygoniłem z domu Joe, i poszedłem na basen. Nad nim siedziało kilku moich ziomków. Zapytali czemu jestem taki smutny, opowiedziałem im całą sytuację, po czym poprosiłem o wyjście. I oddanie mi kluczy do mojego domu.
Już wiem czemu z lodówki często ginęło jedzenie. Gdy wszyscy wyszli, usiadłem na kanapie. Jak tradycja to tradycja, gdy przychodziło co do czego ,gdy byłem smutny sięgałem w najskrytsze zakamarki swojej szafki nocnej.
Podszedłem do góry, do sypialni. Z szafki wyciągnąłem woreczek z białym proszkiem.
Od kiedy pamiętam,to była moja jedyna ucieczka od wszelkich problemów.
Zszedłem na dół, wysypałem działkę na stół. Wyciągnąłem z mini baru whisky ,wlałem w szklankę, i jednym duszkiem wypiłem. Wlałem kolejną dawkę ,ją także wypiłem, czując się lepiej.
Na stoliku wysypałem trochę zawartości paczuszki , po czym uformowałem w dwie równe kreski.
Na każdą dziurkę, jak przystało.
Pochyliłem się i wciągnąłem każdą dziurką trochę białego proszku. Najpierw lewa, potem prawa.
Zaciągnąłem się tym głębiej. I resztę schowałem do kieszeni. Bach! Zleciało kilka godzin. Wciąż nie odzywałem się do Kate, ani ona do mnie. Wiem,źle zrobiłem, nie chciała pewnie teraz mnie znać. Ale napisałem jej sms zanim moje oczy przyćmiła mgła.
Położyłem się przed TV ,gdy około dwóch godzin później rozdzwonił się mój telefon. Szukałem go wszędzie.
- Mam! - powiedziałem głośno do siebie
Przystawiłem telefon do ucha , nikt nie mówił, spojrzałem na ekran, po czym zorientowałem się ,że muszę odebrać.
Przesunąłem palcem po ekranie i odblokowałem go, przystawiłem do ucha.
- Halo?
- Och już nie udawaj - kompletnie nie wiedziałem o co chodzi - Jestem w Los Angeles - przestraszyłem się, szczerze.
- Co?!
- W tym klubie - wyjaśniła
- Uff, już myślałem... - chciałem dokończyć
- A Ty ? - przerwała - Gdzie jesteś?
- W domu, zasypiałem.
Tak było, to wszystko tak mną zamotało,że nie miałem co innego do roboty.
- Dziwne - dodała - Ja myślę,że siedzisz przy barze, i podrywasz dziewczyny.
Od razu skojarzyłem fakty, Christian ,mój brat, do którego nigdy bym się nie przyznał. Jest w mieście od tygodnia.
Jak ja go nienawidzę. Zrobiłby wszystko byle popsuć mi wieczór, nawet nieświadomie.
Taki typ człowieka, nie byliśmy całkowicie podobni, bo tak nigdy nie jest. Był prawie jak ja, po prostu miał inne rysy, ale tylko odrobinę, przy pierwszym rzucie oka, można było stwierdzić stuprocentowe podobieństwo, po dłuższym przyjrzeniu się, byliśmy inni. Ja byłem starszy ,o kilka minut.
Podobno z Christianem były jakieś problemy,dlatego taka różnica. Dla mnie lepiej. Nie muszę tak długo go wysłuchiwać. Nasze drogi rozeszły się gdy postanowił uczyć się gdzie indziej. Trudno, nie żałuję. Nigdy nie mieliśmy tematów do rozmów. Nigdy nie byliśmy braćmi tak mocno ze sobą związanymi jak reszta bliźniaków.
Musiałem tam wkroczyć i wyjaśnić Kate wszystko co się dzieje, wiem ,może być w szoku, trudno, wyjaśnię jej wszystko po kolei.
Wyszedłem przed dom i wsiadłem do taksówki, pojechałem prosto do klubu. Minąłem całą kolejkę i ochroniarza. Wślizgnąłem się przez bramkę ,i w tłumie wyszukiwałem swojej dziewczyny. Stała przy barze oblewając mojego brata drinkiem.
Cieszyłem się, bo każdy by chciał to zrobić, ale trudno, nie każdy ma okazję.
Podbiegłem do nich i stanąłem obok swojego brata ,łapiąc Kate za rękę. Widziałem w jej oczach zdziwienie, kompletnie nie wiedziała co powiedzieć. Jedyne co wykrzesała to
- Ale jak,co?
- Kate jest coś o czym nie wiesz, czas by Co powiedzieć.
KATHERINE
Stałam tam kompletnie nie wiedząc o co chodzi. Widziałam dwóch Justinów, poczuć mogłam także.
- Słucham - dodałam - Czekam na wyjaśnienia.
- Porozmawiajmy w cztery oczy.
- Kto to kurwa jest ? - szłam w zaparte
- Mój brat Christian, Christian to Kate, moja dziewczyna.
- Zadziorna - dodał
- Zamknij ryj, Christian - dodałem
Wziąłem Kate za rękę i odciągnąłem od niego.
- Chodź.
- Nie chce.
- Chodź - powiedziałem głośniej.
Poszliśmy z Kate za klub, wychodząc tylnymi drzwiami.
Stanąłem z nią w ciemnej uliczce, obok lampy. Tak by mogła mnie widzieć.
- Kate, nie chciałem nic mówić, bo nie mam z nim najlepszego kontaktu.
- Przejdź do rzeczy.
- Christian, mój młodszy brat bliźniak, młodszy w sensie kilku minut. Straciliśmy kontakt gdy wyjechał. Nigdy nie mieliśmy dobrego kontaktu. On zawsze był synkiem mamusi, bo zawsze miał jakieś problemy ze zdrowiem, więc zawsze szedłem w odstawkę. Nigdy nie zwracano na mnie takiej uwagi jak na niego. Bo ja zawsze byłem tym zdrowym dzieckiem, tym co nie potrzebuje tyle miłości. Dlatego znalazłem pocieszenie w końcu w innych kobietach. Trudno. Musiałem zapchać czymś tę pustkę.
- Chodź tu biedactwo.
Przytuliłam do siebie Justina, mocno. Poczułam coś ciepłego na mojej skórze, coś spływało po moich plecach, liczyłam ,na łzy. Odsunęłam Justina od siebie, chcąc otrzeć mu łzy.
Nie było łez, była smutna mina i krwawiący nos.
- Justin, krwawisz.
Justin wyciągnął chusteczkę ,i przyłożył ją do nosa.
- Przepraszam, to niewyspanie.
- Czyżby?
- Tak, a co?
- Justin, czy Ty czasem czegoś nie brałeś?
- Nie, kochanie, nie biorę.
- Mogę coś sprawdzić?
- Pewnie - dodał spokojnie
Zauważając foliową małą torebkę w kieszeni Justina,sięgnęłam po nią. Wyciągnęłam z kieszeni. Justina wzrok zaczął szaleć. Nie mógł znaleźć jednego punktu.
- Justin, brałeś to świństwo ,tak?
____________________________________________________________________
I jak 31 rozdział ? :)
KOMENTUJCIE! <3
.
Subskrybuj:
Posty (Atom)