KATHERINE
Nie spodziewałam się tego,że Justin tu będzie. Że każe mi wybierać, że poświęci się i przyleci. Miałam nadzieję,że jakiś znak z nieba wskaże mi którego z chłopców wybrać. Ale moje serce samo mi podpowiadało. Dobrze,może wyobrażałam sobie siebie z Justinem na mostku, przy jeziorze, czy jakiejkolwiek wodzie, wyobrażałam sobie. Ale tylko to,że będziemy szczęśliwi, że ja i On, no ,że będziemy zadowoleni.
Myślałam, taka romantyczna sceneria jak w filmach. On, zdobywający mnie, uciekniemy. Haha, marzenia małej dziewczynki. Teraz wiem,że życie nigdy nie jest takie jak w filmach. Zawsze daje kopy w dupę i nie patrzy na to co ktoś czuje.
Życie nie jest takie łatwe jak miało być. Myślałam,że nie spotka mnie za wiele przeszkód. A tymczasem to jedyne co mnie spotyka.
Staliśmy tam z Justinem , powoli do oczu napływały mi łzy, nie wiedziałam co odpowiedzieć. Chciałam ,żeby dla każdego było dobrze, ale przecież nie zawsze tak może być.
Tym razem wybiorę to co dla mnie powinno być dobre. Tym razem nie dam z siebie zrobić zabawki, będę szczęśliwa żyjąc tak jak do tej pory.
Justin stał tam i patrzał na mnie miną zbitego szczeniaczka ,który na czeka łaskę Pana... W jego oczach pojawiły się łzy ,w moich chęć rozpłakania się narastała.
- Kate, proszę Cię, nie trzymaj mnie już dłużej w tej cholernej niepewności. Zostaw te swoje rozterki na później, i powiedz mi do cholery ,który z nas? Harry czy ja?!
- Justin, jesteś na prawdę dobrym człowiekiem, przyjechałeś tutaj po mnie ,wyznałeś mi miłość. Pokazałeś ,że nie jestem Ci obojętna. Ale wiem,że Ty się nie zmieniasz, Ty tkwisz tam gdzie byłeś, jestem cały czas tam gdzie byłeś od początku. Wybacz, ale zostanę z Harrym.
- Wiesz ,że jeszcze nie skończyłem o Ciebie walczyć?
- Wiem,ale nie warto już. Na prawdę skarbie. Nawet wiedząc ,że jestem dla Ciebie tak ważna, przespałeś się z innymi laskami.
- To tylko seks! A między nami jest uczucie.
- Ale każdy seks z inną by mnie bolał, a nie mam nerwów ze stali, i niełamliwego serca. Mam je jedno i oddam w dobre ręce. Takie co nie ścisną go i nie zmiażdżą ,a będą pielęgnowali.
- Kate, ja też to potrafię. Nie będę zdradzał. Zaufaj mi.
- Za dużo Justin, za dużo tego było.
- Pamiętasz? Mówią,że niektóre rzeczy są zbyt dobre by być prawdziwe, miałem nadzieję,że nie mówili o Tobie. Słyszałem,że wszystko musi się skończyć, ale po prostu nie potrafię sobie wyobrazić, mnie bez Ciebie. Twoje wyobrażenie pozostanie ze mną do końca. Jestem silny, ale serce łatwo złamać.
- Ty moje złamałeś. Zawsze będziesz ważny - pociekła mi łza z oka, tak długo wstrzymywana - Ale Justin, to już by nie było to samo - pogłaskałam go po poliku - Przepraszam.
- Nie, w porządku, sam sobie jestem winien. Co On ma czego ja nie mam?
- Obdarował mnie miłością. Od początku , nie bawił się ze mną, nie kazał zgadywać co czuje.
Justin spuścił głowę w dół i obrócił się. Odszedł kawałek i ponownie spojrzał w moją stronę.
- Ale przyjaciółmi ,możemy...
- Tak ,możemy być przyjaciółmi - uśmiechnęłam się.
Z moich oczu poleciało kilka łez. Oparłam się o barierki i wypuściłam powietrze z ust. Po czym oblizałam je i złączyłam w jedną linię. Podciągnęłam kilka razy nosem. Podszedł do mnie mój mężczyzna, ten prawdziwy.
- Coś się stało kochanie? - zapytał
- Wszystko w porządku. Po prostu przypomniał mi się Nowy Jork, i zatęskniłam.
- Nie martw się skarbie, za niedługo tam przecież jedziemy. Obiecałem Ci,to odwiedzimy Twój dom.
- Pamiętam. Tylko tydzień i będę tam. Poznasz moją przyjaciółkę, znajomych, resztę rodziny.
- Tymczasem ,pozwoli Pani do tańca?
- Jak najbardziej.
Otarłam dłonią swoje łzy i poszłam z Harrym za rękę na parkiet, gdzie cała sala śpiewała, tańczyła, bawiła się. Odchodząc od mostku dostrzegłam jeszcze Justina, szedł z dłońmi w kieszeniach i rozmyślał, wiem płakał. Ale nie mam co zrobić, nie rzucę wszystkiego dla niego. Nie mogę żyć w takiej niepewności. Nie mogę żyć z tym wszystkim, a może jednak mnie pokocha, może...
I tak trafiłam na parkiet z Harrym, zatańczyliśmy do wolnego utworu, po czym do dwóch szybszych. Justin ulotnił się z mojej głowy w dość szybkim tempie. Ale nie zniknął na zawsze..
Impreza skończyła się około trzeciej nad ranem ,Harry złapał mnie w pasie i powędrowaliśmy do pokoju. W mojej głowie znów pojawił się Justin , zastanawiałam się co teraz robi i gdzie jest. Dlaczego ? Sama nie wiem. Może wciąż w podświadomości był dla mnie kimś ważnym?
Gdy weszliśmy do pokoju zobaczyłam ogromne łóżko. Miejsca dla dwóch osób, dla mnie i dla Harrego..
Harry uśmiechnął się i zdjął z siebie koszulę, buty, został na samych spodniach. Miał bardzo bardzo pociągającą klatę i do tego ten zapach. Ja zaś ściągnęłam z siebie swoją czarną suknię. Zsunęła się ze mnie błyskawicznie.
Zauważyłam coraz szerszy uśmiech na twarzy Harrego. Podeszłam do niego i wodziłam dłonią po jego torsie. Harry zaś swoimi dłońmi wodził po plecach, pośladkach i brzuchu. Nasze ciała stawały się coraz bardziej rozgrzane, a temperatura w pomieszczeniu rosła. Harry i ja byliśmy coraz bardziej rozpaleni.
Harry zaczął pieścić moją szyję swoimi idealnie różowymi ustami. Odpięłam jego spodnie. I zsunęłam je w dół, Harry pozostał na samych bokserkach. Podobał mi się ten widok. Wylądowaliśmy na łóżku.
Dłoń Harrego wodziła od piersi po pochwę. Podniecałam się coraz bardziej, podobnie jak Harry, widziałam rządzę w jego oczach. Zsunął moje majtki zębami i zsunął swoje bokserki. Byłam gotowa ,żeby go w siebie przyjąć, chociaż najmniejszy nie był.
Harry splótł nasze palce i lekko wsunął się we mnie, co spowodowało mój cichy jęk. Harry zaczął się we mnie szybciej poruszać, pominęliśmy zbędne delikatne zagrania. Jęczałam, coraz głośniej, Harry stawał się coraz bardziej zgrzany i spocony. Otarłam jego pot , tej nocy zafundował mi trzy głębokie orgazmy. Różne pozycje...
Około szóstej nad ranem gdy skończyliśmy,opadliśmy z sił na łóżko. Mój mężczyzna był zadowolony, ja także, dzisiaj padł nasz dowód miłości, staliśmy się jednością. Harry zasnął w mgnieniu oka, ja nie mogłam. Obracałam się z boku na bok, wierciłam się, było mi duszno. Wstałam i poszłam do łazienki wziąć prysznic.
Umyłam się żelem pod prysznic o zapachu mango. Umyłam włosy i zmyłam makijaż z zeszłej nocy.
W pokoju rozbrzmiał dźwięk mojej komórki. Owinęłam się ręcznik i wbiegłam do pokoju. Z kosmyków na głowie spływała mi jeszcze woda. Złapałam szybko telefon i wróciłam do łazienki zamykając za sobą drzwi.
Dzwonił Justin, odebrałam.
- Halo?
- Obudziłem Cię?
- Nie nie spałam jeszcze.
- Chyba już.
- Nie, nie kładłam się spać. No nie ważne, co chciałeś?
- Możesz zejść do hotelowej restauracji?
- Po co?
- Proszę Cię, po prostu ,chcę się pożegnać.
- Będę za dziesięć minut.
Rozłączyłam się. Wysuszyłam włosy, ubrałam na siebie białą koszulkę i jeansy. Wyszłam na palcach z łazienki przemijając całą długość pokoju, chwyciłam swoje szpilki i kartę do pokoju, wyszłam z niego i zeszłam na dół.
Wsiadłam do windy i zjechałam dwa piętra w dół. Założyłam na nogi szpilki i wysiadłam na parterze. Skierowałam się do restauracji. Otworzyłam drzwi i rozejrzałam się dookoła.
Przy barze siedział Justin i pił gorącą czekoladę. Podeszłam do niego i przywitałam się uściskiem.
Justin uśmiechnął się szeroko.
- Pięknie wyglądasz.
- Dziękuję.
- Kate ,zanim się pożegnamy chcę Ci coś jeszcze powiedzieć.
- Streszczaj się ,dobrze? Harry jest na górze.
- Ale skoro tutaj jesteś to chyba coś znaczy ,hm?
- Przejdź do konkretów.
Justin obrócił się na krześle w moją stronę odkładając kubek. I zaczął mówić.
- Skarbie, pamiętasz plażę? Nie chcę aby ta chwila kiedyś się skończyła, nie chcę by odeszła w zapomnienie. Kiedy wszystko jest niczym, bez Ciebie. Będę tam zawsze czekał , tylko po to by zobaczyć Twój uśmiech - uśmiechnęłam się - O właśnie taki, ten najszczerszy. Bo to prawda, jestem niczym bez Ciebie. Przez to wszystko, popełniam błędy,potykam się i upadam. Ale rozumiem te słowa. Chcę ,żebyś wiedziała,że ze wszystkich sił, nie pozwolę temu odejść. Te słowa to moje serce i dusza. I zaczekam do tej chwili,kiedy będziesz wiedziała ,bo wykrwawię moje serce by pokazać ,że nie odejdę.
Wszystkie te ulice ,którymi spacerowałem, nie prowadzące donikąd ,dobiegły końca.
Nigdzie dalej ,nie pójdę bez Ciebie.
- To wszystko?
- Tak.
- Justin..
- Ach nie, jeszcze jedno.
- Tak? - zapytałam
- Kocham Cię Kate.
Uśmiechnęłam się a w oczach pojawiły mi się łzy. Nigdy po Justinie nie spodziewałabym się takiego wyznania miłości. Nigdy nie sądziłam ,że jest człowiekiem zdolnym to zrobić. Zawsze miałam go za dupka. Gdy się w Nowym Jorku przede mną otworzył znów myślałam,że jest w porządku,że jest kochany.
A wtedy znów mnie zawiódł , i znów mówił o przyjaźni, wtedy znów zaczęłam go nienawidzić , można tak powiedzieć. Nie tolerowałam jego zachowania, nie lubiłam tego co mi zrobił, nienawidziłam być jego zabawką.
Nigdy nie chciałam ,żeby mnie tak traktowano... Zabawka. Ładne mi sobie...
Justin wstał ze łzami w oczach i przytulił mnie do siebie. Z moich oczu wypłynęły łzy ,mimowolne łzy. Ale te jedyne szczere ze wszystkich...
Pogłaskał mnie po plecach i szepnął ponownie kocham Cię,do ucha. A ja? Rozpłakałam się jak małe dziecko. Jak mała dziewczynka ,której zabrano misia.
Justin pogłaskał mnie po plecach i odszedł... Wyszedł z restauracji.
_________________________________________________________________________
I jak 26 rozdział ? :)
KOMENTUJCIE! <3
oglądajcie!!! TRAILER - http://www.youtube.com/watch?v=c6XEw1NBXDo
sobota, 31 sierpnia 2013
czwartek, 29 sierpnia 2013
Rozdział 25
KATHERINE
Obudziłam się koło godziny siódmej. Dzisiaj było zakończenie roku szkolnego. Miałam wszystko, dobrą szkołę, oceny też niczego sobie, kochającego chłopaka. Kochałam Los Angeles, zdecydowanie.
Wstałam natychmiast z łóżka i zbiegłam na dół, na śniadanie. Mama zrobiła tosty z serem i szynką. Zapach roznosił się po całym domu. Wzięłam dwa tosty na talerz i usiadłam do stołu.
- Co dzisiaj ubierasz? - zapytała mama
- Sukienkę w kwiaty, zobaczysz.
- A na to wesele?
- Na to jutrzejsze?
- Mhm.
- Czarną sukienkę z odkrytymi plecami, szpilki. Będę ładnie wyglądała.
- Czarno na wesele?
- Mamo mamy XXI wiek ,nikt się nie przejmuje w jakich kolorach przyjdziesz. Ważne by nie biały.
- Też racja.
Po śniadaniu poszłam na górę. Weszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Umyłam włosy, zawinęłam je w turban i owinęłam się w szlafrok. Mój telefon zadzwonił. Nowy Jork już nie spał , bynajmniej nie Vanessa. Odebrałam.
- Co jest ? - zapytałam
- Justin...
- Co z nim ?
- Pytał o Ciebie, wczoraj. Powiedział ,że długo z tym zwlekał,ale gdy wyobraził sobie ,że Ciebie może już nie być ,że może mu Ciebie zabraknąć. Nie mógł dłużej czekać. Powiedział ,że dałby wszystko byleby cofnąć czas. Chciałby wrócić do tej plaży i zapytać czy z nim będziesz.
- Trochę za późno, nie uważasz?
- Nie wiem,ale wiem,że była między wami chemia. Wiem,że mówiłaś o nim cały czas, te Twoje sny.
- To tylko sny. Vanessa nie mam czasu na takie bzdury, minęło, nie wróci. Trudno, nawet jeśli byśmy tego chcieli.
- Kochasz go?
- Kocham czy nie kocham, nie ważne. Do później, zadzwonię wieczorem.
Rozłączyłam się. Wróciłam do łazienki i zrobiłam makijaż, fryzurę. Ubrałam się. Dzwonek do drzwi rozbrzmiał po całym domu. Zbiegłam na dół ,w szpilkach, otworzyłam drzwi. Stał tam Harry. Pocałowałam go i wpuściłam do środka.
- Jeszcze tylko torebka.
- Nie śpiesz się.
- Chwilka - dodałam
Pobiegłam do góry i wzięłam swoja torebeczkę. Schowałam do niej telefon, i zeszłam na dół.
- Zrobię Wam zdjęcie ,co? - zapytała mama
- Mamuś !
- Muszą być pamiątki, prawda Harry ? - zaśmiała się
- Tak, tak..
Harry najwidoczniej był zawstydzony, ale zgodził się na zdjęcie. Stanął ze mną pod ścianą, jak na odstrzał. I objął mnie w tali. Położyłam dłoń na jego bok i ustawiłam się do zdjęcia. Wyszliśmy w miarę dobrze.
Harry uśmiechnął się niepozornie do mojej mamy i złapał mnie za rękę. Wyszliśmy z domu ,żegnając się z nią. Wsiedliśmy do jego samochodu. Harry był gentlemanem , otworzył mi drzwi i pozwolił wsiąść ,po czym zamknął za mną je. Wsiadł na swoje miejsce i ruszyliśmy na rozdanie świadectw.
- Sukienka wyszykowana na jutrzejsze wesele?
- Tak, wisi w szafie od ponad tygodnia, nie tknięta ani razu.
- Nie przymierzałaś jej?
- Przymierzałam, masz mnie. Jest za ładna, żebym nie mogła się jeszcze raz w niej zobaczyć.
- Oj kochanie. Pamiętaj, będę o trzynastej po Ciebie. Potem jest ceremonia w kościele a później w hotelowym ogrodzie gdzie będziemy spać jest impreza.
- Oo, mam spać z Tobą? - zaśmiałam się - Nie boisz się ,że popsuje Ci fryzurkę?
- Ty możesz.
- Na prawdę? Cóż za zaszczyt mnie kopnął, mogę dotknąć Twoje włosy?
- Dopiero jutro - zaśmiał się
Harry miał zdecydowaną obsesję na punkcie swoich włosów, ale nigdy nie zmieniłabym tego. Myślę,że jutro obydwoje będziemy gotowi by pójść o krok dalej. By zrobić to na co mamy ochotę, wspólne spanie nam pomoże.
Dojechaliśmy do szkoły, Harry oczywiście otworzył mi drzwi. Podał rękę i splótł palce.
Poszliśmy na wielką salę gimnastyczną, gdzie zmieścili się wszyscy uczniowie. Żegnaliśmy klasy ,które wychodzą już. I teraz zaczęło się nasze rozdawanie świadectw. Trwało to około dwóch godzin. Po czym pożegnaliśmy się z nauczycielami.
Całą klasą poszliśmy do małej knajpki,gdzie zamówiliśmy szejki truskawkowe i przeszliśmy się nad wodę.
Siedzieliśmy tam śmiejąc się, żartując, pijąc szejki. Beztrosko, w końcu mogliśmy odpocząć. Ostatnie tygodnie były męczarnią.
Usiadłam na piasku między nogami Harrego , położyłam głowę na jego klatkę piersiową. On swoje ręce złożył wygodnie na moim brzuchu. Przypomniały mi się słowa Vanessy, o tym co Justin mówił...
Nie sądzę bym go dalej kochała, chociaż może.. Nie.! Mam kochającego mnie chłopaka. Justin to przeszłość. Chociaż mała ta maleńka cząsteczka mnie mówiła ,że go kocham,że gdyby mnie pocałował wciąż czułabym to uniesienie. Wciąż ciągnęłoby mnie coś do niego. To jest uczucie tak silne, nie można się pozbyć tego z dnia na dzień. Od tak na pstryknięcie palcami. Minęły dwa miesiące, a ja wciąż czuję ,że gdyby Justin się pojawił mogłabym z nim uciec.
Chciałam być silna,ale to nie było takie proste. Ale gdy tylko Harry łapał mnie za rękę, czułam ,że uczucie do Justina przemija. Czułam ,że muszę być silna i nie poddawać się uczuciom ,które wygasły..
Które z jego strony dawno wygasły. Przecież, nie chciał być ze mną, więc po co się łudziłam... Chcę tylko przyjaźni...
" Sama wiesz jak jest między nami. Jesteś mi bardzo bliska, seks z Tobą jest cudowny, uwielbiam spędzać z Tobą czas, jesteś zabawna, urocza, taka niewinna, i wcale nie samolubna,jak kiedyś myślałem. Ale, chodzi o to,że ja jeszcze nie jestem gotowy na związek. To nie byłbym ja. Wiem jakby było między nami..."
" Zdradzałbym Cię, ranił. "
" Ja nie jestem człowiekiem silnej woli. Wiem jakby było. Mam słabość do ładnych kobiet. Zwłaszcza do jednej. "
" - Nie szmata, to Ty. Ale nie umiałbym być z Tobą. Dlatego chciałem się zapytać,czy możemy być przyjaciółmi ? Ewentualnie przyjaciółmi z czymś więcej. "
Przyjaciele z czymś więcej? Ha ha! Że miał jeszcze czelność ,tupet ,żeby o coś takiego poprosić. No bez przegięć. Nigdy nie chciałam być zabawką, a przez te kilka dni z nim,dałam tą zabawkę z siebie zrobić.
Justin jest jak dziecko ,które wchodzi do sklepu z zabawkami, jak cukrzyk w sklepie ze słodyczami, ma tyle do dotknięcia, tylko do posmakowania, że przy jednym nie pozostanie.
Około dwudziestej drugiej, Harry odwiózł mnie do domu , podziękowałam mu za dzień, umówiliśmy się na jutro. Pocałowałam go i poszłam do domu. Wszyscy spali, przeszłam cicho do swojego pokoju.
Zdjęłam sukienkę i nałożyłam luźną koszulkę i spodenki w kropki. Wyciągnęłam z kopertówki telefon , położyłam go na stolik obok łóżka. Kładąc się do łóżka ,mój wzrok dosięgnął dawno niewidzianej półki. Najwyższa półka w pokoju, a na niej zdjęcie, którego wzrok nie sięgał normalnie.
Wzięłam mały taboret i sięgnęłam po zdjęcie. Tak, ja i Justin, sobotnia noc w Nowym Jorku...
Tańce ,śmiech, wygłupy, drinki, On, dotykający mojej skóry tak delikatnie. Wodzący dłonią po moim przedramieniu. Składał pocałunki na moim karku co rusz mówiąc nowe propozycje. Poddałam się, uległam mu, ten czar.. On miał go w sobie. Sobotni wieczór skończył się w mojej sypialni, w moim łóżku, z Justinem ,we mnie. Tak ,jak pamiętam tego wieczora miałam najbardziej intensywny orgazm, jaki przeżyłam..
Nie wiem czy spowodowane to było alkoholem, czy większymi staraniami Justina.
I bum! Zniknęło, przed moimi oczami znów pokazała się plaża... Proszę bądźmy przyjaciółmi. No kurwa. Wciąż nie mogłam pojąć dlaczego?! Mówi ,że kocha, że szanuje, że jestem wszystkim,a potem ,nie chce się wiązać... Aż taka straszna chyba nie jestem... Kilka razy łzy spłynęły mi na zdjęcie ,odświeżając widok.
Usnęłam ze zdjęciem położonym obok ,na nocnym stoliku. Około dziewiątej nad ranem, wpadła mama do pokoju budząc mnie. Wizyta u fryzjera czekała. Już godzinę później siedziałam tam w fotelu ,czekając na gotową fryzurę. Około dwunastej ze zrobioną już fryzurą ,makijażem, paznokciami wróciłam do domu.
Mama stanęła w progu wpadając w zachwyt.
- Będziesz z Harrym najpiękniejszą parą na tym weselu. Jeszcze suknia.
- Wiem mamo, ale mam jeszcze czas. Odświeżę się.
- Nie zepsuj niczego.
Machnęłam ręką i poszłam wziąć szybki prysznic. Ha! Udało mi się to zrobić bez problemu, nie zepsułam ani makijażu ani fryzury. Po trzynastej Harry zjawił się w moim domu. Zeszłam na dół, już w pełnej stylizacji, zobaczyłam swojego mężczyznę. Ustrojonego jak na wielki bal, muszka, fryzura, garnitur i ten uśmiech.
Harry nie pozostał mi dłużny. Skomplementował strój,a w jego oczach można było zauważyć zachwyt.
Obydwoje wyglądaliśmy na prawdę dobrze. Czułam się dobrze, byłam wypoczęta, nie myślałam o zbędnych rzeczach, zbędnych ludziach. Wyszliśmy z Harrym na dwór, słońce grzało, pogoda nam udała się świetna na wesele w ogrodzie.
Około trzydziestu minut później wbiegliśmy do kościoła. Jako ostatni. Ślub był na czternastą, a my wlecieliśmy dosłownie minutę przed zabiciem dzwonów. Zajęliśmy swoje miejsca, wyznaczone. Wstaliśmy gdy Panna Młoda szła do ołtarza by powiedzieć te słowa. Tak chcę...
Około czterdziestu minut później, bo swoją drogą nudnej ceremonii jechaliśmy pod hotel. Gdy się nie jest Panną Młodą to ślub nie wydaje się już być tak ciekawy, czy chociażby bycie druhną, od razu człowiek by się mniej nudził.
Zajechaliśmy pod hotel i wzięliśmy z tylnych miejsc kwiaty i prezent .Wyszliśmy przed auto. Mój telefon rozbrzmiał w torebce. Wyciągnęłam go szybko ze środka, i odebrałam. Na dworze było tak głośno ,że nic nie mogłam usłyszeć.
- Harry , za chwilę dołączę , tylko odbiorę.
- Poczekam.
Schowałam się z powrotem do samochodu i odebrałam telefon.
- Halo?
- Kate, Justin, On jedzie do Ciebie.
- Nie wie przecież gdzie jestem.
- Wie, powiedziałam gdzie mieszkasz...
- Vanessa! Kurwa. Dlaczego?
- Prosił, błagał, płakał. Musiałam..
- I tak mnie nie znajdzie, nie ma mnie tam. Trudno.
- A gdzie jesteś?
- Nic Ci już nie powiem.
Vanessa rozłączyła się, przewróciłam oczami i wróciłam do swojego mężczyzny.
Harry złapał mnie za rękę. Poszliśmy wręczyć kwiaty młodej parze,daliśmy im podarunek i usiedliśmy na swoje miejsce. Porządniejsza impreza zaczęła się około siedemnastej, gdy wszyscy już byli najedzeni i co najmniej po dwóch drinkach. Tańczyłam z Harrym cały wieczór. Tak ,pokochałam go.
Był dla mnie na prawdę dobry, kochany, cały czas się mną zajmował. Około dwudziestej pierwszej podali nam kolację. Więc wszyscy z powrotem usiedliśmy do stołu. Nie byłam głodna, musiałam odetchnąć świeżym powietrzem. Niedaleko namiotu był mały staw, a na nim mostek.
Poszłam tam. Stanęłam na środku, oparłam się dłońmi o poręcze i oddychałam głęboko. Odchyliłam głowę lekko w tył . Na moim ramieniu pojawiła się dłoń, obróciłam się z nadzieją,że to mój chłopak.
- Co Ty tu robisz?
- Musiałem Cię zobaczyć. Boże, tyle czasu. Wypiękniałaś.
- Chwilę mnie nie widziałeś.
- Dwa miesiące. Straciłem taką gwiazdę. Kate, przepraszam.
- Skończyłeś? Straciłeś, nie odzyskasz. Myślałeś ,że przylecisz to od razu będę Twoja?
- Powiedz szczerze,ale powiedz prawdę , jak taki frajer wyrwał taką laskę? Wy razem, idzie królewna a za nią kroczy błazen. On wygląda jak gej, nie męcz się skarbie, po prostu go zmień. Lepiej późno niż wcale. Pewnie w łóżku jesteś znudzona, jak to możliwe? Zmień co wadliwe na lepszy model. Przecież wiesz ,że to jest zwykły leszcz. Ja dam Ci tego czego chcesz,znowu poczujesz dreszcz. Ty jesteś królową ,On jest Twoim giermkiem. Jest żałosny, na co Ci mężczyzna potulny jak baranek? On ciepła klucha, wiem kiepsko rucha. Weź go zostaw. Nie ,żebym był zazdrosny, po prostu boli mnie marnowanie się.
Uderzyłam go w twarz, po podwórku rozbiegł się ciężki plask. Justin nie zareagował, jakby nie chciał poczuć tego bólu jaki mu zadałam.
- Paliłeś coś?!
- Nie. Tęskniłem, Kate, wybacz mi ,proszę. Gdybym mógł cofnąć czas, zapytałbym się czy zostaniesz moją dziewczyną, czy będziesz ze mną na zawsze. Kate, nie umiem funkcjonować jak kiedyś. Wybierzesz?
- Co mam wybierać? Przyleciałeś, wyzywasz go, mówisz ,że kochasz, sam się zdecyduj czego Ty chcesz. Nie cofniesz czasu, zraniłeś mnie już po raz drugi. Nie pozwolę na więcej.
- Kate, obiecuje, to się już więcej nie powtórzy. Tylko wybierz.
- Co wybrać?
- Harry czy ja?
___________________________________________________________________________
I jak 25 rozdział ? :)
KOMENTUJCIE! <3
Obudziłam się koło godziny siódmej. Dzisiaj było zakończenie roku szkolnego. Miałam wszystko, dobrą szkołę, oceny też niczego sobie, kochającego chłopaka. Kochałam Los Angeles, zdecydowanie.
Wstałam natychmiast z łóżka i zbiegłam na dół, na śniadanie. Mama zrobiła tosty z serem i szynką. Zapach roznosił się po całym domu. Wzięłam dwa tosty na talerz i usiadłam do stołu.
- Co dzisiaj ubierasz? - zapytała mama
- Sukienkę w kwiaty, zobaczysz.
- A na to wesele?
- Na to jutrzejsze?
- Mhm.
- Czarną sukienkę z odkrytymi plecami, szpilki. Będę ładnie wyglądała.
- Czarno na wesele?
- Mamo mamy XXI wiek ,nikt się nie przejmuje w jakich kolorach przyjdziesz. Ważne by nie biały.
- Też racja.
Po śniadaniu poszłam na górę. Weszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Umyłam włosy, zawinęłam je w turban i owinęłam się w szlafrok. Mój telefon zadzwonił. Nowy Jork już nie spał , bynajmniej nie Vanessa. Odebrałam.
- Co jest ? - zapytałam
- Justin...
- Co z nim ?
- Pytał o Ciebie, wczoraj. Powiedział ,że długo z tym zwlekał,ale gdy wyobraził sobie ,że Ciebie może już nie być ,że może mu Ciebie zabraknąć. Nie mógł dłużej czekać. Powiedział ,że dałby wszystko byleby cofnąć czas. Chciałby wrócić do tej plaży i zapytać czy z nim będziesz.
- Trochę za późno, nie uważasz?
- Nie wiem,ale wiem,że była między wami chemia. Wiem,że mówiłaś o nim cały czas, te Twoje sny.
- To tylko sny. Vanessa nie mam czasu na takie bzdury, minęło, nie wróci. Trudno, nawet jeśli byśmy tego chcieli.
- Kochasz go?
- Kocham czy nie kocham, nie ważne. Do później, zadzwonię wieczorem.
Rozłączyłam się. Wróciłam do łazienki i zrobiłam makijaż, fryzurę. Ubrałam się. Dzwonek do drzwi rozbrzmiał po całym domu. Zbiegłam na dół ,w szpilkach, otworzyłam drzwi. Stał tam Harry. Pocałowałam go i wpuściłam do środka.
- Jeszcze tylko torebka.
- Nie śpiesz się.
- Chwilka - dodałam
Pobiegłam do góry i wzięłam swoja torebeczkę. Schowałam do niej telefon, i zeszłam na dół.
- Zrobię Wam zdjęcie ,co? - zapytała mama
- Mamuś !
- Muszą być pamiątki, prawda Harry ? - zaśmiała się
- Tak, tak..
Harry najwidoczniej był zawstydzony, ale zgodził się na zdjęcie. Stanął ze mną pod ścianą, jak na odstrzał. I objął mnie w tali. Położyłam dłoń na jego bok i ustawiłam się do zdjęcia. Wyszliśmy w miarę dobrze.
Harry uśmiechnął się niepozornie do mojej mamy i złapał mnie za rękę. Wyszliśmy z domu ,żegnając się z nią. Wsiedliśmy do jego samochodu. Harry był gentlemanem , otworzył mi drzwi i pozwolił wsiąść ,po czym zamknął za mną je. Wsiadł na swoje miejsce i ruszyliśmy na rozdanie świadectw.
- Sukienka wyszykowana na jutrzejsze wesele?
- Tak, wisi w szafie od ponad tygodnia, nie tknięta ani razu.
- Nie przymierzałaś jej?
- Przymierzałam, masz mnie. Jest za ładna, żebym nie mogła się jeszcze raz w niej zobaczyć.
- Oj kochanie. Pamiętaj, będę o trzynastej po Ciebie. Potem jest ceremonia w kościele a później w hotelowym ogrodzie gdzie będziemy spać jest impreza.
- Oo, mam spać z Tobą? - zaśmiałam się - Nie boisz się ,że popsuje Ci fryzurkę?
- Ty możesz.
- Na prawdę? Cóż za zaszczyt mnie kopnął, mogę dotknąć Twoje włosy?
- Dopiero jutro - zaśmiał się
Harry miał zdecydowaną obsesję na punkcie swoich włosów, ale nigdy nie zmieniłabym tego. Myślę,że jutro obydwoje będziemy gotowi by pójść o krok dalej. By zrobić to na co mamy ochotę, wspólne spanie nam pomoże.
Dojechaliśmy do szkoły, Harry oczywiście otworzył mi drzwi. Podał rękę i splótł palce.
Poszliśmy na wielką salę gimnastyczną, gdzie zmieścili się wszyscy uczniowie. Żegnaliśmy klasy ,które wychodzą już. I teraz zaczęło się nasze rozdawanie świadectw. Trwało to około dwóch godzin. Po czym pożegnaliśmy się z nauczycielami.
Całą klasą poszliśmy do małej knajpki,gdzie zamówiliśmy szejki truskawkowe i przeszliśmy się nad wodę.
Siedzieliśmy tam śmiejąc się, żartując, pijąc szejki. Beztrosko, w końcu mogliśmy odpocząć. Ostatnie tygodnie były męczarnią.
Usiadłam na piasku między nogami Harrego , położyłam głowę na jego klatkę piersiową. On swoje ręce złożył wygodnie na moim brzuchu. Przypomniały mi się słowa Vanessy, o tym co Justin mówił...
Nie sądzę bym go dalej kochała, chociaż może.. Nie.! Mam kochającego mnie chłopaka. Justin to przeszłość. Chociaż mała ta maleńka cząsteczka mnie mówiła ,że go kocham,że gdyby mnie pocałował wciąż czułabym to uniesienie. Wciąż ciągnęłoby mnie coś do niego. To jest uczucie tak silne, nie można się pozbyć tego z dnia na dzień. Od tak na pstryknięcie palcami. Minęły dwa miesiące, a ja wciąż czuję ,że gdyby Justin się pojawił mogłabym z nim uciec.
Chciałam być silna,ale to nie było takie proste. Ale gdy tylko Harry łapał mnie za rękę, czułam ,że uczucie do Justina przemija. Czułam ,że muszę być silna i nie poddawać się uczuciom ,które wygasły..
Które z jego strony dawno wygasły. Przecież, nie chciał być ze mną, więc po co się łudziłam... Chcę tylko przyjaźni...
" Sama wiesz jak jest między nami. Jesteś mi bardzo bliska, seks z Tobą jest cudowny, uwielbiam spędzać z Tobą czas, jesteś zabawna, urocza, taka niewinna, i wcale nie samolubna,jak kiedyś myślałem. Ale, chodzi o to,że ja jeszcze nie jestem gotowy na związek. To nie byłbym ja. Wiem jakby było między nami..."
" Zdradzałbym Cię, ranił. "
" Ja nie jestem człowiekiem silnej woli. Wiem jakby było. Mam słabość do ładnych kobiet. Zwłaszcza do jednej. "
" - Nie szmata, to Ty. Ale nie umiałbym być z Tobą. Dlatego chciałem się zapytać,czy możemy być przyjaciółmi ? Ewentualnie przyjaciółmi z czymś więcej. "
Przyjaciele z czymś więcej? Ha ha! Że miał jeszcze czelność ,tupet ,żeby o coś takiego poprosić. No bez przegięć. Nigdy nie chciałam być zabawką, a przez te kilka dni z nim,dałam tą zabawkę z siebie zrobić.
Justin jest jak dziecko ,które wchodzi do sklepu z zabawkami, jak cukrzyk w sklepie ze słodyczami, ma tyle do dotknięcia, tylko do posmakowania, że przy jednym nie pozostanie.
Około dwudziestej drugiej, Harry odwiózł mnie do domu , podziękowałam mu za dzień, umówiliśmy się na jutro. Pocałowałam go i poszłam do domu. Wszyscy spali, przeszłam cicho do swojego pokoju.
Zdjęłam sukienkę i nałożyłam luźną koszulkę i spodenki w kropki. Wyciągnęłam z kopertówki telefon , położyłam go na stolik obok łóżka. Kładąc się do łóżka ,mój wzrok dosięgnął dawno niewidzianej półki. Najwyższa półka w pokoju, a na niej zdjęcie, którego wzrok nie sięgał normalnie.
Wzięłam mały taboret i sięgnęłam po zdjęcie. Tak, ja i Justin, sobotnia noc w Nowym Jorku...
Tańce ,śmiech, wygłupy, drinki, On, dotykający mojej skóry tak delikatnie. Wodzący dłonią po moim przedramieniu. Składał pocałunki na moim karku co rusz mówiąc nowe propozycje. Poddałam się, uległam mu, ten czar.. On miał go w sobie. Sobotni wieczór skończył się w mojej sypialni, w moim łóżku, z Justinem ,we mnie. Tak ,jak pamiętam tego wieczora miałam najbardziej intensywny orgazm, jaki przeżyłam..
Nie wiem czy spowodowane to było alkoholem, czy większymi staraniami Justina.
I bum! Zniknęło, przed moimi oczami znów pokazała się plaża... Proszę bądźmy przyjaciółmi. No kurwa. Wciąż nie mogłam pojąć dlaczego?! Mówi ,że kocha, że szanuje, że jestem wszystkim,a potem ,nie chce się wiązać... Aż taka straszna chyba nie jestem... Kilka razy łzy spłynęły mi na zdjęcie ,odświeżając widok.
Usnęłam ze zdjęciem położonym obok ,na nocnym stoliku. Około dziewiątej nad ranem, wpadła mama do pokoju budząc mnie. Wizyta u fryzjera czekała. Już godzinę później siedziałam tam w fotelu ,czekając na gotową fryzurę. Około dwunastej ze zrobioną już fryzurą ,makijażem, paznokciami wróciłam do domu.
Mama stanęła w progu wpadając w zachwyt.
- Będziesz z Harrym najpiękniejszą parą na tym weselu. Jeszcze suknia.
- Wiem mamo, ale mam jeszcze czas. Odświeżę się.
- Nie zepsuj niczego.
Machnęłam ręką i poszłam wziąć szybki prysznic. Ha! Udało mi się to zrobić bez problemu, nie zepsułam ani makijażu ani fryzury. Po trzynastej Harry zjawił się w moim domu. Zeszłam na dół, już w pełnej stylizacji, zobaczyłam swojego mężczyznę. Ustrojonego jak na wielki bal, muszka, fryzura, garnitur i ten uśmiech.
Harry nie pozostał mi dłużny. Skomplementował strój,a w jego oczach można było zauważyć zachwyt.
Obydwoje wyglądaliśmy na prawdę dobrze. Czułam się dobrze, byłam wypoczęta, nie myślałam o zbędnych rzeczach, zbędnych ludziach. Wyszliśmy z Harrym na dwór, słońce grzało, pogoda nam udała się świetna na wesele w ogrodzie.
Około trzydziestu minut później wbiegliśmy do kościoła. Jako ostatni. Ślub był na czternastą, a my wlecieliśmy dosłownie minutę przed zabiciem dzwonów. Zajęliśmy swoje miejsca, wyznaczone. Wstaliśmy gdy Panna Młoda szła do ołtarza by powiedzieć te słowa. Tak chcę...
Około czterdziestu minut później, bo swoją drogą nudnej ceremonii jechaliśmy pod hotel. Gdy się nie jest Panną Młodą to ślub nie wydaje się już być tak ciekawy, czy chociażby bycie druhną, od razu człowiek by się mniej nudził.
Zajechaliśmy pod hotel i wzięliśmy z tylnych miejsc kwiaty i prezent .Wyszliśmy przed auto. Mój telefon rozbrzmiał w torebce. Wyciągnęłam go szybko ze środka, i odebrałam. Na dworze było tak głośno ,że nic nie mogłam usłyszeć.
- Harry , za chwilę dołączę , tylko odbiorę.
- Poczekam.
Schowałam się z powrotem do samochodu i odebrałam telefon.
- Halo?
- Kate, Justin, On jedzie do Ciebie.
- Nie wie przecież gdzie jestem.
- Wie, powiedziałam gdzie mieszkasz...
- Vanessa! Kurwa. Dlaczego?
- Prosił, błagał, płakał. Musiałam..
- I tak mnie nie znajdzie, nie ma mnie tam. Trudno.
- A gdzie jesteś?
- Nic Ci już nie powiem.
Vanessa rozłączyła się, przewróciłam oczami i wróciłam do swojego mężczyzny.
Harry złapał mnie za rękę. Poszliśmy wręczyć kwiaty młodej parze,daliśmy im podarunek i usiedliśmy na swoje miejsce. Porządniejsza impreza zaczęła się około siedemnastej, gdy wszyscy już byli najedzeni i co najmniej po dwóch drinkach. Tańczyłam z Harrym cały wieczór. Tak ,pokochałam go.
Był dla mnie na prawdę dobry, kochany, cały czas się mną zajmował. Około dwudziestej pierwszej podali nam kolację. Więc wszyscy z powrotem usiedliśmy do stołu. Nie byłam głodna, musiałam odetchnąć świeżym powietrzem. Niedaleko namiotu był mały staw, a na nim mostek.
Poszłam tam. Stanęłam na środku, oparłam się dłońmi o poręcze i oddychałam głęboko. Odchyliłam głowę lekko w tył . Na moim ramieniu pojawiła się dłoń, obróciłam się z nadzieją,że to mój chłopak.
- Co Ty tu robisz?
- Musiałem Cię zobaczyć. Boże, tyle czasu. Wypiękniałaś.
- Chwilę mnie nie widziałeś.
- Dwa miesiące. Straciłem taką gwiazdę. Kate, przepraszam.
- Skończyłeś? Straciłeś, nie odzyskasz. Myślałeś ,że przylecisz to od razu będę Twoja?
- Powiedz szczerze,ale powiedz prawdę , jak taki frajer wyrwał taką laskę? Wy razem, idzie królewna a za nią kroczy błazen. On wygląda jak gej, nie męcz się skarbie, po prostu go zmień. Lepiej późno niż wcale. Pewnie w łóżku jesteś znudzona, jak to możliwe? Zmień co wadliwe na lepszy model. Przecież wiesz ,że to jest zwykły leszcz. Ja dam Ci tego czego chcesz,znowu poczujesz dreszcz. Ty jesteś królową ,On jest Twoim giermkiem. Jest żałosny, na co Ci mężczyzna potulny jak baranek? On ciepła klucha, wiem kiepsko rucha. Weź go zostaw. Nie ,żebym był zazdrosny, po prostu boli mnie marnowanie się.
Uderzyłam go w twarz, po podwórku rozbiegł się ciężki plask. Justin nie zareagował, jakby nie chciał poczuć tego bólu jaki mu zadałam.
- Paliłeś coś?!
- Nie. Tęskniłem, Kate, wybacz mi ,proszę. Gdybym mógł cofnąć czas, zapytałbym się czy zostaniesz moją dziewczyną, czy będziesz ze mną na zawsze. Kate, nie umiem funkcjonować jak kiedyś. Wybierzesz?
- Co mam wybierać? Przyleciałeś, wyzywasz go, mówisz ,że kochasz, sam się zdecyduj czego Ty chcesz. Nie cofniesz czasu, zraniłeś mnie już po raz drugi. Nie pozwolę na więcej.
- Kate, obiecuje, to się już więcej nie powtórzy. Tylko wybierz.
- Co wybrać?
- Harry czy ja?
___________________________________________________________________________
I jak 25 rozdział ? :)
KOMENTUJCIE! <3
wtorek, 27 sierpnia 2013
Rozdział 24
KATHERINE
Stałam tam ,zastanawiając się czy polecieć czy nie. On nie wiedział kompletnie gdzie jestem... Nie wiedział co się dzieje, nie był niczego świadomy. No bo skąd...
Nie wiedział co jego sms wywołał. Nie wiedział ,że stałam się jednocześnie przygnębiona i szczęśliwa. Nie wiedział nic. Cieszyłam się z samej treści wiadomości. Z tego co chciał mi przekazać.
Gdybym się cofnęła i wyszła stąd, nie mogłabym już wrócić, nie mogłabym lecieć tym samolotem. Ale nie wyszłam. Wyłączyłam telefon i przeszłam przez barierkę.
Doszłam do rodziców i wzięłam swoją walizkę. Gdybym się cofnęła, działoby się to co miałoby się dziać, Justin by mną rządził, zmarnowałabym swoją szansę na naukę gdzie indziej.
Zmarnowałabym czas. Bo może Justin z łaski swojej się mną zainteresuje, może będzie chciał czegoś więcej.. Nie chciałam się zadręczać takimi pytaniami.
Mógł by mnie mieć kiedy by zechciał. A wtedy ja straciłabym samą siebie. Nie byłabym sobą, nie byłabym tą osobą ,którą powinnam być. Schowałam komórkę do torebki i usiadłam z rodzicami ,by czekać na odlot.
Kilkanaście minut później hostessy wezwały nas do samolotu. Przeszliśmy przez tunel i wsiedliśmy do środka. Usiadłam z rodzicami w jednym rzędzie. Wyciągnęłam iPod i włączyłam swoja playlistę.
To chyba nie zakłóci pracy samolotu? Słuchałam muzyki, Rihanna, Jason Derulo... I te piosenki, te same co Justin puścił mi na plaży.. Te same do których byłam szczęśliwsza. Do których padały słowa.. Obiecujące w samej wymowie w dźwięku gdy się je mówiło... A okazały się być złudne, złe, nieprawdziwe.
Okazały się być tylko iluzją. Zdałam sobie sprawę,że Justin mówi wszystko od tak. Od pstryknięcia palcem, potrafi znaleźć wymówkę. Skłamać, albo rzucić coś na wiatr. Dlaczego ,dlaczego nasze życie przeważnie jest związane z nimi, dlaczego podporządkowujemy się zawsze im... Dlaczego to Oni muszą być samcami alfa.
Przecież to nic złego gdy kobieta jest górą. Fakt, tylko w związku. Powinna mieć coś do powiedzenia. Powinnyśmy mieć w sobie coś takiego co potrafi rozpoznać dobrego mężczyznę od tego udającego dobrego. Nie powinno być tylu złamanych serc a same dobre cele.. Niestety nie wszystko przychodzi tak łatwo. Ale co jeśli... Gdybyśmy nie sprawdzały tylu mężczyzn,nie wiedziałybyśmy co może nas spotkać i czego powinnyśmy się strzec. Czy nieudane związki robią z nas silniejsze kobiety, mądrzejsze o nową wiedzę czy tylko wraki ze złamanymi sercami?
Ja zdecydowanie chciałabym być tą silną, ale nie wszystko przychodziło z taką łatwością jaką by się chciało mieć. A szkoda. Usadowiłam się wygodnie.
- Podekscytowana? - zapytała mama stukając mnie w ramie
Wyciągnęłam z uszu słuchawki i wyłączyłam muzykę by porozmawiać z mamą.
- Podekscytowana? - powtórzyła
- Chyba tak - powiedziałam wahając się
- Dlaczego chyba? To ogromna szansa. Masz okazję wykorzystać swoje talenty.
- Chciałam spróbować samodzielności.
- A my Ci przeszkadzamy?
- Nie ,nie. Może po prostu zamieszkam gdzieś sama? Będę mogła nauczyć się odpowiedzialności. Znajdę pracę, pomyślę mamo. Waham się nad rozwiązaniami.
- Jakkolwiek postąpisz, będziemy przy Tobie. Wiedz tylko,że talentu i takiej osobowości nie można zmarnować. Masz dobrze,bo nie ciąży na Tobie żadna odpowiedzialność. Nie zostawiłaś tam ani związku ani przeszłości. Tylko rok Cię nie będzie.
- Myślę mamo,że zostanę tam jak mi się spodoba. Nie mam po co wracać. Może Vanessę zaproszę. We dwójkę będzie lepiej. Jak już się przyzwyczaję będzie mi dobrze tutaj. Mimo,że obawiam się ciągłego ciepła. - zaśmiałam się
- A ten Twój kolega, Justin czy Jake, jak mu było?
Czułam się teraz zakłopotana. Nie wiedziałam kompletnie o którego mamie chodziło, o tego złego czy o tego gorszego.
- Nic z nim. Nie gadamy nawet.
Uniknęłam skutecznie odpowiedzi. Z obydwoma nie rozmawiałam.
- Nie był odpowiednim kandydatem - dodałam
- Wyglądałaś na szczęśliwą.
- Wyglądałam. To tylko pozory mamo.
Uśmiechnęłam się. Pilot kazał zapiąć pasy. Wszyscy tak zrobiliśmy. Już chwilę później lecieliśmy w stronę Los Angeles. Zasnęłam, lot mnie męczył, musiałam odpłynąć i nie myśleć o tym co zostawiam. Przecież .. Nie zostawiłam nic wielkiego.
Po kilku godzinach byliśmy już na miejscu. Mieliśmy walizki, staliśmy przed białą willą, ogromną. Nie zamierzam się nigdzie ruszać. Weszliśmy do domu. Wszystko udekorowane bielą, czernią, kawą z mlekiem, pudrowym różem. Wszystko takie wystawne... Takie bogate.
Pobiegłam na swoje piętro ,gdzie miałam pokój. Był duży, przestronny. Pudrowy róż i biel.
Wskoczyłam na łóżko. Było takie wygodne, chciałam w nim umrzeć. Pokój miał białe meble, białe obramowania, wielkie okno przez które padały promienie słoneczne. Jeszcze się nie przestawiłam z nowojorskiej pogody i czasu do Los Angeles.
Wzięłam z dołu swoje walizki i rozpakowałam się na górze, poukładałam swoje rzeczy równo do półek na to wyznaczonych, buty także. I karton ze zdjęciami z przyjaciółmi. Tak ,znalazłam tam to zdjęcie z sobotniego wypadu. Zawsze tak robiłam. Zdjęcie, i jeśli ktoś jest ważny to drukuję i w ramkę. Na marne. Ale cóż. Postawiłam je ,na najwyższej półce ,gdzie kurz się zbierał a wzrok nie sięgał za często. Ustawiłam na półce też mały zegarek, który zawsze stał na półce. Nie przestawiłam w nim godziny, ma stać i przypominać gdzie jest dom.
Wieczorem z rodzicami oglądaliśmy film. Nazajutrz miałam iść zobaczyć szkołę. I dokończyć semestr.
I zacząć nowy stypendialny. Rozeszliśmy się blisko północy. Położyłam się do swojego wygodnego łóżka. Z torby która leżała obok wyciągnęłam telefon. Włączyłam go by nastawić budzik. Na ekranie co chwila wyskakiwały powiadomienia ,wiadomości ,że ktoś się próbował ze mną skontaktować.
Oczywiście Justin... Ostatnia wiadomość była o 20, dał sobie spokój. W końcu. Nie czytając wszystkich wiadomości usunęłam je. Ustawiłam budzik i odpłynęłam w krainę snów.
Około ósmej nad ranem wstałam podekscytowana. Byłam ciekawa tego miasta, tej szkoły, ludzi.
Zeszłam na dół. Mama robiła naleśniki. Była zdecydowanie zadowolona , podśpiewywała sobie , nuciła coś, i robiła naleśniki.
- Dzień dobry mamuś ,skąd to zadowolenie?
- Dzień dobry Kate. Cieszę się,że tu jesteśmy. Jak spałaś?
- Dobrze, dziękuję. Za ile będzie śniadanie?
- Dziesięć minut.
- Pójdę umyć zęby.
I tak zrobiłam, poszłam na górę do łazienki. Umyłam włosy, zrobiłam makijaż, umyłam ząbki.
Dopiero wtedy usłyszałam mamę wołającą na śniadanie. Wszyscy wspólnie zasiedliśmy i zjedliśmy je. Po czym poszliśmy się uszykować do końca. Gotowi spotkaliśmy się w hallu około 9 , mogliśmy wychodzić.
Mama wcześniej zamówiła nam taksówkę. My pojedziemy do szkoły ,tata kupić auto, żeby mógł czymkolwiek się tutaj poruszać. Tutaj samochód dla facetów jest czymś podobnym jak torebka dla kobiet. Nigdzie bez tego się nie wybiorą.
Taksówkarz zawiózł nas do szkoły. Wysiadłyśmy a tata zaś pojechał dalej. Skierowałyśmy się gabinetu Pana Dyrektora. Siedział tam czarnoskóry mężczyzna. Był uprzejmy, ale widać było ,że solidnie prowadzi szkołę na takim poziomie. Nie był ani trochę podobny do mojego byłego dyrektora. Spędziłyśmy w gabinecie około dwóch godzin ustalając wszystko. Po czym podziękowałyśmy i wyszłyśmy.
- To co zakupy?
- Ja chciałabym zobaczyć swoją szafkę i poznać troszkę lepiej szkołę. Dołączę do Ciebie później, w porządku?
- Dobrze, dzwoń w razie czego.
- Dobrze.
Pożegnałam się z mamą całusem w polik i poszłam zwiedzić szkołę. Miała trzy piętra. Wielką salę gimnastyczną , trzy boiska, hale na święta i bale. Gigantyczne laboratoria, stołówkę.
Była znacznie większa od mojej szkoły. Gdy zwiedzałam szkołę zaczęła się przerwa szkolna. Starałam się wtopić w tłum. Nikt mnie nie znał. Ja nikogo nie znałam... Uciekłam. Przemknęłam szybko do wyjścia i dokończyłam dzień z mamą. Na zwiedzaniu miasta.
Nazajutrz, obudziłam się o siódmej rano. Słońce wpadło do mojej sypialni i oświeciło moją twarz. Akurat gdy mogłabym spać i spać. Wstałam i wyszykowałam się. Ubrałam bralet, kombinezon, sandały...Tak jak się tutaj ubierają. Zjadłam tosty i ruszyłam do szkoły.
W sekretariacie odebrałam wszystkie książki które powinnam mieć. I skierowałam się do szafki. W połowie drogi usłyszałam dzwonek na lekcje. Pobiegłam do swojej szafki. Jak zawsze, pech chciał ,że nie dał mi dojść prosto do szafki. Po drodze wpadłam na chłopaka, który spieszył się widocznie jak ja ze swoimi kolegami.
- Przepraszam - powiedzieliśmy równo
Uśmiechnął się, a jego uśmiech odebrał mi dech w piersi. Wpatrywałam się w niego. Pewnie wyglądałam jak idiotka. Potrząsnęłam głową i zaczęłam zbierać swoje książki. Chłopak ukucnął i pomógł mi zbierać wszystkie papiery i książki. Jego koledzy rozeszli się. Jakby między sobą dawali jakieś znaki,sygnały. Prysnęli jak bańka mydlana. Gdy już byliśmy w pionie zaczęliśmy rozmawiać.
- Przepraszam, na prawdę. Spieszyłam się bo dzwonek ,a jestem nowa i nie chcę się spóźnić.
- Wiedziałem, że nowa! Tak ładnej dziewczyny tu nigdy nie spotkałem.
- Bez przesady. Kate jestem.
- Harry, miło poznać
I wtedy cały świat się zatrzymał. Jego głos, spojrzenie, jego szmaragdowe oczy... To w jaki sposób się poruszał. Jak oblizał wargi... Niebo.
- Podałabym dłoń,ale nie chce upuścić książek, wybacz - dodałam
Harry się zaśmiał, a ten śmiech...
- Wybacz, ale muszę - zawahałam się - Muszę iść na lekcje.
- Racja, ja też. Mam w sali 203.
- Ja też. Ale muszę zanieść książki.
- Pomogę Ci.
- Nie trzeba.
- Chcę.
- A spóźnienie ?
- Akurat Pani Smith się sama spóźnia około dziesięciu minut więc mamy czas.
Uśmiechnęłam się i zanieśliśmy książki do szafki. Po czym poszliśmy prosto do sali dwieście trzy. Usiadłam w ławce tuż za Harrym. Do sali przyszła nauczycielka, jak wcześniej wspomniane Pani Smith. Przywitała się z uczniami. Przedstawiła mnie wszystkim. Zapytała czy znajdzie się osoba chętna ,która oprowadzi mnie po szkole. Zgłosiła się jedna dziewczyna, i Harry. Zadecydowałam ,że Harry będzie lepszą opcją.
Dzień zleciał szybko. Nowo poznany chłopak oprowadzał mnie po szkole, opowiadał jak tu jest, co się dzieje. Przed czym powinnam się ustrzec oraz kogo unikać.
Kolejne półtorej miesiąca tutaj , było jeszcze bardziej udane. Zaczynały się targi naukowe, gdzie mieliśmy przedstawiać swoje projekty. Od około dwóch tygodni byłam z Harrym... Parą. On bynajmniej umiał powiedzieć czego chce... W prawdzie nigdy nie wiesz kiedy się wydarzy coś szczególnego. To było jak grom z jasnego nieba.
Potrzebowałam kogoś kto będzie wobec mnie szczery, ktoś kto będzie ze mną tak jak ja chcę być z nim.
Ktoś kto mi powie na czym stoimy. Cofnijmy się o dwa tygodnie. W ten dzień kiedy Harry zadał to pytanie.
Było około dwunastej w południe, sobota. Wesołe miasteczko, park, plaża, i znów spacer. Szliśmy jeszcze w przemoczonych ubraniach, z mokrymi włosami. Bez koszulek, blisko siebie. Od spojrzenia do spojrzenia, od nieśmiałych pocałunków do coraz bardziej śmielszych. Przystaliśmy na trawie ,obok jeziorka.
Spojrzeliśmy na jezioro, na siebie...
- Kate, wiesz. Nigdy nie miałem kogoś kto będzie mi tak bliski. Jesteś doskonałą przyjaciółką.
I pomyślałam sobie w tym momencie, znów się zaczyna. Podobnie jak z Justinem. Zawsze byłam wspaniałą przyjaciółką. Nie chciałam przyjaźni, chciałam fajerwerków! Chciałam związku,który będzie mnie pożerał...
- Ale - dodał Harry
- Ale?
- Nie chcę tylko przyjaźni - w tym momencie odetchnęłam z ulgą - Chcę ,żebyś była mi jeszcze bliższa. Żebyś spędzała ze mną czas jak para. Chcę ,żebyś była moją dziewczyną. Zostaniesz nią Kate?
- Zostanę. Oczywiście ,że zostanę!
I tak, to był najlepszy dzień. Początek czerwca, początek związku. Początek czegoś nowego. Byłam już zdecydowanie kimś innym,ale wciąż cząstką siebie pozostawałam w Nowym Jorku.. Nie mogłam zrezygnować ze swojego rodzinnego miasta. Ale jednak bardziej zaczęło podobać mi się w Los Angeles...
Wszystko zaczęło jakby układać się na nowo. Nie wracałam już do traumatycznych związków, do snów z Justinem, do tego dnia na plaży. Nie wracałam już myślami do osób z Nowego Jorku tylko do samego miasta... Gdzie wszystko się zaczęło. Wszystko zaczęło się ode mnie w Nowym Jorku..
Tuż po targach naukowych zakończyła się nasza nauka, zostało tylko rozdanie świadectw i wolne.
Już mieliśmy zaplanowane wakacje. Mieliśmy, tak my, wszystko co robimy nie ogranicza się do ja czy on, a do nas. Jako jedności...
TYMCZASEM W NOWYM JORKU
REGULAR POV.
Justin siedział na lekcji, skupiony w stukanie wskazówki w zegarze. Czekał tylko na powiedzenie Do zobaczenia na rozdaniu świadectw. To go najbardziej cieszyło. Wolne. Urlop od szkoły.
Wakacje oznaczają nowe znajomości, kolejny seks, kolejne wyskoki. Libacje alkoholowe ze znajomymi, wszystko miało być takie proste. Nie było. po głowie wciąż chodziła mi jedna osoba. Jedna mała osóbka, która w ciągu jednego dnia zmieniła jego życie. Mówią,że anioły po ziemi stąpają, dla niego to właśnie była Ona. Justin po dzwonku wybiegł z sali. Wciąż nie pojmował gdzie pewnego dnia podziała się jego przyjaciółka. Nie wiedział gdzie jest, co się z nią dzieje. Wielokrotnie zbywany przez jej przyjaciółkę Vanessę nie poddawał się. Dzisiaj również. Podszedł do niej i od razu zapytał.
- Vanessa ,możemy porozmawiać ?
- Jeżeli chcesz znów pytać o Kate, zapomnij.
- Muszę wiedzieć. Co z Twoją przyjaciółką? Długo jej tutaj nie widziałem. Przepisała się?
- W zasadzie tak. Jest w Los Angeles. W sumie mogę Ci powiedzieć...
- Wiesz, długo z tym zwlekałem ,ale gdy pomyślałem ,że mogłoby mi jej tak zabraknąć nie mogę dłużej czekać. Starałem się ,dzwoniłem, kocham ją. Stchórzyłem. Wiem o tym, ale dałbym wszystko by móc cofnąć czas i powiedzieć jej ,że zamiast przyjaźni wybieram ją, chce jej tylko jej. Nie umiem już uprawiać seksu z innymi, nie umiem flirtować. W pokoju wiszą nasze zdjęcia, na telefonie mam ją... Wszystko w okół niej. Ona nawet się nie pojawia już tutaj. Unika mnie?
- Justin, Ona ma chłopaka...
_____________________________________________________________________
I jak 24 rozdział ? :)
KOMENTUJCIE! <3
Stałam tam ,zastanawiając się czy polecieć czy nie. On nie wiedział kompletnie gdzie jestem... Nie wiedział co się dzieje, nie był niczego świadomy. No bo skąd...
Nie wiedział co jego sms wywołał. Nie wiedział ,że stałam się jednocześnie przygnębiona i szczęśliwa. Nie wiedział nic. Cieszyłam się z samej treści wiadomości. Z tego co chciał mi przekazać.
Gdybym się cofnęła i wyszła stąd, nie mogłabym już wrócić, nie mogłabym lecieć tym samolotem. Ale nie wyszłam. Wyłączyłam telefon i przeszłam przez barierkę.
Doszłam do rodziców i wzięłam swoją walizkę. Gdybym się cofnęła, działoby się to co miałoby się dziać, Justin by mną rządził, zmarnowałabym swoją szansę na naukę gdzie indziej.
Zmarnowałabym czas. Bo może Justin z łaski swojej się mną zainteresuje, może będzie chciał czegoś więcej.. Nie chciałam się zadręczać takimi pytaniami.
Mógł by mnie mieć kiedy by zechciał. A wtedy ja straciłabym samą siebie. Nie byłabym sobą, nie byłabym tą osobą ,którą powinnam być. Schowałam komórkę do torebki i usiadłam z rodzicami ,by czekać na odlot.
Kilkanaście minut później hostessy wezwały nas do samolotu. Przeszliśmy przez tunel i wsiedliśmy do środka. Usiadłam z rodzicami w jednym rzędzie. Wyciągnęłam iPod i włączyłam swoja playlistę.
To chyba nie zakłóci pracy samolotu? Słuchałam muzyki, Rihanna, Jason Derulo... I te piosenki, te same co Justin puścił mi na plaży.. Te same do których byłam szczęśliwsza. Do których padały słowa.. Obiecujące w samej wymowie w dźwięku gdy się je mówiło... A okazały się być złudne, złe, nieprawdziwe.
Okazały się być tylko iluzją. Zdałam sobie sprawę,że Justin mówi wszystko od tak. Od pstryknięcia palcem, potrafi znaleźć wymówkę. Skłamać, albo rzucić coś na wiatr. Dlaczego ,dlaczego nasze życie przeważnie jest związane z nimi, dlaczego podporządkowujemy się zawsze im... Dlaczego to Oni muszą być samcami alfa.
Przecież to nic złego gdy kobieta jest górą. Fakt, tylko w związku. Powinna mieć coś do powiedzenia. Powinnyśmy mieć w sobie coś takiego co potrafi rozpoznać dobrego mężczyznę od tego udającego dobrego. Nie powinno być tylu złamanych serc a same dobre cele.. Niestety nie wszystko przychodzi tak łatwo. Ale co jeśli... Gdybyśmy nie sprawdzały tylu mężczyzn,nie wiedziałybyśmy co może nas spotkać i czego powinnyśmy się strzec. Czy nieudane związki robią z nas silniejsze kobiety, mądrzejsze o nową wiedzę czy tylko wraki ze złamanymi sercami?
Ja zdecydowanie chciałabym być tą silną, ale nie wszystko przychodziło z taką łatwością jaką by się chciało mieć. A szkoda. Usadowiłam się wygodnie.
- Podekscytowana? - zapytała mama stukając mnie w ramie
Wyciągnęłam z uszu słuchawki i wyłączyłam muzykę by porozmawiać z mamą.
- Podekscytowana? - powtórzyła
- Chyba tak - powiedziałam wahając się
- Dlaczego chyba? To ogromna szansa. Masz okazję wykorzystać swoje talenty.
- Chciałam spróbować samodzielności.
- A my Ci przeszkadzamy?
- Nie ,nie. Może po prostu zamieszkam gdzieś sama? Będę mogła nauczyć się odpowiedzialności. Znajdę pracę, pomyślę mamo. Waham się nad rozwiązaniami.
- Jakkolwiek postąpisz, będziemy przy Tobie. Wiedz tylko,że talentu i takiej osobowości nie można zmarnować. Masz dobrze,bo nie ciąży na Tobie żadna odpowiedzialność. Nie zostawiłaś tam ani związku ani przeszłości. Tylko rok Cię nie będzie.
- Myślę mamo,że zostanę tam jak mi się spodoba. Nie mam po co wracać. Może Vanessę zaproszę. We dwójkę będzie lepiej. Jak już się przyzwyczaję będzie mi dobrze tutaj. Mimo,że obawiam się ciągłego ciepła. - zaśmiałam się
- A ten Twój kolega, Justin czy Jake, jak mu było?
Czułam się teraz zakłopotana. Nie wiedziałam kompletnie o którego mamie chodziło, o tego złego czy o tego gorszego.
- Nic z nim. Nie gadamy nawet.
Uniknęłam skutecznie odpowiedzi. Z obydwoma nie rozmawiałam.
- Nie był odpowiednim kandydatem - dodałam
- Wyglądałaś na szczęśliwą.
- Wyglądałam. To tylko pozory mamo.
Uśmiechnęłam się. Pilot kazał zapiąć pasy. Wszyscy tak zrobiliśmy. Już chwilę później lecieliśmy w stronę Los Angeles. Zasnęłam, lot mnie męczył, musiałam odpłynąć i nie myśleć o tym co zostawiam. Przecież .. Nie zostawiłam nic wielkiego.
Po kilku godzinach byliśmy już na miejscu. Mieliśmy walizki, staliśmy przed białą willą, ogromną. Nie zamierzam się nigdzie ruszać. Weszliśmy do domu. Wszystko udekorowane bielą, czernią, kawą z mlekiem, pudrowym różem. Wszystko takie wystawne... Takie bogate.
Pobiegłam na swoje piętro ,gdzie miałam pokój. Był duży, przestronny. Pudrowy róż i biel.
Wskoczyłam na łóżko. Było takie wygodne, chciałam w nim umrzeć. Pokój miał białe meble, białe obramowania, wielkie okno przez które padały promienie słoneczne. Jeszcze się nie przestawiłam z nowojorskiej pogody i czasu do Los Angeles.
Wzięłam z dołu swoje walizki i rozpakowałam się na górze, poukładałam swoje rzeczy równo do półek na to wyznaczonych, buty także. I karton ze zdjęciami z przyjaciółmi. Tak ,znalazłam tam to zdjęcie z sobotniego wypadu. Zawsze tak robiłam. Zdjęcie, i jeśli ktoś jest ważny to drukuję i w ramkę. Na marne. Ale cóż. Postawiłam je ,na najwyższej półce ,gdzie kurz się zbierał a wzrok nie sięgał za często. Ustawiłam na półce też mały zegarek, który zawsze stał na półce. Nie przestawiłam w nim godziny, ma stać i przypominać gdzie jest dom.
Wieczorem z rodzicami oglądaliśmy film. Nazajutrz miałam iść zobaczyć szkołę. I dokończyć semestr.
I zacząć nowy stypendialny. Rozeszliśmy się blisko północy. Położyłam się do swojego wygodnego łóżka. Z torby która leżała obok wyciągnęłam telefon. Włączyłam go by nastawić budzik. Na ekranie co chwila wyskakiwały powiadomienia ,wiadomości ,że ktoś się próbował ze mną skontaktować.
Oczywiście Justin... Ostatnia wiadomość była o 20, dał sobie spokój. W końcu. Nie czytając wszystkich wiadomości usunęłam je. Ustawiłam budzik i odpłynęłam w krainę snów.
Około ósmej nad ranem wstałam podekscytowana. Byłam ciekawa tego miasta, tej szkoły, ludzi.
Zeszłam na dół. Mama robiła naleśniki. Była zdecydowanie zadowolona , podśpiewywała sobie , nuciła coś, i robiła naleśniki.
- Dzień dobry mamuś ,skąd to zadowolenie?
- Dzień dobry Kate. Cieszę się,że tu jesteśmy. Jak spałaś?
- Dobrze, dziękuję. Za ile będzie śniadanie?
- Dziesięć minut.
- Pójdę umyć zęby.
I tak zrobiłam, poszłam na górę do łazienki. Umyłam włosy, zrobiłam makijaż, umyłam ząbki.
Dopiero wtedy usłyszałam mamę wołającą na śniadanie. Wszyscy wspólnie zasiedliśmy i zjedliśmy je. Po czym poszliśmy się uszykować do końca. Gotowi spotkaliśmy się w hallu około 9 , mogliśmy wychodzić.
Mama wcześniej zamówiła nam taksówkę. My pojedziemy do szkoły ,tata kupić auto, żeby mógł czymkolwiek się tutaj poruszać. Tutaj samochód dla facetów jest czymś podobnym jak torebka dla kobiet. Nigdzie bez tego się nie wybiorą.
Taksówkarz zawiózł nas do szkoły. Wysiadłyśmy a tata zaś pojechał dalej. Skierowałyśmy się gabinetu Pana Dyrektora. Siedział tam czarnoskóry mężczyzna. Był uprzejmy, ale widać było ,że solidnie prowadzi szkołę na takim poziomie. Nie był ani trochę podobny do mojego byłego dyrektora. Spędziłyśmy w gabinecie około dwóch godzin ustalając wszystko. Po czym podziękowałyśmy i wyszłyśmy.
- To co zakupy?
- Ja chciałabym zobaczyć swoją szafkę i poznać troszkę lepiej szkołę. Dołączę do Ciebie później, w porządku?
- Dobrze, dzwoń w razie czego.
- Dobrze.
Pożegnałam się z mamą całusem w polik i poszłam zwiedzić szkołę. Miała trzy piętra. Wielką salę gimnastyczną , trzy boiska, hale na święta i bale. Gigantyczne laboratoria, stołówkę.
Była znacznie większa od mojej szkoły. Gdy zwiedzałam szkołę zaczęła się przerwa szkolna. Starałam się wtopić w tłum. Nikt mnie nie znał. Ja nikogo nie znałam... Uciekłam. Przemknęłam szybko do wyjścia i dokończyłam dzień z mamą. Na zwiedzaniu miasta.
Nazajutrz, obudziłam się o siódmej rano. Słońce wpadło do mojej sypialni i oświeciło moją twarz. Akurat gdy mogłabym spać i spać. Wstałam i wyszykowałam się. Ubrałam bralet, kombinezon, sandały...Tak jak się tutaj ubierają. Zjadłam tosty i ruszyłam do szkoły.
W sekretariacie odebrałam wszystkie książki które powinnam mieć. I skierowałam się do szafki. W połowie drogi usłyszałam dzwonek na lekcje. Pobiegłam do swojej szafki. Jak zawsze, pech chciał ,że nie dał mi dojść prosto do szafki. Po drodze wpadłam na chłopaka, który spieszył się widocznie jak ja ze swoimi kolegami.
- Przepraszam - powiedzieliśmy równo
Uśmiechnął się, a jego uśmiech odebrał mi dech w piersi. Wpatrywałam się w niego. Pewnie wyglądałam jak idiotka. Potrząsnęłam głową i zaczęłam zbierać swoje książki. Chłopak ukucnął i pomógł mi zbierać wszystkie papiery i książki. Jego koledzy rozeszli się. Jakby między sobą dawali jakieś znaki,sygnały. Prysnęli jak bańka mydlana. Gdy już byliśmy w pionie zaczęliśmy rozmawiać.
- Przepraszam, na prawdę. Spieszyłam się bo dzwonek ,a jestem nowa i nie chcę się spóźnić.
- Wiedziałem, że nowa! Tak ładnej dziewczyny tu nigdy nie spotkałem.
- Bez przesady. Kate jestem.
- Harry, miło poznać
I wtedy cały świat się zatrzymał. Jego głos, spojrzenie, jego szmaragdowe oczy... To w jaki sposób się poruszał. Jak oblizał wargi... Niebo.
- Podałabym dłoń,ale nie chce upuścić książek, wybacz - dodałam
Harry się zaśmiał, a ten śmiech...
- Wybacz, ale muszę - zawahałam się - Muszę iść na lekcje.
- Racja, ja też. Mam w sali 203.
- Ja też. Ale muszę zanieść książki.
- Pomogę Ci.
- Nie trzeba.
- Chcę.
- A spóźnienie ?
- Akurat Pani Smith się sama spóźnia około dziesięciu minut więc mamy czas.
Uśmiechnęłam się i zanieśliśmy książki do szafki. Po czym poszliśmy prosto do sali dwieście trzy. Usiadłam w ławce tuż za Harrym. Do sali przyszła nauczycielka, jak wcześniej wspomniane Pani Smith. Przywitała się z uczniami. Przedstawiła mnie wszystkim. Zapytała czy znajdzie się osoba chętna ,która oprowadzi mnie po szkole. Zgłosiła się jedna dziewczyna, i Harry. Zadecydowałam ,że Harry będzie lepszą opcją.
Dzień zleciał szybko. Nowo poznany chłopak oprowadzał mnie po szkole, opowiadał jak tu jest, co się dzieje. Przed czym powinnam się ustrzec oraz kogo unikać.
Kolejne półtorej miesiąca tutaj , było jeszcze bardziej udane. Zaczynały się targi naukowe, gdzie mieliśmy przedstawiać swoje projekty. Od około dwóch tygodni byłam z Harrym... Parą. On bynajmniej umiał powiedzieć czego chce... W prawdzie nigdy nie wiesz kiedy się wydarzy coś szczególnego. To było jak grom z jasnego nieba.
Potrzebowałam kogoś kto będzie wobec mnie szczery, ktoś kto będzie ze mną tak jak ja chcę być z nim.
Ktoś kto mi powie na czym stoimy. Cofnijmy się o dwa tygodnie. W ten dzień kiedy Harry zadał to pytanie.
Było około dwunastej w południe, sobota. Wesołe miasteczko, park, plaża, i znów spacer. Szliśmy jeszcze w przemoczonych ubraniach, z mokrymi włosami. Bez koszulek, blisko siebie. Od spojrzenia do spojrzenia, od nieśmiałych pocałunków do coraz bardziej śmielszych. Przystaliśmy na trawie ,obok jeziorka.
Spojrzeliśmy na jezioro, na siebie...
- Kate, wiesz. Nigdy nie miałem kogoś kto będzie mi tak bliski. Jesteś doskonałą przyjaciółką.
I pomyślałam sobie w tym momencie, znów się zaczyna. Podobnie jak z Justinem. Zawsze byłam wspaniałą przyjaciółką. Nie chciałam przyjaźni, chciałam fajerwerków! Chciałam związku,który będzie mnie pożerał...
- Ale - dodał Harry
- Ale?
- Nie chcę tylko przyjaźni - w tym momencie odetchnęłam z ulgą - Chcę ,żebyś była mi jeszcze bliższa. Żebyś spędzała ze mną czas jak para. Chcę ,żebyś była moją dziewczyną. Zostaniesz nią Kate?
- Zostanę. Oczywiście ,że zostanę!
I tak, to był najlepszy dzień. Początek czerwca, początek związku. Początek czegoś nowego. Byłam już zdecydowanie kimś innym,ale wciąż cząstką siebie pozostawałam w Nowym Jorku.. Nie mogłam zrezygnować ze swojego rodzinnego miasta. Ale jednak bardziej zaczęło podobać mi się w Los Angeles...
Wszystko zaczęło jakby układać się na nowo. Nie wracałam już do traumatycznych związków, do snów z Justinem, do tego dnia na plaży. Nie wracałam już myślami do osób z Nowego Jorku tylko do samego miasta... Gdzie wszystko się zaczęło. Wszystko zaczęło się ode mnie w Nowym Jorku..
Tuż po targach naukowych zakończyła się nasza nauka, zostało tylko rozdanie świadectw i wolne.
Już mieliśmy zaplanowane wakacje. Mieliśmy, tak my, wszystko co robimy nie ogranicza się do ja czy on, a do nas. Jako jedności...
TYMCZASEM W NOWYM JORKU
REGULAR POV.
Justin siedział na lekcji, skupiony w stukanie wskazówki w zegarze. Czekał tylko na powiedzenie Do zobaczenia na rozdaniu świadectw. To go najbardziej cieszyło. Wolne. Urlop od szkoły.
Wakacje oznaczają nowe znajomości, kolejny seks, kolejne wyskoki. Libacje alkoholowe ze znajomymi, wszystko miało być takie proste. Nie było. po głowie wciąż chodziła mi jedna osoba. Jedna mała osóbka, która w ciągu jednego dnia zmieniła jego życie. Mówią,że anioły po ziemi stąpają, dla niego to właśnie była Ona. Justin po dzwonku wybiegł z sali. Wciąż nie pojmował gdzie pewnego dnia podziała się jego przyjaciółka. Nie wiedział gdzie jest, co się z nią dzieje. Wielokrotnie zbywany przez jej przyjaciółkę Vanessę nie poddawał się. Dzisiaj również. Podszedł do niej i od razu zapytał.
- Vanessa ,możemy porozmawiać ?
- Jeżeli chcesz znów pytać o Kate, zapomnij.
- Muszę wiedzieć. Co z Twoją przyjaciółką? Długo jej tutaj nie widziałem. Przepisała się?
- W zasadzie tak. Jest w Los Angeles. W sumie mogę Ci powiedzieć...
- Wiesz, długo z tym zwlekałem ,ale gdy pomyślałem ,że mogłoby mi jej tak zabraknąć nie mogę dłużej czekać. Starałem się ,dzwoniłem, kocham ją. Stchórzyłem. Wiem o tym, ale dałbym wszystko by móc cofnąć czas i powiedzieć jej ,że zamiast przyjaźni wybieram ją, chce jej tylko jej. Nie umiem już uprawiać seksu z innymi, nie umiem flirtować. W pokoju wiszą nasze zdjęcia, na telefonie mam ją... Wszystko w okół niej. Ona nawet się nie pojawia już tutaj. Unika mnie?
- Justin, Ona ma chłopaka...
_____________________________________________________________________
I jak 24 rozdział ? :)
KOMENTUJCIE! <3
poniedziałek, 26 sierpnia 2013
Rozdział 23
KATHERINE
Tylko On i ja. Siedzieliśmy na zimnym piasku , na niebie nigdy nie było jeszcze tylu gwiazd jak w tą noc.
Na zegarku powoli dobijała godzina pierwsza w nocy... Byłam wtulona w Justina. Powstało tej nocy kilka zdjęć ,kilka cudownych pamiątek. Moja głowa spokojnie spoczywała na ramieniu Justina.
Wydaje mi się ,że nawet kilka razy usnęłam na chwilę. Justin dał mi swoją bluzę. Okryłam się nią.
Pachniała cudownie, była idealna, za duża, ale idealna.
Justin pochylił się do mnie i ucałował w czoło.
- Kate - zaczął niewinnie - Mam pytanie.
- Tak?
Podniosłam głowę i spojrzałam na Justina.
- A więc co byś chciał skarbie?
- Chciałem się zapytać odnośnie nas.
- Tak? - zapytałam podekscytowana
- Sama wiesz jak jest między nami. Jesteś mi bardzo bliska, seks z Tobą jest cudowny, uwielbiam spędzać z Tobą czas, jesteś zabawna, urocza, taka niewinna, i wcale nie samolubna,jak kiedyś myślałem. Ale, chodzi o to,że ja jeszcze nie jestem gotowy na związek. To nie byłbym ja. Wiem jakby było między nami...
- No niby jak? - powiedziałam oburzona
- Zdradzałbym Cię, ranił.
- Och Justin! Jakbyś się postarał to byś nie zdradzał.
- Ja nie jestem człowiekiem silnej woli. Wiem jakby było. Mam słabość do ładnych kobiet. Zwłaszcza do jednej.
- Co to za szmata?
- Nie szmata, to Ty. Ale nie umiałbym być z Tobą. Dlatego chciałem się zapytać,czy możemy być przyjaciółmi ? Ewentualnie przyjaciółmi z czymś więcej.
- Nie, nie możemy. Wiesz co. Zrobiłeś ze mnie teraz idiotkę. Pieprzyłam się z Tobą kilka dni pod rząd. Rozstałam się z Jakiem dla Ciebie. A Ty? Odjebałeś takie coś. Nie sądziłam ,że takie coś mogło się zdarzyć. Otworzyłam się przed Tobą. Tyle nocnych rozmów, seksu, tyle wspólnych przeżyć. Tak wiem, krótko - dodałam - Ale jednak, było.
- Uspokój się ,dobrze? Nie jestem gotowy na związek. Nie tak poważny.
- Nie, nie uspokoję się. Zrobiłam tyle złego bo Ty, bo przez Ciebie, bo tak Ty byś postąpił. Na marne chciałam się podporządkować Twoim zasadom. Teraz patrząc, chorym zasadom. Nie dzwoń, nie pisz, zapomnij moje imię, dobrze? Może po prostu naciśnij Usuń. I z życia i z kontaktów.
Wstałam z piasku , otrzepałam się i ruszyłam przed siebie. Chciało mi się płakać, cholernie mocno. Nie dopuszczałam do siebie myśli ,że mogłoby się coś takiego stać. Justin podbiegł do mnie i chwycił mnie za nadgarstek.
- Nici z przyjaźni ?
- Wal się - ściągnęłam bluzę z siebie i rzuciłam mu pod nogi - Cześć.
Odbiegłam kawałek. Po dwudziestu minutach szybszego truchtu byłam w domu. Wbiegłam na górę i rzucając się na łóżko zaczęły płynąć mi z oczu łzy. Rzeka łez, bezustanna ,toczyły się po moich polikach swobodnie.
Gdy już się odrobinę uspokoiłam. Ściągnęłam z siebie wszystko i ubrałam piżamę. Nie dbając kompletnie o swój wygląd czy zapach położyłam się pod kołdrę. Łzy wciąż leciały, jednak słabiej. Nie raniły już moich oczu i polików.
Zasnęłam, bezwolnie.
Justin okazał się być kolejnym zwykłym dupkiem. Zbierającym słoik damskich serc. Lowelas...
Mogłam się spodziewać tego, mogłam przewidzieć ,że tak będzie, mogłam zachować zdrowy rozsądek.
Justin biega dookoła raniąc każdego... Bije od niego chłód. Głupio myślałam,że mogę rozgrzać to, że jakaś iskra tam zostanie. Na próżne...
Z samego rana, około siódmej, jak zawsze po porannej toalecie i prysznicu zeszłam na dół.
Mama siedziała przy stole i piła kawę i jadła bajgle z twarożkiem. Usiadłam na przeciw niej, i wzięłam pieczywo z koszyczka. Włożyłam na talerz i nasmarowałam twarożkiem. Zaczęłam posiłek.
Mama odłożyła gazetę którą czytała na bok i spojrzała na mnie ze złością rodzącą się w oczach.
Przełknęłam kęs ociężale.
- O co chodzi mamo?
- Kate, co się z Tobą dzieje?
- W sensie? Nie bardzo rozumiem co masz na myśli.
- Twoje zachowanie w szkole. Wiesz jak nam wstyd jest, wiedząc ,że oblałaś koleżankę kawą bo Cię obraziła. Gorącą kawą!
- Nie moja koleżanka pierwsze primo. Drugie primo, zasłużyła na to. Zadarła nie z tym z kim powinna zadrzeć.
- O widzisz! Nie taką córkę posłałam do szkoły. Byłaś grzeczna, poukładana, i nie rozrabiałaś tak.
- Mamo, nie mam siedmiu lat. Jeśli chcesz coś dodać to dodaj.
- Zachowujesz się jak jakaś , ech nawet nie mam słowa na to.
- Dziwka, szmata, kurwa?
- Jak Ty mówisz. Kto Ci skarbie zrobił takie pranie mózgu? Stałaś się wulgarna, pesymistyczna, wredna,arogancka.
- Życie mamuś, takie jest życie. Nie mogę być wieczną nieudolną pesymistką. I siedzieć nad książkami.
- Dyrektor dzwonił wczoraj,że nie pojawiłaś się w gabinecie, ale wybacza ,miałaś szczęście.
- On nigdy nic nie robi. Jest zwykłą miękką pizdą.
- Kate! - pomachała głową
Zapadła chwila ciszy w której każdy mógł dokończyć posiłek.
- Ach właśnie, zapomnielibyśmy z tatą. Mamy dla Ciebie po lekcjach niespodziankę - dodała mama
- Co takiego?
- Zobaczysz, niespodzianka to niespodzianka.
- Jak sobie chcesz. Tylko jak znów mnie na kucyki zabierzesz, wyprowadzam się.
- Oj ,myśleliśmy ,że chciałaś. To było ponad rok temu.
- Mamo szesnastolatka nie chce jeździć na różowym kucyku.
Mama zaśmiała się i poszła zmywać talerze po śniadaniu. Ja zaś poszłam na górę. Dokończyłam swój make-up , ubrałam się i poszłam do szkoły.
Tak ludzie wciąż patrzeli,złośliwie. Nie , nie przejmowałam się. Znałam swoją wartość. Mimo wszystkich szeptów, obelg, wyzwisk, musiałam kroczyć dumnie. Musiałam pokazać ,że się nie boję, że nie obchodzi mnie ich opinia. Nieważne jak ktoś nas postrzega, ważne jak sami siebie widzimy. Nasze oczy ,to nasze zwierciadło prawdy, nasza dusza , w oczach. Wyłożona jak na dłoni.
Zauważyłam w oddali Justina , w moich oczach ponownie pojawiły się łzy. Justin pomachał mi prawą dłonią. Jak gdyby nigdy nic, jakby to co wczoraj powiedział się nie wydarzyło. Jakby wszystko zniknęło, pękło niczym bańka mydlana. Odwróciłam się.
Moja klatka piersiowa zaczęła poruszać się niespokojnie, oddech przyspieszył , dłonie zaczęły drżeć.
Nie miałam siły by wysiedzieć na lekcjach, nie dzisiaj. Nie po tym widoku.
Justin stojący dumnie wśród swoich znajomych , wśród swoich blondynek, wierzyłam ,że to się zmieni... Oj naiwna ,naiwna Kate. Wyszłam ze szkoły mijając cały tłum znajomych Justina, i Vanessę ,moja przyjaciółkę.
Nie byłam w stanie nikomu spojrzeć w oczy. Nie po tym co wiedzieli a co zniknęło tak nagle. Wyszłam i skierowałam się na plażę. Tak szczęśliwą a jednocześnie nieszczęsną. Usiadłam na skałach, niedaleko "naszego miejsca". Naszego... Nie było czegoś takiego.
Wyciągnęłam telefon i spojrzałam w zdjęcia... To było to, najlepsze zdjęcie wieczoru.. . Obydwoje wyglądaliśmy tak słodko i tak dobrze.. I tak , można powiedzieć szczęśliwie. Nie kompletnie nie czułam teraz tego szczęścia. Nie czułam od wczoraj.
Siedziałam na skałkach, patrząc w zdjęcia, przewijając je ,przybliżając ,oddalając. Myśląc co by było gdyby.. Gdybym mogła cofnąć czas i w ogóle się w to nie mieszać. Mogłam żyć swoim życiem,nie wiedząc jak to jest zasmakować Justina, i jego dotyku. Nie wiedząc jak smakują jego pocałunki, jak czuje jego dotyk... Nie wiedząc jak to jest kochać go. Miłością bezgraniczną... Można to tak nazwać? Chyba można.
Przecież jak mogę wiedzieć skoro nigdy tak nie miałam. Siedziałam tam samotnie do czternastej, do godziny w której normalnie kończyłam lekcje. Poszłam skrótami do domu, nieuczęszczanymi ścieżkami, nie chcąc mijać znajomych. Wyciągnęłam klucze z torby i otworzyłam drzwi. Weszłam do środka. W hallu stały walizki.
- Mamo!!! - krzyknęłam na cały dom
Mama w przeciągu dwóch minut znalazła się w salonie.
- Co to ma znaczyć? - zapytałam wskazując walizki
- Wyprowadzamy się skarbie. Nie martw się wypisaliśmy Cię z tej szkoły. Dostałaś tamto stypendium sportowo-naukowe. Będziesz na wyższym szczeblu skarbie.
- Na prawdę!? - powiedziałam podekscytowana
- Tak ,na prawdę. Papiery i bilety do Los Angeles dzisiaj przyszły.
- Przeprowadzamy się do L.A?
- Oj tak skarbie, przeprowadzamy się do L.A. Pożegnałaś się z Vanessą i znajomymi? Tym chłopakiem co ostatnio się widywałaś.
- Nie, nie chcę. Do Vanessy teraz zadzwonię. O której jedziemy?
- Za pół godziny. Zabierz jeszcze kilka rzeczy z pokoju i możemy jechać na lotnisko.
Pobiegłam na górę. W tym momencie szczęście mnie ogarnęło. Nie myślałam już o niczym innym ,jak tylko o bezpiecznym locie i zobaczeniu nowej posiadłości i szkoły. Żaden Justin nie był w stanie tego powstrzymać, mojego szczęścia. Weszłam na górę. Zdjęcia moje z Vanessą wciąż stały na półkach, spakowałam je do małego pudełka stojącego obok wejścia do łazienki. Postawiłam na łóżku i zadzwoniłam do niej.
- Słonko, muszę Ci coś powiedzieć.
- Wiem już, Twoja mama nie jest dobra w dotrzymaniu tajemnicy. Ale chcę żebyś wiedziała,że mimo wszystko jestem dumna. I nigdy nie zapomnę o naszej przyjaźni. Mam nadzieję,że jeszcze tu wrócisz.
- Wrócę. Na pewno, tylko rok nauki i wracam do Ciebie.
- I Justina ,tak?
- Nie, do niego nie. To tylko znajomy. Długa historia , jak będę na miejscu to na skype się zdzwonimy i Ci wszystko opowiem ,w porządku?
Jeszcze chwilę rozmawiałyśmy z Vanessą, w trakcie rozmowy dostałam sms, nie odczytałam. Zapomniałam. Kontynuowałam rozmowę z przyjaciółką. Jakieś dwadzieścia minut później ,rozłączyłyśmy się.
Wzięłam karton z łóżka i poszłam na dół do rodziców. Schowałam telefon w kieszeń i zapakowałam walizki do samochodu. Zamknęliśmy bagażnik i ruszyliśmy na lotnisko. W trakcie drogi czytałam sobie książkę. Po około czterdziestu minutach byliśmy na lotnisku. Schowałam książkę w torebkę i wyszłam z auta po swoją walizkę. Po raz ostatni teraz widziałam swoje miasto. Westchnęłam ciężką i ruszyłam w stronę wejścia.
Z rodzicami położyliśmy swoje torby na taśmie. Wyciągnęliśmy bilety i poszliśmy do odprawy. Pokazaliśmy bilety i zostaliśmy przepuszczeni dalej. Przy odprawie , Pani która mnie sprawdzała kazała wyłączyć wszelki sprzęt ,który mógł zakłócić fale. W tym momencie przypomniał mi się sms który dostałam podczas rozmowy z Van.
- Proszę się pospieszyć - dodała
- Już ,chwileczkę - uśmiechnęłam się i spojrzałam w telefon.
Sms od Justina...
Nie chciałam czytać ,ale jednak coś mnie skusiło. Musiałam uspokoić swoją ciekawość..
Mówią,że pewne rzeczy są zbyt dobre,żeby były prawdziwe. Ale ja tylko mam nadzieję,że nie mówią o Tobie. Słyszałem ,że wszystko musi się skończyć. Ale po prostu nie potrafię sobie wyobrazić mnie bez Ciebie. Nie mów mi,że śnię, bo jeśli bym śnił,nigdy nie chciałbym się obudzić. Tak zakochany z tym uczuciem, dzisiaj będę spał. Spał z szeroko zamkniętymi oczami ,bo nie chcę się obudzić. Jesteś zbyt dobrą dziewczyną by być z takim dupkiem, wybacz.
Szkoda, że ja chcę być z tym dupkiem, nawet jeśli miałabym przypłacić bólem...
Musiał mi to zrobić akurat teraz, w takim momencie?
- Przechodzi Pani dalej? - zapytała Pani od odpraw
_________________________________________________________________________
I jak kochani 23?
Wybaczcie ,że dwa dni czekaliście, ale zrobiłam sobie trochę wolnego.
KOMENTUJCIE! <3
Tylko On i ja. Siedzieliśmy na zimnym piasku , na niebie nigdy nie było jeszcze tylu gwiazd jak w tą noc.
Na zegarku powoli dobijała godzina pierwsza w nocy... Byłam wtulona w Justina. Powstało tej nocy kilka zdjęć ,kilka cudownych pamiątek. Moja głowa spokojnie spoczywała na ramieniu Justina.
Wydaje mi się ,że nawet kilka razy usnęłam na chwilę. Justin dał mi swoją bluzę. Okryłam się nią.
Pachniała cudownie, była idealna, za duża, ale idealna.
Justin pochylił się do mnie i ucałował w czoło.
- Kate - zaczął niewinnie - Mam pytanie.
- Tak?
Podniosłam głowę i spojrzałam na Justina.
- A więc co byś chciał skarbie?
- Chciałem się zapytać odnośnie nas.
- Tak? - zapytałam podekscytowana
- Sama wiesz jak jest między nami. Jesteś mi bardzo bliska, seks z Tobą jest cudowny, uwielbiam spędzać z Tobą czas, jesteś zabawna, urocza, taka niewinna, i wcale nie samolubna,jak kiedyś myślałem. Ale, chodzi o to,że ja jeszcze nie jestem gotowy na związek. To nie byłbym ja. Wiem jakby było między nami...
- No niby jak? - powiedziałam oburzona
- Zdradzałbym Cię, ranił.
- Och Justin! Jakbyś się postarał to byś nie zdradzał.
- Ja nie jestem człowiekiem silnej woli. Wiem jakby było. Mam słabość do ładnych kobiet. Zwłaszcza do jednej.
- Co to za szmata?
- Nie szmata, to Ty. Ale nie umiałbym być z Tobą. Dlatego chciałem się zapytać,czy możemy być przyjaciółmi ? Ewentualnie przyjaciółmi z czymś więcej.
- Nie, nie możemy. Wiesz co. Zrobiłeś ze mnie teraz idiotkę. Pieprzyłam się z Tobą kilka dni pod rząd. Rozstałam się z Jakiem dla Ciebie. A Ty? Odjebałeś takie coś. Nie sądziłam ,że takie coś mogło się zdarzyć. Otworzyłam się przed Tobą. Tyle nocnych rozmów, seksu, tyle wspólnych przeżyć. Tak wiem, krótko - dodałam - Ale jednak, było.
- Uspokój się ,dobrze? Nie jestem gotowy na związek. Nie tak poważny.
- Nie, nie uspokoję się. Zrobiłam tyle złego bo Ty, bo przez Ciebie, bo tak Ty byś postąpił. Na marne chciałam się podporządkować Twoim zasadom. Teraz patrząc, chorym zasadom. Nie dzwoń, nie pisz, zapomnij moje imię, dobrze? Może po prostu naciśnij Usuń. I z życia i z kontaktów.
Wstałam z piasku , otrzepałam się i ruszyłam przed siebie. Chciało mi się płakać, cholernie mocno. Nie dopuszczałam do siebie myśli ,że mogłoby się coś takiego stać. Justin podbiegł do mnie i chwycił mnie za nadgarstek.
- Nici z przyjaźni ?
- Wal się - ściągnęłam bluzę z siebie i rzuciłam mu pod nogi - Cześć.
Odbiegłam kawałek. Po dwudziestu minutach szybszego truchtu byłam w domu. Wbiegłam na górę i rzucając się na łóżko zaczęły płynąć mi z oczu łzy. Rzeka łez, bezustanna ,toczyły się po moich polikach swobodnie.
Gdy już się odrobinę uspokoiłam. Ściągnęłam z siebie wszystko i ubrałam piżamę. Nie dbając kompletnie o swój wygląd czy zapach położyłam się pod kołdrę. Łzy wciąż leciały, jednak słabiej. Nie raniły już moich oczu i polików.
Zasnęłam, bezwolnie.
Justin okazał się być kolejnym zwykłym dupkiem. Zbierającym słoik damskich serc. Lowelas...
Mogłam się spodziewać tego, mogłam przewidzieć ,że tak będzie, mogłam zachować zdrowy rozsądek.
Justin biega dookoła raniąc każdego... Bije od niego chłód. Głupio myślałam,że mogę rozgrzać to, że jakaś iskra tam zostanie. Na próżne...
Z samego rana, około siódmej, jak zawsze po porannej toalecie i prysznicu zeszłam na dół.
Mama siedziała przy stole i piła kawę i jadła bajgle z twarożkiem. Usiadłam na przeciw niej, i wzięłam pieczywo z koszyczka. Włożyłam na talerz i nasmarowałam twarożkiem. Zaczęłam posiłek.
Mama odłożyła gazetę którą czytała na bok i spojrzała na mnie ze złością rodzącą się w oczach.
Przełknęłam kęs ociężale.
- O co chodzi mamo?
- Kate, co się z Tobą dzieje?
- W sensie? Nie bardzo rozumiem co masz na myśli.
- Twoje zachowanie w szkole. Wiesz jak nam wstyd jest, wiedząc ,że oblałaś koleżankę kawą bo Cię obraziła. Gorącą kawą!
- Nie moja koleżanka pierwsze primo. Drugie primo, zasłużyła na to. Zadarła nie z tym z kim powinna zadrzeć.
- O widzisz! Nie taką córkę posłałam do szkoły. Byłaś grzeczna, poukładana, i nie rozrabiałaś tak.
- Mamo, nie mam siedmiu lat. Jeśli chcesz coś dodać to dodaj.
- Zachowujesz się jak jakaś , ech nawet nie mam słowa na to.
- Dziwka, szmata, kurwa?
- Jak Ty mówisz. Kto Ci skarbie zrobił takie pranie mózgu? Stałaś się wulgarna, pesymistyczna, wredna,arogancka.
- Życie mamuś, takie jest życie. Nie mogę być wieczną nieudolną pesymistką. I siedzieć nad książkami.
- Dyrektor dzwonił wczoraj,że nie pojawiłaś się w gabinecie, ale wybacza ,miałaś szczęście.
- On nigdy nic nie robi. Jest zwykłą miękką pizdą.
- Kate! - pomachała głową
Zapadła chwila ciszy w której każdy mógł dokończyć posiłek.
- Ach właśnie, zapomnielibyśmy z tatą. Mamy dla Ciebie po lekcjach niespodziankę - dodała mama
- Co takiego?
- Zobaczysz, niespodzianka to niespodzianka.
- Jak sobie chcesz. Tylko jak znów mnie na kucyki zabierzesz, wyprowadzam się.
- Oj ,myśleliśmy ,że chciałaś. To było ponad rok temu.
- Mamo szesnastolatka nie chce jeździć na różowym kucyku.
Mama zaśmiała się i poszła zmywać talerze po śniadaniu. Ja zaś poszłam na górę. Dokończyłam swój make-up , ubrałam się i poszłam do szkoły.
Tak ludzie wciąż patrzeli,złośliwie. Nie , nie przejmowałam się. Znałam swoją wartość. Mimo wszystkich szeptów, obelg, wyzwisk, musiałam kroczyć dumnie. Musiałam pokazać ,że się nie boję, że nie obchodzi mnie ich opinia. Nieważne jak ktoś nas postrzega, ważne jak sami siebie widzimy. Nasze oczy ,to nasze zwierciadło prawdy, nasza dusza , w oczach. Wyłożona jak na dłoni.
Zauważyłam w oddali Justina , w moich oczach ponownie pojawiły się łzy. Justin pomachał mi prawą dłonią. Jak gdyby nigdy nic, jakby to co wczoraj powiedział się nie wydarzyło. Jakby wszystko zniknęło, pękło niczym bańka mydlana. Odwróciłam się.
Moja klatka piersiowa zaczęła poruszać się niespokojnie, oddech przyspieszył , dłonie zaczęły drżeć.
Nie miałam siły by wysiedzieć na lekcjach, nie dzisiaj. Nie po tym widoku.
Justin stojący dumnie wśród swoich znajomych , wśród swoich blondynek, wierzyłam ,że to się zmieni... Oj naiwna ,naiwna Kate. Wyszłam ze szkoły mijając cały tłum znajomych Justina, i Vanessę ,moja przyjaciółkę.
Nie byłam w stanie nikomu spojrzeć w oczy. Nie po tym co wiedzieli a co zniknęło tak nagle. Wyszłam i skierowałam się na plażę. Tak szczęśliwą a jednocześnie nieszczęsną. Usiadłam na skałach, niedaleko "naszego miejsca". Naszego... Nie było czegoś takiego.
Wyciągnęłam telefon i spojrzałam w zdjęcia... To było to, najlepsze zdjęcie wieczoru.. . Obydwoje wyglądaliśmy tak słodko i tak dobrze.. I tak , można powiedzieć szczęśliwie. Nie kompletnie nie czułam teraz tego szczęścia. Nie czułam od wczoraj.
Siedziałam na skałkach, patrząc w zdjęcia, przewijając je ,przybliżając ,oddalając. Myśląc co by było gdyby.. Gdybym mogła cofnąć czas i w ogóle się w to nie mieszać. Mogłam żyć swoim życiem,nie wiedząc jak to jest zasmakować Justina, i jego dotyku. Nie wiedząc jak smakują jego pocałunki, jak czuje jego dotyk... Nie wiedząc jak to jest kochać go. Miłością bezgraniczną... Można to tak nazwać? Chyba można.
Przecież jak mogę wiedzieć skoro nigdy tak nie miałam. Siedziałam tam samotnie do czternastej, do godziny w której normalnie kończyłam lekcje. Poszłam skrótami do domu, nieuczęszczanymi ścieżkami, nie chcąc mijać znajomych. Wyciągnęłam klucze z torby i otworzyłam drzwi. Weszłam do środka. W hallu stały walizki.
- Mamo!!! - krzyknęłam na cały dom
Mama w przeciągu dwóch minut znalazła się w salonie.
- Co to ma znaczyć? - zapytałam wskazując walizki
- Wyprowadzamy się skarbie. Nie martw się wypisaliśmy Cię z tej szkoły. Dostałaś tamto stypendium sportowo-naukowe. Będziesz na wyższym szczeblu skarbie.
- Na prawdę!? - powiedziałam podekscytowana
- Tak ,na prawdę. Papiery i bilety do Los Angeles dzisiaj przyszły.
- Przeprowadzamy się do L.A?
- Oj tak skarbie, przeprowadzamy się do L.A. Pożegnałaś się z Vanessą i znajomymi? Tym chłopakiem co ostatnio się widywałaś.
- Nie, nie chcę. Do Vanessy teraz zadzwonię. O której jedziemy?
- Za pół godziny. Zabierz jeszcze kilka rzeczy z pokoju i możemy jechać na lotnisko.
Pobiegłam na górę. W tym momencie szczęście mnie ogarnęło. Nie myślałam już o niczym innym ,jak tylko o bezpiecznym locie i zobaczeniu nowej posiadłości i szkoły. Żaden Justin nie był w stanie tego powstrzymać, mojego szczęścia. Weszłam na górę. Zdjęcia moje z Vanessą wciąż stały na półkach, spakowałam je do małego pudełka stojącego obok wejścia do łazienki. Postawiłam na łóżku i zadzwoniłam do niej.
- Słonko, muszę Ci coś powiedzieć.
- Wiem już, Twoja mama nie jest dobra w dotrzymaniu tajemnicy. Ale chcę żebyś wiedziała,że mimo wszystko jestem dumna. I nigdy nie zapomnę o naszej przyjaźni. Mam nadzieję,że jeszcze tu wrócisz.
- Wrócę. Na pewno, tylko rok nauki i wracam do Ciebie.
- I Justina ,tak?
- Nie, do niego nie. To tylko znajomy. Długa historia , jak będę na miejscu to na skype się zdzwonimy i Ci wszystko opowiem ,w porządku?
Jeszcze chwilę rozmawiałyśmy z Vanessą, w trakcie rozmowy dostałam sms, nie odczytałam. Zapomniałam. Kontynuowałam rozmowę z przyjaciółką. Jakieś dwadzieścia minut później ,rozłączyłyśmy się.
Wzięłam karton z łóżka i poszłam na dół do rodziców. Schowałam telefon w kieszeń i zapakowałam walizki do samochodu. Zamknęliśmy bagażnik i ruszyliśmy na lotnisko. W trakcie drogi czytałam sobie książkę. Po około czterdziestu minutach byliśmy na lotnisku. Schowałam książkę w torebkę i wyszłam z auta po swoją walizkę. Po raz ostatni teraz widziałam swoje miasto. Westchnęłam ciężką i ruszyłam w stronę wejścia.
Z rodzicami położyliśmy swoje torby na taśmie. Wyciągnęliśmy bilety i poszliśmy do odprawy. Pokazaliśmy bilety i zostaliśmy przepuszczeni dalej. Przy odprawie , Pani która mnie sprawdzała kazała wyłączyć wszelki sprzęt ,który mógł zakłócić fale. W tym momencie przypomniał mi się sms który dostałam podczas rozmowy z Van.
- Proszę się pospieszyć - dodała
- Już ,chwileczkę - uśmiechnęłam się i spojrzałam w telefon.
Sms od Justina...
Nie chciałam czytać ,ale jednak coś mnie skusiło. Musiałam uspokoić swoją ciekawość..
Mówią,że pewne rzeczy są zbyt dobre,żeby były prawdziwe. Ale ja tylko mam nadzieję,że nie mówią o Tobie. Słyszałem ,że wszystko musi się skończyć. Ale po prostu nie potrafię sobie wyobrazić mnie bez Ciebie. Nie mów mi,że śnię, bo jeśli bym śnił,nigdy nie chciałbym się obudzić. Tak zakochany z tym uczuciem, dzisiaj będę spał. Spał z szeroko zamkniętymi oczami ,bo nie chcę się obudzić. Jesteś zbyt dobrą dziewczyną by być z takim dupkiem, wybacz.
Szkoda, że ja chcę być z tym dupkiem, nawet jeśli miałabym przypłacić bólem...
Musiał mi to zrobić akurat teraz, w takim momencie?
- Przechodzi Pani dalej? - zapytała Pani od odpraw
_________________________________________________________________________
I jak kochani 23?
Wybaczcie ,że dwa dni czekaliście, ale zrobiłam sobie trochę wolnego.
KOMENTUJCIE! <3
sobota, 24 sierpnia 2013
Rozdział 22
KATHERINE
Stał tam, mój zwykły szary ale jakże dzielny bohater. Stanął w mojej obronie mimo,że odmówiłam mu wczoraj. Vanessa w mgnieniu oka znalazła się blisko mnie ,i potrzymała mnie za dłoń. Justin stał na przeciw z Jakiem. Obydwoje ciężko dyszeli, ich klatki piersiowe podnosiły się niespokojnie.
Na twarzy Justina wymalowała się złość, żyły na jego szyi powychodziły coraz mocniej.
Jake lekko się odsunął by wziąć zamach. Puściłam rękę Vanessy i pobiegłam do nich, stanęłam między Jakiem a Justinem.
Jake w ostatniej chwili zatrzymał swój cios. Zaś moja ręka znalazła się na jego policzku. Plask rozszedł się w całym dziedzińcu.
- Nigdy więcej nie będziesz tak do mnie mówił. Dobrze ,że się z nim przespałam. Bynajmniej nie zachowuje się jak dupek!
- Żadna z moich byłych nie była taką dziwką jak Ty.
- Może po prostu o tym nie wiesz. Na pewno zdradzały. Żadna nie wytrzymała by z takim dupkiem tyle czasu.
- Powodzenia, żebyś tylko niczego od niego nie złapała. Sypiał chyba z każdą w szkole, każda ma teraz miano kurwy, dziwki, szmaty. Brawo! Stałaś się jedną z nich.
To rozzłościło bestię. Justin nie wytrzymał. Odepchnął mnie lekko na bok i rzucił się na Jake.
Wziął go za koszulkę i rzucił na trawnik. Po czym pobił go. Uderzał go z pięści w łuk brwiowy, twarz, nos.
Jake był cały zakrwawiony. Justin nie znał umiaru. Był wściekły, i był dla mnie bohaterem, ale musiałam go powstrzymać przed zabiciem go. Podbiegłam do nich i odciągnęłam Justina od Jake'a.
Trzymałam Justina za obydwie dłonie i stałam z nim na przeciw. Powstrzymywałam go przed powtórnym "atakiem". Justin oddychał szybko, głośno. Miał kilka ran, na twarzy, dłoniach.
- Justin, chodź do mnie, przemyję Ci te rany.
- A dyrektor? - zapytała Vanessa
- Nic mi się nie stanie, nie martw się.
- A co z nim też spałaś? - zapytał Jake
Na co Justin docisnął butem jego klatkę piersiową.
- Zamknij ryj szmato - dodał Justin
Jake już się nie odezwał ani słowem. Leżał na ziemi z zakrwawionym łukiem brwiowym. Leżał, nie ruszał się intensywnie. Było mi go żal, ale jednak , wiedziałam ,że zasłużył po tym co na mnie powiedział.
Nie czułam się ani kurwą ani dziwką, nie byłam nią. Robiłam to z kimś na kim mi zależy, na świecie są gorsze osoby. Dajmy na to te koleżanki Justina, to były dziwki, dawały dupy każdemu w szkole. Takie to powinno się tępić. Ja się ograniczyłam do jednego mężczyzny.
Justin gdy wychodziliśmy ze szkoły zasłonił mnie swoją kurtką. Nie chciał by o nas mówiono. Przemknęliśmy szybko do jego samochodu. Wślizgnęłam się na miejsce pasażera. Justin usiadł za kierownicą.
- Chyba nie powinniśmy chodzić do tej szkoły, dyrektor nas znienawidzi ,terroryzujemy szkołę - zaśmiał się Justin
- Ja jakoś specjalnie się nie obawiam.
- Czemu?
- Nie wiesz,że dyrektor to miękka cipka? On się boi uczniów, poza tym jestem jego faworytką na stypendia, więc moje zachowanie nie jest dla niego istotne tylko stopnie.
- Ach tak. Stypendium ?
- Pieniądze za naukę. Ale mogę też mieć naukowe, przepiszą mnie do szkoły o wyższym stopniu "wykształcenia" taki bonus jakby za naukę.
- Kiedy to miałoby być?
- Wszystko się okaże trzeciego czerwca.
- Tylko tyle mamy czasu?
- Mamy?
- Nie ważne - zaśmiał się
Justin przekręcił kluczykami w stacyjce i odpalił samochód. Odjechaliśmy. Na dworze lunął ogromny deszcz. Niebo pociemniało, wszyscy się pochowali pod daszki.
- Do Ciebie? - zapytał.
- Tak, wiesz gdzie to - uśmiechnęłam się
- Oj wiem. Częściej niż Twój chłopak tam bywałem.
- Były...
- Przecież nie powiedział,że z Tobą zrywa, tylko wyzywał.
- Wątpię,żeby po takim czymś chciał być ze mną. Sama ze sobą nie chcę być.
- A chciałabyś być z nim?
Spojrzałam przed siebie. Justin był skupiony na rozmowie i patrzeniu się na mnie.
- Justin uważaj! - krzyknęłam
Wzrok Justina instynktownie wylądował na asfalcie, noga docisnęła hamulec. Zakręciliśmy się równe trzysta sześćdziesiąt stopni. Zjechaliśmy na pobocze.
- Wysiadam Justin.
- Nie, Kate, przepraszam.
- Nie umiesz jeździć? To po co Ci ten durny papierek, prawo jazdy?
- Przepraszam, zapatrzałem się na Ciebie. Wsłuchałem się i nie skupiłem się na drodze.
- Może teraz zamiast wgapiać się we mnie jedź ostrożniej i wolniej. Może przeżyjemy. Fajnie by było.
- Nie marudź mała.
Justin więcej już w ciągu drogi się nie odezwał. Podwiózł mnie pod sam dom. Całą i zdrową.
Wysiedliśmy z samochodu i poszliśmy do domu. Wyciągnęłam klucze z torby i otworzyłam drzwi. Weszłam pierwsza by zobaczyć czy ktoś jest w domu. Uff! Był pusty. Weszliśmy z Justinem do środka. Zamknęłam za nami drzwi i zakluczyłam je. Poszliśmy na górę.
Justin usiadł na łóżko a ja poszłam do łazienki wziąć apteczkę. Weszłam do środka łazienki i wyciągnęłam z szafki pod zlewem małą apteczkę. Wzięłam z niej kilka wacików, i wodę utlenioną , kilka plastrów.
Wróciłam do pokoju i kucnęłam między nogami Justina. Na co On uśmiechnął się ochoczo.
- Uspokój się - zaśmiałam się - Nie ściągaj spodni.
- Nie chciałem - zrobił smutną minę - Chciałem Cię rozweselić.
Nalałam trochę wody utlenionej na waciki i przemyłam rany Justina, na co On lekko syknął.
- Oo, czyżby Justinka coś bolało?
- Nie, jestem facetem, nas nic nie boli.
- Haha, chciałabym w to wierzyć. Widzę Twój grymas.
Podmuchałam lekko na jego rany , po czym pocałowałam w polik.
- Już nie boli.
- Ponoć nie bolało od początku - uśmiechnęłam się.
- No dobra, bolało odrobinkę - dodał dziecinnym głosem - Ale teraz już w ogóle przeszło.
Wzięłam plastry z kieszeni i przykleiłam na jego rany.
- Nie no ,serio? W Puchatka?
- Masz coś do Kubusia?
- Ależ skąd.
Justin uśmiechnął się uroczo, odstawiłam w łazience butelkę z wodą utlenioną.
Wróciłam do Justina który leżał z przymkniętymi oczami i wtulony w poduszkę. Spojrzałam na niego po czym usiadłam przy oknie. Spojrzałam w niebo, pojawiło się słońce, po chmurach nie było śladu.
Obróciłam się w stronę Justina ,który patrzał na mnie uśmiechnięty.
- Wiedziałaś ,że jesteś piękna?
- Chyba mnie rano nie widziałeś.
- Widziałem, głuptasie. Wyglądałaś niczym aniołek.
- Bez przesady. Nawet po tym co w nocy się działo wciąż aniołek?
- W nocy to Ty jesteś inną kobietą, tylko w dzień udajesz taką perfekcyjną.
- Mówiłam! - zaśmiałam się
Podeszłam do Justina. Wyciągnął ręce i łapiąc za biodra wciągnął mnie na łóżko i położył obok siebie.
Podniósł rękę do góry...
- Wyobrażasz sobie. Kiedyś mnie tak nienawidziłaś.
- Ty mnie też.
- Zawsze byłaś taka doskonała.
- Nadal jestem - zaśmiałam się - Po prostu przymykasz na to oczy.
- Nie, jesteś inna. Nawet te kilka dni Cię zmieniło.
- Kilka z Tobą,tak?
- Tak.
Justin wtulił się we mnie.
- Wstajemy ! - krzyknął - Zabiorę Cię gdzieś.
- Gdzie?
- Zobaczysz mała. Chodź.
Justin wyciągnął mnie z łóżka po czym na swoich plecach zniósł mnie na dół.
- I tak muszę przez Ciebie iść drugi raz. Torba!
- Ups ? - Justin podniósł ręce w obronnym geście
Musnęłam go w usta i pobiegłam na górę. Wzięłam klucze od domu i torebkę na wyjścia.
Zamknęłam swój pokój i zbiegłam na dół do Justina.
Wyszliśmy z domu. Zakluczyłam dom i schowałam telefon i klucze do kieszeni.
Puściłam dłonie wolno, szliśmy z Justinem pieszo. W trakcie drogi podczas rozmowy. Justin niepozornie złapał moją dłoń. Spojrzałam na niego.
- Mam puścić ? - zapytał
- Nie.
Splotłam nasze palce. Wciąż nie wiedziałam czy nadal byliśmy przyjaciółmi czy kochankami...
Całował i dotykał jak kochanek, mówił jak przyjaciel , trzymał za dłoń jak kochanek... Zobaczymy jak sprawa rozwinie się dalej.
Kilkanaście minut później byliśmy na plaży.
Weszliśmy na piach ściągając buty. Woda pięknie uderzała o skały, słońce opalało twarze. Rodziny spacerowały po plaży z dziećmi i swoimi zwierzakami. Justin ponownie złapał mnie za dłoń i poprowadził za sobą. Doszliśmy na ubocze plaży, gdzie rzadko ktokolwiek uczęszcza.
Justin wziął swoje buty i moje, wraz z torbą na bok, położył na kamienie i wrócił do mnie.
- Czy pozwoli Pani do tańca?
- Bez muzyki?
- Muzyka jest.
- Nie słyszę nic.
Justin wyciągnął ze swojej kieszeni telefon z podłączonymi słuchawkami. Jedną z słuchawek włożył w moje ucho a drugą w swoje. Nacisnął PLAY. Muzyka zaczęła lecieć...
Justin objął mnie w biodrach i mocno do siebie przysunął, moje dłonie znalazły się na wysokości jego ramion. Zaczęliśmy rytmicznie podrygiwać w takt muzyki.... Justin powoli zaczął nucić słowa piosenki...
Weź mnie za rękę, nauczę Cię tańczyć , okręcę Cię, nie pozwolę Ci się przewrócić na ziemię. Czy pozwolisz mi prowadzić? Możesz deptać mi po stopach, spróbuj! Nic mi się nie stanie. Cała sala cichnie, i teraz jest nasz moment. Wczuj się, poczuj to i zatrzymaj tę chwilę. Spojrzenie na Ciebie, spojrzenie na mnie. Robimy to dobrze. Bo kochankowie tańczą gdy czują się zakochani. Światła reflektorów lśnią, ten moment należy tylko do nas. I każde serce na sali stopnieje. To jest uczucie którego nigdy nie doświadczyłem. Ale w tej chwili chodzi tylko o nas. Nagle czuję się odważny. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Dlaczego czuję się tak? Czy możemy zatańczyć naprawdę powoli? Czy mogę Cię objąć? Trzymać na prawdę blisko? ....
Justin zaczął oddychać ciężej, jakby pierwszy raz miał mnie pocałować.
Uprościłam mu zadanie, mając podobny oddech. Stanęłam na palcach i musnęłam go w usta na co jego pocałunek stał się jeszcze dzikszy. Wargi spijały smak moich, a ja jego.
Justin po kilku minutach oderwał się od moich ust. I spojrzał na telefon.
- Teraz coś co Ci zaśpiewam.
- Tamtą też śpiewałeś.
- Nieświadomie. Ta będzie z uczuciem.
Justin przewinął listę utworów i włączył jeden z nich. Numer 201, znów objął mnie i zaczął mną okręcać ,kołysać no i w szczególności śpiewać dla mnie.
Pozwól mi być Twoim bohaterem... Czy zatańczyłabyś ,gdybym poprosił Cię do tańca? Czy pobiegłabyś i nigdy nie spojrzała wstecz? Czy płakałabyś widząc mnie we łzach ? I czy ocaliłabyś moją duszę tej nocy? Czy zadrżałabyś gdybym dotknął Twoich ust? Czy może śmiałabyś się? Proszę powiedz mi to. Czy teraz mogłabyś umrzeć dla tego jedynego ,którego kochasz? Weź mnie w ramiona tej nocy. Mogę być Twoim bohaterem kochanie, mogę całować każde cierpienie, będę przy Tobie na zawsze, możesz zabrać mi nawet oddech... Czy przysięgłabyś ,że zawsze będziesz moja? A może skłamałabyś? Uciekłabyś i schowała się? Czy aż tak ugrzązłem ? Czy straciłem rozum ? Nie dbam o to. Jesteś przy mnie,tej nocy....
Wyłączyliśmy telefony, nie było nad dla innych. Około pierwszej nad ranem padło to pytanie...
____________________________________________________________________
I jak kochani 22 rozdział ? :D
KOMENTUJCIE! <3
Stał tam, mój zwykły szary ale jakże dzielny bohater. Stanął w mojej obronie mimo,że odmówiłam mu wczoraj. Vanessa w mgnieniu oka znalazła się blisko mnie ,i potrzymała mnie za dłoń. Justin stał na przeciw z Jakiem. Obydwoje ciężko dyszeli, ich klatki piersiowe podnosiły się niespokojnie.
Na twarzy Justina wymalowała się złość, żyły na jego szyi powychodziły coraz mocniej.
Jake lekko się odsunął by wziąć zamach. Puściłam rękę Vanessy i pobiegłam do nich, stanęłam między Jakiem a Justinem.
Jake w ostatniej chwili zatrzymał swój cios. Zaś moja ręka znalazła się na jego policzku. Plask rozszedł się w całym dziedzińcu.
- Nigdy więcej nie będziesz tak do mnie mówił. Dobrze ,że się z nim przespałam. Bynajmniej nie zachowuje się jak dupek!
- Żadna z moich byłych nie była taką dziwką jak Ty.
- Może po prostu o tym nie wiesz. Na pewno zdradzały. Żadna nie wytrzymała by z takim dupkiem tyle czasu.
- Powodzenia, żebyś tylko niczego od niego nie złapała. Sypiał chyba z każdą w szkole, każda ma teraz miano kurwy, dziwki, szmaty. Brawo! Stałaś się jedną z nich.
To rozzłościło bestię. Justin nie wytrzymał. Odepchnął mnie lekko na bok i rzucił się na Jake.
Wziął go za koszulkę i rzucił na trawnik. Po czym pobił go. Uderzał go z pięści w łuk brwiowy, twarz, nos.
Jake był cały zakrwawiony. Justin nie znał umiaru. Był wściekły, i był dla mnie bohaterem, ale musiałam go powstrzymać przed zabiciem go. Podbiegłam do nich i odciągnęłam Justina od Jake'a.
Trzymałam Justina za obydwie dłonie i stałam z nim na przeciw. Powstrzymywałam go przed powtórnym "atakiem". Justin oddychał szybko, głośno. Miał kilka ran, na twarzy, dłoniach.
- Justin, chodź do mnie, przemyję Ci te rany.
- A dyrektor? - zapytała Vanessa
- Nic mi się nie stanie, nie martw się.
- A co z nim też spałaś? - zapytał Jake
Na co Justin docisnął butem jego klatkę piersiową.
- Zamknij ryj szmato - dodał Justin
Jake już się nie odezwał ani słowem. Leżał na ziemi z zakrwawionym łukiem brwiowym. Leżał, nie ruszał się intensywnie. Było mi go żal, ale jednak , wiedziałam ,że zasłużył po tym co na mnie powiedział.
Nie czułam się ani kurwą ani dziwką, nie byłam nią. Robiłam to z kimś na kim mi zależy, na świecie są gorsze osoby. Dajmy na to te koleżanki Justina, to były dziwki, dawały dupy każdemu w szkole. Takie to powinno się tępić. Ja się ograniczyłam do jednego mężczyzny.
Justin gdy wychodziliśmy ze szkoły zasłonił mnie swoją kurtką. Nie chciał by o nas mówiono. Przemknęliśmy szybko do jego samochodu. Wślizgnęłam się na miejsce pasażera. Justin usiadł za kierownicą.
- Chyba nie powinniśmy chodzić do tej szkoły, dyrektor nas znienawidzi ,terroryzujemy szkołę - zaśmiał się Justin
- Ja jakoś specjalnie się nie obawiam.
- Czemu?
- Nie wiesz,że dyrektor to miękka cipka? On się boi uczniów, poza tym jestem jego faworytką na stypendia, więc moje zachowanie nie jest dla niego istotne tylko stopnie.
- Ach tak. Stypendium ?
- Pieniądze za naukę. Ale mogę też mieć naukowe, przepiszą mnie do szkoły o wyższym stopniu "wykształcenia" taki bonus jakby za naukę.
- Kiedy to miałoby być?
- Wszystko się okaże trzeciego czerwca.
- Tylko tyle mamy czasu?
- Mamy?
- Nie ważne - zaśmiał się
Justin przekręcił kluczykami w stacyjce i odpalił samochód. Odjechaliśmy. Na dworze lunął ogromny deszcz. Niebo pociemniało, wszyscy się pochowali pod daszki.
- Do Ciebie? - zapytał.
- Tak, wiesz gdzie to - uśmiechnęłam się
- Oj wiem. Częściej niż Twój chłopak tam bywałem.
- Były...
- Przecież nie powiedział,że z Tobą zrywa, tylko wyzywał.
- Wątpię,żeby po takim czymś chciał być ze mną. Sama ze sobą nie chcę być.
- A chciałabyś być z nim?
Spojrzałam przed siebie. Justin był skupiony na rozmowie i patrzeniu się na mnie.
- Justin uważaj! - krzyknęłam
Wzrok Justina instynktownie wylądował na asfalcie, noga docisnęła hamulec. Zakręciliśmy się równe trzysta sześćdziesiąt stopni. Zjechaliśmy na pobocze.
- Wysiadam Justin.
- Nie, Kate, przepraszam.
- Nie umiesz jeździć? To po co Ci ten durny papierek, prawo jazdy?
- Przepraszam, zapatrzałem się na Ciebie. Wsłuchałem się i nie skupiłem się na drodze.
- Może teraz zamiast wgapiać się we mnie jedź ostrożniej i wolniej. Może przeżyjemy. Fajnie by było.
- Nie marudź mała.
Justin więcej już w ciągu drogi się nie odezwał. Podwiózł mnie pod sam dom. Całą i zdrową.
Wysiedliśmy z samochodu i poszliśmy do domu. Wyciągnęłam klucze z torby i otworzyłam drzwi. Weszłam pierwsza by zobaczyć czy ktoś jest w domu. Uff! Był pusty. Weszliśmy z Justinem do środka. Zamknęłam za nami drzwi i zakluczyłam je. Poszliśmy na górę.
Justin usiadł na łóżko a ja poszłam do łazienki wziąć apteczkę. Weszłam do środka łazienki i wyciągnęłam z szafki pod zlewem małą apteczkę. Wzięłam z niej kilka wacików, i wodę utlenioną , kilka plastrów.
Wróciłam do pokoju i kucnęłam między nogami Justina. Na co On uśmiechnął się ochoczo.
- Uspokój się - zaśmiałam się - Nie ściągaj spodni.
- Nie chciałem - zrobił smutną minę - Chciałem Cię rozweselić.
Nalałam trochę wody utlenionej na waciki i przemyłam rany Justina, na co On lekko syknął.
- Oo, czyżby Justinka coś bolało?
- Nie, jestem facetem, nas nic nie boli.
- Haha, chciałabym w to wierzyć. Widzę Twój grymas.
Podmuchałam lekko na jego rany , po czym pocałowałam w polik.
- Już nie boli.
- Ponoć nie bolało od początku - uśmiechnęłam się.
- No dobra, bolało odrobinkę - dodał dziecinnym głosem - Ale teraz już w ogóle przeszło.
Wzięłam plastry z kieszeni i przykleiłam na jego rany.
- Nie no ,serio? W Puchatka?
- Masz coś do Kubusia?
- Ależ skąd.
Justin uśmiechnął się uroczo, odstawiłam w łazience butelkę z wodą utlenioną.
Wróciłam do Justina który leżał z przymkniętymi oczami i wtulony w poduszkę. Spojrzałam na niego po czym usiadłam przy oknie. Spojrzałam w niebo, pojawiło się słońce, po chmurach nie było śladu.
Obróciłam się w stronę Justina ,który patrzał na mnie uśmiechnięty.
- Wiedziałaś ,że jesteś piękna?
- Chyba mnie rano nie widziałeś.
- Widziałem, głuptasie. Wyglądałaś niczym aniołek.
- Bez przesady. Nawet po tym co w nocy się działo wciąż aniołek?
- W nocy to Ty jesteś inną kobietą, tylko w dzień udajesz taką perfekcyjną.
- Mówiłam! - zaśmiałam się
Podeszłam do Justina. Wyciągnął ręce i łapiąc za biodra wciągnął mnie na łóżko i położył obok siebie.
Podniósł rękę do góry...
- Wyobrażasz sobie. Kiedyś mnie tak nienawidziłaś.
- Ty mnie też.
- Zawsze byłaś taka doskonała.
- Nadal jestem - zaśmiałam się - Po prostu przymykasz na to oczy.
- Nie, jesteś inna. Nawet te kilka dni Cię zmieniło.
- Kilka z Tobą,tak?
- Tak.
Justin wtulił się we mnie.
- Wstajemy ! - krzyknął - Zabiorę Cię gdzieś.
- Gdzie?
- Zobaczysz mała. Chodź.
Justin wyciągnął mnie z łóżka po czym na swoich plecach zniósł mnie na dół.
- I tak muszę przez Ciebie iść drugi raz. Torba!
- Ups ? - Justin podniósł ręce w obronnym geście
Musnęłam go w usta i pobiegłam na górę. Wzięłam klucze od domu i torebkę na wyjścia.
Zamknęłam swój pokój i zbiegłam na dół do Justina.
Wyszliśmy z domu. Zakluczyłam dom i schowałam telefon i klucze do kieszeni.
Puściłam dłonie wolno, szliśmy z Justinem pieszo. W trakcie drogi podczas rozmowy. Justin niepozornie złapał moją dłoń. Spojrzałam na niego.
- Mam puścić ? - zapytał
- Nie.
Splotłam nasze palce. Wciąż nie wiedziałam czy nadal byliśmy przyjaciółmi czy kochankami...
Całował i dotykał jak kochanek, mówił jak przyjaciel , trzymał za dłoń jak kochanek... Zobaczymy jak sprawa rozwinie się dalej.
Kilkanaście minut później byliśmy na plaży.
Weszliśmy na piach ściągając buty. Woda pięknie uderzała o skały, słońce opalało twarze. Rodziny spacerowały po plaży z dziećmi i swoimi zwierzakami. Justin ponownie złapał mnie za dłoń i poprowadził za sobą. Doszliśmy na ubocze plaży, gdzie rzadko ktokolwiek uczęszcza.
Justin wziął swoje buty i moje, wraz z torbą na bok, położył na kamienie i wrócił do mnie.
- Czy pozwoli Pani do tańca?
- Bez muzyki?
- Muzyka jest.
- Nie słyszę nic.
Justin wyciągnął ze swojej kieszeni telefon z podłączonymi słuchawkami. Jedną z słuchawek włożył w moje ucho a drugą w swoje. Nacisnął PLAY. Muzyka zaczęła lecieć...
Justin objął mnie w biodrach i mocno do siebie przysunął, moje dłonie znalazły się na wysokości jego ramion. Zaczęliśmy rytmicznie podrygiwać w takt muzyki.... Justin powoli zaczął nucić słowa piosenki...
Weź mnie za rękę, nauczę Cię tańczyć , okręcę Cię, nie pozwolę Ci się przewrócić na ziemię. Czy pozwolisz mi prowadzić? Możesz deptać mi po stopach, spróbuj! Nic mi się nie stanie. Cała sala cichnie, i teraz jest nasz moment. Wczuj się, poczuj to i zatrzymaj tę chwilę. Spojrzenie na Ciebie, spojrzenie na mnie. Robimy to dobrze. Bo kochankowie tańczą gdy czują się zakochani. Światła reflektorów lśnią, ten moment należy tylko do nas. I każde serce na sali stopnieje. To jest uczucie którego nigdy nie doświadczyłem. Ale w tej chwili chodzi tylko o nas. Nagle czuję się odważny. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Dlaczego czuję się tak? Czy możemy zatańczyć naprawdę powoli? Czy mogę Cię objąć? Trzymać na prawdę blisko? ....
Justin zaczął oddychać ciężej, jakby pierwszy raz miał mnie pocałować.
Uprościłam mu zadanie, mając podobny oddech. Stanęłam na palcach i musnęłam go w usta na co jego pocałunek stał się jeszcze dzikszy. Wargi spijały smak moich, a ja jego.
Justin po kilku minutach oderwał się od moich ust. I spojrzał na telefon.
- Teraz coś co Ci zaśpiewam.
- Tamtą też śpiewałeś.
- Nieświadomie. Ta będzie z uczuciem.
Justin przewinął listę utworów i włączył jeden z nich. Numer 201, znów objął mnie i zaczął mną okręcać ,kołysać no i w szczególności śpiewać dla mnie.
Pozwól mi być Twoim bohaterem... Czy zatańczyłabyś ,gdybym poprosił Cię do tańca? Czy pobiegłabyś i nigdy nie spojrzała wstecz? Czy płakałabyś widząc mnie we łzach ? I czy ocaliłabyś moją duszę tej nocy? Czy zadrżałabyś gdybym dotknął Twoich ust? Czy może śmiałabyś się? Proszę powiedz mi to. Czy teraz mogłabyś umrzeć dla tego jedynego ,którego kochasz? Weź mnie w ramiona tej nocy. Mogę być Twoim bohaterem kochanie, mogę całować każde cierpienie, będę przy Tobie na zawsze, możesz zabrać mi nawet oddech... Czy przysięgłabyś ,że zawsze będziesz moja? A może skłamałabyś? Uciekłabyś i schowała się? Czy aż tak ugrzązłem ? Czy straciłem rozum ? Nie dbam o to. Jesteś przy mnie,tej nocy....
Wyłączyliśmy telefony, nie było nad dla innych. Około pierwszej nad ranem padło to pytanie...
____________________________________________________________________
I jak kochani 22 rozdział ? :D
KOMENTUJCIE! <3
piątek, 23 sierpnia 2013
Rozdział 21
KATHERINE
Stałam tam wryta. Niczym słup soli. Wahałam się między wyznaniem prawdy, a kłamstwem...
Ciężko przełykałam ślinę, w głowie miałam mętlik ,nie wiedziałam czym odpowiedzieć.
Przypomniała mi się dzisiejsza sytuacja z Justinem... Zdradzał czy nie?
Tłumaczył się jakby był winny, ale czułam ,że jest dobrym chłopakiem i nie chciał mnie okłamać... Nie wiem kompletnie co sądzić o tej Melanie i sytuacji. Aż tak mnie nienawidziła? Czy Ona jako jedyna coś wiedziała? Wolałam się wycofać, by nie stracić swojego chłopaka.
- Jake, bo ja... - zawahałam się
- Ty co? - zapytał zaciekawiony
- Też Cię kocham - przełknęłam ciężko ślinę i uśmiechnęłam się.
- Na prawdę?
- Tak, na prawdę.
Jake pocałował mnie w usta , uśmiechnęłam się ,szczerze, sama nie wiem.
Nawet nie wiem czy o kochałam. Ale gdy spojrzał na mnie tym błagalnym wzrokiem, wiedziałam ,że muszę mu powiedzieć to samo. Tyle na mnie czekał, starał się.
Wiem zachowuję się jak dziwka, ale nie umiem zrezygnować z żadnego z nich. Justin stał się częścią mojego życia, wraz z pozbawieniem mnie dziewictwa, a Jake, właśnie z tymi słowami ,kocham Cię, zawitał w moim sercu.
Ponoć dopóki chłopak nie powie dziewczynie ,że ją kocha to Ona jest teorytycznie wolna.
Tak jest na prawdę? Czy po prostu kobiety wmawiają sobie takie zasady by nie czuć się winnymi swoich zdrad ?
- Jake ,wracajmy już do domu.
- Mam przyjść do Ciebie?
- Jak najbardziej - uśmiechnęłam się.
Jake odstawił worek na stolik koło łóżka. Złapał mnie za rękę. Wyszliśmy z sali i skierowaliśmy się do wyjścia. Cieszyłam się ,że jest zdrowy, że to nic poważnego. Jedynie kilka szwów.
W drodze do domu dostałam kilka sms'ów. Spojrzałam na nadawcę : Justin.
Schowałam telefon. Odczytam te sms'y później, w domu, w łazience. Może to i wydaje się dziwne,ale wolę ,żeby Jake nie widział żadnej treści sms'a od Justina.
W końcu doszliśmy do mojego domu. Wpuściłam Jake do salonu ,a sama pobiegłam do swojego pokoju, schować się w łazience.
- Gdzie idziesz? - zapytał Jake
- Zostawić tam ciężką torbę i przebrać się. Zaraz wracam, w lodówce coś znajdziesz do jedzenia, weź sobie.
Wbiegłam na górę i schowałam się w swojej łazience zatrzaskując drzwi.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon i odczytałam sms'y Justina.
" Co jeśli jestem dla Ciebie, a Ty jesteś dla mnie? Co jeśli jesteś tą jedyną? Jest szansa ,że jesteśmy bratnimi duszami. Wiem, to może brzmieć szalenie. Ale nie możemy przewidzieć przyszłości. Pierwszy pocałunek, piękno otaczającego nas świata. Miałbym Ciebie,a Ty miałabyś mnie... "
Czytając to w oku zakręciła mi się łza. Chcąc odpowiedzieć Justinowi, wyskoczył mi On na ekranie.
Dzwonił.. Nie powinnam odbierać, chciałam powiedzieć stanowcze nie. Chciałam to zakończyć.
Ale za późno... Odebrałam, samo tak wyszło. Nie chciałam,a jednak... Nie umiałam być stanowcza.
- Justin, nie dzwoń do mnie więcej,dobrze? Sam wiesz co się porobiło.
- Kate, daj mi wyjaśnić. Jesteś sama w domu? Mogę przyjść?
- Nie ,nie jestem sama. Jestem ze swoim chłopakiem. Musimy to zakończyć Justin. Nie chcę ranić nikogo.
- Tak mocno jak winisz siebie, nie możesz być winna w sposób jaki czujesz. To było nawet z daleka prawdziwe. Jak możesz zrozumieć coś ,czego nigdy nie miałaś. Mogę Ci pomóc z tym wszystkim, jeśli tylko mi pozwolisz. Pozwól mi Cię kochać, i będę Cię kochać.
Rozłączyłam się, nie mogłam słuchać jego słów. Mieszały mi w głowie. Cieszyły mnie a zarazem smuciły.. Zdałam sobie sprawę z tego jak któryś na tym ucierpi. W oczach miałam szklanki... Z jednej z nich ulała się kropla. Pociekła po poliku i upadła na ziemie. Otarłam swoje oczy,wiedząc ,że Jake czeka na dole, nie trzymałam go już tam samego.
Zeszłam na dół.
- I co skarbie?
- Ale co i co?
- Nie przebrałaś się.
- Nie znalazłam nic konkretnego.
- Ja owszem. W koszyku na dole, w łazience, prezerwatywy. Widzę Twoi rodzice nie marnują czasu. Kilka opakowań.
- Jake, nie zawstydzaj ich. Nie widziałeś tego - zaśmiałam się.
Fakt, nikt nie korzystał z tej łazienki ,więc mogłam tam zostawiać co chcę. Justin nie zawsze brał ze sobą zabezpieczenie. Więc wystarczyło skoczyć na dół. Nikt nie wchodził tutaj bo każdy miał swoją łazienkę. A w mojej nie było tak bezpiecznie trzymać tego. Sprzątanie mamy, branie prania itp.
- Mamy sałatkę - powiedział Jake
- Z głodu nie zginiemy.
- Twoja mama dba o Ciebie
- O nas - zaśmiałam się
Usiedliśmy przed telewizorem. I włączyliśmy film , usiadłam przy swoim mężczyźnie i się wtuliłam w niego.
Oglądaliśmy film około trzydziestu minut gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Wstałam z kanapy.
- Zatrzymać film?
- Nie ,widziałam tę scenę. Oglądaj, zaraz wrócę.
Wychodząc z salonu skierowałam się prosto do drzwi frontowych. Otworzyłam je. Stał w nich Justin, trzymając kwiaty.
- Kate, proszę Cię. Wysłuchaj mnie,dobrze?
- Ugh , Justin, po co?
- Proszę Cię, posłuchaj.
Pokręciłam głową ,wywróciłam oczami i wyszłam do Justina zatrzaskując za sobą drzwi.
- Szybko, Jake jest w środku.
- Tak wiem,że jest. Chcę chwili uwagi, jeśli powiesz ,że mam iść, pójdę.
- Mów.
- Mogę zobaczyć siebie w Twoich , jestem tam od jakiegoś czasu, dobrze wiesz. Chcę być tym jedynym, przypominać Ci o uśmiechu. Chciałbym Ci pokazać co prawdziwa miłość może zdziałać. Więc Kate, pozwól mi Cię kochać i będę Cię kochał.
- Przyszedłeś tu cytować? Wiesz doskonale ,że źle postąpiliśmy.
- Nie możesz się wiecznie obwiniać. To był ten moment, wiedziałaś o tym od dawna ,że tak się stanie. Kate skarbie, wiem nie powinno się to zdarzyć w takim momencie naszego życia. Ale proszę Cię. Zastanów się. Gdybyś mnie nie kochała, zrobiłabyś to? Pomyśl. I w serduchu i rozum,co czujesz?
- Powinieneś iść Justin. Schlebiasz mi,ale mam chłopaka, i na razie na prawdę jest nam dobrze.
- W porządku więc. Proszę Twoje kwiaty. A jeszcze jedno. Melanie ,Ona to wszystko zmyśliła.
- Dziękuję za kwiaty. Justin - zawahałam się
- Tak?
- Ostatni całus ,na pocieszenie?
- Jesteś pewna.
- Jak najbardziej.
Justin jako ,że był wyższy ode mnie, pochylił się. I pocałował mnie delikatnie w usta.
Czułam jak motylki w brzuchu robią salta, jak cały wszechświat bije w dzwony ,że to jest to.
Jednak, postanowiłam co innego..
- Kate, pamiętaj, kocham Cię
- Też Cię kocham
Oj tak, w tym przypadku słowa były jak najbardziej wypowiedziane szczerze.
Jednak sama chyba wiem co dla mnie dobre. Postanowiłam być z Jakiem. Bo On był dla mnie lepszą partią, był bezpieczniejszy. Nie był obiektem westchnień każdej zdziry ze szkoły.
Wiedziałam,że będzie przy mnie gdy będę tego chciała.
Justin buja się po klubach cały czas. Jednak, nadal ochota na niego mi nie przeszła... Nadal miałam "chętkę" na zaliczenie Biebera.
Justin odszedł, zamknęłam drzwi. Chciało mi się płakać, nie rozstawałam się z nim,a jednak bolało mnie to.
Do kwiatów był przyczepiony liścik. W korytarzu pojawił się Jake.
- Skarbie, coś Ci jest?
- Nie, wszystko w porządku. Kwiaty dla mamy przyszły.
Oderwałam liścik gdy Jake nie patrzał. Schowałam go do swojej kieszeni. I włożyłam kwiaty do wazonu.
- Mama będzie zadowolona - dodał Jake
- Tak jak najbardziej.
- A co tak długo stałaś?
- Nowy facet był. I nie wziął kwiatów, tylko od razu kwitek do podpisania, i musiał się cofnąć po nie. Długo mnie nie było?
- Zleciało jakieś piętnaście minut filmu. Nie ma sensu oglądać. Idę do domu.
- O co Ci Jake chodzi?
- O co Tobie chodzi? Znikasz gdzieś co chwila, chowasz się, nie ma Cię w szkole. Myślisz,że tego nie zauważyłem?
- A kocham Cię, nie starcza?
- Nie zaleczysz wszystkiego tymi słowami. Chcę żebyś była przy mnie, spędzała ze mną choć trochę czasu. Tak wiele wymagam?
- Zmienię to, obiecuje. Ale nie idź. Jake, proszę.
- Na razie.
Jake wziął swój plecak, kurtkę, założył buty i wyszedł. Nie biegłam za nim. Tak wiem, mógł tego oczekiwać.
Gdy tylko Jake wyszedł wyciągnęłam liścik z kieszeni. A na nim, nasze zdjęcie. Nasze pierwsze zdjęcie. Zrobione podczas sobotniego wyjścia. Ach tak nie wspomniałam. Byliśmy w klubie, po czym Justin przywiózł mnie tutaj i tak, zrobiliśmy to. Gdy o tym wspominam wciąż czuje dreszcze, jego delikatny dotyk, pocałunki, głaskanie, szeptanie do ucha.
Gdy tylko położyłam się do łóżka ,usnęłam, nie był to wieczór, ale przespałam całą noc. Obudziłam się około siódmej, dokładnie za dziesięć siódma. Zrobiłam to co każdego poranka, tak to miał być zwyczajny poranek. Właśnie, miał.
W domu wszystko w porządku, umalowałam się, zjadłam śniadanie, ułożyłam włosy. Spakowałam się do szkoły i ruszyłam w jej kierunku.
Dotarłam na miejsce za piętnaście ósma. Od razu u progu przywitały mnie wrogie spojrzenia wszystkich znajomych. Podbiegła do mnie Vanessa.
- Kate, nie sądziłam.
- O co chodzi?
- Wszyscy już wiedzą.
- O czym?
- Że spałaś z Justinem, wszyscy o tym mówią. Jake Cię szuka,jest wściekły. A Justina wciąż jak nie ma tak nie było. Od kiedy Ty z nim?
- Czy to ważne?
- Więc to prawda.
- Tak, prawda. Możesz mieć mnie za dziwkę.
- Ja nigdy nie powiedziałabym o Tobie tak, co innego Jake. On Cię nienawidzi.
Wzięłam głęboki oddech, zza pleców słyszałam śmiechy, chichy,szeptanie. Każdy już wiedział.
Starałam się ich ignorować. W końcu dotarłam na dziedziniec szkoły w centrum gdzie Vanessa podała mi kawę.
- Powiedz mi ,jak to się zaczęło?
- Ej, Ty ,szmato! - krzyknęła Melanie
- O ,że do mnie mówisz?
- Tak do Ciebie. Wstań i podejdź jak jesteś taka bystra i odważna.
- Proszę Cię bardzo.
Wstałam z miejsca i podeszłam do niej. Spojrzałam na nią z przekąsem
- Co chciałaś?
- Wszyscy wiedzą ,że jesteś dziwką, ale żeby z takim facetem? Nie wiedziałaś ,że On jest mój? Nie wiedziałaś,że się spotykamy? Nie tylko z Tobą sypia.
- Ta, może z Tobą jeszcze? Melanie rozumiem ,że masz chcice,jesteś wyposzczona, ale znajdź sobie inne ofiary, którym coś Twoje gadanie zrobi na psychice, do mnie lepiej nie zaczynaj. Jestem inteligentniejsza od Ciebie, znam więcej słów niż ten neandertalski bełkot ,którym się niestety posługujesz.
- Co?
- O właśnie, o tuż to ,o tym mówiłam.
- Nie używaj przy mnie takich słów. Chcesz o niego powalczyć? To po lekcjach możemy proszę bardzo.
- Nie wolisz teraz?
Melanie ruszyła na mnie niczym taran, obijała wszystkich ludzi po drodze których mijała. Otworzyłam kubek z kawą i całą zawartość wylałam na nią. Otworzyła usta po czym zaczęła krzyczeć.
- Za ciepła? Przepraszam, zapomniałam.
Uśmiechnęłam się złośliwie. Melanie odwróciła się i pobiegła do łazienki. Ja zaś wróciłam do Vanessy.
- Zmarnowałam kawę. Skoczę sobie po jedną. Zaczekaj - powiedziałam
Wzięłam swoją torebkę i odwracając się wpadłam na nauczycielkę.
- Kate... - zaczęła
- Tak wiem wiem, do dyrektora. Już.
Machnęłam ręką i skierowałam się w stronę gabinetu.
- Kate, czekaj ,czekaj - usłyszałam znany mi męski głos
Odwróciłam się i zobaczyłam Jake'a z zapuchniętą twarzą. Żyły na szyi powychodziły mu od zdenerwowania. Był wściekły. Wiedziałam ,że to nie może skończyć się dobrze.
- Ty dziwko - zaczął - Już wiedziałem czemu tak się chowałaś, ukrywałaś, i byłaś wiecznie nieobecna.
- Tak,masz mnie. Spałam z Justinem.
- Co ja Ci zrobiłem?
- Nic. Po prostu tak wyszło. Przyszedł w nocy do mnie i tak wyszło. Co mam Ci więcej powiedzieć?!
- Nie czujesz widzę się nawet winna.
- Poczucie winy zżerało mnie od środka od kilku dni.
- Jaki musiałem być naiwny. Przecież Ty nawet gdybym był z Tobą rok nie dałabyś mi.
- Na seksie Ci tylko zależało?
- Nie, na początku nie, ale później trochę,ale nawet nie dałaś się dotknąć nigdzie.
- Nie mów tak do mnie.
- Bo co? To Ty się zeszmaciłaś. Ty zachowałaś się jak dziwka, Ty z tym kurwiarzem spałaś. Stałaś się jedną z jego dziwek, jedną z kurewek ,będziesz mu robiła laskę i dawała dupy gdy tylko przyjdzie do Ciebie,co? Za każdym machnięciem ręki wylądujesz z jego kutasem w ustach.
Jake zbliżył się do mnie i zamachnął się ręką. Która wylądowała na moim policzku.
- Kurwa, wszyscy Cię widzieli w sobotę w klubie, a udawałem głupiego - krzyknął - Dziwka!
- Jak ją nazwałeś?
Za Jakiem stanął Justin, ja zaś złapałam się za policzek, który był aż rozpalony od uderzenia.
- Pytam, jak ją nazwałeś?!
_______________________________________________________________________________
I jak kochani 21 rozdział ?
KOMENTUJCIE! <3
czwartek, 22 sierpnia 2013
Rozdział 20
KATHERINE
Dlaczego, dlaczego ja musiałam być tą złą osobą w związku?
Zawsze wszystko musi się kończyć z mojej winy... Cały wieczór zastanawiałam się czy powiedzieć swojemu chłopakowi, o tym,że straciłam dziewictwo z kim innym... Będąc jeszcze z nim..
Jake był taki dobry, troszczył się o mnie, przyszedł po lekcjach i zrobił mi ciepły rosół, musiałam udawać chorą, kaszleć, i robić grymas z bólu.
- Jake, idź do domu, nie chcę Cię zarazić - powiedziałam popijając herbatę
- Nic mi nie będzie skarbie - odparł - Chcę pobyć z własną dziewczyną, to źle?
On wie, musiał coś słyszeć. Tak często podkreśla, własną, moją ,swoją dziewczyną...
- Ej, Kate.. To źle?
- Nie nie ,wszystko dobrze.
- Jesteś jakaś nieobecna, stało się coś?
- Nie, oczywiście ,że nie co miałoby się stać? Po prostu źle się czuje.
- A jutro do szkoły idziesz?
- Nie ,nie będę w stanie, poleżę ,weekend też i dopiero w poniedziałek przyjdę.
Jake zrobił smutną minę, przysunęłam się do niego.
- Ej,skarbie, nie bądź smutny, dobrze? W poniedziałek znów pójdziemy za rękę. Chyba nie jest aż tak źle beze mnie. To tylko kilka przerw. W nowym tygodniu do tego wrócimy. Teraz będę odpoczywać, pić rosół,który mi zrobiłeś i rozmawiać z Tobą przez telefon.
- To znaczy ,że nie mogę przychodzić?
- Jake, ja na prawdę nie chcę Cię zarazić. Jak poczuję się lepiej to zadzwonię po Ciebie. Obejrzymy jakiś film razem, zjemy popcorn. Będziesz spał u mnie, zgoda?
- Zgoda. To ja już pójdę. Zdrowiej maleńka.
Jake wstał z kanapy ,ucałował mnie w głowę, wierząc w to,że mogłabym go zarazić. I wyszedł, nieświadomy niczego, nie czuł zapachu Justina, który tak silnie wpił się w moją koszulkę, że po trzech praniach nie byłam w stanie do końca tego usunąć.
I znów, pocałunek , dotykanie, zero bólu, moje myśli kiedyś mnie wykończą.
Kolejne dni ... Kolejne wieczory, spędzałam podobnie. Kochając się z Justinem.
Było mi z tym koszmarnie, ba wręcz nienawidziłam siebie, ale to było zbyt silne. Łaknienie... Justin...
Pocałunki składane na mojej szyi , lekkie podgryzanie, lizanie ...
Dobiegła niedziela, godzina dwudziesta druga. Nie spotykałam się z Jakiem , dopiero jutro się widzimy. Tłumaczyłam się ,że jest mi niedobrze, i wolę by mnie nie oglądał.
A co tak na prawdę robiłam ? Kochałam się z Justinem, co wieczór, cztery dni... Ukrywanie się, zdradzanie.. Tak nie powinno być.
Wracając do wątku, była godzina dwudziesta druga, Justin jak co wieczór przyszedł. Wpuściłam go tylnymi drzwiami, by nikt go nie widział.
- Hej mała - pocałował mnie w usta - To co na górę?
- Jak zawsze - uśmiechnęłam się
I tak zniknęliśmy na dwie godziny za drzwiami mojej sypialni.
Justin podszedł do mnie ściągając swoją bluzę. Złapał mnie za biodra i zaczął całować. Obojczyki, klatka piersiowa, piersi, brzuch, podbrzusze... Schodził coraz niżej bez wahania. Odpiął mi spodnie i wciąż schodził niżej wodząc językiem po mojej bieliźnie, którą po chwili zsunął. Położył mnie na łóżko i pieścił moją kobiecość językiem , wiłam się, co chwila zaciskając kołdrę w dłoniach. Było mi tak dobrze, jak nigdy. Gdy już miałam kończyć Justin oderwał się od niej i wsunął swojego penisa we mnie.
- Och - jęknęłam
- Wiem,że Ci się podoba - uśmiechnął się Justin
Po czym wpychał swoją męskość we mnie coraz mocniej. Z coraz większym pożądaniem ,coraz silniej,coraz mocniej. Po czym wyszedł ze mnie i ułożył się na łóżku. Tym razem ja miałam panowanie nad nami...
Tej nocy nie pozostałam ani trochę dłużna Justinowi. Pieściłam go,całowałam, a On mnie...
Gdy obydwoje doszliśmy, na zegarze wybiła północ.
Położyłam się obok Justina i ułożyłam głowę na jego ramieniu.
- Wiesz,że to nie może tak trwać, kiedyś musimy skończyć.
- Nie zamierzam. No chyba ,że Ty.
- Justin, sam rozumiesz jaka jest nasza sytuacja. Ty i tak na boku prócz mnie pieprzysz jeszcze z pięć innych lasek.
- Właśnie ,że nie! - Justin powiedział donośnie - Od kiedy zrobiłem to z Tobą, nie dotknąłem żadnej innej poniżej pasa.
- I tak zostają w takim razie jeszcze lody.
- Nie, tego też zaprzestałem - powiedział stanowczo - Od kiedy poczułem to coś, do Ciebie, i to między nami, wszystko mnie uświadomiło. Kate, nie jesteś mi obojętna, i innej nie zamierzam mieć. Byłem Twoim pierwszym i chcę być ostatnim.
- Justin - westchnęłam
- Wydaje mi się ,że Cię kocham... - dodał
Z oka poleciała mi łza, a Justin, złagodził sytuację pocałunkiem. Ułożył się nade mną.
- To co powtórka?
- Nie, jest i gorąco, duszno, nie mogę.
- Oszczędzasz się dla chłopaka?
- Nie będziesz tak do mnie mówił. Ubierz się i wyjdź.
Justin nawet nie przepraszał, nie mówił nic, siedział cicho. Ubrał się, wstał z łóżka. Podszedł do mnie i pocałował mnie prosto w usta...
- Idź już, proszę - dodałam
Nie umiałam się na niego gniewać z taką nienawiścią jak do reszty świata, łączyło nas w tej sytuacji zbyt wiele... Ale nie życzę sobie takiego tonu i sposobności mówienia do mnie. Nie jestem dziwką.. Śpię z nim tylko, a spotykam się z innym... To przecież normalne...
Haha, kogo ja oszukuję. Czas to zakończyć.
Jedno z dwóch.
Około trzeciej nad ranem usnęłam na kilka godzin. Budzik zadzwonił około ósmej, lekcje miałam za jakieś czterdzieści minut. Prawie zaspałam...
Zrobiłam szybki makijaż, ułożyłam w niechlujnego kucyka swoje włosy i ubrałam na siebie luźną czarną bluzę i bluzkę w paski, do tego rurki na nogi i jakieś botki.
Wzięłam tosty z masłem i zjadłam. Pięć minut później byłam w drodze do szkoły.
Przed wejściem stał Justin, odwróciłam wzrok i przeszłam obok niego nie reagując na dotknięcie mojej pupy. Jasna rzecz,że mi się podobało, ale przecież będąc w drodze do swojego chłopaka nie odwrócę się do Justina by powiedzieć,żeby przyszedł dzisiaj o dwudziestej drugiej ,jak zwykle... Powinnam to zakończyć, tu i teraz... Ale wszyscy by się dowiedzieli ,a tego nie chcę.
Podeszłam do Jake'a.
- Dzień dobry skarbie, nareszcie - powiedział Jake
- Dzień dobry
- Już nie zarażasz?
- Nie ,już nie
Jake nachylił się i mnie pocałował namiętnie.
- Cieszę się ,że jesteś - dodał
- Ja też. Ale widzę słuch po Ashley się rozszedł.
- Nie ,no co Ty skarbie. Koło jej szafki są znicze, w klasie 104 jej zdjęcie. Wszyscy pamiętają. Ty szczególnie. Nie dasz im zapomnieć.
- Nigdy.
Jake stał cicho, ja także... Nie przerywałam milczenia. W głowie zaczęłam znów widzieć nocne eskapady z Justinem... Bałam się wzroku wszystkich ludzi, bałam się ,że mogą wiedzieć cokolwiek... Bałam się reakcji Jake'a. Nasz postój przerwał dzwonek na lekcje. W końcu!
Rozstałam się z Jakiem. I pobiegłam na swoje zajęcia. Tam mogłam spokojnie pomyśleć o tym co będzie, co było.. Powinnam przestać seksu z Justinem, tego romansu, co wykończy i mnie i związek z Jakiem... Ale to łaknienie, chęć jest zbyt silna...
Siedziałam w klasie, czułam się jakbym miała ADHD , nogi pod ławką mi chodziły, a ręce wciąż o coś stukały, to ołówkiem o biurko, to wciskałam długopis ... Vanessa złapała mnie za rękę.
- Kate, uspokój się. Wiemy ,że się przejmujesz śmiercią Ashley, ale bez przesady.
- Przepraszam, postaram się nad tym zapanować.
Faktycznie, starałam się, a jak wychodziło? Kompletne totalne fiasko.
Gdy usłyszałam dźwięk dzwonka ,poczułam się niezmiernie szczęśliwa. Moje szczęście niestety nie trwało zbyt długo.
Usłyszałam pewne plotki, ale nie były o mnie a o moim chłopaku, odetchnęłam z ulgą. Tak wiem, nie powinnam, ale było mi lżej wiedząc ,że nie jestem na językach.
Teraz ciekawiło mnie co się stało z moim chłopakiem. Usłyszałam,że miał bójkę.. Myślałam ,że to sprawka Justina. W trakcie przerwy podeszłam do niego.
- Justin ,mógłbyś? - zapytałam grzecznie
- Idę.
- Już latasz do niej jak piesek? - zapytał Chris
- Oszczędź sobie - dodałam
Widziałam szatynkę, która stała wśród nich bacznie, przyglądała się mi jakby miała mnie zabić. Spojrzałam na nią stanowczo olewając sytuację. Na co Ona odwróciła się i schowała między kolesiami. Zachowała się niczym jak w mafii , chowała się między swoimi mężczyznami...
- Justin, co zrobiłeś?
- O co chodzi? Nic. Prócz seksu z Tobą to nic.
- Nie chodzi mi o to, pobiłeś Jake'a?
- Nie, to nie byłem ja. Słyszałem o tym ,ale nie to nie ja, szkoda.
- To kto?
W tym momencie do nas podeszła znana Wam już szatynka. Miała na imię Melanie. Podeszłą wolnym krokiem jakby chciała by każdy ją obejrzał ze wszystkich stron.
Rozpuściła swój kitek i burza jej loków rozlała się po ramionach, opadając delikatnie. Lekko oblizała wargi i podeszła do Justina.
- Przepraszam na chwilkę - powiedziała ,po czym obróciła się w stronę Justina - Justin, mam nadzieję,że piątkowa noc Ci się podobała, mam nadzieję,że dzisiaj to powtórzymy, obiecałeś.
Justinowi opadła szczęka, podobnie jak i mnie. Nie wierzyłam ,że mógłby mi coś takiego zrobić. Powiedział, On przecież powiedział ,że nie kocha się z inną, tylko ze mną... Usłyszawszy te słowa podeszłam do nich kawałek.
- Justin, ja jadę do swojego chłopaka do szpitala.
- Kate, to nie tak - pociągnął mnie za ramię
- Puść mnie. Nie dotykaj.
Wyszarpnęłam się , Justin chwilę rozmawiał jeszcze z Melanie po czym podbiegł do mnie zatrzymując mnie w drodze do szpitala.
- Co ode mnie jeszcze chcesz ?
- Wyjaśnić to. Zrozum nie spałem z nią.
- Dziwne, słyszę cichy błagalny ton, a nie wybacz to Twoje kłamstwa. Mówiłeś,że nie kochasz się z żadną prócz mnie. Oddałam Ci swoje dziewictwo!
- Kate, Ona to wymyśliła,
- Daj spokój. Idę do swojego chłopaka do szpitala. Nie mam czasu. Pa Justin.
Odwróciłam się i przyspieszyłam kroku do szpitala, jakieś dwadzieścia pięć minut później szłam już w kierunku sali na której siedział Jake.
Weszłam do niej, mój chłopak siedział na łóżku szpitalnym, trzymając worek z lodem na głowie.
- Jezu, Jake! Co Ci się stało?
- Chłopak z innej drużyny, innej szkoły, jak szedłem na lekcje, powiedzmy dopadł mnie.
- Za co, czemu Ci to zrobił?
- To już nie ważne, cieszę się ,że jesteś. I wiesz Kate, siedziałem wczoraj w domu, i myślałem, całkiem sporo myślałem. O nas , o Tobie, o przyszłości.
- Jake, też Ci muszę coś powiedzieć.
Tak postanowiłam wyznać mu prawdę.
- Ale ja pierwszy, proszę, to ważne.
- Słucham.
- Kate, skarbie, nie chcę mówić tego za szybko, ale na prawdę stałaś mi się bliską osobą, jesteś piękna, mądra, idealna wręcz bym powiedział. Kocham Cię.
Zatkało mnie, kompletnie nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Nic, kompletny brak wypowiedzi...
- No, wyrzuciłem to z siebie, a Ty co chciałaś mi powiedzieć.
- Jake,bo ja....
C.D.N
___________________________________________________________________________
I jak kochani 20 rozdział?
Powiedziała mu ,jak myślicie?
KOMENTUJCIE! <3
Oglądajcie : https://www.youtube.com/watch?v=mNBLm9PdXYQ
Dlaczego, dlaczego ja musiałam być tą złą osobą w związku?
Zawsze wszystko musi się kończyć z mojej winy... Cały wieczór zastanawiałam się czy powiedzieć swojemu chłopakowi, o tym,że straciłam dziewictwo z kim innym... Będąc jeszcze z nim..
Jake był taki dobry, troszczył się o mnie, przyszedł po lekcjach i zrobił mi ciepły rosół, musiałam udawać chorą, kaszleć, i robić grymas z bólu.
- Jake, idź do domu, nie chcę Cię zarazić - powiedziałam popijając herbatę
- Nic mi nie będzie skarbie - odparł - Chcę pobyć z własną dziewczyną, to źle?
On wie, musiał coś słyszeć. Tak często podkreśla, własną, moją ,swoją dziewczyną...
- Ej, Kate.. To źle?
- Nie nie ,wszystko dobrze.
- Jesteś jakaś nieobecna, stało się coś?
- Nie, oczywiście ,że nie co miałoby się stać? Po prostu źle się czuje.
- A jutro do szkoły idziesz?
- Nie ,nie będę w stanie, poleżę ,weekend też i dopiero w poniedziałek przyjdę.
Jake zrobił smutną minę, przysunęłam się do niego.
- Ej,skarbie, nie bądź smutny, dobrze? W poniedziałek znów pójdziemy za rękę. Chyba nie jest aż tak źle beze mnie. To tylko kilka przerw. W nowym tygodniu do tego wrócimy. Teraz będę odpoczywać, pić rosół,który mi zrobiłeś i rozmawiać z Tobą przez telefon.
- To znaczy ,że nie mogę przychodzić?
- Jake, ja na prawdę nie chcę Cię zarazić. Jak poczuję się lepiej to zadzwonię po Ciebie. Obejrzymy jakiś film razem, zjemy popcorn. Będziesz spał u mnie, zgoda?
- Zgoda. To ja już pójdę. Zdrowiej maleńka.
Jake wstał z kanapy ,ucałował mnie w głowę, wierząc w to,że mogłabym go zarazić. I wyszedł, nieświadomy niczego, nie czuł zapachu Justina, który tak silnie wpił się w moją koszulkę, że po trzech praniach nie byłam w stanie do końca tego usunąć.
I znów, pocałunek , dotykanie, zero bólu, moje myśli kiedyś mnie wykończą.
Kolejne dni ... Kolejne wieczory, spędzałam podobnie. Kochając się z Justinem.
Było mi z tym koszmarnie, ba wręcz nienawidziłam siebie, ale to było zbyt silne. Łaknienie... Justin...
Pocałunki składane na mojej szyi , lekkie podgryzanie, lizanie ...
Dobiegła niedziela, godzina dwudziesta druga. Nie spotykałam się z Jakiem , dopiero jutro się widzimy. Tłumaczyłam się ,że jest mi niedobrze, i wolę by mnie nie oglądał.
A co tak na prawdę robiłam ? Kochałam się z Justinem, co wieczór, cztery dni... Ukrywanie się, zdradzanie.. Tak nie powinno być.
Wracając do wątku, była godzina dwudziesta druga, Justin jak co wieczór przyszedł. Wpuściłam go tylnymi drzwiami, by nikt go nie widział.
- Hej mała - pocałował mnie w usta - To co na górę?
- Jak zawsze - uśmiechnęłam się
I tak zniknęliśmy na dwie godziny za drzwiami mojej sypialni.
Justin podszedł do mnie ściągając swoją bluzę. Złapał mnie za biodra i zaczął całować. Obojczyki, klatka piersiowa, piersi, brzuch, podbrzusze... Schodził coraz niżej bez wahania. Odpiął mi spodnie i wciąż schodził niżej wodząc językiem po mojej bieliźnie, którą po chwili zsunął. Położył mnie na łóżko i pieścił moją kobiecość językiem , wiłam się, co chwila zaciskając kołdrę w dłoniach. Było mi tak dobrze, jak nigdy. Gdy już miałam kończyć Justin oderwał się od niej i wsunął swojego penisa we mnie.
- Och - jęknęłam
- Wiem,że Ci się podoba - uśmiechnął się Justin
Po czym wpychał swoją męskość we mnie coraz mocniej. Z coraz większym pożądaniem ,coraz silniej,coraz mocniej. Po czym wyszedł ze mnie i ułożył się na łóżku. Tym razem ja miałam panowanie nad nami...
Tej nocy nie pozostałam ani trochę dłużna Justinowi. Pieściłam go,całowałam, a On mnie...
Gdy obydwoje doszliśmy, na zegarze wybiła północ.
Położyłam się obok Justina i ułożyłam głowę na jego ramieniu.
- Wiesz,że to nie może tak trwać, kiedyś musimy skończyć.
- Nie zamierzam. No chyba ,że Ty.
- Justin, sam rozumiesz jaka jest nasza sytuacja. Ty i tak na boku prócz mnie pieprzysz jeszcze z pięć innych lasek.
- Właśnie ,że nie! - Justin powiedział donośnie - Od kiedy zrobiłem to z Tobą, nie dotknąłem żadnej innej poniżej pasa.
- I tak zostają w takim razie jeszcze lody.
- Nie, tego też zaprzestałem - powiedział stanowczo - Od kiedy poczułem to coś, do Ciebie, i to między nami, wszystko mnie uświadomiło. Kate, nie jesteś mi obojętna, i innej nie zamierzam mieć. Byłem Twoim pierwszym i chcę być ostatnim.
- Justin - westchnęłam
- Wydaje mi się ,że Cię kocham... - dodał
Z oka poleciała mi łza, a Justin, złagodził sytuację pocałunkiem. Ułożył się nade mną.
- To co powtórka?
- Nie, jest i gorąco, duszno, nie mogę.
- Oszczędzasz się dla chłopaka?
- Nie będziesz tak do mnie mówił. Ubierz się i wyjdź.
Justin nawet nie przepraszał, nie mówił nic, siedział cicho. Ubrał się, wstał z łóżka. Podszedł do mnie i pocałował mnie prosto w usta...
- Idź już, proszę - dodałam
Nie umiałam się na niego gniewać z taką nienawiścią jak do reszty świata, łączyło nas w tej sytuacji zbyt wiele... Ale nie życzę sobie takiego tonu i sposobności mówienia do mnie. Nie jestem dziwką.. Śpię z nim tylko, a spotykam się z innym... To przecież normalne...
Haha, kogo ja oszukuję. Czas to zakończyć.
Jedno z dwóch.
Około trzeciej nad ranem usnęłam na kilka godzin. Budzik zadzwonił około ósmej, lekcje miałam za jakieś czterdzieści minut. Prawie zaspałam...
Zrobiłam szybki makijaż, ułożyłam w niechlujnego kucyka swoje włosy i ubrałam na siebie luźną czarną bluzę i bluzkę w paski, do tego rurki na nogi i jakieś botki.
Wzięłam tosty z masłem i zjadłam. Pięć minut później byłam w drodze do szkoły.
Przed wejściem stał Justin, odwróciłam wzrok i przeszłam obok niego nie reagując na dotknięcie mojej pupy. Jasna rzecz,że mi się podobało, ale przecież będąc w drodze do swojego chłopaka nie odwrócę się do Justina by powiedzieć,żeby przyszedł dzisiaj o dwudziestej drugiej ,jak zwykle... Powinnam to zakończyć, tu i teraz... Ale wszyscy by się dowiedzieli ,a tego nie chcę.
Podeszłam do Jake'a.
- Dzień dobry skarbie, nareszcie - powiedział Jake
- Dzień dobry
- Już nie zarażasz?
- Nie ,już nie
Jake nachylił się i mnie pocałował namiętnie.
- Cieszę się ,że jesteś - dodał
- Ja też. Ale widzę słuch po Ashley się rozszedł.
- Nie ,no co Ty skarbie. Koło jej szafki są znicze, w klasie 104 jej zdjęcie. Wszyscy pamiętają. Ty szczególnie. Nie dasz im zapomnieć.
- Nigdy.
Jake stał cicho, ja także... Nie przerywałam milczenia. W głowie zaczęłam znów widzieć nocne eskapady z Justinem... Bałam się wzroku wszystkich ludzi, bałam się ,że mogą wiedzieć cokolwiek... Bałam się reakcji Jake'a. Nasz postój przerwał dzwonek na lekcje. W końcu!
Rozstałam się z Jakiem. I pobiegłam na swoje zajęcia. Tam mogłam spokojnie pomyśleć o tym co będzie, co było.. Powinnam przestać seksu z Justinem, tego romansu, co wykończy i mnie i związek z Jakiem... Ale to łaknienie, chęć jest zbyt silna...
Siedziałam w klasie, czułam się jakbym miała ADHD , nogi pod ławką mi chodziły, a ręce wciąż o coś stukały, to ołówkiem o biurko, to wciskałam długopis ... Vanessa złapała mnie za rękę.
- Kate, uspokój się. Wiemy ,że się przejmujesz śmiercią Ashley, ale bez przesady.
- Przepraszam, postaram się nad tym zapanować.
Faktycznie, starałam się, a jak wychodziło? Kompletne totalne fiasko.
Gdy usłyszałam dźwięk dzwonka ,poczułam się niezmiernie szczęśliwa. Moje szczęście niestety nie trwało zbyt długo.
Usłyszałam pewne plotki, ale nie były o mnie a o moim chłopaku, odetchnęłam z ulgą. Tak wiem, nie powinnam, ale było mi lżej wiedząc ,że nie jestem na językach.
Teraz ciekawiło mnie co się stało z moim chłopakiem. Usłyszałam,że miał bójkę.. Myślałam ,że to sprawka Justina. W trakcie przerwy podeszłam do niego.
- Justin ,mógłbyś? - zapytałam grzecznie
- Idę.
- Już latasz do niej jak piesek? - zapytał Chris
- Oszczędź sobie - dodałam
Widziałam szatynkę, która stała wśród nich bacznie, przyglądała się mi jakby miała mnie zabić. Spojrzałam na nią stanowczo olewając sytuację. Na co Ona odwróciła się i schowała między kolesiami. Zachowała się niczym jak w mafii , chowała się między swoimi mężczyznami...
- Justin, co zrobiłeś?
- O co chodzi? Nic. Prócz seksu z Tobą to nic.
- Nie chodzi mi o to, pobiłeś Jake'a?
- Nie, to nie byłem ja. Słyszałem o tym ,ale nie to nie ja, szkoda.
- To kto?
W tym momencie do nas podeszła znana Wam już szatynka. Miała na imię Melanie. Podeszłą wolnym krokiem jakby chciała by każdy ją obejrzał ze wszystkich stron.
Rozpuściła swój kitek i burza jej loków rozlała się po ramionach, opadając delikatnie. Lekko oblizała wargi i podeszła do Justina.
- Przepraszam na chwilkę - powiedziała ,po czym obróciła się w stronę Justina - Justin, mam nadzieję,że piątkowa noc Ci się podobała, mam nadzieję,że dzisiaj to powtórzymy, obiecałeś.
Justinowi opadła szczęka, podobnie jak i mnie. Nie wierzyłam ,że mógłby mi coś takiego zrobić. Powiedział, On przecież powiedział ,że nie kocha się z inną, tylko ze mną... Usłyszawszy te słowa podeszłam do nich kawałek.
- Justin, ja jadę do swojego chłopaka do szpitala.
- Kate, to nie tak - pociągnął mnie za ramię
- Puść mnie. Nie dotykaj.
Wyszarpnęłam się , Justin chwilę rozmawiał jeszcze z Melanie po czym podbiegł do mnie zatrzymując mnie w drodze do szpitala.
- Co ode mnie jeszcze chcesz ?
- Wyjaśnić to. Zrozum nie spałem z nią.
- Dziwne, słyszę cichy błagalny ton, a nie wybacz to Twoje kłamstwa. Mówiłeś,że nie kochasz się z żadną prócz mnie. Oddałam Ci swoje dziewictwo!
- Kate, Ona to wymyśliła,
- Daj spokój. Idę do swojego chłopaka do szpitala. Nie mam czasu. Pa Justin.
Odwróciłam się i przyspieszyłam kroku do szpitala, jakieś dwadzieścia pięć minut później szłam już w kierunku sali na której siedział Jake.
Weszłam do niej, mój chłopak siedział na łóżku szpitalnym, trzymając worek z lodem na głowie.
- Jezu, Jake! Co Ci się stało?
- Chłopak z innej drużyny, innej szkoły, jak szedłem na lekcje, powiedzmy dopadł mnie.
- Za co, czemu Ci to zrobił?
- To już nie ważne, cieszę się ,że jesteś. I wiesz Kate, siedziałem wczoraj w domu, i myślałem, całkiem sporo myślałem. O nas , o Tobie, o przyszłości.
- Jake, też Ci muszę coś powiedzieć.
Tak postanowiłam wyznać mu prawdę.
- Ale ja pierwszy, proszę, to ważne.
- Słucham.
- Kate, skarbie, nie chcę mówić tego za szybko, ale na prawdę stałaś mi się bliską osobą, jesteś piękna, mądra, idealna wręcz bym powiedział. Kocham Cię.
Zatkało mnie, kompletnie nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Nic, kompletny brak wypowiedzi...
- No, wyrzuciłem to z siebie, a Ty co chciałaś mi powiedzieć.
- Jake,bo ja....
C.D.N
___________________________________________________________________________
I jak kochani 20 rozdział?
Powiedziała mu ,jak myślicie?
KOMENTUJCIE! <3
Oglądajcie : https://www.youtube.com/watch?v=mNBLm9PdXYQ
środa, 21 sierpnia 2013
Rozdział 19
KATHERINE
Zastanawiałam się czy porozmawiać z Justinem.
- Dobra, Kate - zaczął - Nie chcesz ze mną rozmawiać ,to nie. Więcej już nie będę o Ciebie zabiegał.
- Justin, zaczekaj. Możemy porozmawiać, dopóki nie poruszysz tematu pocałunku.
- W porządku - przytaknął przygaszony
Odeszliśmy kawałek od kapliczki , unikając oczu wszystkich ludzi. Unikając wzroku Jake'a patrzącego na mnie błagalnie...
Sama nie wiedziałam co sądzić o tym,że był z Ashley.. On chce mi wszystko wyjaśnić. Mówił ,że nie chciał mnie wykorzystać tylko pogodzić się z przyjaciółką, którą była dla niego Ash... Teraz już nic tego nie uleczy, nikt nie zwróci jej życia..
- Justin - zaczęłam - Powiedz mi w co Ty tak na prawdę grasz?
- Ja? W nic nie gram. Prędzej Ty.
- Niby jak to,hm? To Ty najpierw mnie całujesz ,potem nienawidzisz, potem się wstydzisz mnie, udajesz ,że to ja jestem Tobą zainteresowana, a jest inaczej ,bo nie jestem.
- Kate, mam takich znajomych jakich mam.
- Może czas ich zmienić?
- Może - potwierdził cicho - Ale znam ich od ośmiu lat, mam dla jakiejś laski ich porzucić? Nie ma mowy.
- Widzisz! - podniosłam ręce - Sam sobie przeczysz. To jest logiczne? Nie sądzę, nawet dziewczyny przed okresem nie są tak rozstrojone jak Ty.
- Nie przesadzaj.
- Wiem coś o tym. I nie jestem jakąś laską. Jestem Katherine Gomez, dziewczyna Jake , jeśli jeszcze nie zdałeś sobie sprawy.
- Ten pocałunek, nic nie znaczył?
- Pa, Justin. Nie wspominaj o tym więcej.
Czułam się winna, sumienie nie dawało mi spokoju... Było mi na prawdę źle..
Moje wszelkie wspomnienia zaczęły bić się w głowie, wszystko co widziałam w śnie, teraz przebijało się przez moje myśli. Czułam się źle a jednak tak dobrze...
Moje wyobrażenia o naszym związku stały się tak silne ,że zaczęłam w nie wierzyć. Moje serce i rozum mówiły mi dwie różne rzeczy..
Powoli przestawałam wiedzieć co jest prawdą a co fikcją?
Kochał mnie? Wstydzi się pokazać ze mną?
Nic nie rozumiem..
Kapliczka była na obrzeżach miasta, niedaleko jeziorka, bardzo małego ale przyjemnego. Poszłam w tamtą stronę ,stanęłam na pomoście. Nie byłam tak silna jakby mi się wydawało. Oparłam się o barierki i myślałam...
Może za dużo myślę? To zdecydowanie był mój problem.
Jake podszedł do mnie z miną jak maleńki szczeniak, nie dało się mu oprzeć.
- Kate, możemy porozmawiać? Obiecuję, będę konkretny.
- Słucham - powiedziałam oschle
- Kate, chodzi o to ,że ja nie chciałem się do niej zbliżyć w sensie związku. Chciałem się zbliżyć,żeby nie żyć cały czas w gniewie, o Ciebie cały czas mi chodziło i nadal będzie tylko o Ciebie. Przyrzekam skarbie. Nie jestem tak zły jak myślisz.
- Obiecujesz?
- Obiecuje.
Jake przytulił mnie do siebie. Chciałabym ,żeby wszystko było tak łatwe jak z nim. Wyjaśnienie sobie paru rzeczy... Może kiedyś będzie mi przychodziło to z łatwością.
- Idziemy? - zapytałam - Obejrzymy u mnie jakiś smutny film,zjemy popcorn, pośmiejemy się. Może coś z tych rzeczy nam poprawi humor.
- Chętnie, jesteś sama?
- Tak, ale nie będzie nic poza tym - zaśmiałam się
Jake uśmiechnął się szczerze i złapał mnie za rękę. Powoli wędrowaliśmy do mnie do domu, wolnym krokiem, podziwiając nasze miasto.
- Czemu dzisiaj nie jesteś autem? Akurat taki kawał. Zedrę sobie obcasy.
- Poniosę Cię ,księżniczko.
- Przejdę się - zaśmiałam się
Powoli bo powoli ale doszliśmy do mnie.
- Jak usiądę to już nie wstanę, na prawdę - stwierdziłam - Mam dość.
Jake usiadł obok mnie na kanapie. Niestety mój odpoczynek nie trwał za długo. Musiałam się przebrać w wygodniejsze ubrania i zrobić popcorn.
Jake oczywiście nie siedział bezczynnie, poszedł niedaleko do sklepu po picie, wrócił i robił ze mną popcorn. Włączyliśmy film, postawiłam miskę na stół i usiadłam obok niego.
Co jakiś czas podawałam mu dawkę popcornu prosto z ręki do buzi. Co wcale nas nie rozpraszało. Po filmie, który w sumie był nudny, nie do oglądania z facetem. Nie takim, haha. Nie ,żeby coś to nie w złym sensie.
Odprowadziłam Jake'a do drzwi. Pożegnałam pocałunkiem. Poszedł,a ja zamknęłam za nim drzwi . Wróciłam do salonu , posprzątałam resztki kukurydzy z podłogi i odkurzyłam troszkę. Pozmywałam naczynia i poszłam do swojego pokoju.
Weszłam do niego i otworzyłam laptop, wszyscy na Twitterze pisali o śmierci Ashley, nawet Justin...
Zdziwiło mnie to , szczerze, nie wiem po co pojawił się na pogrzebie.
Przyszedł mi do głowy pocałunek w parku, uśmiechnęłam się sama do siebie.
Dlaczego? Kompletnie nie wiem.
Miałam dość tych nagłych przebłysków , siedzę sobie i wszystko jest w najlepszym porządku,a nagle w głowie nachodzą mnie wspomnienia, łóżko z Justinem, wspólne spanie, spacery, poświęcanie tego czasu... Wykorzystywanie tych szans... Wszystko wspólne..
Wspólne plany na przyszłość ,wspólne dziecko, wspólne mieszkanie, wspólne łóżko, wspólne problemy...
Wszystko wydawało się być takie niezniszczalne.
Do teraz gdy przypominam sobie jego pocałunki, dotyk przeszywa mnie dreszcz i mam gęsią skórkę.
Pojawia się na mojej buzi ten bezgranicznie szczery do bólu uśmiech. Nikt nie wie dlaczego.. Ważne ,że ja wiem, i jest mi z tym tak dobrze.
Nareszcie nastał wieczór. Wzięłam szybki prysznic i około dwudziestej trzeciej położyłam się do łóżka.
Zasnęłam, jakieś dwie godziny później obudził mnie telefon..
A miałam taki przyjemny sen, Justin obok mnie, jak kiedyś tulący mnie. Dlaczego mi się ten sen podobał? Czułam ciepło, rzeczywiste ciepło... Takie otulające mnie, jak nigdy.
Spojrzałam na ekran, znów nieznany numer, po co to wszystko? O dupę to rozbić, wyciszyłam telefon. I ponownie się położyłam , okryłam się kołdrą i wtuliłam w poduszkę.
Dobiegło mnie ciche stukanie w okno. Jakby kamyki rzucane w nie. Odkryłam kołdrę i podeszłam do okna. Przyjrzałam się uważnie, i otworzyłam je.
- Co tu robisz?
- Zawsze trzeba działać. Źle czy dobrze, okaże się później. Żałuje się wyłącznie bezczynności i zawahania.
- Zaczekaj ,zejdę do Ciebie.
Miałam to szczęście ,że dzisiaj rodziców nie było. Obydwoje mieli nocną zmianę. Dzięki Bogu.
Założyłam na siebie bluzę i zeszłam na dół. Otworzyłam drzwi, On już tam stał i czekał.
- Dlaczego mnie odtrąciłaś? Jestem zatracony w zakłopotaniu ,jakby to była iluzja. Przypuszczam ,że tak miało być, ale to wszystko to nic nie znaczyło?
- Justin - zawahałam się - Wejdź. Widać nie wyjaśniliśmy sobie wszystkiego.
Zaprowadziłam Justina do swojego pokoju na górę. Wszedł, o dziwo bardzo chętnie.
- A gdzie Twoje koleżaneczki ? - zaczęłam
- Nie przyszedłem rozmawiać o nich.
- To o kim?
- O nas, Kate, o nas.
- Nie ma czegoś takiego jak my.
- Uwierz mi jest. Wiesz sama doskonale co obydwoje do siebie czujemy. Bynajmniej ja wiem co czujemy...
Usiedliśmy na przeciw siebie na łóżku, usiadłam po turecku, podobnie jak Justin. Oparłam się o ramę łóżka i poduszki. Wciąż byłam senna.
- Kate, chodzi o to,że nigdy nie byłaś mi obojętna, tak wiem. Tworzę w okół siebie mur, ale to taka maska.
- Wstydzisz się mnie,pomiatasz mną, co mam sobie myśleć?
- Kate, mam takich znajomych jakich mam, mówiłem Ci. Jeśli miałbym wybierać między Tobą a nimi, a bynajmniej szansą z Tobą, wybrałbym to co dla mnie jest odpowiednie , Ciebie.
- Justin ja się nie umawiam z narkomanami, alkoholikami,palaczami.
- Zmienię to, uwierz mi.
- Ale co to zmieni skoro mam chłopaka?
- Jesteśmy tam gdzie powinniśmy być, ja , Ty ,razem. Kate, na prawdę ,uwierz mi , nie chcę Cię wykorzystać. Nie chcę nic złego zrobić.
- Justin, Ty masz humory, skąd mam wiedzieć, że za chwilę to się nie zmieni w nienawiść. Przyjaciele okej, nic poza tym.
Justin przysunął się do mnie i pocałował w usta. To zaparło mój dech, ponownie, czułam to samo ciepło, co po przebudzeniu się.
- Przyjaciele tak całują? - zapytał
- Nie - odpowiedziałam z przyjemnością w głosie
- A przyjaciele robią tak?
W momencie gdy Justin pytał, jego dłoń znalazła się na moim policzku ,a On nade mną. Pochylał się do mnie skradając pocałunki. Jego ręka osuwała się coraz niżej.
A mi? Mi robiło się coraz cieplej i przyjemniej. Justin zdjął ze mnie bluzę i bluzkę, odsłaniając piersi.
Pieścił je, każdą po kolei, całował ,dotykał, a ja? Jęczałam, było mi dobrze. Bałam się,bo byłam dziewicą, a miałam stracić ten "skarb" z kimś na kim mi zależy... Ironia losu.
Nie zostawałam Justinowi dłużna, pozbyłam się jego spodni i pieściłam jego członka. Gdy ten już stwardniał, Justin wyciągnął z kieszeni paczuszkę z prezerwatywą. Otworzył ją i nasunął na swojego penisa.
- Justin - zaczęłam
- Tak skarbie?
- Jestem dziewicą.
- Wiem, nie martw się, będę ostrożny. Jeśli tylko tego chcesz?
- Chcę.
Co!? Dlaczego to powiedziałam... Chyba za daleko zabrnęliśmy by teraz przestać.
Justin złapał mnie za rękę i splótł nasze palce. Główką penisa delikatnie pieścił moją łechtaczkę by mieć prostszy dostęp. Po czym powoli z czułością włożył go we mnie.
- Wszystko dobrze? - upewnił się
- Tak, wszystko w porządku.
Było mi dobrze, powiem nawet ,że bardzo dobrze. Justin zaczął delikatnie poruszać się we mnie, co nam obojgu sprawiało przyjemność. Nie było rozlewu krwi, ani bólu.. Ponoć tak może się zdarzyć z właściwą osobą... Właściwą, tą którą się kocha, prawda?
Tej nocy oddałam się rozkoszy z Justinem, nie powinnam wiem, ale to było zbyt mocne...
Seks, był taki jakim go sobie wyobrażałam. Delikatny, czuły, pożerający, przeszywający, po prostu doskonały. Tak mogę tego słowa użyć spokojnie, doskonały...
Gdy obydwoje skończyliśmy Justin położył się obok mnie.
- Było Ci dobrze?
- Było.
- Słyszałem po tym jęczeniu, nie wiedziałem ,że tak potrafisz.
- Uwierz mi ,ja sama nie wiedziałam,że tak potrafię.
Zużyta prezerwatywa trafiła do kosza na śmieci w łazience. Wróciliśmy do łóżka. Nie chciałam by wychodził.... Dlaczego ja jestem taka skomplikowana!?
- To ja już pójdę - powiedział.
- Zostań... - poprosiłam cicho
- Przeważnie nie zostaję u dziewczyny po seksie, ale mogę zrobić wyjątek, dla tej wyjątkowej.
Justin położył się po lewej stronie ja zaś po prawej. Wtuliłam się w niego i zasnęłam. Bezpieczna? Obudziłam się żywa, w jednym kawałku, bez żadnych obrażeń na ciele, obok mnie spał Justin.
Dopiero teraz doszło do mnie co zrobiłam ,jak źle postąpiłam.. Jake mi tego nigdy nie wybaczy.
Justin obudził się jakieś dziesięć minut po mnie, ubrał się ,ucałował mnie. Zamienił ze mną kilka zdań, prosząc by to nie wyszło na jaw, zgodziłam się bez wahania. Wszyscy chyba by mnie ukamienowali gdyby dowiedzieli się co zrobiłam. Justin wyszedł po dziewiątej. Obydwoje nie poszliśmy tego dnia do szkoły.
Siedziałam cały dzień w domu ,w piżamie, oglądając kreskówki.. Siedziałam, i znów myślałam. Dlaczego ja mu to zrobiłam? Przecież On nic mi takiego nie zrobił, widać było ,że mu zależy... Sama komplikuje sobie życie... Tuż przed piętnastą pod moimi drzwiami zjawił się Jake. Bałam się mu otworzyć, bałam się ,że wygadam mu wszystko, że będzie wiedział wszystko, co On tu w ogóle robił?!
Otworzyłam mu. Moje ręce zaczęły się pocić, cała drżałam ze strachu.
- Hej Kate - powiedział spokojnie - Czemu jeszcze w piżamie?
- Źle się czuje, nie powinieneś wchodzić, zarażę Cię jeszcze czymś i nie będziesz mógł chodzić na trening.
- Biedactwo, nie zarazisz , chodź zrobię Ci coś ciepłego. Wyzdrowiejesz szybciej.
Jake pocałował mnie w polik, uśmiechnęłam się, delikatnie i nieszczerze , trudno.
Dbał o mnie, nawet w wymyślonej chorobie... Ideał. A ja? Dziwka. Przespałam się z Justinem ,bo?
Bo chciałam się poczuć tak jak kiedyś? Kiedy? Wtedy gdy spałam.
Wewnętrzna walka sama ze sobą będzie trwała całe życie.
Podobno mężczyzna z którym się jest umie wyczuć zapach innego mężczyzny... Jake nie umiał, nie poczuł zapachu Justina...
_____________________________________________________________________________
I jak kochani 19?
KOMENTUJCIE! <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)